Rozdział 6 Ani słowa

- Na pewno chcesz tu zostać? - zapytał zachrypniętym głosem Luke, który wychodząc z pokoju swojej maleńkiej córeczki, spojrzał mimowolnie na Victorię.

Widok martwej starszej kobiety wywołał w niej same negatywne uczucia i wspomnienia. Nie mogła się pozbyć sprzed oczu obrazu leżącej nieruchomo staruszki, która zdawała się patrzeć na nich swoim tępym, zamglonym spojrzeniem. Nie rozpłakała się prawdopodobnie jedynie ze względu na małą Holy, która nie mogła poznać prawdy, ani zobaczyć swojej opiekunki... martwej. Poczuła się całkowicie spięta i rozemocjonowana, kiedy adrenalina zaczęła odpływać z jej żył, konkretniej, kiedy ratownicy medyczni wraz z lekarzem przybyli do kamienicy i oficjalnie stwierdzili zgon kobiety. Jenise Overwood zmarła w związku z powikłaniami po nieleczonej grypie, przeszła nagłe zapalenie mięśnia sercowego. Nic nie wskazywało na udział osób trzecich w jej śmierci, z czego Luke niezwykle się cieszył. Być może brzmi to szalenie bezdusznie, ale właśnie tak było - cieszył się, że kobieta prawdopodobnie zmarła z powodu choroby lub z przyczyn naturalnych. Nie miał całkowitej pewności, ale kiedy nie zauważył niczego podejrzanego, a ratownicy zabrali nieboszczkę odetchnął z ulgą. Victoria nie potrafiła zareagować jak on. Całkowicie nie leżało to w jej naturze. Nigdy nie była obojętna na los innych ludzi. Szczególnie tych, których poznała osobiście, nawet gdyby miała z nimi zamienić jedynie kilka nic nieznaczących słów. Zaczęła drżeć od razu, kiedy Luke zabrał z jej rąk zdezorientowaną, rozkapryszoną po długim czasie oczekiwania, Holy. Victoria głęboko oddychała, wstrzymując wszystkie emocje, przelatujące przez jej ciało w zawrotnym tempie. Wrócili do mieszkania Luke'a. Zszokowana, zdenerwowana, zmęczona i przerażona usiadła na jego wygodnej kanapie i skuliła się jak bezbronne zwierzę, chowając twarz w kolana. Kilka łez skapnęło po jej policzku, kiedy tylko White oświadczył cicho, że idzie położyć Holy spać. Śmierć dla Victorii nigdy nie była obojętna. Bała się jej. Potrafiła się do tego przyznać, że nie umie i nie chce być jak wszystkie jej koleżanki i udawać, że chce umierać. Nie chciała. Nienawidziła niewiedzy a jak wiadomo właśnie z tym równała się śmierć, z jedną wielką niewiadomą. Z pozostawieniem wszystkiego, co najważniejsze. W związku z tym widok martwej staruszki przyprawił ją o dreszcze i chęć ucieczki, a fakt, że ponownie musiała spoglądać na śmierć przepełnił ją żalem i paniką.

- Tak. - odparła cicho, pociągając nosem i unosząc wzrok na chłopaka.

- Wiesz, jeśli chcesz...

- Nie udawaj, że cię to interesuje. - powiedziała Victoria, unosząc delikatnie kącik ust ku górze. Nie zrobiła tego złośliwie. Jej uśmiech był całkowicie szczery, nie było w nim cienia ironii. Zwyczajnie nie potrzebowała sztucznego współczucia, a Luke niejednokrotnie powtarzał i udowadniał, że nie interesują go jej uczucia.

- W porządku. Twoja decyzja. Zaparzyć Ci herbaty?

- Jeśli to nie problem...

- Malinowa? - spytał, stając w przejściu do aneksu kuchennego.

- Malinowa. - przytaknęła, kolejny raz delikatnie się uśmiechając i przecierając przemęczone oczy palcami.

Przypadkiem zerknęła w stronę ściennego, białego zegara. Westchnęła, dostrzegając wieczorną godzinę i wygrzebała ze swoich spodni telefon. Jej ,, czas zaufania'' u rodziców jeszcze nie minął, ale wolała się nie narażać. Miała dość wyrzutów sumienia w związku z tym, że okłamuje ukochaną mamę, dlatego chciała, chociaż nie dawać jej powodów do nadmiernego martwienia się. Odblokowała urządzenie, wystukując numer telefonu do swojej rodzicielki.

- Halo?

- Cześć mamo.

- Hej Vic, coś się stało kochanie, gdzie jesteś? - spytała Eveline, przegryzając coś, czego Victoria nie potrafiła zdefiniować. Prawdopodobnie był to ulubiony batonik Pani Regan, która podjadała swoim dzieciom słodycze, gdy tylko zostawała sama w domu.

- Nic się nie stało, mamo... - westchnęła głęboko. - Jestem u Andrew, nie wiem czy wrócę na noc, w porządku?

- Jasne kochanie, ale napisz mi rano sms'a, jak już będziesz w szkole.

- Jak zwykle. Kocham Cię, cześć.

- Też Cię kocham maleńka. - odparła Eveline, pozostawiając po sobie po chwili jedynie dźwięk zakończonego połączenia i znany Victorii na pamięć komunikat ,, call ended''.

Victoria zmarszczyła brwi, czując, że jej zachowanie jest niesprawiedliwe. Zachowywała się nie fair. Miała wspaniałą, kochającą, wspierającą mamę, a i tak była zmuszona zataić przed nią prawdę. To znaczy mogła powiedzieć, gdzie jest, ale nie była pewna czy jej matka będzie zachwycona faktem, że jej zazwyczaj rozsądna córka, spędza cały dzień w mieszkaniu jakiegoś podejrzanego, nieznajomego typa. Kliknęła palcem na żółtą ikonkę, przedstawiającą kopertę i wyszukała odpowiednią konwersację.

Do Andrewmenda: Powiedziałam matce, że u Ciebie śpię, nie wydaj mnie.

Chciała dopisać coś jeszcze, ale zrezygnowała. Przygryzła wargę zębami i zdecydowanym ruchem ręki zablokowała ekran, wyciszając dodatkowo dźwięk urządzenia. Zero powiadomień z social mediów, zero telefonów, zero sms'ów. Potrzebowała spokoju i nie wiedzieć, czemu uznała, ze arogancki Luke White jej go da. Odłożyła IPhone na blat salonowej ławy i wyprostowała nogi. Rozejrzała się ponownie po pomieszczeniu, zastanawiając się czy może bezkarnie włączyć telewizor. Cisza przerywana jedynie tykaniem zegara i brzęczeniem starej żarówki wcale nie uspokajała jej skołatanych nerwów. Wręcz przeciwnie czuła się dziwnie zestresowana, mając wrażenie, że słucha dźwięków z jakiegoś horroru.

- Luke? - szepnęła, odwracając się w stronę aneksu kuchennego, licząc na to, że chłopak ją usłyszy i nie będzie musiała wstawać.

- Wołałaś? - spytał ku jej uldze, wychylając się nieznacznie zza framugi.

- Tak.

- Następnym razem mogłabyś głośniej, szczekasz zawsze jak najęta, a teraz musiałem się naprawdę wysilić....

- Dobra, nie ważne, wybacz. - przerwała mu, nie mając ochoty na droczenie się i dziecinne przytyki. - Chciałam tylko spytać, czy mogę włączyć telewizję? - dodała, wzruszając ramionami.

- Włącz. Tylko nie za głośno, Holy musi już spać. - powiedział, wycierając biały kubek szmatką.

- Jasne.

Chwyciła w dłoń pilot i odpaliła niewielki telewizor. Od razu ściszyła dźwięk, wiedząc, że wcześniej oglądali wiadomości na prawie pełnej głośności. Znudzona przewijała programy, szukając czegoś, co choćby w małym stopniu nadawało się do oglądania. Westchnęła, gdy wróciła do pierwszego dostępnego programu i odłożyła pilot, licząc na to, że w międzyczasie stacje telewizyjne puszczą coś ciekawszego, niż śpiącą rybkę z bajek dla dzieci, programy przyrodnicze o słoniach i wiadomości dnia codziennego, które znała już niemal na pamięć. Potarła ramiona, czując, że jej zimno i przytuliła do siebie ozdobną poduszkę. Odwróciła się twarzą do okna. Powoli zaczęło się ściemniać. Sprawa z panią Overwood pochłonęła ją całkowicie i straciła poczucie czasu, plątając się w natłoku sprzecznych uczuć, swoich prywatnych filozoficznych rozważań, które od lat prowadziła tylko i wyłącznie w swojej głowie oraz w obowiązku pomocy w tak krytycznym przypadku, jakim była śmierć człowieka. Zaraz po wejściu do domu, Luke zapalił wysoką lampę stojącą w rogu pokoju, która dawała żółto-pomarańczowe światło, nadające pomieszczeniu naprawdę przytulny klimat, zbliżony do tego z filmów świątecznych, w których rodzina ogrzewała się przy kominku. Dla Victorii natomiast światło żółtej barwy oznaczało coś zupełnie innego, a mianowicie podwójne zmęczenie. Bowiem kiedy tylko robiło się ciemno i przytulnie, jej organizm działał jak w amoku i zasypiał nawet, gdy tego nie chciała. W mieszkaniu Luke'a było podwójnie źle, zważywszy na to, że nie spała już ponad dwadzieścia pięć godzin i miała wrażenie, że przewróci się ze zmęczenia. Przymknęła powieki, zaciskając dłonie na poduszce.

- Nie śpij. - powiedział Luke ze śmiechem, stawiając na ławie dwa kubki, z których wydostawały się chmury dymu.

- Nie śpię.

- Właśnie widziałem. - parsknął i usiadł na kanapie po turecku.

- Nie było nic ciekawego. - dodała Victoria, kiedy Luke chwycił pilot w swoją dłoń.

- O tej godzinie rzadko leci coś godnego uwagi. - przyznał. - Większość programów to bajki, musiałem zakupić ich pakiet, żeby Holy mogła coś oglądać.

- To zrozumiałe. - przyznała Victoria, podpierając głowę na swojej dłoni. - Podwieziesz mnie potem do Andrew? Zrobię mu niespodziankę w nocy.

- Jeśli bardzo chcesz to jasne. Ale nie wyganiam Cię, możesz tu zostać. – powiedział, delikatnie szokując Victorię, która w głowie już sobie ułożyła, w jaki perfidny sposób obudzi swojego przyjaciela, myślącego, że nie pojawi się u niego tej nocy, zważywszy na jej sms'ową prośbę. - Jak zaraz nie zamkniesz buzi, to wpadnie Ci tam mucha. Nie wiem, czego się tak na mnie gapisz.- westchnął, wzruszając ramionami.

