III. Poczta głosowa.


🎧 Never Say Never — The Fray

2 czerwiec, San Francisco ( Rok i 1 miesiąc po epilogu)

Scarlett

Budynek należący do głównej siedziby firmy Cooper Design Group wznosił się wysoko nad resztą nowoczesnych biurowców w dzielnicy finansowej San Francisco. Jego elegancka, szklana fasada lśniła w porannym słońcu, odbijając błękit nieba. Każdy szczegół, od starannie zaprojektowanych wejść po ogromne lobby z marmurową podłogą, emanował profesjonalizmem i klasą.
        Przekraczając próg biura po raz kolejny w tym tygodniu, poczułam lekki skręt w żołądku, mieszankę ekscytacji i nerwowości. To nie był zwykły dzień moich praktyk. Dziś miałam uczestniczyć w spotkaniu zespołu projektowego jednego z większych klientów firmy – EY LLP Headquarters. Było to nie lada zaszczytem dla praktykantki na pierwszym roku.

          Kiedy kilka miesięcy temu otrzymałam wiadomość z informacją, że przyjęto mnie do jednej z najbardziej prestiżowych firm architektonicznych na zachodnim wybrzeżu, poczułam mieszankę euforii i niedowierzania. Początkowo przemknęła mi przez głowę myśl, że może Alex miała coś wspólnego z tym, że mnie wybrali. W końcu od kilkunastu tygodni pomagała mi w szlifowaniu rysunku i miała pełny dostęp do mojego portfolio. Szybko jednak odrzuciłam te myśli. Pracowałam ciężko, a moje rysunki były dobre, naprawdę dobre. Zresztą, sama Alex rozwiała te wątpliwości, kiedy podczas jednego z naszych spotkań wspomniała mimochodem, że jej rodzice bardzo poważnie podchodzą do oddzielania spraw zawodowych od prywatnych. Kiedy to ona znalazła się w gronie najlepszych studentów na roku nie przyjęli jej na praktyki w firmie, gdyż nie chcieli podważać jej wiarygodności i zabrać szansę udowodnienia swoich umiejętności na własną rękę.

   Na kilka minut przed spotkaniem z zespołem w sprawie projektu odnalazłam moją przełożoną Carmen, która od pierwszego dnia była dla mnie ogromnym wsparciem. Przechodziłyśmy właśnie przez kolejne korytarze na pięćdziesiątym szóstym piętrze, mijając pochylonych nad biurkami lub rozmawiającymi w małych grupkach pracowników. Przez pierwsze dni miałam wrażenie, że ciężko mi będzie się tu dopasować, jednak teraz czułam się tu niemal, jak w domu.
         Przywykłam nawet do noszenia szpilek i garsonek, które oczywiście nie były wymogiem, ale zdecydowanie podkreślały profesjonalny wizerunek, który starałam się budować.

   — Gotowa? — zapytała, przystając przed drzwiami sali konferencyjnej. Spojrzenie jej niebieskich tęczówek było przenikliwe, ale jednocześnie pełne życzliwości.

   — Tak — odpowiedziałam pewnie, chociaż w środku czułam, jak adrenalina zaczyna szybciej krążyć w moich żyłach. Projekt dla EY LLP Headquarters był jednym z najważniejszych, nad, jakimi pracował zespół w tym roku. Budynek, który planowali stworzyć, miał stać się nowym symbolem współczesnej architektury San Francisco – nowoczesnym, ekologicznym i funkcjonalnym dziełem sztuki.

   Carmen skinęła głową z aprobatą i bez zawahania nacisnęła klamkę. Szklane drzwi otworzyły się, ukazując przestronną salę konferencyjną z panoramicznymi oknami, z których rozpościerał się widok na Zatokę San Francisco. Przy dużym, dębowym stole siedziało już kilku członków zespołu, a także przedstawiciele klienta.
         Rozmowy ucichły, gdy tylko weszliśmy do środka.

