Rozdział 18, Małe oczka

Temari odprowadziła Shikamaru pod drzwi gabinetu.

- Shika- pocałowała go- do zobaczenia później.

- Noo

- A może...- zbliżyła się do niego i biustem przylgnęła do jego klatki- Przyjdziesz do mnie dziś po pracy?

- Dzisiaj raczej będę tutaj spał, za dużo roboty, wybacz.

- Taa taaa... Narazie!

Obrażona poszła, a Nara westchnął. Gdy wszedł do gabinetu, Kakashi zmierzył go wzrokiem.

- No. I co masz do powiedzenia, Shikamaru?

- Kakashi...

- Jesteś moją prawą ręką, a nie poinformowałeś mnie o przebiegu tamtych wydarzeń.

Do gabinetu wszedł bez pukania Jiraiya. Shikamaru widząc jego wyraz twarzy wiedział, że Hatake wezwał go w tym samym celu.

- Jiraiya... Ja na prawdę bardzo cię szanuję, ale...

- Ohayo, Kakashi- przysunął sobie jedno z krzeseł stojących przy ścianie i ustawił przed biurkiem Hokage- nie wzywaj tu już nikogo więcej. Rozwiążmy tą kwestię tu i teraz.

- A ile osób wie?

- Niewiele. Kilkoro widziało, że Kaeru wspomagała jutsu Kapłanki, a tamci shinobi... po prostu padali jak muchy.

- Cofanie w czasie?- Kakashi rzucił

- Wszyscy wiedzą, że posiada tą umiejętność.

- Jiraiya, gdybym trzymał się protokołów, to dawno byście mieli kłopoty w związku z zatajeniem. Cofnęła się o ogrom czasu. Wiesz, co by było, gdyby dowiedzieli się mieszkańcy innych Wiosek?

Kakashi uderzył pięścią w biurko. Shikamaru nie był pewien, czy wyczytał to z jego miny, czy sam o tym pomyślał, a może po prostu wyładował gniew.

- Kankuro- Kakashi uniósł ręce, które opadając klasnęły w jego uda i wstał- Kankuro na pewno też wie o tym, że cofnęła czas. To jest dużo poważniejsze niż... Jiraiya, rozumiem, że chronisz swoją córkę, ale...

- Ona sama nic nie zrobi- Shikamaru wszedł mu w słowo- tak samo kapłanka, ma swoje limity. Kaeru sama nie cofnie czasu o więcej niż kilka minut. W taki sposób nie jest groźna, równie dobrze można to porównać do sharingana, tylko tam się widzi z wyprzedzeniem.

- No tak- Hatake znów usiadł za biurkiem i patrzył wyczekująco na Jiraiyę- tak..

- Dlatego ci nie mówiłem. Poza tym wszyscy wiedzą jaki jesteś jeśli chodzi o zasady. To niewątpliwie twoja zaleta, dlatego zostałeś Hokage, ale...

- Lada moment będę miał tutaj kilku Kage, gdyby którykolwiek się dowiedział i jakoś to nadinterpretował...

- Ale tak się nie stanie. Tym bardziej, że nie ma powodów do obawy. Rozmawiałem z Kaeru i sam uważam, że powinna porzucić trening klanowych technik. Wystarczy, że niektórzy uważają, że Naruto jest niczym nasza tajna broń...

- Przynajmniej nas nie zaatakują. Tak czy siak... Nie ukrywam, że mocno się zawiodłem na was i pozostałych.

- W takim razie o czymś dowiesz się jako pierwszy- Jiraiya wstał i oparł się rękoma o blat biurka- zacząłem pisać nowy tom.

W oczach Kakashiego na sekundę pojawił się błysk, który szybko starał się stłumić. Chrząknął.

- Nie odwracaj mojej uwagi.

- Tak taaak.

Jiraiya się uśmiechnął i machając wyszedł z gabinetu. Shikamaru zapalił papierosa i stanął przy oknie obserwując zachód słońca.

- Wybacz czcigodny, też chciałem ją chronić.

- No to oby Kankuro nie próbował się mścić.

- Nie. O to nie musisz się martwić. Tak mi się wydaje.

- Cóż, w nagrodę pójdę już do siebie, a ty ogarnij to, co masz do zrobienia. Paa...

Zarzucił swoją szatę Hokage przez ramię i wyszedł.

- Mendokusai...

------------------------------------------------------

Został jeden dzień do egzaminów. Z samego rana rozległo się pukanie do drzwi do domu Jiraiyi. Sannin wstał z kanapy ze swoim kubkiem kawy i poszedł otworzyć.
Widząc długowłosego chłopaka zmarszczył brwi.

- A... Ty jesteś... Ten... Hikaru!

- Dzień dobry- ukłonił się- jest Kaeru?

- Jeszcze śpi. Ja za chwilę wychodzę, zostawiłem jej śniadanie, jeśli chcesz to też się poczęstuj.

- Nie, nie trzeba, to może przyjdę później...

Było słychać jakieś dźwięki z góry a po chwili zachrypnięty głos dziewczyny.

- Kto to przyszedł?

- Zejdź i sama zobacz- Jiraiya odstawił kubek do zlewu w kuchni- ja muszę iść do Kakashiego!

