Rozdział 2.5

- Będziesz wyglądała zajebiście! - mówi Irina - siostra Very, która maluje powieki grubą warstwą eyelinera. Od rana przygotowywałam się z nimi do randki z Reubenem. Zaryzykowałam za bardzo, a może właśnie tego potrzebowałam - odmiany. Moje włosy to przeszłość, ścięłam je do ramion i pofarbowałam na czarno ( to znaczy nie ja, tylko fryzjer).

Z chwilą, gdy wybija trzecia po południu stoję przed lustrem jako zupełnie nowa ja. Krótkie matowo - czarne włosy zakręcają się przy końcach, ale to twarz przykuwa największą uwagę. Ciemny makijaż i czerwona, krwista szminka. Dawna ja nigdy by się tak nie pomalowała, ale teraz jestem inna. Przytulam Emmę i Irinę, a następnie przeglądam jeszcze chwilę komórkę - dziesięć nieodebranych połączeń od Very i o dwa więcej od Amandy.

Przez chwilę było mi przykro. Wczoraj wystawiłam je do wiatru, a dzisiaj nawet nie odzwoniłam. Ale nie chciałam tego robić. Sama nie wierzyłam, że potrafię tak bardzo zmienić stosunki z ludźmi przez niespełna jeden dzień.

Emma opadła na kanapę i zacmokała, wpatrując się we mnie z niedowierzeniem.

- Nie mogę oderwać oczu, zupełnie inna osoba - uśmiecha się, a ja odwzajemniam go. - Rozumiem, że dalej jesteśmy przyjaciółkami?

- Tak oczywiście - przytakuje i przytulam ją. Moje ubrania też się zmieniły. Mam na sobie czarną bluzkę odkrywającą brzuch, spódniczkę w kolorze platyny i skórzaną kurtkę. - Nigdy nie przestałyśmy nimi być.

- Już myślałam, że te dwie podłe suki nastawiły cię przeciwko mnie - mruknęła, na co przełknęłam ślinę i pokręciłam głową. Właściwie miała racje, Amanda i Vera nie lubiły ją, bo zazdrościły jej wyglądu, ale ja obudziłam się w dobrym czasie i teraz dobrze wiem kto mówi prawdę, a kto kłamie.

Chwilę później siedzę już sama, w towarzystwie ciszy wpatruje się w zegarek, którego głos coraz bardziej mnie irytuje. Gdy słyszę dzwonek robi mi się niedobrze, ale oddycham licząc przy tym do dziesięciu, a następnie otwieram drzwi.

Reuben kieruje na mnie swój wzrok i chyba niezbyt wierzy, że to ja. Stoi tak przez przynajmniej minutę, po czym spuszcza wzrok na swoje eleganckie buty i wyjmuje za pleców kwiaty. Są śliczne, chyba pierwszy raz dostaje od kogoś kwiaty, to tak samo jak z tą randką - na żadnej jeszcze nie byłam. Przed oczami mam uśmiech Krisa i mam ochotę się rozpłakać, gdyby mnie teraz zobaczył... Stop! Nawet do mnie nie napisał, nie obchodzę go. Będę robić wszystko na co mam ochotę!

- Wyglądasz inaczej - mówi trochę przestraszony Reuben i przeczesuje swoje sztywne od żelu włosy dłonią. - Ale naprawdę pięknie - robie się czerwona, chociaż nie sądzę, że pod toną makijażu widać cokolwiek.

- Potrzebowałam zmiany - parskam i uśmiecham się łagodnie. - Ty też wyglądasz niczego sobie - szturcham go w ramie. Ma na sobie koszule, krawat zawiązany luźno i czarne eleganckie spodnie. Gdyby łączyło nas coś więcej rzuciłabym się na niego.

- Ta - odpowiada i prowadzi mnie do swojego auta. Jest to niemałej wielkości Jeep w kolorze metalicznym. Widzi mój wzrok i od razu się uśmiecha poklepując swój pojazd. - To moje cacko, dbam o nie jak o dziecko. Dużo na niego pracowałem, ale opłaciło się.

Macham twierdząco głową i próbuje się wdrapać do samochodu, jest o wiele wyższy od normalnego auta. Czuje naglę mocny uścisk za biodra i chłopak unosi mnie w górę i usadawia na siedzeniu pasażera. Przez całą drogę rozmowa zbytnio się nie klei, więc milczę wpatrując się zaciekawiona w chłopaka. Ma w sobie coś takiego, że nie da się oderwać oczu od jego twarzy. Wygląda jak zagubiony chłopiec, który zgubił się w supermarkecie i zaraz się rozpłacze.