- Po prostu nie myślałam, że zaproponujesz mi nocleg.

- Pomogłaś mi dzisiaj z tym całym gównem, czasem mam odruchy człowieczeństwa, a ty wyglądasz jak trup. - omiótł jej twarz wzrokiem, a ona mimowolnie odwróciła się od niego, czując, że wygląda okropnie. - Nie odwracaj się, już i tak widziałem Cię w istnie przerażającym wydaniu z rozmytym makijażem.

- Ciekawe, dlaczego się rozmył. - prychnęła Victoria, przewracając oczyma.

- Bo nie chciałaś się ze mną wykąpać.

- Ble.

- Na pewno byś nie narzekała...- zaczął ze śmiechem.

- Nawet, jeśli bym nie narzekała, to zapewne dostałabym znowu po pysku za zbliżenie się do Ciebie. - odparła, kręcąc z rozczarowaniem głową i chwytając swój kubek w dłonie.

- Zawsze wszystko ludziom wypominasz?

- Nie. Tylko aroganckim dupkom, bijącym dziewczyny. - odparła, mrugając do niego. Zaśmiał się, choć oczekiwała raczej jego złości. - Jesteś już zmęczony, co?

- Nie, dlaczego?

- Śmiejesz się z moich przytyków.

- Nie śmieję się z Twoich przytyków mała, tylko z Ciebie. - odparł z ironią w głosie, upijając łyk gorącej herbaty, która delikatnie parzyła ich podniebienia.

- Dlaczego? - spytała podejrzliwie.

- Bo bardzo mało rozumiesz Regan, a czepiasz się jak mucha do lepa, poważnie. - odparł, kładąc się na kanapie i tym samym zmuszając ją do przesunięcia się, aż na krawędź mebla.

- Nie chcesz mi dać zrozumieć, więc nie wiem, co Cię dziwi. - warknęła, wlepiając wzrok w przeciwległą ścianę.

- Nie chodzi o to, że nie chcę, bardziej o to, że nie mogę. - odparł chłodnym tonem, przełykając ślinę.

- Czyli co... jak ty to sobie wyobrażasz? - parsknęła, gestykulując na tyle wyraźnie, że prawie wylała herbatę. Prawdopodobnie krzyczałaby, gdyby nie śpiąca za cienką ścianą rudowłosa.

- Co sobie wyobrażam? – spytał, spoglądając beznamiętnie w sufit.

- Naszą znajomość, czy czymkolwiek to jest.

- Jesteśmy raczej czymkolwiek to jest, dlatego sobie nie wyobrażam. - powiedział, a Victoria nie mając pojęcia, dlaczego poczuła się dziwnie urażona. - Pakujesz się ciągle w kłopoty, kiedy się widzimy, nie zauważasz tego?

Musiała się poważnie zastanowić nad jego pytaniem. Czy nie zauważała? Oczywiście, że to widziała. Bardzo wyraźnie. Niejednokrotnie sprowadzało ją to na kraniec cierpliwości, więc nie było realnej możliwości, by tego nie dostrzegała. Ostentacyjnie zrzuciła na niego spojrzeniem i westchnęła. Nie wiedziała, co ma odpowiedzieć, bo jej odpowiedź nie mogła być oczywista. Od zawsze była ciekawska i lubiła wściubiać nos w nie swoje sprawy, więc naturalnym było to, że tajemnicza postać Luke'a White'a pochłaniała jej uwagę. Nawet gdyby próbowała go ignorować, to zwyczajnie powoli stawało się to niemożliwe. Wpadała na niego choćby całkowitym przypadkiem, a nawet, gdy chciałby go pożegnać, to zawsze rozstawali się w taki sposób, że nigdy nie powiedzieli ostatniego słowa. Zawsze któreś musiało dokończyć. Najlepszym przykładem był jego odjazd na motorze. Co miała zrobić? Zapomnieć o nim, zignorować fakt, że mogła stać mu się krzywda i żyć dalej jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło? Jakby nigdy się nie poznali i nigdy ze sobą nie kłócili w ten specyficzny dla nich namiętny, agresywny i jednocześnie tak bardzo filozoficzny i inteligentny sposób? Być może istnieli na świecie ludzie, którzy potrafiliby zachować zimną krew i cieszyć się z szansy na uwolnienie od człowieka, który potrafił doprowadzić ich do wrzenia jednym gestem, bądź zdaniem. Nie ona. Dłuższą chwilę nie odpowiadała, co zwróciło uwagę White'a, ale nie miał zamiaru przerywać jej rozmyślań. Zagryzła wargę odrobinę zbyt mocno. Oblizując pęknięcie ust, odłożyła kubek na ławę i wlepiła w chłopaka swoje szare tęczówki. Nie spoglądał na nią. Nadal leżał z rękoma założonymi pod głową i patrzył prosto w biały, delikatnie spękany w okolicach okrągłej lampy sufit. Mimo to wiedziała, że on doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że jest obserwowany.

- Tu nie jest kwestią to czy zauważam, ale to czy chcę to zauważać. - odparła w końcu cicho. - Musisz mi wy....

- Nie muszę i nie wybaczę. - powiedział od razu tonem głosu, którego dotąd nie znała. Miał w sobie nutkę goryczy zmieszaną z ciepłem i delikatnością. Brzmiało jak oksymoron, ale było prawdą.

- W takim razie... - postanowiła się nie poddawać. Konwersowanie z White'm stanowiło dla niej naprawdę potężne wyzwanie, jednak za każdym razem starała się mu podołać. - Powinieneś zaakceptować to , że do mojego życia nie wchodzi się z butami po to, żeby zaraz z niego wyjść.

- Nie mów mi, co powinienem robić. - westchnął, siadając. - Całkiem poważnie jestem ostatnią osobą na świecie, której powinnaś to mówić.

- Dlaczego?

- Bo jest zbyt wiele rzeczy w moim życiu, które powinienem był zrobić, a których nie zrobiłem.

- Zawsze mówisz w taki sposób?

- Jaki?

- W taki, że wiem, że dzieje się coś bardzo złego i mam ochotę zrobić wszystko, żeby ci pomóc, mimo tego, że w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach przypadków jesteś dla mnie aroganckim dupkiem, albo zwyczajnie mam ochotę rozerwać twoje przerośnięte ego na strzępy, ale jednocześnie nie mówisz nic konkretnego.

- Nie zawsze.

- Czyli tylko ja jestem tą szczęściarą? - spytała, z przekąsem w głosie, czując jak zmęczenie napływa do jej głowy i dostrzegając, że jej rozmówca również jest wykończony, przez co staje się dużo mniej irytujący, a bardziej otwarty.

- Na obecną chwilę tak. - odparł, wstając.

Podszedł kilka kroków do drewnianej szafy. Przeszukał kilka jej półek i z odgłosem zadowolenia wyjął z niej coś. Wrócił do Victorii po chwili, nakrywając jej ciało olbrzymim czerwonym kocem. Sam okrył się czarnym nakryciem i usiadł obok niej.

- Zimno mi było. - wyjaśnił, widząc jej zszokowane spojrzenie.

- Dlatego nakryłeś też mnie?

- To tak, żebyś nie zmarzła w trakcie naszej rozmowy. Nie potrzebuję tu drugiego trupa.

- Jesteś niereformowalny. -warknęła dziewczyna, czując, że jego uwaga była skrajnie nieodpowiednia zważywszy na to, że pani Overwood pomagała mu jak tylko mogła przy opiece nad Holy.

- Mówię, co myślę.

- Nie zmienia to faktu, że czasem mógłbyś się zamknąć. - przewróciła oczyma, zakładając ręce na piersi.

- Mógłbym, ale nie widzę potrzeby.

- Możesz proszę poprosić drugiego Luke'a, żeby do mnie przyszedł? - spytała, krzywiąc się.

- Jakiego drugiego?

- Twoją lepszą wersje, która nie jest tak strasznie irytująca i bezczelna.

- A to nie mogę. - uniósł ku górze kącik ust, przybierając przy tym dość sarkastyczny wyraz twarzy.

- W takim razie lepiej się już dzisiaj nie odzywaj.

- Boisz się, że nie podołasz konwersacji ze mną?

- Mam Ci przypomnieć jak się skończyły twoje ostatnie próby dręczenia mnie? Znowu chcesz zimny prysznic? - spytała, uśmiechając się wyzywająco. To jest wojna.

Pokręcił z politowaniem głową i choć wyglądał na zażenowanego, to tym razem Victoria doskonale wiedziała, że tak naprawdę jest rozbawiony. Uniósł na nią po chwili swoje zielone tęczówki. Błysnęła w nich jakaś iskierka, co zaniepokoiło dziewczynę. Zazwyczaj oznaczało to, że w jego głowie wykiełkowała jakaś naprawdę niecna myśl, plan godny najbardziej przebiegłego stworzenia na ziemi. Omiotła go wzrokiem, próbując zrozumieć, co mu chodzi po głowie, ale jak zazwyczaj nie dał jej na to szansy. Leniwie się uśmiechnął, ukazując swoje (swoją drogą zdaniem Victorii urocze) dołeczki w policzkach i przymknął powieki, nabierając powietrza nosem.

- Sama się prosiłaś. - szepnął rozbawiony i wstał z kanapy.

- O nie, nie, nie, zostaw mnie popaprańcu. - odsunęła się instynktownie na kraniec kanapy, próbując jakimś cudem z niej nie spaść i chwyciła dłonią poduszkę, którą najwyraźniej miała zamiar się bronić.

Luke zaśmiał się perliście, patrząc na jej bojową postawę. Wyglądała przekomicznie. Jej drobna sylwetka była zawinięta jak naleśnik w czerwony koc i chowała się za niewielką, dekoracyjną poduszką w odcieniu beżu. Victoria miała rozchylone usta i przymrużone wargi, przez co wyglądała całkowicie jak bezbronny królik, czekający na atak sprytnego lisa i próbujący bronić się ostatkami sił. Gdyby nie fakt, że Luke White perfekcyjnie potrafił kontrolować emocje, to prawdopodobnie leżałby wtedy na ziemi i płakał ze śmiechu, krztusząc się powietrzem. Założył ręce na biodra i ponownie pokręcił głową. Parsknął pod nosem i przewracając oczyma podszedł bliżej dziewczyny.

- Mam poduszkę i nie zawaham się jej użyć. - powiedziała, wymachując przedmiotem na wszystkie strony.