  — Dzień dobry wszystkim — zaczęła Carmen, a jej głos wypełnił salę pewnością siebie. — Dziękuję, że mogliśmy się dziś spotkać. Jak wiecie, mamy przed sobą ogromne wyzwanie, ale jestem pewna, że razem stworzymy coś wyjątkowego.

   Po chwili, w której wszyscy wymienili ze sobą gest przywitania usiadłam na wyznaczonym miejscu, starając się nie zdradzić zdenerwowania. Przed sobą miałam notatnik, w którym przez ostatnie dni skrupulatnie zapisywałam wszystkie szczegóły dotyczące projektu. Byłam przygotowana – przynajmniej na tyle, na ile mogła być przygotowana osoba w mojej sytuacji.
   Carmen rozpoczęła prezentację. Z dużym ekranem za sobą, na którym wyświetlały się wstępne projekty, omawiała każdy aspekt planowanego budynku: od jego konstrukcji, przez materiały, aż po wykończenia. Słuchałam jej uważnie, chociaż znałam każdy slajd na pamięć. Kątem oka raz na jakiś czas udawało mi się dostrzec uważny wzrok Dominica Wahlberga – prezesa EY LLP Headquarters.

       Zdawało się, że póki co każdy przedstawiony pomysł przypadł mu go gustu.

   — Moja asystentka przedstawi swoje spostrzeżenia dotyczące konceptu zielonych tarasów — powiedziała nagle Carmen, spoglądając na mnie z lekkim uśmiechem.

   Oderwałam spojrzenie od Wahlberga, a serce zabiło mi mocniej. Zbierając myśli, wstałam i podeszłam do ekranu, starając się zapanować nad drżącymi dłońmi. Kiedy tylko stanęłam w miejscu, które do tej pory zajmowała Carmen wszystkie oczy w sali zwróciły się w moją stronę.
   Moja przełożona usiadła na tyle sali, posyłając mi pokrzepiające spojrzenie.

   — Zielone tarasy, które proponujemy, mają nie tylko funkcję estetyczną, ale przede wszystkim ekologiczną —zaczęłam, czując, jak lekko drży mi głos — Umożliwią one naturalną regulację temperatury w budynku, jednocześnie tworząc przyjazne środowisko pracy i odpoczynku dla pracowników. Analizując układ urbanistyczny, zwróciłam uwagę, że nasz projekt może stanowić pionierski przykład wprowadzania zielonych przestrzeni w centrum miasta na taką skalę... — opowiadałam dalej, z każdym kolejnym zdaniem, zyskując na pewności.

   W dalszej części mojej prezentacji przedstawiciele klienta kiwali głowami, zadając dodatkowe pytania. Nawet sam Dominic Wahlberg spojrzał na mnie z zainteresowaniem, podnosząc brew, jakby zaskoczony moją znajomością tematu. Prezentacja ciągnęła się dalej, a ja starałam się odpowiadać na pytania jasno i zwięźle, podpierając się przygotowanymi wcześniej notatkami oraz danymi, które zapamiętałam w trakcie przygotowań.

   — Czy uwzględniliście wpływ lokalnych warunków klimatycznych? — zapytał Wahlberg, a jego pytanie wprowadziło na chwilę ciszę w sali.

   — Oczywiście, panie Wahlberg — uśmiechnęłam się lekko — W projekcie uwzględniliśmy nie tylko standardowe warunki klimatyczne, ale także wpływ specyficznych dla San Francisco zjawisk, jak, chociażby poranne mgły. Wprowadziliśmy specjalne rozwiązania, które mają na celu zapewnienie trwałości roślinności oraz optymalizacji ich wzrostu, takie jak systemy nawadniające dostosowane do różnych pór roku oraz odpowiednio dobrane gatunki roślin, które dobrze adaptują się do lokalnych warunków. Dodatkowo współpracowaliśmy z lokalnymi ekspertami ds. ekologii, aby zapewnić, że nasze rozwiązania będą nie tylko funkcjonalne, ale i długowieczne.

