Rozdział 16

Cały tydzień zleciał niezmiernie szybko. Większość szkoły zaliczała testy, które ja zdałam jednego dnia. Wcześniejsza szkoła nauczyła mnie, żebym nie zostawiała niczego na ostatnią chwilę. Znów rozpoczął się weekend i mogłabym leżeć w łóżku nieskończoność, gdyby nie to, że Emma i Mea (które zakopały owy topór wojenny i zostały wielkimi przyjaciółkami) pojawiły się dwadzieścia minut po dziewiątej przed moim domem. Co prawda umawiałyśmy się, że miałyśmy wyjechać rano, ale żeby, aż tak wcześnie? Budzenie się przed południem jeszcze w sobotę, by udzielać się towarzysko to istny absurd absurdów.

Otworzyła im moja mama i gdy tylko weszły do środka posłałam im spojrzenie pełne wyrzutu.

- Oto i one - matka stała z kubkiem herbaty i w szlafroku, jej włosy przypominały trochę burzę piaskową. Uśmiechała się od ucha do ucha, spoglądając raz na nie, a raz na mnie.

- Do zobaczenia, mamo - mruknęłam jak najszybciej opuszczając dom. - Jest taka żenująca - mruknęłam do dziewczyn.

- Moja też - zaśmiała się Charms. - Ale chyba każda matka, czy ojciec tak ma.

- Tak - odparłam z uśmiechem idąc w stronę auta. - Czemu musimy wyjeżdżać tak wcześnie?

Obie spojrzały na mnie, mniej więcej w taki sposób jakbym zabiła człowieka.

- Jest sobota. Jeśli chcesz zdążyć kupić jakąś ładną sukienkę to musimy być tam wcześniej - odpowiedziała Emma. Patrzę na stroje dziewczyn i czuję się dziwnie. Mea ma na sobie letnią sukienkę w kolorze sepi i klapki zawiązywane na rzemyki, a Emma biały top odsłaniający płaski brzuch i szorty w różowo - pastelowym kolorze. Wyglądają świetnie, w porównaniu do mnie. Tak się spieszyłam, że miałam na sobie koszulkę z kucykami Pony i przetarte spodnie.

- Zapowiada się, że będzie upał - mówię spoglądając w niebo, czuję żar gorącego słońca. To dziwne bo nie ma nawet dwunastej.

- Wskakujcie - mówi Emma, gdy zatrzymujemy się obok jej auta. Jej rodzina musi być bogata, bo to nowiuśki, jeszcze z błyszczącym lakierem range rover; ostatnio, gdy jechałyśmy do centrum handlowego, podróżowałyśmy zupełnie innym autem.

- Od kiedy masz prawo jazdy? - pytam trochę z ciekawości, a trochę ze strachu. Dziewczyna uniosła brwi i westchnęła.

- Od tamtego roku, zrobiłam je w lipcu - mówi, otwierając drzwi od strony kierowcy. Wchodzimy do auta, zapinam pasy i wyjeżdżamy z podjazdu. Emma włącza radio i obie zaczynają śpiewać. Jestem wdzięczna, że nie musimy rozmawiać, ponieważ nadal czuję się otępiała od tej dzisiejszej pobudki.

Opuszczamy dzielnice mieszkalną i jedziemy drogą przez las. Tu jest trochę chłodniej, przez otwarte okno czuję zapach drzew iglastych. Kierujemy się w stronę, który pokazuje znak - Promenada. Mijamy różnorakie sklepy, motele i restauracje, zapewne w jednej z nich pracuje moja mama.

- Szukanie miejsca parkingowego jest największą męczarnią - skarży się dziewczyna. Chociaż jest dość wcześnie na parkingu powoli zaczyna brakować miejsc. - A teraz chodźmy na zakupy! - obie piszczą z przejęcia.

Idą o wiele za szybko, natomiast ja się za nimi wlokę, chłonę wielkimi oczami, każdy budynek, sklep i kawiarnie, znajdującą się na promenadzie. Skręcamy w prawo i wychodzimy na deptak. Tam jest tego jeszcze więcej, oprócz tego widzę butiki z markowymi produktami. Nie lubię takich miejsc, nie widzę nawet, ani jednej księgarni, w której mogłabym kupić książkę do zrecenzowania.

- To miejsce to raj, prawda? - mówi Mea, której świecą się oczy.

-W zupełności się z tobą zgadzam, Charms - dodaje czarnowłosa, ale dobrze wiem że obie są szalone na punkcie wszystkiego co oklepane i wyznają metodę: "Jeśli ona to ma, to ja też muszę". Oczywiście, że kochają tą promenadę, bo są dziewczynami.

- Fajnie - w moim głosie nie słychać przekonania, ale dziewczynom to jak widać nie przeszkadza.

- Chodźcie tracimy tylko czas! - mówi mulatka.

Zakupy. To chyba jedna z gorszych rozrywek jakie wymyślił świat. Wchodzimy do jednego z tych sklepów gdzie ekspedientki są na wskroś miłe, a gdzie nie spojrzysz są kanapy i kwiaty, ale mało ubrań.

- Potrzebuję jakiejś zwiewnej sukienki z cekinami - mówi Emma, jakby miała wszystko już zaplanowane.