- W porządku. - odparł całkowicie spokojnie Luke, który uśpił tym samym czujność dziewczyny.

Kiedy tylko delikatnie opuściła przedmiot, wyrwał go z jej dłoni.

- Już nie masz. - dodał obojętnie, wzruszając ramionami i rzucając jaśka, gdzieś na podłogę. Na tyle daleko, by Victoria nie mogła dosięgnąć do swojego niedoszłego narzędzia zbrodni.

Nim zdążyła się zorientować wyplątał jej ciało z koca i ponownie zaczął ją łaskotać. Drażnił jej skórę smukłymi palcami prawej dłoni, a lewą zatykał jej usta, co by nie mogła obudzić nieświadomej, śpiącej Holy. Dosłownie płakała ze śmiechu. Spod jej zaciśniętych powiek wypływały strumienie łez rozbawienia. Co jakiś czas, gdy Luke luzował nacisk na jej ustach brała łapczywie oddech, próbując powiedzieć cokolwiek. Z rozbawieniem od razu odbierał jej tą możliwość i zadowolony z siebie, omiatał jej drżącą sylwetkę wzrokiem. Przestał dopiero, kiedy zęby Victorii złapały solidnie jego dłoń i chcąc nie chcąc, musiał ją oderwać od jej brzucha. Początkowo spojrzał na nią tym samym pełnym złości i agresji wzrokiem, którym obdarzył ją, gdy się poznali na imprezie u Andrew. Później przyjrzał się jej ponownie i otrząsnął się z negatywnych emocji. Leżała przed nim roześmiana i całkowicie bezbronna, ocierając dłońmi swoje poliki i kąciki oczu. Oddychała głęboko, nadal cicho chichocząc i cholera musiał przyznać, że wyglądała przepięknie. Była wtedy przepiękna, bo była naturalna w swoim zachowaniu. Całkowicie szczera i bezpretensjonalna, zazwyczaj sarkastyczna i irytująca Victoria Regan, leżała na jego ukochanej kanapie, uśmiechając się szeroko i próbując uspokoić oddech po tym, jak postanowił się z nią droczyć i bawić się dokładnie tak beztrosko, jak bawią się dzieci. Dokładnie tak bezpretensjonalnie i niewinnie, jak bawił się on z NIĄ, a Victoria Regan, nawet jeśli o tym nie wiedziała, była do NIEJ szalenie podobna i White nie mógł pozbyć się dziwnego wrażenia, że to wcale nie Victoria leży na tej cholernej kanapie, a zupełnie ktoś inny, ktoś komu bezgranicznie zaufał i ktoś, kogo pragnął przeprosić za wszystko, nigdy nie mając na to szansy. Wlepił w Victorię ciemnozielone tęczówki i potrząsnął głową, próbując pozbyć się natrętnych, raniących wspomnień, którym nie mógł się poddać w obecności Regan. Usiadł obok stóp dziewczyny, która nadal nie podniosła swojej sylwetki i potarł dłońmi oczy. Dyskretnie spojrzał na tymczasową lokatorkę jego mieszkania i przełknął gulę w gardle, gdy tylko ponownie poczuł do Victorii ten sam żal, który czuł, gdy jej ciepłe usta zetknęły się z jego wargami. Przed jego oczyma pojawił się moment, w którym uderzył przyjaciółkę Kylie w twarz z całą swoją siłą, próbując odepchnąć ją od siebie, spoglądając na nią jako powód powrotu wspomnień. Zacisnął powieki najmocniej jak potrafił, a palcami ucisnął krawędź miękkiej kanapy. Wziął kilka głębokich wdechów.

- Coś się stało?- spytała Victoria, kiedy usiadła i zauważyła zmianę w jego zachowaniu, a on mimowolnie obrzucił ją spojrzeniem pełnym nienawiści. - Oczywiście... jeśli mogę spytać... - wyszeptała, okrywając się kocem, jakoby chciała się przed nim schować.

- Nie..., kurwa. - zaklął pod nosem, powstrzymując jakąś kąśliwą uwagę.

- Ej, Luke.....- ułożyła drobną dłoń na jego ramieniu, nieświadomie przelewając w nim czarę goryczy. Odepchnął jej ciało z całą swoją siłą i rozdrażniony wstał. Wplątał dłonie we włosy i z wyraźnym warknięciem uderzył dłonią w stół, pozostawiając po sobie głuchy trzask.

Przerażona Victoria, skuliła swoje ciało, spoglądając w kierunku pokoju Holy. Najwyraźniej dziewczynka miała twardy sen i nie obudziła się pod wpływem tak głośnego i gwałtownego dźwięku. Nastolatka spojrzała w stronę Luke i wlepiła w jego sylwetkę swoje przestraszone spojrzenie. Wodziła za nim wzrokiem, nie mając pojęcia, co zrobiła i co robić. Jednocześnie chciała uciekać i zostać by, choć spróbować mu jakoś pomóc. Jednak nie potrafiła choćby drgnąć, wykonać najmniejszego ruchu, bo z każdą sekundą Luke coraz bardziej przypominał jej tyrana, potwora, który nie potrafił zapanować nad swoimi pierwotnymi instynktami. Chodził w kółko po pokoju, przewracając kolejne przedmioty i klnąc pod nosem. Co chwilę pocierał twarz dłońmi, próbując pozbyć się z tęczówek tlącego się ognia żalu i rozpaczy, wściekłości, którą wydawał się nie tyle, co czuć, a co być nią? Victoria musiała przyznać. Powiedział jej, że on pod postacią diabła jeszcze nie raz zabierze ją do nieba, gdy dyskutowali na werandzie domu jego rodziców. Nie czuła się jak w niebie, ale doskonale widziała diabła. Nieprzewidywalne uosobienie zła i agresji, które miotało się po mieszkaniu pod postacią Luke'a, tucząc nieświadomie naczynia i obijając meble. Dostrzegała palący ogień w jego oczach i nawet nie śmiała próbować go ugasić. Prawdopodobnie, gdyby siedziała z kimkolwiek innym, to już dawno zaczęłaby krzyczeć. Kłócić się, próbować przywołać tego człowieka do porządku, bo choć chwilę temu upominał ją by była cicho i nie budziła jego dziecka, miotał się po domu niczym Mefistofeles, pozostawiając po sobie jedynie zgliszcza i hałas. Widok tak czystej agresji, mieszanki samych negatywnych emocji, nad którymi Luke najwyraźniej przestał panować, spowodował, że w Victorii narastała panika. O tyle, co nigdy się go nie bała, a raczej gardziła jego arogancką postawą i przemądrzałymi, niestosownymi tekstami, tak obserwując go w takim napadzie szału, chciała się schować jak mysz pod miotłę i modlić o to, by przypadkiem jej nie zabił. Poczuła, że jej serce gwałtownie przyśpiesza, a adrenalina płynie w jej żyłach z podwójną prędkością, kiedy zatrzymał się na przeciw niej i spojrzał na nią zamglonymi tęczówkami, które otaczały rozszerzone źrenice. Mocniej okryła się kocem, odwracając wzrok.

- Boisz się mnie? - spytał cicho, ale na tyle wyraźnie by zrozumiała i poczuła chłód jego głosu.

Początkowo nie mogła znaleźć w sobie, choć ziarna siły by jakikolwiek dźwięk wydobył się z jej krtani. Czuła wilgoć pod powiekami, naprawdę obawiając się o to, co może się wydarzyć i wyobrażając sobie, jakie piekło się rozpęta, jeśli bezbronna Holy w końcu się obudzi i wyjdzie ze swojego pokoju. Victoria oddychała nierównomiernie, starając się nie rozpłakać i znaleźć wyjście z beznadziejnej sytuacji, której nie potrafiła kontrolować.

- Boisz się mnie. - tym razem bardziej stwierdził, niż zapytał, nadal nie zmieniając swojej pozycji. - Boisz się mnie. - powtórzył szeptem, przyprawiając ciało Victorii o ciarki.

- Nie... - wychrypiała cicho, nawet na niego nie spoglądając. Śmiertelnikowi nie wypadało, bowiem patrzeć w oczy samemu diabłu. Panu zła i chaosu.

- Nie kłam. Ze wszystkich rzeczy na świecie najbardziej nienawidzę kłamstwa.- wyszeptał. Victoria zdziwiona zauważyła, że jego głos nagle złagodniał.

- Ja...

- Kłamiesz. - powiedział pewnie, idąc w jej stronę. Mimowolnie odsunęła się, dociskając swoje ciało do oparcia kanapy jeszcze mocniej. - Widzisz, boisz się... - zauważył i ku jej kolejnemu zdziwieniu usiadł na brzegu mebla, nie robiąc jej krzywdy.

Uniosła nieśmiało wzrok. To wszystko, co widziała wcześniej zniknęło. Luke wyglądał dokładnie tak, jak przed kilkunastoma minutami, wyglądał normalnie i Victoria poczuła, że nie ma już siły. Nie potrafiła zrozumieć. Próbowała jak mogła, ale nie potrafiła zrozumieć. Był tak nieprzewidywalny, że przerażał ją sam fakt, tego, że przebywał tak blisko niej. Przyłożyła dłoń do twarzy i okryła z nią swoje spojrzenie.

- Nigdy nie kłam, ja nie kłamię, być może to boli niektórych, ale nie kłamię.