   — Macie już wstępne szacunki dotyczące kosztów implementacji tych rozwiązań?

   Skinęłam głową, przełączając slajd, który ukazywał szczegółową tabelkę kosztów.

   — Jak można zauważyć wprowadzenie zielonych tarasów wiąże się z pewnymi dodatkowymi wydatkami, jednak zwracają się one w postaci oszczędności na kosztach energii i konserwacji budynku. Ponadto można rozważyć możliwość ubiegania się o dofinansowania z programów ekologicznych, które znacznie obniżą początkowy koszt inwestycji.

   Wahlberg skinął głową, a kącik jego ust uniósł się nieco w górę. Był to dla mnie wyraźny sygnał, że moje odpowiedzi go usatysfakcjonowały, co odczułam jako osobisty sukces. Po chwili kolejni członkowie zespołu zadawali pytania, które dotyczyły już bardziej technicznych aspektów projektu. Carmen włączyła się do rozmowy, rozwiewając wątpliwości dotyczące wytrzymałości konstrukcji i proponując alternatywne materiały.
   Każda minuta spotkania stawała się dla mnie kolejnym testem, ale jednocześnie utwierdzała mnie w przekonaniu, że właśnie w tym miejscu, wśród tych ludzi, mogłam zdobyć doświadczenie, o jakim marzyłam. Słuchając dalszych dyskusji, czułam, że staję się częścią czegoś większego, projektu, który miał szansę zapisać się w historii współczesnej architektury. Kiedy spotkanie dobiegło końca, a ostatnie pytania zostały omówione, Wahlberg podniósł się z krzesła i skierował swoje spojrzenie na mnie.

   — Zazwyczaj nie dopuszczam praktykantów do takich projektów, ale widzę, że Carmen nie minęła się z prawdą, mówiąc, że jesteś osobą, na którą warto zwrócić uwagę. Dobra robota Panno O'Haro. — powiedział krótko, ale ton jego głosu był wyrazem uznania, które znaczyło więcej niż jakiekolwiek dłuższe przemówienie.

   Carmen uśmiechnęła się do mnie z dumą, a ja poczułam, jak ciężar, który nosiłam na swoich barkach od samego początku praktyk, zaczyna powoli ustępować. Kobieta podeszła do mnie, gdy tylko Wahlberg wraz ze swoimi współpracownikami opuścili salę konferencyjną.

   — Świetnie sobie poradziłaś — powiedziała, kładąc dłoń na moim ramieniu. — Ale pamiętaj, że przed tobą jeszcze długa droga.

   — Oczywiście — skinęłam głową.

   Zabrałam swoje rzeczy, opuszczając salę konferencyjną z głową pełną nowych pomysłów i planów. Przechodząc przez korytarze firmy, nie mogłam powstrzymać lekkiego uśmiechu, który pojawił się na mojej twarzy.
   Dałam radę. Naprawdę dałam sobie radę.

***

Pierwszy czerwcowy piątek tego roku spędzałam, siedząc na jednej z najpopularniejszej plaż w północno-zachodniej części San Francisco – Baker Beach. Zachód słońca rozlewał złociste światło na piasku, a ciepły powiew wiatru niosły ze sobą dźwięki śmiechu i muzyki. Moi znajomi z uczelni, zgromadzeni wokół ogniska, byli pochłonięci rozmowami i zabawą. Ktoś z nich grał na gitarze, tworząc melodie, które mieszały się z odgłosami fal uderzających o brzeg. Inni śpiewali, popijając piwo i nie przejmując się upływem czasu. Ja za to siedziałam na kocu z nogami podkurczonymi pod siebie, wpatrując się w ekran telefonu. Odwrócony ekran, jakby w milczeniu przepraszał za swoją bezczynność. Starałam się skupić na jednej z dziewczyn opowiadających o swoich planach wakacyjnych, jej entuzjazm był zaraźliwy, jednak nawet najgłośniejsze rozmowy i śmiech nie były w stanie całkowicie odciągnąć moich myśli od Ethana.
   To już drugi tydzień, bez jego wiadomości.
   Zamknęłam na chwilę oczy i wzięłam głęboki oddech, starając się zanurzyć w chwili. Po ostatniej wiadomości od Ethan'a sprzed trzech tygodni wiedziałam, że miał dużo na głowie, a nowy projekt zabierał mu każdą wolną chwilę. Chciałam wierzyć, że to tylko okres przejściowy, że nasze drogi znów się skrzyżują, gdy tylko oboje odnajdziemy więcej czasu. Kiedy otworzyłam oczy, zobaczyłam, jak Alice wręcza mi butelkę piwa. Uśmiechnęłam się w jej stronę, starając się wzbudzić w sobie więcej optymizmu.

