Rozdział 6, Kankuro
Kankuro obserwował ją przez chwilę i próbował zrozumieć, co się dzieje.
- Kankuro idź stąd... - Kaeru usiadła na brzegu łóżka, otarła łzy i spojrzała na niego z lekkim wyrzutem- Ja... Zmieniłam bieg wszystkiego... Nie mogę o tym mówić...
- Nie zmuszam cię, żebyś powiedziała. Jeśli to jakaś tajemnica, dotrzymam jej, wiesz to. wiesz też, że jeśli mi to opowiesz, poczujesz ulgę.
- Ja... Powiedziałam już o tym Shikamaru, niczego to nie zmieniło. Nie wiem...
Kaeru poczuła się okropnie. Zrozumiała, że Kankuro należy się wyjaśnienie. Niczego złego nie zrobił.
- Cofnęłam się w czasie... Z pomocą Kapłanki.
- Co? Kapłanka?
- Czy twoja wioska miała coś wspólnego z atakiem na Wioskę Księżyca?
- Nie!- Kankuro lekko odskoczył- Feudalni coś planowali, ale w ostatniej chwili odmówili podpisania jakiegoś paktu. Gaara nie mógł mi za dużo powiedzieć.
- Czyli... nie jest wszystko... Nie rozumiem...
- Kaeru, powiedz mi, o ile się cofnęłaś? Jak..?
- Mój ojciec zginął, ty mnie zdradziłeś z Yuki, byłam z Shikamaru i... zginęłam, po tym ty razem z nim... znaleźliście kapłankę i pomogła, później Shikamaru i ja... Nie mogłam znieść jego cierpienia i... uhh... wiele miesięcy... - pomasowała dłonią obolałą skroń- Działałam pod wpływem emocji, nie wzięła tak wielu rzeczy pod uwagę... Gdy rozmawiałam z Kapłanką, wyruszył oddział z Konohy, żeby mnie powstrzymać... Nie mogę się wycofać ze swojej decyzji, ocaliłam bliskich, a teraz...
- Kaeru...
- Ja... Haha- nagle się zaśmiała- no tak, to jest dokładnie to, czego chciałam. Wziąć na siebie ciężar, który musieli dźwigać moi bliscy przez cały czas. Moje życzenie się spełniło...
- A Kapłanka?
- Nie mogę powiedzieć gdzie jest, przepraszam.
- A możesz... Możesz sama cofać czas o tak długi okres? I słyszałem o jej jutsu... Złodzieja czasu...
- Ja... Sama nie jestem w stanie, poza tym... Nie mogę go użyć dla własnych korzyści, to taka niepisana zasada. Wystarczy, że teraz to zrobiłam... Proszę, nie możesz nikomu powiedzieć... Nie chcę być uznana za niebezpieczne narzędzie...
Kankuro chwilę milczał i obserwował Kaeru, która czekała na jego reakcję. Nie wiedział jak ma się zachować. W końcu nie zrobił nic złego, a w tamtej chwili to, o czym powiedziała było dla niego czymś niewyobrażalnym.
- Kaeru... a gdybym tego nie zrobił? Jak by się wszystko potoczyło?
- Co..? Ja... Nie wiem... Zraniłeś mnie.
- Ja nie. Ja nie zrobiłem niczego złego. I to jest... problem. Nie wiem, co mam myśleć, bo jeszcze nie tak dawno... Nawet wczoraj, czekałem na list od ciebie, myślałem nawet o tym... Zastanawiałem się, czy dam radę się wynieść z Wioski Piasku, żeby żyć z tobą tutaj.
- Kankuro... Proszę, zrozum mnie...
- A ty spróbuj zrozumieć mnie... I wiedz, że chcę być nadal przy tobie, nawet jeśli to oznacza, że będę musiał czekać, aż pokochasz mnie na nowo.
- Kankuro... - przez chwilę chciała mu powiedzieć o utracie ciąży, ale nie przeszłoby jej to przez gardło- Nie chcę ci dawać nadziei.
- Wiem- widać było, że powstrzymuje łzy- ale nie ukrywam, że ta... zmiana jest dla mnie cholernie trudna. I nadal nie rozumiem jakim musiałem być kretynem robiąc ci taką krzywdę... Zrezygnuję z prowadzenia egzaminów, odetnę się od Yuki i...
- Bo wiesz, że i tak byś to zrobił?- spojrzała na niego z wyrzutem
- Nie- lekko się uśmiechnął i chciał chwycić jej dłoń, jednak szybko ją cofnęła, co wywołało u niego zmieszanie, mimo to, mówił dalej- żebyś nie musiała się niepokoić i gdybać.
- Mnie to już... na prawdę nie obchodzi. Kocham tylko Shikamaru, przepraszam...
- Nie zniechęcisz mnie.
-------------------------------------------------------
Kaeru powoli otworzyła oczy. Już zapomniała jak bardzo niewygodne było łóżko w jej mieszkaniu. Miała spuchnięte oczy po przepłakanej nocy i nie pamiętała w którym momencie zasnęła. Gdy się podniosła, zobaczyła Kankuro śpiącego na macie na podłodze. Poczuła ucisk w żołądku i chciała szybko wyjść z mieszkania.
Chłopak otworzył oczy.
- O... Ohaaaaayo- ziewnął i usiadł lekko się przeciągając- zasnęłaś w połowie zdania, gdy rozmawialiśmy. Zostałem, bo... na wszelki wypadek. Gdybyś się źle poczuła i... może pójdę po coś na śniadanie?
- Nie...- Kaeru szybko wstała i lekko się zachwiała- N...nie...
Minęła go i szybko wybiegła z mieszkania. Kankuro nie wiedział jak się zachować.
*Kaeru... Jak mam ci pomóc...*
Wybiegła przed budynek i krzyknęła z frustracji, co wzbudziło zainteresowanie kilku mieszkańców wioski, którzy wyjrzeli z okien. Kaeru zdawało się, że usłyszała skądś szept "To ta wariatka z Wioski Księżyca..". Poczuła się jeszcze gorzej. Kankuro wybiegł za nią zobaczyć co się stało.
- Kaeru...
- Nie...- opadła na kolana i zapłakała- Kankuro, proszę...
Podbiegł, klęknął przy niej i ją przytulił. Dziewczyna w pierwszym odruchu chciała się wyszarpnąć, ale po chwili się poddała.
- Kankuro... Teraz to ja skrzywdziłam ciebie... Jak mam się uwolnić z tej pętli bólu?
- Gdybym... gdybym w innym wymiarze nie zrobił tego, co zrobiłem, to też wiele by było inaczej.
Kaeru lekko uniosła wzrok i spojrzała na Kankuro. Jego słowa były jak lodowaty prysznic, mimo, że miała tego świadomość, w tamtej chwili uderzyło ją to wyjątkowo mocno.
- Inny... wymiar... jesteś zupełnie kim innym, niż wtedy...
Niepewnie otarł jej łzy i delikatnie pogładził po policzku.
- Spokojnie, Kaeru...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top