- Paaaa!

Kaeru zawołała z góry, jednocześnie zakładając na siebie zapinaną bluzę. Powoli zeszła na dół zaspana i spojrzała na chłopaka.

- Hikaru...

Uśmiechnął się, podszedł do dziewczyny i chciał ją przytulić i dać buziaka w usta, ona chciała lekko go objąć i cmoknąć w policzek, w efekcie czego niemal wpadli na siebie zderzając się nosami.

- Ała... Noo- zaśmiała się- to nie było najbardziej udane powitanie.

- Dostałaś mój list?

- Tak, ale... Ale w ogóle to jestem na ciebie wkurzona! Myślałam, że mnie olałeś więc wyrzucałam sobie ciebie z głowy, Kankuro się próbował pojawić w moim życiu, Shikamaru jest z Temari, ja już na prawdę nie mam ochoty pisać książek, bo już samo moje życie osiągnęło niesamowity poziom telenoweli.

- A teraz oto jestem- Hikaru się zaśmiał- więc mówisz, że o mnie myślałaś?

- Geeeez...

- Poza tym, twój ojciec mnie nie wyrzucił za drzwi.

- Taaa... Przyjechali jacyś twoi uczniowie?

- Nie, chwilowo nie mam żadnej drużyny. Załatwiałem dużo spraw dla Wioski, no, właśnie dlatego mnie nie było tam przez dłuższy czas.

Zaspana Kaeru usiadła przy stole i zaczęła jeść kanapki zostawione przez Jiraiyę. Spojrzała na Hikaru i skinęła głową.

- Chcesz? Ja nie zjem wszystkiego.

- Nie, dzięki- uśmiechnął się- przypomniały mi się nasze śniadania.

- Hah... Oj taaam- uśmiechnęła się

- Więc... Co z tym Kankuro?

- No nieee- dziewczyna cicho westchnęła- to było dość skomplikowane. A przede wszystkim głupie z mojej strony. Nie ma o czym mówić.

- No ok, nie będę cię tym katować. A jak twoje techniki?

- Pokłóciłam się z ojcem o to, czy w ogóle mogę ich używać...

Rozmawiali o niczym przez kolejną godzinę. Ale te rozmowy z Hikaru nie dawały poczucia straty czasu. W pewnym momencie zaczęli wspominać dawne czasy. Kaeru nie pamiętała, kiedy ostatni raz się tyle śmiała, aż zaczęły ją boleć policzki. Przypomniała sobie jaka kiedyś była roztargniona i ile głupot mówiła. Zmieniła się, on mniej, tylko jego włosy były dłuższe, a oczy wydawały się chwilami zmęczone.

- Muszę teraz pójść do Hokage dopytać o kilka spraw, po tym będę miał chwilę czasu.

- Zaczekaj, przejdę się z tobą. Dzisiaj i tak nie mam nic do roboty.

- Oke.

Uśmiechnął się i czekał przy stole aż dziewczyna się przebierze. Gdy w końcu przyszła ubrana w swoją szatę, ruszyli do siedziby Hokage.

- A... Zostajesz tylko na czas egzaminów?

- Chyba tak. Czemu pytasz?

- Po prostu.

Widzieli już wejście do budynku, które powoli się otworzyło. Wyszła stamtąd Temari, która śmiała się w najlepsze i trzymała pod rękę Shikamaru, który lekko się uśmiechał. Pocałowała go w policzek. Jej spojrzenie spotkało się na ułamek sekundy ze spojrzeniem Shikamaru, już chciała się odwrócić na pięcie, ale Hikaru chwycił ją za ramiona i pocałował.
Gdy lekko się od niego odsunęła, widziała jak tamci się oddalają.

- Hikaru...

- Nie musisz nic mówić. Przynajmniej nie uciekłaś na drugi koniec wioski- złapał ją za rękę i pociągnął w stronę drzwi- po prostu chodź.

---

- Yhh ta Kaeru- Temari syknęła do Shikamaru- umawia się z moim bratem, nagle daje mu kosza, a teraz ma znowu kolejnego. Co ona sobie wyobraża! Kankuro jeszcze nigdy nie był tak załamany. Poza tym co ci wszyscy faceci w niej widzą!

- Może...

- Nie, nie będę tego słuchać. Przecież ty też... te twoje małe oczka były w nią zapatrzone yghh...

- Małe oczka...?

Shikamaru spojrzał na nią unosząc brwi, a dziewczyna prawie mogła się założyć, że jednocześnie próbował otworzyć oczy szerzej.

- Ale na szczęście wrócił ci rozum.

- Temari...

- I jeszcze te symbole na twarzy. Wygląda jakby się urwała z jakiejś parady, te włosy nieułożone. I mogłaby jednak trochę schudnąć, taka niby kunoichi...

- To przez te ubrania. Poza tym jest szczupła tylko ma duże ykhh- Shikamaru zrozumiał swój błąd i udawał, że dusi się dymem z papierosa, który właśnie palił- ekhhh ykhh nieważne.

- Zginiesz.

- Nic nie powiedziałem. Chodźmy już na Arenę.




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top