Nie słuchała go. Nawet, jeśli chciała, to jego słowa sprawnie omijały jej uszy. Pociągnęła nosem. Czuła się całkowicie bezsilna w jego obecności. Czuła, że nie ma realnej szansy na to, żeby rozwiązać zagadkę, jaką był Luke White. Była jak otumaniona, oddychała ciężko, próbując uspokoić skołatane nerwy. Od momentu, w którym pojawił się w jej życiu zapewniał jej taką karuzelę emocji, że była bliska eksplozji. Miała ochotę po prostu wstać i wyjść. Pójść włóczyć się po cholernym, ciemnym i podejrzanym Belleville, bojąc się każdego szmeru i cienia, bo i tak niczego nie bałaby się tak bardzo, jak diabelnego wcielenia Luke'a White, który pociągał za sznurki w taki sposób, że nie potrafiła go zostawić. Nie mogła zebrać się w sobie, żeby podnieść się i w wymownym milczeniu opuścić jego dom w akompaniamencie równie wymownego trzaśnięcia drzwiami, a potem odciąć się od niego grubym murem i unikać jego osoby jak ognia, którym był w jej oczach. Uzależnił ją i właśnie siedząc na jego kanapie zdała sobie sprawę z tego, że nie uwolni się. Jej ciekawskość i absurdalnie olbrzymia chęć zbawienia świata nie pozwalały jej żyć w nieświadomości. Nie dawałyby jej spokoju, gdyby zostawiła zagadkowego Luke'a White, który nieprzewidywalnie zmieniał nastroje, pociągając ją za sobą na same dno uczuć wszelkiej maści. Tak bardzo chciałaby wiedzieć, co stało się w jego życiu, że miała wrażenie, iż nie będzie umiała funkcjonować, jeśli zostawiłaby go z pełną premedytacją. Nikt nie chciał jej powiedzieć, nawet znajomi milczeli jak groby i była pewna, że choćby miała umrzeć, to nie zdradziliby sekretów Luke'a White'a. Te wszystkie tajemnice, wybuchy, zmiany osobowości powodowały, że nauczyła się czegoś nowego, czegoś, czego wcześniej nigdy nie poznała. Nauczyła się nienawidzić kogoś, jednocześnie dbając o tę osobę i nie potrafiąc się od niej uwolnić. Spojrzała na Luke'a, który nic nie mówiąc wlepiał swoje tęczówki w jej twarz i się poddała. Niekontrolowanie zadrżała jej warga, a potem wszystko poszło szybko. Ścisnęła dłońmi krawędzie koca i zamykając oczy, po prostu się rozpłakała. Emocje wzięły nad nią górę i choć nie była z tego zadowolona dawała im swobodnie płynąć, próbując przejść swego rodzaju katharsis. Być może było to skutkiem skrajnego wykończenia, braku snu, być może było skutkiem sceny, która przed chwilą rozgrywała się na jej oczach, być może był to skutek psychicznego wycieńczenia, ale było jej to potrzebne. Słone łzy płynęły po jej polikach, mieniąc się w blasku przygaszonego żółtego światła lampy stojącej w kącie pokoju, między kanapą i skórzanym fotelem. Otworzyła oczy, pokazując swoje przepełnione strachem, zmęczeniem źrenice Luke'owi. Nie poruszył się. Nawet nie drgnął. Była pewna, że nie zrobi absolutnie nic, a kolejnego dnia uda, że nie widział niczego i nie zrobił niczego. Wróci do bycia chłodnym draniem wobec niej i nadal bezkarnie będzie wchodził z butami do jej życia, deptając jej spokój.

Omiótł ją wzrokiem i westchnął, przecierając palcami powieki. Chwycił nasadę swojego nosa, ponownie nabierając w płuca powietrza. Wiedział, że stracił panowanie. Wiedział, że zachował się nieodpowiednio i doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie powinien winić Victorii za swoje życiowe błędy i tragedie. Jedynie warstwa obojętności i zimnej krwi, którą wyhodował dookoła siebie po wszystkich dramatach, jakie przeszedł i jakie przechodził nie pozwalała mu na przeproszenie zdruzgotanej dziewczyny. Nie miał jednak zamiaru zostawiać jej w tym stanie i całkowicie zaskakując Victorię, próbującą powstrzymać płacz, obszedł kanapę i zajął wolne miejsce obok niej. Stykała się skulonymi plecami z jego ramieniem, czując jak po jej ciele przechodzi nieprzyjemny prąd.

- Odwróć się do mnie. - wyszeptał, wzdychając. Nie miała siły się sprzeciwiać, więc z obawą wyprostowała się i oparła się o kanapę.

Spojrzała na niego, szukając tego, co znów wymyślił.

Jej serce dosłownie zatrzymało się na kilka sekund, kiedy usiadł przodem do niej i bez słowa przytulił ją do swojego ciała. Przycisnął ją do siebie tak mocno, że przylegali do siebie ciałem. Nie było to zbyt wygodne, dlatego w przypływie zdezorientowania Victoria wdrapała się na kolana Luke'a. Wzdrygnął się, ale nie zareagował. Po chwili zacisnął ramiona mocniej na jej plecach. Ułożyła głowę w zagłębieniu jego szyi i po prostu płakała, nie wiedząc, co i dlaczego się dzieje. Dłonie oparła o jego tors, czując mocne uderzenia jego serca. Wdychała mimowolnie zapach jego wyrazistych perfum zmieszanych z drażniącym zapachem dymu papierosowego. Nie przeszkadzał jej. Szybko się przyzwyczaiła do niego. Czując drętwienie rąk, zaplotła je za plecami chłopaka, prawie kładąc się na nim. Jedynie jej nogi pozostawały zgięte. On siedział wyprostowany, słuchając jej cichego szlochu, który co jakiś czas urywał się, gdy nabierała powietrza. Po chwili mimowolnie zaczął gładzić dużą dłonią jej jasne, pofalowane na skutek spotkania z wodą włosy. Przez ciało Victorii przechodził przyjemny prąd, gdy jego palce przesuwały się opuszkami po jej szyi. W milczeniu siedzieli przytuleni do siebie, nie mając odwagi by powiedzieć cokolwiek. Przyznać się do czegokolwiek i wyjaśnić sobie wszystko, co niewyjaśnione tworzyło między nimi nieprzekraczalną barierę. Nie chciał, by ją przekroczyła. Wcale nie, dlatego, że była irytująca, przemądrzała i sztywna, jak zwykł o niej mówić, sprowadzając ją tym samym na skraj cierpliwości. Nawet nie, dlatego, że jak nikt inny wyprowadzała go z równowagi i swoją bezczelnością oraz uporem równała się prawie z nim. Jedynie, dlatego, że nie potrzebował w swoim życiu kolejnej osoby, która przekraczając postawioną przez niego barierę, sama z siebie skazałaby się na piekło życia u jego boku.

Odsunęła się w końcu od niego, pociągając zaczerwienionym nosem. Nie zeszła jednak z jego nóg. Jedynie patrzyła na niego, nie mogąc nadal uwierzyć, że przed chwilą widziała w nim wysłańca diabła, pana ognia i zła, a następnie czuła się w jego ramionach całkowicie bezpieczna, zupełnie jakby sam anioł otaczał jej drobne ciało i dawał jej błogie ukojenie. Potarła palcami opuchnięte, załzawione powieki i wysiliła się na delikatny uśmiech.

- Już Ci lepiej? - spytał cicho, próbując brzmieć jak najmniej chamsko.

- Co mówiłeś o kłamstwie jakiś czas temu? - spytała w odpowiedzi, wytrącając go z równowagi.

- Zadałem pytanie.

- Potrzebuję Twojej odpowiedzi, żebym ja mogła odpowiedzieć na Twoje pytanie. – wyszeptała z krzywym uśmiechem.

- Nie ma chyba drugiej takiej osoby jak ty. - westchnął.

- Jakiej?

- Aż tak podobnej do mnie w swoim filozoficznym, pierdolniętym myśleniu, że mam ochotę ją udusić gołymi rękoma. - odpowiedział, unosząc niemrawo kącik ust ku górze.

- A to fakt, prawdopodobnie nie ma. - przyznała, drocząc się z nim ponownie, choć wcale nie miała takiego zamiaru. - To jak będzie?

- A co dostanę za powtórzenie swoich mądrości?

- Powiedziałabym, że buziaka, ale trochę obawiam się o swoją twarz. - prychnęła z delikatnym uśmiechem, przecierając nadal mokre oczy wierzchem dłoni.

Wciągnął powietrze w płuca, czując, że zmęczenie odbiera mu reszta zdrowego rozsądku i wszystkie doskonale opracowane odpowiedzi, które miał przygotowane na każdą okazję na wypadek, gdyby ktoś koniecznie chciał z nim rozmawiać, bądź doprowadzał go do szału. Zrezygnował ze swojej chłodnej otoczki i tworzenia dookoła siebie aury złego chłopca na rzecz całkowicie szczerego, krótkiego uśmiechu. Potem pokręcił głową, jakby szukając odpowiednich słów, które nie chciały przejść przez jego gardło. Victoria spoglądała na niego wyczekująco, więc w końcu rozchylił usta i spojrzał w jej oczy.

- Powiem Ci to tylko raz, Regan. - zaczął opanowanym głosem, nadal zachowując charakterystyczny dla siebie poważny, głęboki ton głosu. - Jest tylko jeden warunek. - dodał, dostrzegając, że dziewczyna zastanawia się nad tym, co on chce jej przekazać.

- Słucham Cię uważnie. - odparła z przekąsem, poprawiając swoje ciało na jego kolanach.

- Nigdy więcej mi nie wypomnisz tego, że Cię uderzyłem.

- Tego nie mogę Ci obiecać, zależy, co chcesz mi powiedzieć. - odparła, wzruszając ramionami. Pokręcił głową, nie mogąc uwierzyć, że ona naprawdę potrafiła być aż tak upierdliwa.

- No cóż, w takim razie chyba spasuję.

- Nie! - pisnęła, wiedząc, że nie zaśnie, jeśli nie dowie się, co miał jej do powiedzenia.- Obiecuję, obiecuję na własną matkę. - odparła, kładąc dłoń na sercu, jak gdyby składała właśnie najważniejszą przysięgę w swoim życiu.

- Przysięgasz? - spytał z przekąsem.

- Przysięgam. - odparła, po raz kolejny ocierając oczy. Miała wrażenie, że jej powieki są tak spuchnięte, że wygląda jakby ktoś ją pobił.

Po raz ostatni omiótł ją swoimi przeszywającymi, ciemnozielonymi tęczówkami. Poczuł, że nie ma odwrotu i każde jego późniejsze słowo, ruch, działanie, wywołają lawinę konsekwencji, które w jakiś sposób dotkną jego, Victorii i ich znajomych. Zaklął w myślach, przeklinając swoją głupotę i słabość, związaną ze wspomnieniami i ludzkimi uczuciami. Nawet gdyby chciał przybrać ponownie swoją obojętną maskę, rzucić jakimś erotycznym, szczeniackim tekstem, to wiedział, ze zabrnął już za daleko, żeby się wycofać.

Przyjrzał się jeszcze raz Victorii. Była cholernie podobna do NIEJ. Być może mógłby je pomylić, gdzieś na ulicy, gdyby znał je w jednym czasie. Jasne, zdrowe włosy, noszące na sobie oznaki prostowania, choć te Victorii teraz delikatnie falowały się ku końcowi, przez to, że z premedytacją wylał na nią wodę. Okalały one rumianą, podłużną twarz, która miała wyraźnie zaznaczone kości policzkowe, zazwyczaj podkreślanie jeszcze minimalnie zbyt dużą ilością złotego rozświetlacza. Delikatnie zakrzywiony na mostku, zadarty nosek, otulony ledwie widocznymi piegami. Szare, niepewne tęczówki, wyrażające wszystkie emocje właścicielki, otoczone granatową obwódką, która sprawiała, że te tęczówki były niemalże jedyne w swoim rodzaju. I jakimś cudem Victoria też takie miała. Spoglądała na niego nimi, co jakiś czas mrugając, ukazując swoje naturalnie długie rzęsy. Uśmiechnął się na wspomnienie oczu TAMTEJ i zamrugał kilka razy, nie chcąc, żeby Victoria zorientowała się, że on właśnie bezkarnie ocenia jej wygląd, porównując ją do innej kobiety.