   — Wszystko w porządku? — zapytała, przysiadając na kocu obok.

   Skinęłam głową.

   — Tak — odpowiedziałam, starając się brzmieć przekonująco. — Po prostu jestem zmęczona.

   Alice spojrzała na mnie uważnie, mrużąc lekko oczy.

   — Jeśli chcesz pogadać, zawsze możesz się do mnie zgłosić. — powiedziała, przechylając głowę.

   Uśmiechnęłam się spuszczając na moment oczy. Ostatnio myśli o Ethan'ie zajmowały dużą część mojego umysłu. Chyba trudno było mi pogodzić się z tym, że nasze życiowe ścieżki, które kiedyś wydawały się tak zbieżne, teraz błądziły w różnych kierunkach. Bardzo różnych kierunkach.

   — Naprawdę wszystko w porządku.

   Alice kiwnęła głową, akceptując moją odpowiedź.
   Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę, ale mimo starań, moje myśli wciąż wracały do Ethan'a i tego, jak bardzo brakowało mi jego obecności. W ciągu tego roku wiele się zmieniło. Bałam się, że pewnego dnia dystans, który nas dzielił stanie się nie do przeskoczenia. Często zadawałam sobie pytanie, czy możliwe, że to już się stało, ale my byliśmy zbyt naiwni, by to zauważyć?

           Kiedy ostatnie płomienie ogniska zaczęły gasnąć, a towarzystwo zaczęło się rozchodzić wstałam z piasku, owijając ramiona wokół siebie. Korzystając z chwili, gdy Alice była zajęta rozmową z kimś podeszłam do brzegu, wpatrując się w tafle wody. Słońce zniknęło już za horyzontem, a niebo zaczęło przybierać odcienie purpury i ciemnego granatu. Pod wpływem nagłego impulsu uniosłam komórkę, którą zaciskałam w dłoni i wybrałam numer Ethana. Mieliśmy do siebie pisać. To bym mój pomysł. Ale chrzanić to.
   Moje pomysły nie zawsze były dobre.
   Rozbrzmiewający przy moim uchu sygnał wydawał się trwać wieczność, choć zapewne minęło zaledwie kilka sekund. Z każdym kolejnym sygnałem czułam, jak napięcie rośnie. Serce biło mi szybciej, a oddech stawał się płytszy. Może jednak to nie był dobry pomysł. Może powinnam odłożyć telefon, zanim...

   — Poczta głosowa. Zostaw wiadomość po usłyszeniu sygnału.

   Och.
Chwilowe zaskoczenie przeszło w gorzkie rozczarowanie. Przez moment zastanawiałam się, co zrobić. Przerwać połączenie i udawać, że nigdy nie próbowałam, czy jednak zostawić wiadomość? Wzięłam głęboki oddech, próbując uspokoić narastający niepokój. Przebiegły mi przez głowę różne wersje tego, co mogłabym powiedzieć, ale wszystkie wydawały się zbyt desperackie albo zbyt nieznaczące. Westchnęłam ciężko, czując, jak nadchodząca fala emocji próbuje mnie pochłonąć.

