Rozdział 14

Spojrzałam na odbicie z niemałym niedowierzaniem, wyglądałam naprawdę dobrze to znaczy jak na mnie i moją urodę, a bardziej jej brak. Przygładziłam niebieską zwiewną sukienkę, którą kupiłam tuż przed wyjazdem razem z Mirandą - asystentką taty, chociaż każdy wiedział, że nie była tylko jego pracownicą; nawet to, że zamieszkali razem tuż po jego przeprowadzce do większego miasta mówi samo za siebie. Była o wiele młodsza, ale miałam z nią doskonały kontakt i mogłam ją traktować jak przyjaciółkę.

Spojrzałam na zegarek - za pięć siódma. Ubrałam płaskie buty, nie miałam zamiaru się stroić na to spotkanie. Po pierwsze nie chciałam zrobić jakiegoś wielkiego wrażenia na rodzicach Kristiana, bo nie był moim chłopakiem, a po drugie - nie chciałam pokazać, że mi zależy, chodziło tylko o konto i tylko o nie.

Chwilę później stałam pod drzwiami, w które głośno zastukałam. Otworzył mi jakiś mężczyzna w koszuli, dziwnie się na mnie patrząc, ale chyba po chwili coś sobie przypomniał i wpuścił mnie do środka.

- Dobry wieczór. Ingrid O'Neill - przywitałam się grzecznie podając rękę mężczyźnie. - Pan zapewne jest ojcem Kristiana. Miło mi poznać - pokiwał głową, uśmiechając w ten sam zadziorny sposób co jego syn.

- W rzeczy samej - odpowiedział, prowadząc mnie do salonu. Dom był dość podobny do naszego, stare meble, drewniane komody i obite pluszem kanapy i fotele, poblakłe ściany i pełno obrazów. - Ciebie też miło poznać. Zapoznam cię z moją żoną - powiedział. - Kristian zaraz zejdzie.

Kuchnia, do której weszłam była naprawdę urocza. Cała w różowo beżowych kafelkach i jasnych, drewnianych szafkach, a do tego oświetlona przez duże okno, za którym można było zobaczyć podwórko.

- Zauro! Zobacz to jest dziewczyna naszego Kristiana. Czyż nie jest prześliczna? - zawstydziłam się słysząc te słowa, ale było mi naprawdę miło. - I do tego bardzo dobrze wychowana.

- Witaj słoneczko. Jak miło, że przyszłaś. Luise zapewne już znasz - popatrzyła na kobietę czytającą gazetę w rogu kuchni. - Tak, czy siak. Jesz mięso?

- Och, tak jem - przytaknęłam, słysząc tupot nóg i chwilę później w kuchni pojawia się Kristian, ubrany w zwykłą bluzę narzuconą na koszulę. Moje ciało dziwnie na niego reaguje, powstrzymuje się, żeby się na niego nie rzucić, ale gdy patrzy na mnie tymi swoimi zniewalającymi oczami jest to cholernie trudne.

- Świetnie. Zasiadajmy do stołu - zawołał mężczyzna, zabierając wazę z kurczakiem od swojej żony i stawiając ją na stole w salonie.

Chwilę później siedzimy w pokoju, ja tuż przy Kristianie, jestem na tyle blisko, że czuje wodę kolońską z mieszanką przypraw korzennych. Czuję się dziwnie, bo tak naprawde w domu panuje napięta atmosfera. Widziałam jak rodzice chłopaka patrzą na niego, jakby był winny wszystkim krzywdom jakie im się stały; a może tak jest?

- Więc, Ingrid. Jak się poznaliście? Słyszałam, że przyjechałaś w tamtym tygodniu - kobieta mówiła, krojąc idealnie dopieczonego kurczaka, którego podała wraz z grillowanymi warzywami.

- Właściwie to... - próbowałam wymyślić, coś na szybko. - Kristian zaproponował mi podwózkę do szkoły - odparłam, przypominając sobie jak naprawdę było. - Jest bardzo uczynny.

Słyszałam jak chłopak prycha pod nosem, przeżuwając jedzenie. Był wpatrzony w talerz i udawał, że leży na nim coś wielce interesującego.

- Naprawdę? - odparł tym razem jego tata, spoglądając z niedowierzaniem na chłopak. - Gdy mieszkał z nami, od dziecka sprawiał same kłopoty - mruknął i spojrzał na Zaurę. - Może jednak Luisa dobrze go wychowuje.

- Gdybyście nie wiedzieli, ja nadal tu jestem - powiedział poirytowany chłopak, mocno ściskając widelec w dłoni.

- Kochanie - kobieta znów zwróciła się do mnie, zupełnie ignorując Kristiana. - Nie uważasz, że za mało znasz naszego syna. Mówił ci wszystko o sobie? On ma wiele tajemnic - powiedziała, spoglądając mi w oczy. - Powiedz szczerze znasz go na tyle dobrze, by mu zaufać? Powiedział ci o Soni?

- Dość tego! - wrzasnął czerwony na twarzy chłopak. - Nie powinno was obchodzić, co jej powiedziałem, a co nie! - chłopak pociągnął za obrus i całe jedzenie i naczynia wylądowały na ziemi, wydając ogromny łomot, który rozległ się po całym domu. W pomieszczeniu zapanowała głucha cisza, którą po chwili przerwał wrzask Luisy, która wbiegła do salonu.

- Coś ty zrobił, gówniarzu?! - wrzasnęła, opadając na kolana i zbierając podłączone kawałki szkła. Chciałam jej pomóc, ale Kristian zatrzymał mnie, chwytając boleśnie mają rękę.

- Zamknij się wariatko - odsunął się  od stołu i spojrzał morderczym wzrokiem na każdego z nas.

- Widzisz Ingrid. Chcemy cię bronić przed jego wybuchami, on jest zdolny do wszystkiego - powiedział spokojnie ojciec chłopaka, stojący na środku salonu.

- Jesteście egoistami. Chodzi wam tylko o to, żeby się mnie pozbyć, dlaczego od razu nie odeślecie mnie do jakiejś szkoły z zaostrzonym rygorem? - warknął. - Zamiast grać w jakieś popierdolone gierki?

- Zważaj na słowa, chłopcze! - matka próbowała być spokojna, ale widać było, że się w niej gotuje. - Nie przepuszczę ci tego, posprzątasz to.

Chłopak spojrzał na mnie i skrzywił się.

- Powinnaś iść - powiedział, po czym zabrał kluczyki od auta i wyszedł z domu trzaskając drzwiami.

No i proszę następny rozdział! Kolejny spróbuję dokończyć jutro. Jak wam się podoba ten? Piszcie, gwiazdkujcie i czytajcie dalej...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top