Nie miał z Victorią żadnej relacji. Nie była to miłość, nie było zauroczenie, nie byli nawet przyjaciółmi, a trudno mówić też o znajomości, a jednak nie chciałby to widziała i dopytywała. Jak nikt inny wiedział, że oczy człowieka, zdradzają więcej niż ludzie mogliby chcieć. Dlatego instynktownie zamknął powieki, gdy tylko zorientował się, że Victoria przygląda się również jemu, prawdopodobnie ponownie, próbując zrozumieć jego nieoczywiste zachowanie.

Taki właśnie był Luke White, nieoczywisty.

Być może właśnie, dlatego gwałtownie i niespodziewanie podłożył dłonie pod jej szczupłe uda i słysząc jak gwałtownie nabiera powietrza w płuca usadził ją sobie wyżej na własnych udach, a potem wyprostował się. Jego sylwetka znalazła się w takiej pozycji, że jego twarz znalazła się na równi z zarumienioną twarzą Victorii. Patrzyła na niego rozszerzonymi źrenicami i oczekiwała na odpowiedź.

- Gdybym mógł.....- zaczął, nie będąc pewnym czy postępuje właściwie. - Gdybym mógł cofnąć czas, nigdy nie podniósłbym na Ciebie ręki. - wyszeptał, odruchowo chwytając jej dłoń, przez co drgnęła nerwowo, mając wrażenie, że za chwilę roztopi się pod wpływem jego dotyku.

Kim do cholery był Luke White i dlaczego jej skóra paliła się pod wpływem jego dotyku?

Spojrzała na niego zszokowana, rozchylając delikatnie usta. Przez jej dłoń cały czas przechodził drażniący prąd, który odbierał jej zdolność racjonalnego myślenia. Miała wrażenie, że czymś się odurzyła i działało to lepiej niż narkotyki.

- Nie przeproszę Cię.

- Bo nie masz tego w zwyczaju.... - wyszeptała, doskonale wiedząc, co usłyszałby z jego ust.

- Tak, chcę po prostu żebyś wiedziała, że nie powtórzyłbym tego.

- To, dlaczego to zrobiłeś? - zapytała drżącym głosem, czując krew coraz szybciej płynącą w jej żyłach i powietrze, które utykało w jej płucach, nie pozwalając jej swobodnie oddychać.

- Jeśli Ci powiem, choć źdźbło prawdy, to zmuszę Cię do podpisania cyrografu z samym diabłem. - odparł, wlepiając w nią wzrok i powodując, że jej ciało spięło się. Każdy jej mięsień dosłownie zastygł, gdy tylko zorientowała się jak blisko niego się znajduje i o ile więcej słów prawdy powiedzieli sobie w tych kilku chwilach. Ucisk na jej żebrach, odbierał jej zdolność oddychania. Oczy zaszły mgłą, a myślenie wyłączyła na własne życzenie. Nie miała chęci ani zamiaru przerywać tej rozmowy, tej sytuacji i tej dziwnej atmosfery intymności, która narastała dookoła nich.

Schyliła się do jego ucha i początkowo wstrzymując powietrze wyszeptała cicho słowa, które już kiedyś pod wpływem emocji wypowiedziała w jego stronę, żałując ich bardziej niż wszystkich złych rzeczy, które zrobiła przez całe swoje życie. Tym razem była w pełni świadoma tego, co chce powiedzieć i zdawała sobie sprawę, że kiedy wstanie rano i przemyśli to na trzeźwo po kilku godzinach snu, będzie zażenowana samą sobą i przerażona faktem, że ponownie na własne życzenie pchnęła relację z Lukiem White'm do przodu, mimo tego, że teoretycznie był jej największym utrapieniem i słuchając czasami jego głosu, miała ochotę wydrapać mu oczy, odciąć głowę i postawić ją sobie, jako trofeum na komodzie w mieszkaniu.

- W takim razie... - wyszeptała mu prosto do ucha, dokładnie w ten sam sposób, a nawet tym samym tonem, oznaczonym nutką namiętności. - Podpiszę pakt z diabłem i pójdę za tobą do piekła.

Spojrzał na nią, przybierając poważny wyraz twarzy. Wyprostowała się, ukazując mu całe swoje oblicze. Była tak cholernie uparta, że aż mu imponowała. Nie mógł uwierzyć, że można brnąć w takie gówno, jakim z pewnością była relacja z nim, tylko po to by osiągnąć swój cel. Nie mieściło się to w jego głowie, jednocześnie wzbudzając w nim nieopisany podziw. Ocenił jej twarz, szybkim spojrzeniem i pogładził palcem jej skórę. Poczuł jak rozchodzą się po niej ciarki, przez co się uśmiechnął w ironiczny sposób. Nawet twarda Victoria Regan, nie była aż tak obojętna na jego dotyk, jak się zapierała. Mimo tego, że jej skóra całkowicie zdradzała jej uczucia, to jej twarz nadal pozostawała całkowicie obojętna. Pewność siebie wręcz biła z oblicza Victorii. Była absurdalnie naturalna w swoich pomieszanych reakcjach, słowach i całkowicie irracjonalnych, sprzecznych działaniach. Przyciągała go do siebie swoimi pretensjonalnymi wyrzutami, swoimi przytykami, cieknącym z jej ust sarkazmem i wszystkimi emocjami, które w sobie nosiła. Nie był głupi, żeby nie zauważyć, że jej niepoprawne podobieństwo do ........, westchnął. Nie mógł nie dostrzec, że jej uroda, którą tak dobrze poznał u innej kobiety, działała na niego jak lep na muchy. Być może absolutnie ignorowałby jej osobę, dając jej znać, że nie znosi jej księżniczkowatej osobowości za każdym razem, gdy przypadkiem wpadałby na nią na różnych imprezach siostry, gdyby nie fakt, ze szybko pokazała mu swój prawdziwy charakter. Bez zastanowienia, impulsywnie igrała z ogniem, wchodząc w jego życie z własnej woli, chociaż próbował ją odsuwać od swoich prywatnych, skomplikowanych spraw. Udając, że jest jej całkowicie obojętny i nie mając o nim bladego pojęcia rzucała wszystko by przyjechać w narzucone przez niego miejsce i przekonać się, że jest cały i zdrowy. Wyzywała go od pierdolonych idiotów, okazując tym samym swoje zmartwienie i zirytowanie. Rzucała się na głęboką wodę, wyrzekając się swoich ideałów, gdy ciekawość brała na nią górę i próbowała z całych sił znaleźć choćby delikatną furtkę w murze, który zbudował dla całego świata, zamykając się w swojej otchłani problemów, nie chcąc stawać się słabym przez ludzi. Uśmiechnął się pod nosem, orientując się, że kilka spotkań mniej lub bardziej przypadkowych pozwoliło tej szalonej, upartej dziewusze znaleźć tą cholerną furtkę i zburzyć jego pewność, co do tego, że będzie droczył się z nią na wszystkie możliwe sposoby, a w końcu zrani ją tak mocno, że sama go zostawi. Nie udało mu się i nie wiedział, jakim cudem, nie dał rady jej złamać. Victoria Regan była pierwszym człowiekiem w jego życiu, który podyktował mu warunki, który świadomie sprzeciwiał mu się, nawet, gdy przegrywał z nim wszystkie potyczki słowne. Była drugą kobietą, która z łatwością i gracją pokazywała mu drobnymi gestami, że obojętnie, czego nie zrobi i czego nie powie, to ona i tak będzie ponad nim. Będzie ponad nim emocjami, ponad nim rozsądkiem, ponad nim swoim działaniem, które nieudolnie próbował tłamsić, odsuwając tą zwariowaną kobietę od siebie. Bo która normalna kobieta celowo niszczyłaby swoją życiową oazę spokoju, zaniedbywała wszystko, na czym jej zależy by dowiedzieć się prawdy o kimś tak mrocznym, aroganckim, egoistycznym i tajemniczym jak on?

Victoria Regan nie była normalna. Zdecydowanie nie i przekonała się o tym w momencie, gdy nawet nie protestowała, kiedy Luke splótł ich palce ze sobą i zmniejszył odległość między ich twarzami do minimum. Dreszcz przeszedł po jej kręgosłupie, a powietrze zatrzymało się w płucach. Dusiła się tym, co się działo, choć nie do końca potrafiła stwierdzić, co dokładnie miało miejsce.

- Intrygujesz mnie Regan. - wyszeptał, drażniąc jej twarz swoim oddechem. - Wiesz, że za chwilę nie będzie odwrotu, tak? - spytał, zadziornie unosząc kącik ust ku górze i zakładając pasmo jej jasnych włosów za ucho. Mruknęła cicho pod wpływem jego delikatnego dotyku i rozchyliła delikatnie swoje usta, pozwalając by zmęczenie i ciekawość wzięły nad nią górę.

- Już dawno nie było odwrotu, więc nie widzę problemu. - odparła cicho, ale bardzo stanowczo. - Jak bardzo jesteś zmęczony? - spytała po chwili, czując, że wybuchnie, jeśli zaraz coś nie rozładuje o wiele zbyt gęstej atmosfery.

- Bardzo. - odparł całkowicie szczerze, nadal bawiąc się kosmykiem jej włosów, zaplatając go sobie dookoła palca i puszczając na przemian.

- Czyli...- wzięła głęboki oddech, czując jego palce stykające się ze skórą na jej szyi. - Czyli nie dostanę w twarz, jeśli zrobię coś skrajnie głupiego? - spytała, odchylając szyję delikatnie w tył.

- Nie. - odpowiedział zachrypniętym, niskim głosem, który jej uszy chłonęły jak najlepszy narkotyk. - Bo ja zrobię to pierwszy. - dodał, oblizując wargę.

- Kto powiedział, że Ci pozwolę? - zapytała, kładąc dłonie na jego torsie.

- Nikt, ale i tak spróbuję.