- A ja takiej, która odkrywa chociaż skrawek ciała - dodaje Mea i obie rozchodzą się po sklepie w poszukiwaniu czegoś dobrego dla siebie.

Przeglądam wieszaki w poszukiwaniu, czegoś co mogłoby pasować do tematu balu, ale nie potrafię wybrać, a ceny są kosmiczne. Chociaż wzięłam kartę od taty, na której mam zaoszczędzone trochę pieniędzy. Ostatecznie chwytam po pierwszą lepszą sukienkę i wydaje mi się naprawdę urocza - biała, z falbankami i rękawkami zrobionymi z siateczki. Idę w kierunku przymierzalni, gdy słyszę wołanie dziewczyn.

- Ingrid - Emma chwyta mnie za rękę i prowadzi mnie w inną stronę. - Idziemy do innych przymierzalni. Tych na tyłach sklepu - mówi i wpycha mnie za drzwi. - Idę pomóc znaleźć Charms buty.

Jest tam kilka kabin więc wchodzę do jednej z nich i zaczynam ściągać ubrania. Chcę założyć sukienkę jak najszybciej. Boję się, że to miejsce nie jest dla klientów i mnie złapią. Serce zaczyna łomotać mi jak szalone. Już mam zdjąć spodnie, gdy z sąsiedniej kabiny słyszę czyjeś głosy i nie brzmi mi to jakby ktoś się tam przebierał.

-Kotku, nie - chichocze jakaś dziewczyna. Właściwie to słyszałam gdzieś już jej głos.

- Skarbie - teraz odzywa się męski głos. Ktoś się całuje, zapewne słyszę cmokanie. Chwilę później czyjeś ciało odbija się od ściany mojej kabiny. Dziewczęcy śmiech słychać na całe pomieszczenie.

- Co robisz? - mruczy chłopak.

- Całuje cię - odpowiada dziewczyna i znów słyszę odgłos cmokania. - Haha, nie błagam cię! - znów się śmieje, a pocałunki nie ustępują.

- Tylko całujesz? - ten męski głos brzmi tak znajomo.

- Nie tylko.

Zakrywam ręką usta i głośno przełykam ślinę. To obrzydliwe, czy oni uprawiają seks w przebieralni?!

Siadam na stołku, który tam stoi i podkurczam nogi w obawie, że zobaczą mnie. Mogłabym spróbować wyjść, ale zapewne narobiłabym hałasu tym, a oni odkryliby moją obecność i zapewne nie skończyłoby się to dobrze. Gdy zbliżają się do ścianki dzielącej nasze kabiny widzę, złote sandały i czarne sportowe buty typu Nike.

- Kris - syczy dziewczyna, między pocałunkami. - Nie róbmy tego tutaj.

To jeszcze bardziej mnie odrażało. Czyli naprawdę mieli zamiar zrobić to w kabinie do przymierzania ubrań? Ale wiedziałam jedno, że ten głos i to imię oznaczało kłopoty. Dlaczego znów on? Czułam w środku, że zwymiotuje i nagle słyszę głos Emmy:

- Ingrid, jesteś tam? - stoję przez chwile sparaliżowana, po czym zabieram sukienkę i jak najszybciej wychodzę z kabiny. Podbiegam do niej i daje znak, że jak najszybciej musimy wyjść z tego pomieszczenia, ale jest za późno wychodzą Kristian i Dolores, a ja stoję czerwona niczym burak.

- Kristian? Dolores? - koleżanka jest w szoku, po czym parska nieokiełznanym śmiechem.

Połowa guzików jej sukienki jest rozpięta, za nią stoi chłopak, ale wiem, że wpatruje się we mnie.

- Co ona tu robi? Mówiłeś, że nikogo tu nie ma! - syczy Dolores, patrząc wprost na mnie. - Mówiłam ci, że jeśli jeszcze raz ją spotkam rozerwę ją na strzępy.

- Taa - mówi chłopak. - Słyszałaś Ingrid, o czymś takim jak prywatność, może?

Jednak za nim coś powiedziałam, stanęła w mojej obronie czarnowłosa:

- A wy o nielizaniu się w samym środku sklepu, z ciuchami? - rzuciła marszcząc nos ze złości. - To obrzydliwe.

- Co wy tu w ogóle robicie? - zapytał ucinając temat.

- Pomyśl Kris, co zazwyczaj można robić w takich sklepach - prychnęła. - Przymierzamy sukienki na bal letni. Ty zapewne idziesz ze swoją ukochaną dziewczyną, której nie przedstawiłeś swoim rodzicom, bo tak bardzo jej się wstydzisz - zamarłam, oczywiście mówiłam Emmie czemu nie poszłam na randkę z jej bratem, ale nie sądziłam, że zastosuje to w ten sposób.

- Kris - jego dziewczyna spojrzała na niego z niedowierzaniem. - Czy to prawda?

- Zaraz to wytłumaczę - powiedział i spojrzał na mnie wzrokiem, który mógł zabić, a następnie szepnął, gdy nas mijali. - Brawo, możesz pożegnać swojego bloga, kotku.

I jak podoba wam się? Przepraszam, że wczoraj nie wstawiłam rozdziału, ale powiedzmy, że moja wena zrobiła sobie jednodniowe wakacje. A co u was? Piszcie, gwiazdkujcie i czytajcie dalej...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top