Rozdział 13, Dom
- Tak jest w porządku. Mów do mnie o wszystkim, inaczej zwariuję od natłoku myśli....
- Może... Za tydzień uda mi się wyrwać trochę wolnego i zabiorę cię gdzieś. Co ty na to?
- Jestem na tak. Jeśli nie będę musiała wtedy być nad Żabim Jeziorem.. Kankuro, a... Co jaki czas możesz mieć wolne?
- To załeży- patrzył w sufit i chwilę się zastanawiał- czasem Gaara nie potrzebuje pomocy i wtedy mam kilka dni wolnegk. A czasem przez dwa miesiące mam jeden dzień luzu... Ale!
Kankuro wyczuł napięcie u Kaeru, poczochrał jej białe włosy, a dziewczyna uniosła głowę i spojrzała na niego pytająco.
- Myślę, że w tych okolicznościach, Temari będzie musiała przejąć część moich obowiązków, żebym mógł się widywać z tobą. A może kiedyś przekonam cię do mojej wioski...
- Ale tu jest... Piasek. Tylko piasek. Wszęszie. Piasek. Jak pierwszy raz zobaczyłam tą pustynię to myślałam, że już po mnie- uśmiechnęła się- ale wtedy pojawił się mój wybawca. Od początku byłeś taki, że miałam ochotę się wtulić i...
- Taaa, a później twoje serce się zaczęło wahać.
Kankuro lekko odwrócił głowę *Yh, baka, czemu nie mogłem się powstrzymać...*
Kaeru uniosła brwi, zrobiło jej się głupio.
- Kankuro... Czyli słyszałeś.
- Nieważne. Pewnie powinienem się cieszyć, że padło na mnie.
- To nie tak...- zaczęło jej szumić w głowie, przez chwilę myślała, że się rozpłacze, ale też rozumiała jego żal- Źle to wszystko zabrzmiało... Nie wiem, co ci mam powiedzieć...
Spojrzała na niego, Kankuro nadal miał odwrócony wzrok. Kaeru westchnęła i odwróciła się do niego plecami próbując zasnąć. Kankuro objął ją od tyłu i wtulił się w jej włosy.
Nad ranem Kaeru obudziły pierwsze promienie słońca, Kankuro nadal był do niej przytulony. Lekko go szturchnęła, a chłopak obrócił się na plecy.
- Kankuro..?- Kaeru go szturchnęła w ramię, a on tylko lekko się skrzywił- Kankuro wstawaaaj...
Usiadła na nim okrakiem i lekko połaskotała. Chłopak otworzył oczy i zmarszczył brwi ziewając, spojrzał na nią zaskoczony. Delikatnie padały na nią promienie słońca. Rozpuszczone, białe włosy opadały na jej ramiona *Jestem cholernym szczęściarzem... Chyba mi wybaczyła..*
Kankuro złapał ją za ręce i przyciągnął do siebie.
- Dzień dobry, żabko.
Kankuro ją pocałował i wplótł palce lewej ręki w jej włosy, drugą dłoń położył na jej talii, poczuł falę gorąca. Gdy jego dłoń zaczęła schodzić niżej, Kaeru się podniosła z rumieńcem na policzkach.
- Kankuro, ja...- mimowolnie przyłożyła sobie palec do kącika ust- Nie śmiej się, ale... jeszcze tego nie robiłam..
*Uspokój się, zapanuj nad sobą.. Jest tak urocza!!* Kankuro próbował nie uśmiechać się do swoich myśli.
- Kaeru... Możemy zaczekać. Nie ma problemu...
- Ale... Chciałabym z tobą...
Serce biło jej szybciej. Nadal siedząc na nim okrakiem zaczęła powoli podciągać koszulkę do góry. Odsłoniła swój brzuch, a Kankuro czuł jak przyspiesza mu oddech. Już miała podwinąć koszulkę wyżej, gdy nagle otworzyły się drzwi i wszedł Gaara. Kaeru zawstydzona szybko zeszła z chłopaka i usiadła obok.
- Kaeru..? Myślałem że śpisz w gościnnym- Gaara był lekko zdziwiony- wybaczcie, że przeszkodziłem.
- No to możesz już wyjść- Kankuro machnął ręką.
- Musisz iść ze mną, przed chwilą przyszła wiadomość.
- No to musi zaczekać.
- Nie może. To rozkaz Kage. Chodź do mojego gabinetu.
Kankuro wściekły poszedł za Gaarą do pomieszczenia po drugiej stronie piętra.
- Gaara, musiałeś?!- Kankuro spojrzał na niego z wyrzutem- Już prawie... Poza tym ona jeszcze nie...
Jak mogłeś mi to zrobić, bracie...
Gaara przewrócił oczami i zrobił sceptyczną minę.