Chwycił jej twarz w dłonie i bez namysłu wpił się w jej bladoróżowe usta na tyle szybko, że nie zdążyła zareagować. Nie chciała reagować. Zrzuciła całą sytuację na zmęczenie i świadomie pozwoliła mu się całować. Nie zważając na nic poddała się chwili i pogłębiła pocałunek, czując jak jej skóra płonie, gdy Luke wodził opuszkami palców po jej karku, ciągnąc delikatnie za jej włosy. Łapczywie chwytała powietrze, kiedy tylko miała do tego okazję. Wplątała swoje drobne dłonie w jego gęste, ciemne włosy, jednocześnie zbliżając się do niego jeszcze bardziej. Rozchyliła mocniej usta, gdy tylko poczuła na nich język chłopaka i niewiele myśląc, wpuściła go między swoje wargi.

Doskonale znała siebie i wiedziała, że gdy ktoś spyta, nawet on sam, to się zaprze i powie, że jej się nie podobało, choć jasnym było, że była zachwycona tym głębokim, emocjonalnym pocałunkiem.

Z każdą kolejną minutą coraz bardziej uzależniała się od jego ust, oddechu, który pachniał mieszanką dymu papierosowego i gumy miętowej. Chłonęła każdy milimetr jego twarzy, próbując po raz kolejny odkryć to, czego nie mogła się dowiedzieć od nikogo poza nim. Przymknęła oczy wykończona, opierając głowę o jego czoło i ciężko oddychając, nie puszczając jednocześnie jego szczęki. Jego szybki, nierówny oddech drażnił jej szyję. W końcu poczuła, że roztapia się, gdy jego usta niespodziewanie przywarły do jej szyi, zasysając delikatnie jej skórę. Wbrew sobie mruknęła, gdy sunął językiem po jej ciele, rozpalając ją do granic możliwości. Przestała wątpić. On był diabłem, a jeśli nie, to jego bardzo dobrym przyjacielem. Uzależnił ją od podejmowania skrajnie nieodpowiedzialnych decyzji. Skłonił ją swoją osobą i jednym spojrzeniem do robienia rzeczy, o które nigdy w życiu by siebie nie podejrzewała. Nie znosiła go za sam fakt tego, jak bardzo pragnęła w tamtym momencie złamać wszystkie swoje żelazne zasady i zwyczajnie się z nim przespać. Zachować się jak głupia nastolatka, próbująca zrobić po złości rodzicom i pójść do łóżka z najbardziej nieodpowiednim chłopakiem, jakiego mogła znaleźć. Bo właśnie ten nieoczywisty, nieodpowiedni chłopak palił jej skórę żywcem, pozostawiał swoimi palcami ślady oparzeń, po niewidzialnym ogniu, który rozpalali z każdą minutą. Całował jej obojczyki z taką zachłannością, że chciała się mu od razu poddać. Mogła go nie znosić, próbować się tłumaczyć sama przed sobą, ale wiedziała, że to bezcelowe - każdy jego najmniejszy ruch, powietrze, które wypuszczał prosto na jej ciało odbierały jej zdolność logicznego myślenia, każąc jej popełniać coraz więcej głupstw, których będzie żałowała godzinami. Wpiła się ponownie w jego usta, zaskakując ich oboje. Podciągnął ją dłońmi na kolana i ułożył swoje dłonie na jej plecach. Bez trudności upchnął je pod swoją za luźną dla niej koszulkę ze smokiem, przy którym znalazł się sprany napis Imagine Dragons. Wodził zimnymi palcami po jej skórze, czując jak każdy milimetr jej ciała spina się i drży. Całując ją spojrzał w stronę pokoju swojej córki i zaklął w myślach.

- Vic... - wychrypiał, gdy na chwilę przestała pochłaniać jego usta, by zaczerpnąć trochę powietrza.

- Mhm? - jej twarz była rozpalona, a włosy potargane i właśnie to ciągnęło Luke'a do robienia coraz bardziej nieodpowiednich rzeczy.

- Holy.- mruknął pod nosem, pocierając czoło dłonią i łapczywie chwytając gęste powietrze. Zaczęła z niego schodzić, ale sprawnie zatrzymał jej ciało na swoich kolanach. - Po prostu się stąd ulotnijmy. - mruknął, kiwając w stronę zamkniętego pokoju, którego jeszcze nie odwiedzała.

Przełknęła gulę w gardle, czując jak wszystko w jej ciele pali się z zawrotną szybkością, oczekując na to, co będzie dalej. Wstała szybko z nóg chłopaka i na chwiejnych nogach poszła za jego sylwetką. Zgasił po drodze palącą się lampę i dosłownie wepchnął ją do swojej sypialni. Zamknął za nimi drzwi, modląc się żeby Holy przespała grzecznie całą noc i nie próbowała odwiedzać jego pokoju. Omiótł stojącą na środku pokoju Victorię swoimi zielonymi tęczówkami i uśmiechnął się zadziornie dostrzegając jej zawstydzenie i dezorientację. Nie do końca wiedział, z czego śmieje się bardziej - z niej, z siebie samego czy z ich wspólnej głupoty, ale był tak pobudzony, że nie miał zamiaru wyganiać jej za drzwi. Z resztą ona też nie wydawała się być uspokojona. Podszedł do niej szybkim krokiem i nie pytając o zdanie, przyciągnął ją do siebie. Od razu wpił się w jej usta, nie dając szansy na wyswobodzenie się. Pogłębiła ponownie pocałunek, nie mając zamiaru uciekać od własnych decyzji i włożyła ręce pod jego T-shirt. Mruknął cicho, gdy zahaczyła paznokciem o jego tors. Złapał ją za tył ud i podsadził pewnie, tak, aby mogła zaplątać swoje nogi dookoła jego bioder. Stracił panowanie nad sytuacją. Oboje stracili i oboje doskonale o tym wiedzieli, ale nie odważyli się przerywać. Podszedł do łóżka zasłanego pościelą w odcieniu czerwonego wina i położył ją na niej. Zawisnął nad jej rozpalonym ciałem i nie zaprzestając pocałunków, sunął dłońmi po jej brzuchu. Drgała nerwowo pod wpływem jego dotyku, ale nie było to spowodowane strachem. Bardziej ciekawością.

- Wiesz, że za chwilę zrobimy coś bardzo nieodpowiedniego i niecenzuralnego? - spytał, szepcząc w jej usta i głaszcząc roztrzepane na poduszce włosy.

- Wiem. - odparła, spoglądając prosto w jego oczy.

- Na pewno tego chcesz?

- Przejmujesz się mną? - spytała, unosząc brew ku górze.

- Niekoniecznie mała zołzo. - odparł, drocząc się z nią i zahaczając palcem o zapięcie jej stanika, przez co wygięła delikatnie plecy.

- W takim razie potraktuj mnie tak, jak każdą twoją panienkę na jedną noc, żałować będę jutro. - odpowiedziała pewnie, spotykając się z jego zadziornym uśmiechem i pełnym politowania kiwnięciem głową.

- Nawet nie masz pojęcia o tym, że nigdy nie będziesz tylko panienką na jedną noc i nieświadomie sama się na to skazałaś. - burknął w jej usta, a potem nie dając jej czasu do namysłu i odpowiedzi zaczął ją zachłannie całować.

Z łatwością rozpiął jej stanik, by po chwili wyrzucić go razem z własną koszulką, gdzieś w kąt pokoju. Z pomrukiem zadowolenia ścisnął jej pierś, słuchając jej cichego jęku. Podniecenie przejęło kontrolę nad ich ciałami, pozbawiając ich resztek godności i wstydu. Pozbyła się jego koszulki z zadowoleniem, drapiąc jego skórę. Delikatnie zarysowane mięśnie, po których sunęła paznokciami podobały jej się i zwyczajnie sprawiały przyjemność, gdy na nie patrzyła. Drażnił się z nią przedłużając całą sytuację i namiętnie ssając jej sutki, co wcale jej się nie podobało. Była już stanowczo zbyt rozemocjonowana, żeby ciągnąć dalej grę wstępną, dlatego bez ogródek pociągnęła za jego pasek od spodni.

- Szybka jesteś. - mruknął, pozbywając się swoich spodni do końca i zostając przed nią jedynie w szarych bokserkach, na których nawet w ciemności mogła dostrzec wyraźne wybrzuszenie.

- Po prostu za długo już mnie dręczysz. – odparła, ciężko oddychając i pozwalając mu na ściągnięcie z niej dolnej części garderoby.

- W takim razie.... - zaczął, zsuwając z niej koronkowe stringi. - Chyba pora przejść do działania. - dodał, przykładając palec do jej kobiecości, a ona jęknęła pod nosem.

- Zdecydowanie. - parsknęła, przymykając oczy pod wpływem dominującej nad nią przyjemności.

- Wiesz, co Regan? - spytał, zostawiając ją na moment rozkraczoną na jego łóżku i podchodząc do nocnej, drewnianej szafki.

- Co White? - spytała z przekąsem, zakrywając dłońmi nagie piersi i dysząc.

- Jesteś całkiem w porządku, kiedy jesteś taka odważna. - powiedział ze śmiechem i wyciągnął z szuflady delikatną, połyskującą paczuszkę.

- Ty jesteś całkiem w porządku, kiedy mnie całujesz zamiast bić.

- Wohoho, właśnie wypomniałaś mi coś, czego miałaś już nie wspominać. - powiedział z nutką grozy w głosie, przez co Victoria nerwowo przełknęła ślinę. - Chyba czeka cię kara. - mruknął, opuszczając bokserki i nakładając na swoje przyrodzenie prezerwatywę.

- Znowu będziesz mnie łaskotał aż do utraty tchu? – spytała, próbując żartować i jednocześnie uświadamiając sobie, co właśnie się dzieje.

- Tym razem, spróbujemy czegoś innego, Regan. - wyszeptał z ironicznym uśmiechem prosto przy jej twarzy i wszedł między jej uda, rozchylając je dodatkowo swoimi dłońmi, które ułożył na jej kolanach. - Gotowa na romans z diabłem? - spytał, spoglądając na jej drżącą sylwetkę.

- Jeśli zabierze mnie do nieba, zgodnie z obietnicą. - odparła resztkami sił i wciągnęła szybko powietrze.

Zacisnęła palce na pościeli, czując jak White gwałtownie wszedł w jej ciało, nawet nie dbając o jakąkolwiek delikatność. Zwyczajnie pieprzył ją z zawrotną szybkością, a ona musiała przyznać, że podobało jej się to. Czuła się zażenowana samą sobą, bowiem ona - przykład cnót i ideałów wiła się pod każdym najdrobniejszym ruchem jednego z największych dupków w jej życiu . I mało tego sprawiało jej to olbrzymią satysfakcję.

Oszalała.