   — Cześć... — zaczęłam, ale mój głos zabrzmiał niepewnie, niemal obco. — Nie odpisałeś na moją ostatnią wiadomość, więc zdecydowałam się zadzwonić. Wiem, że jesteś bardzo zajęty, więc rozumiem, że pewnie zrobisz to, gdy tylko znajdziesz chwilę, ale... — zawahałam się zaciskając dłoń na telefonie — Po prostu chciałam usłyszeć twój głos.

   Zamilkłam na moment, zdając sobie sprawę, jak banalnie to zabrzmiało jednak po chwili kontynuowałam;

   — Kilka dni temu miałam naprawdę ważne spotkanie. Prezentowałam plan projektu przed dużym klientem. I wiesz co? Poszło mi dobrze. Naprawdę dobrze. — kącik moich ust mimowolnie powędrował ku górze na wspomnienie dzisiejszego poranku — Tak czy inaczej... — kontynuowałam, próbując opanować drżenie głosu — Chciałam Ci coś powiedzieć. Będziesz pierwszą osobą, która się o tym dowie. Po ostatniej prezentacji dostałam ofertę stażu wakacyjnego u Cooperów od lipca. To naprawdę ogromna szansa. Chciałam Ci o tym powiedzieć wcześniej, ale... No cóż, wiesz jak jest. — zawiesiłam na chwilę głos, nie chcąc, żeby zabrzmiało to jak zarzut, ale jednocześnie nie mogłam się powstrzymać od lekkiej nuty rozczarowania. — Myślałam też o tym, żeby może przyjechać do Nowego Jorku na kilka dni. Ale teraz nie wiem, czy to dobry pomysł — dodałam po chwili — Może lepiej skupić się na pracy, na tych wakacjach w San Francisco. Może, to by było bardziej sensowne... — Zatrzymałam się na chwilę, zdając sobie sprawę, jak ciężko mi to powiedzieć. — Nie wiem, jak to wszystko się potoczy, ale musiałam to powiedzieć.

   Zamknęłam oczy, starając się zapanować nad emocjami. Uczucie smutku, które jeszcze chwilę wcześniej było tylko małym ukłuciem, teraz stawało się ciężarem, który coraz trudniej było ignorować.

   — W każdym razie, chciałam tylko, żebyś wiedział, co się u mnie dzieje — dodałam, próbując zakończyć nagranie z bardziej pozytywnym nastawieniem. — Mam nadzieję, że wszystko u Ciebie w porządku i że wkrótce się odezwiesz. Tęsk...

   — Limit czasowy został przekroczony — komunikat, poczty głosowej nie dał mi czasu na pożegnanie się — Aby wysłać wiadomość wybierz „1" aby usunąć wiadomość wybierz „2".

   Odsunęłam telefon od ucha, wlepiając spojrzenie w rozświetlony ekran. Cała moja odwaga zniknęła w ułamku sekundy, kiedy moje tęczówki skanowały uważnie klawiaturę. Jeden. Dwa. Jeden, czy dwa? Przesunęłam palec i zatrzymałam go nad wybranym przyciskiem, przygryzając wnętrze policzka. Powiedziałam zbyt wiele? A może niewystarczająco? Napięcie, które wcześniej czułam, teraz zamieniło się w prawdziwe przytłoczenie. Zdałam sobie sprawę, jak wiele rzeczy zmieniło się od ostatniego razu, kiedy rozmawialiśmy — jakbyśmy oboje byli w dwóch różnych światach, oddzielonych nie tylko odległością, ale i ciszą, która z każdym dniem rosła w siłę.
          Rozważając każdą możliwą reakcję Ethan'a czułam, jakby czas zastygnął w miejscu, a każda kolejna myśl w mojej głowie była bardziej natarczywa od poprzedniej. A jeśli on wcale nie chce mnie usłyszeć?

   Wreszcie opuściłam palec, naciskając jeden z wybranych przycisków.

   — Wiadomość została usunięta.

       Może czas odpuścić?

XX

Miało być miło, ale chyba coś mi nie wychodzi....🙄

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top