Rozdział 56
Shikamaru obserwował chwilę kapłankę.
- Więc... czego chcesz w zamian?
Był zdeterminowany, Kankuro zauważył, że jego dłonie się trzęsą.
- Chcę wolności.
- T... Tyle?
Shikamaru był zdziwiony. Kankuro pokiwał głową.
- Skąd mozemy wiedzieć, że nagle...
- Urusai, Kankuro!- Shikamaru go uciszył- To nasza jedyna szansa!
- A jeśli uwolnimy ją i ucieknie?!
Shikamaru złapał Kankuro za ubranie i spojrzał na niego ze wściekłością.
- Zaryzykuję wszystko, rozumiesz?!
- Nawet Wioski? Całe Kraje? Ty wiesz co ona może...
- Nie obchodzi mnie to. I wiesz co... Dzięki temu widzę, że Kaeru... Wybrała dobrze.
- Stul pysk...
Chwilę gapili się na siebie. Nara go puścił i spojrzał na kapłankę.
- Uwolnię cię. Ale przeniesiesz mnie o sześć miesięcy i dwa tygodnie. Czy... Potrafisz zdjąć pieczęć o której mówiłem?
- Mogę spróbować. Shikamaru... Siła twojej miłości... Jest wyjątkowa. Ale pamiętaj, nie mamy pewności, czy przeżyjesz takiego cofnięcia. Nałożę na ciebie specjalne jutsu.
- A... Co ze mną?- Kankuro zapytał
- Ty... Zostaniesz. Przy cofnięciu czasu mogę umrzeć. Jeśli się to stanie- zwrócił się do kapłanki- Wtedy przekaż Kankuro, że ma nie być dupkiem.
Kankuro przywołał swoje marionetki, gdy Shikamaru zaczął zdejmować kapłance koszulę krępującą ruchy i opaskę z oczu. Ciężko było określić jej wiek, ale mogła być niewiele starsza od nich. Lekko się uśmiechnęła mrużąc oczy.
- Nawet pochodnie mnie rażą... Nie widziałam nic od bardzo dawna...
- Czy... mozemy zacząć?- Shikamaru był zdenerwowany
Kankuro zacisnął zęby i pokiwał głową. Kapłanka podeszła do Shikamaru, całe jej oczy, tęczówki i białka zmieniły kolor na ciemny turkusowy, a pod jej dolnymi powiekami pojawiły się dwie, czarne kropki.
- Technika wzrokowa...- Shikamaru szepnął i przełknął ślinę
- Spokojnie. Nic ci nie zrobię...
Położyła dłoń na jego karku, jej biała chakra zostawiła symbol na jego skórze.
- Pamiętaj, to jest bardzo ryzykowne. Nigdy nie cofałam czasu aż tak daleko. Na pewno chcesz to zrobić?
- Tak. Tylko... Czemu chcesz mi pomóc?
- Nawet moja moc ma limity. Pewnych odległosci czasu nie jestem w stanie pokonać, jestem na to zbyt słaba i... nic z tym nie zrobię. Może tobie uda się uratować ukochaną osobę... Mój... Narzeczony zginął, a następnego dnia zostałam tutaj uwięziona. Nie dali mi szansy go uratować, bali się mnie... Utknęłam tutaj na cztery lata... I teraz muszę żyć pogodzona z losem...Dlatego chcę ci pomóc, ale gdy już uda nam się to zrobić... Przysięgnij, że dacie mi wolność. W przeciwnym razie mocno tego pożałujesz. Zużyję mnóstwo chakry, żeby przenieść się do innego miejsca, nie możemy przenieść się tutaj, bo będzie potrzebna ci od razu pomoc.
- Masz moje słowo.
Jej oczy otworzyły się szerzej, wykonała kilka symboli dłońmi i złapała go za ramię.
Shikamaru krzyczał bólu. Czuł jakby jego wnętrzności wywracały się na drugą stronę. Modlił się w duchu o to, żeby stracić przytomność. W końcu ból ustąpił. Ledwo widział na oczy, ledwo był w stanie wydusić z siebie słowo. Słyszał krzyk, wydawało mu się, że to głos Ino.
- Kim jesteś co mu zrobiłaś?!
Słyszał groźby, uniósł resztkami sił rękę i zawołał.
- Zostawcie ją!! To Kapłanka Czasu, musi pomóc Kaeru, nie róbcie jej... nic... Zabierzcie nas... Szpital...
- Shikamaru, ale Kaeru...
Nie usłyszał do końca, stracił przytomność.
Zostali zabrani do szpitala. Kapłanka byłą osłabiona z powodu zużycia dużej ilości chakry, Shikamaru był w stanie krytycznym. Sakura przetaczała mu krew i uzupełniała chakrę. Starałą się zatamować wszystkie krwotoki z pomocą Tsunade.
Czekały aż się wybudzi.
- Shikamaru...
- Ja... Gdzie kapłanka?!
Sakura skinęła głową, Kapłanka siedziała na krześle i go obserwowała. Był środek nocy, Sakura miała podkrążone oczy.
- Położę się na leżance w sali obok, jestem wykończona...
- Musimy... Yhh... Boli mnie... Wszystko... Czy... Udało się? Czy Kaeru..?
W tym momencie spojrzał w dół. Zobaczył białe włosy, spała z głową położoną na jego kolanach. Shikamaru zasłonił usta, a z jego oczu popłynęły łzy.
Opowiedział o wszystkim zdziwionej Sakurze.
- Niedługo pojawi się pieczęć, dlatego musimy...
- Shikamaru, twój stan nadal nie jest stabilny. Na razie... Muszę spać. Macie tutaj jeszcze jedną leżankę do dyspozycji.
Wyszła i zgasiła jedno z dwóch świateł w pomieszczeniu. Nara nie mógł powstrzymać łez. Położył delikatnie dłoń na jej włosach.
- Kaeru... - szepnął- Moja... Kaeru...
Cicho mruknęła i podniosłą głowę.
- Shikamaru! Obudziłeś się!
Przytuliła go, a Shikamaru zaczął głośno łkać. Mocno ją przytulił do siebie. Po chwili odsunął ją lekko od siebie i pogładził po policzku. Dziewczyna zupełnie nie wiedziała o co chodzi.
- Hej, co z tobą? Co...
- Kaeru, ty żyjesz... Nigdy więcej cię nie stracę... Nigdy...
Nie mógł się uspokoić. Kaeru spojrzała na Kapłankę.
- To ty go... Ale... skąd...
- Za ponad pół roku- cicho westchnęła- dotarł z tym drugim, Kankuro, do Świątyni w Wiosce Czasu. Dlatego, że umarłaś. I żył pół roku w żałobie rozpaczliwie szukając sposobu na uratowanie ciebie.
- Shikamaru...- Kaeru byłą wystraszona- co... Co mi się stanie..?
- Pieczęć... Twój klan...
- Ale ty mogłeś umrzeć cofając się razem z nią.
- Kaeru... Nie mogę uwierzyć...
Patrzył w jej oczy. Jego dłonie się trzęsły, a serce dudniło jak oszalałe, nadal nie mógł się uspokoić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top