7) I'm sick but I keep fighting cz.1
Szliśmy tak przez jakieś 2 dni zatrzymując się po drodze w miejskich hotelach na noc. Nie było łatwo znaleźć czynny hotel. Teraz w tym momencie już prawie nikogo nie ma w tym mieście.zabici...i to przez owady... Samo miasto zmasakrowane prawie zrównane z ziemią. Puste. Zimne.
Oczywiście ta cała "podróż" nie odbyła by się bez spotkania tych jakże dziwnych owadów...w rezultacie walczyliśmy z nimi przy użyciu soli jednak to nic nie zmieniło... Można by powiedzieć że sól zadawała im co prawda jakieś obrażenia ale były to tylko zwykłe oparzenia i wypalona tkanka zewnętrzna skrzydeł i pancerza...jak to powiedział Jeff, "te pieprzone owady są cholernie mocne i szybkie"
Podczas tych całych walk nie było łatwo...czasami atakowała jedna a czasami całe "stado". W rezultacie kiedy dotarliśmy do bazy wyglądaliśmy jak zombie w podartych ciuchach... A samą walkę można by porównać do zadawania ciosów przez nooba w skórzanej zbroi enderdragonowi z diamentowym setem.
Jak już wspomniałem, dotarliśmy do bazy w jednym kawałku. Mój pies też jakoś tam dotarł... Ale to już pozostawiam ludziom do rozwikłania jak to jest możliwe.
Już od samej bramy powitał nas człowiek wyglądający łudząco podobnie do Jeffa, jak się potem okazało był to jego starszy brat Brutus.
Pomógł nam odnaleźć nasz "pokój" w którym mieliśmy zostawić swoje rzeczy i spędzić kolejne kilka dni.
Kiedy już się tam trochę "rozgościliśmy" Brutus przyniósł nam jedzenie i zaręczył że jeśli będziemy czegoś potrzebować wystarczy powiedzieć a on nam to załatwi.
Zjedliśmy jeszcze ciepły posiłek w milczeniu.
- Dobra młody... Skoro już zjedliśmy to pora nieco się zabawić.- powiedział Jeff mając na twarzy dokładnie ten sam dziwnie tajemniczy uśmiech jak za pierwszym razem gdy go spotkałem.
- jaką ZABAWĘ masz na myśli?- zapytałem unikając jego wzroku.
- cóż... Powiedzmy że mam już kompletne raporty dotyczące miejsc gdzie były widziane te olbrzymie owady...i mam też mapę...przydało by się to pozaznaczać. Może to cokolwiek nam podpowie... Na przykład gdzie możemy się ich spodziewać.
- no dobra daj mi te raporty i mapę. Ja się tym zajmę. A ty spróbuj znaleźć coś w tych " dziennikach" na temat jak powstrzymać te owady..- mówiąc to podałem mu do ręki mój dziennik, i ten który został znaleziony pod ziemią.
- Hah... Małolat a już się rządzi...- skomentował moje polecenie Jeff.
-...- ja nic nie odpowiedziałem. Jedynie prychnąłem spoglądając na mapę i stertę raportów które wyciągnął Jeff z szafki. Był to duży plik papierów który swoją objętością przypominał dwie ryzy papieru ksero.
- No pięknie..- wyszeptałem pod nosem. Nanosiłem na mape kolejne miejsca które wynajdywałem w raportach. Dzięki bogu nie były one długie. Czas dłużył się niemiłosiernie. minęło chyba jakies 5 godzin, kiedy naniosłem wszystkie punkty dodałem jeszcze kilka, takich jak: mój dom, i mały las który mijaliśmy w nocy. No i jak mógłbym zapomnieć o tym "wzgórzu"... zauważyłem pewną zależność w tych współrzędnych, było to conajmniej.... dziwne. W większości są to miejsca które... które są albo opuszczone albo odwiedzone przeze mnie... co dziwne w naszej szkole nie pojawily się te dziwne owady... tylko dlaczego?. może to przez sporą ilość osób... albo może to przez sam teren...
- monitoring....- powiedział spokojnym tonem Jeff wskazując na mapie miejsce oznaczone nazwą szkoła.
- ale przecież w szpitalu też był monitoring... a i tak się tam dostały.
- powiedziałem patrząc na Jeffa.
- istotnie... jest tam monitoring... ale ten człowiek który nimi dowodzi, został go wyłączyć...w szpitalach stosuje się monitoring zewnętrzny...okablowanie na zewnątrz budynku...a w szkole jest monitoring wewnętrzny dla tego nie ma się jak do niego dostać niezauważonym...trzeba wejść na teren...- mówił Jeff. zapisując cos na kartce.
-no tak! i wszystko jasne.... ale zaraz chwila! skoro jest w tym taka zależność...to przecież cała ta baza narażona jest na atak!- prawie krzyczałem jak jakiś szaleniec.
-owszem...zaatakują.... ale jeszcze nie teraz... atak nastąpi przy najbliższym zaćmieniu księżyca... wtedy bedzie całkowicie ciemno... będą mieć większe szanse...
- modliszki widzą w ciemności... - powiedziałem przeszukująć raporty szukałem tego jednego gdzie pisze coś o noktowizorach...
-spokojnie młody... atak napewno odbedzie się dopiero za 8 dni - powiedział Jeff...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top