Nim się obejrzę stoimy pod jedną z tych droższych restauracji, to jedne z tych gdzie podają mało jedzenia na dużych talerzach. Wysiadam, gdy Reuben szarmancko otwiera drzwi od mojej strony i podaje mi rękę, a później ze splątanymi dłońmi wchodzimy przez szklane podwójne drzwi, które otwiera jeden z kelnerów i jakże miło uśmiechając się przy tym, zaprasza do środka.

- Na nazwisko Preston - mówi grzecznie do chłopaka, a ten kiwając głową prowadzi nas do stolika.

Jestem wniebowzięta tym, że jakiś chłopak zaprosił mnie do takiej ekskluzywnej restauracji. Reuben odsuwa od stołu moje krzesło, abym usiadła, a następnie siada po przeciwnej stronie i uśmiecha się.

- Bardzo się cieszę, że się zgodziłaś - mówi, chociaż dobrze widzę jak bardzo czuje się skrępowany. - Wiesz, gdy wtedy byłaś w kinie. Obserwowałem cię - mruknął. Trochę mnie to przeraziło i przełknęłam głośno ślinę. - Nie pomyśl sobie, że ze mną jest coś nie tak. Bardzo mi się podobasz i po prostu wydajesz się taką miłą osobą...

- To słodkie - odparłam, ale w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka. Musiałam mu powiedzieć. - Tylko, że ja tak jakby jestem w związku.

Dobrze widziałam jak chłopak niespokojnie się poruszył i przetarł mokre od potu czoło.

- Och, nie miałem pojęcia. Myślałem, że jeśli masz kogoś to mi odmówisz, gdy cię zapytam o randkę.

- To nie tak - macham głową i wzdycham, dlaczego muszę do tego wracać? - On wyjechał, zostawiając mnie z pytaniem, czy zostanę jego dziewczyną. Więc, całe wakacje się nad tym zastanawiałam...

- I chcesz się zgodzić - dokończył za mnie Reuben.

Do stolika podeszła kelnerka i z pełnym uśmiechem zapytała nas o dania. Zamówiłam pierś kurczaka w sosie z pesto bazylikowym. Dania przyszły rekordowo szybko i wyśmienicie smakowały.

Właśnie przeżuwałam ostatni kawałek kurczaka, gdy chłopak znów się odezwał:

- Więc jeśli chcesz mu to powiedzieć, dlaczego tego nie zrobisz? Boisz się?

- Chciałabym, ale on nie wrócił - wyszeptałam. - Boje się, że nie wróci w ogóle. Zawsze się boje, a jeśli znalazł sobie kogoś i zostaje tam? Nawet nie odpisuje na wiadomości.

- Hej, spokojnie - czuję jego dotyk na moich ramionach. - Cała drżysz. Nie powinnaś tego robić. Wmawiasz sobie coś, czego nie wiesz.

Kiwam głową. Wiem, ma rację. Od dziecka o wszystko się martwię, co sprawia mi jeszcze większą udrękę. W tym roku przeszło apogeum i miewam ataki paniki.

- Nie potrafię tego rozwiązać - szepczę i spoglądam mu w oczy, które są takie piękne i błyszczące.

- Miałem podobnie - wzrusza ramionami i odkłada widelec na talerz i patrzy na mnie spod zmrużonych powiek. - Trzeba się zmierzyć z problemami. Pojedziemy do tego twojego chłoptasia.

- Słucham? - parskam, ale on mówi to poważnie i wcale nie ma zamiaru się śmiać.

- Wiesz gdzie on jest prawda? - unosi brwi i cwaniacko się uśmiecha.

To, oczywiste, że wiem. W wakacje studiowałam całą mapę miasteczka, wraz z kilometrami, które nas dzielą, a także sprawdziłam czy w Wikipedii pisze coś o tej jego posiadłości. Znalazłam tylko reklamę stadniny koni i jakieś małe wzmianki o jego przodkach.

- Tak, ale o czym ty mówisz?

- Należą ci się dłuższe wakacje, a ja mam auto. Pojedziemy tam i dowiemy się, dlaczego twój kolega nie odpisuje.

Jego pomysł jest spontaniczny i w jakimś sensie naprawdę mi się podoba.

- Musielibyśmy jechać dwa pełne dni - mruczę.

- To nic. Chcę, żebyś była szczęśliwa Ingrid. A ja postanawiam tego dokonać.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top