Wykonywał coraz szybsze i pewniejsze ruchy, czym doprowadzał ją do szału. Warknęła, czując delikatny ból połączony z olbrzymią przyjemnością. Wbiła długie paznokcie w skórę na jego plecach i przejechała nimi kilkukrotnie po całej ich długości, zostawiając w tych miejscach zapewne krwawe ślady. Warknął cicho, sapiąc głośno tuż przy jej uchu, a potem zaczął namiętnie ją całować. Założyła nogi na jego biodra, chcąc poczuć go w sobie jeszcze wyraźniej, mocniej. Upewnić się, że to wszystko naprawdę się dzieje, a Luke White doprowadza jej ciało do niekontrolowanych konwulsji. Wypchnęła biodra ku górze, nie mogąc powstrzymać drżenia nóg i cichych pojękiwać, które mimo wszystko starała się kontrolować, mając na uwadze dziecko śpiące w pokoju naprzeciw. Pchnął ją kilkukrotnie na tyle mocno, że poczuła zbliżającą się przyjemność, która już od dawna była jej obca. Zaczęła oddychać znacznie szybciej, czując jak jej podbrzusze niebezpiecznie się zaciska.

- Luke.. - szepnęła, ugniatając palcami kołdrę.

- Ja też... - wychrypiał, przyśpieszając swoje ruchy.

Nie dała rady się dłużej powstrzymywać. Całe jej ciało było spocone i drżało bez kontroli. Łapczywie nabierała powietrza, zaciskając mocno powieki. Jej plecy wygięły się w łuk, a ona opadła biodrami na materac, czując, że właśnie szczytowała. Po chwili opadło na nią również zmęczone ciało Luke'a. Bez słowa odwrócił się od niej i ułożył się na wolnym skrawku łóżka. Wlepili wzrok w sufit, próbując unormować oddechy i swoje rozszarpane myśli. Luke omiótł ją wzrokiem po raz kolejny i zaniepokojony pomyślał, że właśnie wplątał ją w gówno większe niż sobie wyobrażała.

Jeden krok pozostawia za sobą miliardy konsekwencji.

Konsekwencje znajomości z Lukiem Whitem zawsze były negatywne. Milcząc nakrył ich nagie ciała kołdrą i zamknął oczy, zostawiając rozpaloną, zestresowaną Victorię bez słowa.

Rozchyliła powieki, po chwili ponownie je zamykając. Z niewielkich okiennic wpadało do pokoju stanowczo zbyt wiele światła, które drażniło jej oczy. Przetarła je palcami, próbując wyostrzyć sobie obraz. Pomrugała kilkukrotnie i z przerażeniem stwierdziła, że nie jest w swoim pokoju.

- Cholera.- mruknęła pod nosem, przypominając sobie wszystkie wydarzenia poprzedniego dnia i z przestrachem uniosła delikatnie kołdrę ku górze. Nadal była całkowicie naga, nosząc na sobie ślady po stosunku.

Westchnęła, nakrywając się aż po samą szyję i czując się zażenowana samą sobą. Tylko ona mogła być na tyle popaprana, żeby dać się zaciągnąć do łóżka, łamaczowi nastoletnich serc i arogantowi Luke'owi White'owi. Podpierając się na łokciach usiadła na łóżku i złapała się za głowę. Mruknęła kolejne przekleństwo pod nosem, by po chwili rozejrzeć się po pomieszczeniu. Luke już dawno musiał z niego wyjść. Po błaganie, który zostawili wczoraj nie było nawet śladu. Musiał wszystko posprzątać na tyle cicho, że nawet się nie obudziła. W jej przypadku było to wręcz niesamowite, bo nie miała mocnego snu i zazwyczaj budziła się przez nawet najcichszy szmer. Musiała być wykończona.

Zerknęła kątem oka w stronę krzesła, stojącego w rogu pomieszczenia i zadowolona zauważyła, że leżą na nim czyste ubrania, złożone w idealną kostkę.

,, No proszę... Luke White to perfekcyjna pani domu.'' - pomyślała, uśmiechając się z przekąsem.

Odkryła swoje ciało, modląc się w duchu, by pozostali lokatorzy mieszkania, nie wparowali akurat w tym momencie do sypialni. Leniwym krokiem podeszła do mebla i chwyciła za ubrania. Nie zważając na to, że czuła się brudna i upocona, wrzuciła na siebie przygotowane przez chłopaka ubrania i pocierając twarz dłońmi, postanowiła wyjść i zmierzyć się z konsekwencjami własnej głupoty i pociągu seksualnego. Skierowała się do drzwi i cicho nacisnęła na klamkę.

- VICTOLIAAAAAAAAAAAAAAAAAA! - nie zdążyła nawet odetchnąć czy powiedzieć czegokolwiek, a małe rudowłose stworzenie już przytulało jej nogi, odbierając jej tym samym możliwość swobodnego ruchu.

- Cześć Holy. - wychrypiała Victoria lekko zaspanym głosem i wzięła dziewczynkę na ręce.

- ALE DLUGOOOOOOOO SPALAS! - pisnęła dziewczynka.

- Cholera.- mruknęła dziewczyna pod nosem, orientując się, że z pewnością spóźni się do szkoły i o ile w ogóle zdąży na jakąkolwiek lekcję.

- Cio?

- Nic kochanie.- odparła Victoria, kierując się z dziewczynką w stronę salonu. - Gdzie jest tatuś?

- W kuchni. Lobi nam sniadanko, będą tosty! - klasnęła zadowolona drobnymi rączkami, a Victoria mimowolnie uśmiechnęła się. Mogła nie znosić dzieci i uważać je za krzykliwe, śliniące się stworzenia, ale Holy była najwspanialszym dzieckiem pod słońcem.

Holy przytuliła się do szyi Victorii i grzecznie przebywała z nią drogę do aneksu kuchennego. Przez ten moment zdążyła wypowiedzieć więcej słów niż Victoria wypowiedziała w ciągu ostatnich kilku dni, ale dziewczynie absolutnie to nie przeszkadzało. Uważając by nie upuścić małej gaduły, dotarła do aneksu kuchennego i odstawiła dziewczynkę na chłodne kafelki.

- Cześć. - mruknęła, opierając się o framugę i nie mając ochoty ani odwagi by spojrzeć na twarz Luke'a.

- Hej. - odpowiedział równie cicho, wyciągając z tostera dwie trójkątne grzanki i układając je na talerzu. Podał je Holy, która zadowolona wskoczyła na stołek postawiony przy blacie kuchennego stołu i zaczęła się zajadać pieczonymi kanapkami z serem.- Trzymaj, śpiąca królewno. - mruknął, podając jej niewielki porcelanowy talerz z kolejną porcją jedzenia.

- Dzięki. - odparła siadając przy stole. Nie miała ochoty na jedzenie. Przebywanie po tym wszystkim w jednym pomieszczeniu z Lukiem White'm odbierało jej zdolność oddychania i wykonywania podstawowych czynności życiowych. Mimo tego zmusiła się do zjedzenia dwóch, potężnych tostów z serem i ketchupem, kiedy on również dosiadł się do stołu i zaczął powoli spożywać swoje śniadanie.

- Nie smakuje Ci? - spytał, widząc jak Victoria powoli przeżuwa każdy kęs.

- Wolę majonez.

- Co?

- Wolę majonez zamiast ketchupu. - powiedziała, wzruszając ramionami i nie unosząc wzroku znad talerza.

- Jesteś ostro powalona. - powiedział.

- TATA! - krzyknęła oburzona Holy.- Nie wolno tak brzydko mówić do kobiet! - dodała, zakładając rączki na piersi i zmuszając Victorię do roześmiania się. Była rozkoszna.

- Wybacz mała. - odparł Luke z uśmiechem.

Całkowicie przypadkiem spojrzenia Luke'a i Victorii się skrzyżowały. Początkowo próbowali po prostu przekazać sobie rozbawienie, które wywołała w nich Holy, ale już po chwili przestało im być do śmiechu. Luke prychnął pod nosem, przybierając swój bezduszny wyraz twarzy i spuścił wzrok na kanapkę. Victoria natomiast przekręciła oczyma, widząc jego nagłą zmianę nastroju i z gracją odniosła talerz do zlewozmywaka.

- Gdzie mój telefon? - spytała, orientując się, że nie ma urządzenia przy sobie.

- Masz. - podał jej Iphone'a, którego nosił najwyraźniej w kieszeni swoich spodni.

- Mogę wiedzieć, czemu zabrałeś mi telefon? - spytała zdenerwowana, odbierając swoją własność i obracając ją w palcach.

- Bo nie chciałem, żeby gdzieś się zapodział w błaganie, który...., sama wiesz. – powiedział, spoglądając ukradkiem na swoją córkę, nadal przeżuwającą chleb. - Ale teraz widzę, że mogłem go gdzieś wywalić razem ze śmieciami. - parsknął, krzywiąc twarz w grymasie.

- Bardzo śmieszne, White. - prychnęła Victoria, włączając urządzenie. - Świetnie. - mruknęła niezadowolona, dostrzegając dwa nieodebrane połączenia od mamy i jedno od Andrew.

Które pierwsze? Wizja rozmowy z matką delikatnie ją przerażała, więc jako pierwszy postanowiła wybrać numer do Andrew. Odebrał, szepcząc, co jedynie upewniło ją w tym, że właśnie opuszczała lekcję. W roztargnieniu nawet nie spojrzała na zegar umieszczony na wyświetlaczu.

- Co jest Vic? - spytał cicho.

- Dzwoniłeś.

- Tak, bo nie ma Cię w budzie, a ja nie wiem ile mam Cię jeszcze kryć, twoja matka wyrwie mi wszystkie kłaki z głowy, jak ogarnie, że nie było cię w szkole.

- Wiem, wybacz Andrew. - szepnęła zła na siebie, że nie dość, iż sama kłamała jak najęta, robiąc z siebie niegrzeczną dziewczynkę i pieprząc się z typem, którego ledwie znała, to jeszcze zmuszała swojego najlepszego przyjaciela do kłamstw.

- No w porządku, będziesz dzisiaj? - spytał.

- Jaka teraz jest lekcja?

- Co ty nie masz zegara czy co? Zamknęli Cię w jakimś bunkrze?

- Po prostu.... - zaczęła, spoglądając na zmywającego naczynia White'a. - Nie miałam jeszcze okazji zerknąć na godzinę. - dokończyła.

- Mamy angielski, jak się pośpieszysz to zdążysz na czwartą lekcję. - odparł.

- Wspaniale, to jest chyba jakiś żart.- parsknęła pod nosem, pocierając palcami jego nasadę.

- Gdzie ty w ogóle jesteś Vic?

- Nie chcesz wiedzieć. - powiedziała szybko.

- O kurwa.... Victoria, nie mów mi, że......