Kaeru zawstydzona zdjęła ubranie w którym spała i założyła swój codzienny strój. Zeszła na dół do pokoju gościnnego, w którym Naruto składał pościel.
- Ohayo, Kaeru-chan! Za chwilę musimy ruszać. Mam trochę kulek żywieniowych na drogę.
- Wiem, Naruto. No dobra.
Usiedli w kuchni przy stole i czekali, aż Kankuro i Gaara zejdą na dół.
- Naruto, może wrócimy z Mizu i Gamakichim?
- Nie są za wielcy?- Naruto uniósł jedną brew- Jednak mogą zrobić po drodze trochę zniszczeń..
- Mizu zna drogę, którą mogą się przemieszczać wielkie żaby.
- Może... Czemu nie.
W tym czasie na piętrze...
- Dzięki, Kankuro.
- Taa taa, jasne...
Kankuro zajrzał do swojego pokoju, było pusto, tylko na łóżku leżała koszulka w której spała Kaeru. Chłopak spojrzał z wyrzutem na Gaarę i wskazał dłonią pokój marszcząc brwi.
- Widzisz? Jeszcze przed chwilą tu była. Gaaraaaa baka!!
Kankuro zrezygnowany zszedł na dół za bratem. Naruto i Kaeru wstali od stołu.
- Musimy już iść..
Naruto uściskał Gaarę i przybił żółwika z Kankuro. Kaeru nie wiedziała jak pożegnać się z Gaarą, więc tylko uścisnęła mu dłoń i podeszła do Kankuro.
- Musisz już iść..?
- Tak. Kankuro, przecież muszę przygotować...
- Przepraszam. Głupio pytam.
Przytuliła się do niego i cicho westchnęła.
- Do jutra.
- Kaeru, może was odprowadzę kawa...
- W piżamie? Hah spokojnie dam sobie radę.
Naruto i Kaeru wyszli. Gdy dotarli do lasów, przywołali Gamakichiego i Mizu i usiedli na ich grzbietach. Obie żaby miały na sobie czarne żałobne stroje i skakały w ciszy, jedynie co jakiś czas wymieniając kilka zdań. Gdy Kaeru zobaczyła Wioskę Liścia, poczuła ucisk w żołądku. Gdy byli blisko, żaby zniknęły, zapowiadając swoje przybycie na pogrzeb Jiraiyi. Naruto odprowadził Kaeru pod dom. Stanęła przed drzwiami i szybko odwróciła się do Naruto.
- Proszę, Naruro, wejdź ze mną, ja...-zaczęła panikować- Ja nie chcę...
- Kaeru...
Naruto zrobił krok w jej stronę i wyciągnął rękę. Kaeru spojrzała na komplet kluczy Jiraiyi, który zawsze zostawiał za doniczką w kształcie żaby przy drzwiach. Dziewczyna miała łzy w oczach.
- Nie chcę być sama...
- Znowu go nie ma, gdy jest potrzebny?
Shikamaru pojawił się przy nich znikąd. Kaeru spojrzała na niego z wyrzutem, Naruto zacisnął pięść i zdenerwowany powiedział
- Shikamaru, co z tobą? Nie możesz sobie darować?!
- Wybacz, po prostu... Gdy Kaeru potrzebuje wsparcia, to Kankuro siedzi w swojej piaskownicy! I...-Shikamaru zacisnął szczękę i spojrzał, na Kaeru- Mendokusai... I nie mogę na to patrzeć jak... Jak cierpisz... Chciałbym cię wziąć w ramiona jak w dniu twoich ur...
- Wystarczy- dziewczyna westchnęła- mój związek, to moja sprawa, a ty... czego tu w ogóle chcesz?
- Kakashi chce się z tobą zobaczyć za dwie godziny w gabinecie. To tyle.
- Przyjęłam i... Idź już. Proszę, w tej chwili nie chcę cię...
- A co? Znów wahania?
Naruto stanął przed Shikamaru i zmarszczył brwi.
- Nie wiem o co chodzi, ale idź już, Shikamaru.
- Dobra, Naruto.
Shikamaru odpalił papierosa i poszedł w stronę siedziby hokage. Naruto wrócił do Kaeru, która powoli przekręciła klucz w zamku i weszła do pustego domu. Zdjęła sandały i weszła do salonu. Stał tam kubek z niedopitą herbatą i notes Pustelnika. Spojrzała w stronę pokoju Jiraiyi, którego drzwi były uchylone, widać było wiszące na ścianie zdjęcia z Minato, Naruto, Orochimaru i Tsunade i zdjęcie, które robiła sobie z ojcem razem z żabami.
Kaeru osunęła się na kolana i uderzyła pięścią w podłogę.
- To nie fair! Ledwo co go odzyskałam!! Otosan baka! Czemu...
Spojrzała na Naruto, który rękawem ocierał łzy ze swoich policzków.
----------------------
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top