- Dokładnie tak. Niestety. - prychnęła, opierając się plecami o krawędź szafki kuchennej. Wlepiła wzrok w Holy, która właśnie odbiegła od stołu i kręciła się w kółko, udając samolot.

- O KURWA! - pisnął Andrew, jakimś cudem nie zwracając na siebie uwagi nauczyciela literatury angielskiej.

- Nic nie mów. Postaram się zdążyć na czwartą lekcję. - odparła chłodno.

- Jasne. Daj znać.

- Cześć głąbie.

Rozłączyła się. Zawahał się klikając na kontakt, w którym zapisała numer mamy, ale ostatecznie zdecydowała się oddzwonić. Nie może być aż tak złą córką. Położyła palec na ustach, dając Luke'owi znak, że ma być cicho i wybrała numer do matki.

- VICTORIA! - donośny głos Eveline przeraził Victorię, która miała wrażenie, że zaraz zwymiotuje z nerwów.- MIAŁAŚ NAPISAĆ!

- Wiem mamo, przepraszam. - wyszeptała zrezygnowana, zamykając na kilka sekund powieki. - Rozładowała mi się komórka i dopiero teraz ją włączyłam. - skłamała, zaciskając zęby i gryząc się w język.

- Boże dziecko, co się z tobą ostatnio dzieje...? - spytała Eveline już znaczenie łagodniejszym głosem, co pozwoliło Victorii odetchnąć, choć trochę.

- Nie wiem mamo, to chyba ten stres związany z egzaminami. Naprawdę bardzo Cię przepraszam. - powiedziała, wiedząc, że przeprasza za kolejne kłamstwo, a nie za wyłączenie telefonu.

- W porządku. - odparła Eveline, która westchnęła na tyle głęboko, że dziewczyna bez problemu usłyszała ten dźwięk w telefonie.- Jesteś w szkole? - spytała.

- Spóźniliśmy się na pierwszą lekcję, ale jestem.- powiedziała, zagryzając nerwowo wargę, gdy spostrzegła, że oparty o szafkę na przeciw niej Luke, spogląda na nią, unosząc wysoko brew.

- No dobrze, to leć już, do zobaczenia w domu.

- Pa mamo. - szepnęła, naciskając czerwoną słuchawkę i tym samym kończąc połączenie. Odetchnęła.

- Z kogoś tutaj się robi niegrzeczna dziewczynka. - prychnął Luke, kręcąc z politowaniem głową.

- Niby dlaczego?

- Ładnie to tak kłamać mamę?

- Gdyby nie ty, to nigdy bym nie musiała. - warknęła, zaciskając palce na krawędzi blatu. - Ale nie powiem mojej matce, ze się z tobą widuję, bo z pewnością wie, kim jesteś jak całe to popaprane miasto i strzeli mi w łeb, prędzej niż zdążę się wytłumaczyć.

- Słuszne spostrzeżenie, Regan. Nie zapomnij jej powiedzieć, że się pieprzyliśmy. - uśmiechnął się zadziornie, uważając by Holy niczego nie usłyszała. To nie był najlepszy moment by tłumaczyć jej, czym jest seks.

- Udam, że tego nie powiedziałeś. - odparła, spuszczając wzrok na swoje stopy.

- Wstydzisz się? - spytał z przekąsem.

- Tego, że uprawiałam seks? Nie. Pewnie się zorientowałeś, że to nie był mój pierwszy raz. - prychnęła, wywracając oczyma. - Wstydzę się tego, że zrobiłam to z tobą. - dodała, zaciskając ręce na klatce piersiowej.

- Dlaczego? Nie podobało Ci się? - zapytał ze śmiechem, wyprowadzając ją z równowagi.

- No genialne to to nie było....- mruknęła pod nosem.

- I dlatego mam te szramy na plecach? - spytał rozbawiony.

- Zamknij się w końcu, White. - warknęła przez zaciśnięte zęby. - Nie chcę o tym rozmawiać. Nie wiem, co mi strzeliło do głowy, po prostu widocznie za długo się nie pieprzyłam. Tyle w temacie. Wstydzę się tego, że zrobiłam to z tobą, bo prawie cię nie znam i przez większość czasu, tak jak teraz- wtrąciła. - mam ochotę Cię udusić. Nic więcej, potraktuj to, jako jednorazowy skok w bok.

- Jeszcze zobaczymy.

- Jeszcze coś masz do powiedzenia? - warknęła, spoglądając na niego przez ramię.

- Nie. Księżniczka wstała lewą nogą, więc już się nie odzywam. - prychnął, unosząc dłonie w obronnym geście.

- Nie jeste.....

- Nie tłumacz się.

- Odwieziesz mnie do szkoły? - spytała na odchodne.

- Tylko dlatego, że i tak musze podwieźć coś Kylie. -westchnął. - Holy! - zawołał, a już po chwili mała dziewczynka, stała przed nim z szerokim uśmiechem na ustach.

- Tak tatusiu?

- Ubierz buciki, jedziemy odwieźć Victorię.

- JUHUUUUUUU, SAMOCHOD!- krzyknęła dziewczynka, biegnąc w stronę przedpokoju.

Victoria zaczęła podążać za nią, ale zatrzymała się w miejscu, kiedy silna dłoń, przytrzymała jej nadgarstek, powodując jego ból.

- Czego? - spytała, odwracając się i wyszarpując dłoń z uścisku.

- Zabiję Cię, jeśli ktoś się o niej dowie.

- Oh dzięki, że mi przypomniałeś, że kontrolujesz całe moje życie. -prychnęła i nie zważając na niego ruszyła do korytarza.

Piętnaście minut później jechali w milczeniu jego sportowym autem uliczkami Belleville. Ciszę przerywały jedynie zabawne monologi Holy, bądź piosenki, które śpiewała pod nosem, opowiadając pry tym skąd je zna. W mieści było prawie pusto, jeśli chodziło o ruch drogowy, więc pod budynkiem szkoły znaleźli się stosunkowo szybko. Luke zaparkował na podjeździe, a Victoria niezadowolona zauważyła, ze przyjechali akurat w trakcie długiej przerwy, kiedy to większość uczniów spędzała czas przed szkołą, na dworze, co wiązało się też z tym, że większość szkoły będzie widziała jak wysiada ze znanego sportowego samochodu, Luke'a White'a.

- Tata zaraz wróci. - powiedział Luke, rozpinając swój pas. Nie musiał się martwić, że ktoś zauważy dziecko w jego samochodzie. Wszystkie szyby miał tak przyciemnione, że nie było na to realnej szansy. - Bądź grzeczna. -dodał, kiedy Victoria spoglądała na niego podejrzliwie.

- Dobze. - wysepleniła Holy, bawiąc się zapięciem od fotelika samochodowego, w którym była przypięta.

Victoria zarzuciła na plecy swój czarny worek sportowy i westchnęła głęboko, czując, że jest zestresowana bardziej niż przed każdym sprawdzianem, jaki pisała w historii swojej edukacji. Wysiedli równo z auta. Otrzepała spodnie, a potem wzdrygnęła się zauważając, że Luke stoi obok niej, oparty o samochód.

- Po cholerę ty w ogóle wysiadałeś? - warknęła cicho, obserwując przerażone albo zaciekawione twarze uczniów Belleville School, umieszczonego poza granicami miasta, bardziej przy granicy z Detroit.

- Tak chciałem popatrzeć na mury mojej kochanej szkoły.

- Nie gadaj, że chodziłeś do tej szkoły.

- A i owszem. - parsknął, uśmiechając się zadziornie.

- To wyjaśnia, czemu absolutnie każdy Cię tu zna. Wspaniale. - westchnęła, przeczesując włosy palcami. Poprawiła worek na plecach i ruszyła do przodu.

- Nie pożegnasz się nawet? - usłyszała jego głos za swoimi plecami i odwróciła się w jego stronę.

- Nie.

- Pamiętasz, co było ostatnio, kiedy się nie przywitałaś? - spytał, podchodząc do niej bliżej.

- Kurwa, Luke, błagam idź już stad. - warknęła nerwowo rozglądając się po wszystkich uczniach, którzy przyglądali się im w perfidny sposób, powodując, że czuła jak miękną pod nią nogi. Nie lubiła być w centrum zainteresowania.

- Odważna Victoria Regan przejmuje się zdaniem innych? - spytał z przekąsem, unosząc brew ku górze.

- Nie, ale każda twoja obecność dookoła mnie oznacza kłopoty.- westchnęła dostrzegając Andrew i Kylie, którzy z rozdziawionymi minami, przyglądali się jej, stojąc na schodach prowadzących do budynku.

- Jesteś dzisiaj niemiła. -stwierdził, wzruszając ramionami. - W takim razie to ja się pożegnam.

Nie zdążyła zaprotestować, kiedy wyjął ręce z kieszeni swoich nieśmiertelnych, czarnych jeansów i chwycił nimi jej twarz, wciskając w jej usta mocny pocałunek. Nawet, kiedy zaciskała wargi w wąską linię i tak doskonale sobie radził z całowaniem jej.

- Co to kurwa było? - wrzasnęła, gdy odsunął się od niej o kilka centymetrów.

- Kara, Regan. - prychnął, strzelając jej z palca w nos, jakby była jakąś nic nie wartą małolatą.

- Nienawidzę Cię. - warknęła.

- I vice versa. - odparł z zadziornym uśmiechem. - Daj Kylie. - podał jej niewielki pakunek, który wydobył z kieszeni spodni. - Powodzenia w szkole. - powiedział wyraźnie zadowolony z siebie i zniknął we wnętrzu swojego samochodu.

Victoria przez chwilę jeszcze stała w miejscu, nie mogąc się nawet ruszyć z przerażenia. Auto zdążyło odjechać z piskiem opon, a ona nadal stała jak słup, ściskając w dłoni pakunek dla swojej przyjaciółki. Po kilku chwilach poczuła rękę na swoim ramieniu i spojrzała na jej właściciela.

- Vic......

- Ani, kurwa, słowa. - wycedziła przez zęby, upchnęła paczkę w ręce Kylie, a potem starając się ignorować wszystkie spojrzenia uczniów Belleville School ruszyła w kierunku wejścia do szkoły.

,, Cudownie, Victoria Regan na szczycie licealnych ploteczek''. - pomyślała wściekła.

-------------------------------------------------------------------

No witam Was bąbelki!

Jak tam podoba Wam się rozdział? Dostatecznie spierdzieliłam życie Victorii czy czekacie na więcej?

Buziaki i do następnego kochani!

Ps.: Czekam na Wasze cenne opinie w komentarzach <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top