4) bites, scratches, bones ...cz.2
Po tej jakże ciekawej akcji z bioniczną modliszką,ta pielęgniarka bała się wchodzić do mojego "pokoju" tymczasowego i jak miała tam wejść to zawsze wchodziła z kijem baseballowym,cały czas tłumacząc się w jakiś inny sposób po co to wzięła.
A jeśli chodzi o tą kreaturę mechaniczną to...kiedy ta kobieta wybiegła wołając ochroniarza,ja wziąłem ją na ręce i wyjąłem z poszarpanej kurtki mój mały zestaw do majsterkowania.
-dzięki Bogu że mam go cały czas przy sobie i nikt się nie zorientował...
Co prawda nic bez okularów nie widzę...ale na to też znalazłem sposób,powiedzmy że odzyskałem je w formie zastępczych okularów.
Ale wracając, pierwsze co zrobiłem to zdjąłem z szczęki wierzchnią warstwę i usunąłem dwie malutkie buteleczki wbudowane w głowę tej małej bestii i schowałem do zestawu majsterkowego.teraz już nie zrobi nikomu krzywdy ale....hmm..lepiej będzie ją schować...tylko gdzie....dobra przetnę jej przewody energii i schowam poprostu do kieszeni kurtki.
Natomiast jeśli chodzi o ochroniarza to... Nie przylazł...wyśmiał pielęgniarkę i kazał jej wrócić na oddział.
Tak mniej więcej wyglądał pierwszy dzień w szpitalu...
W szpitalu byłem tydzień, w ostatni dzień kiedy mieli mnie wypisać znów był atak, jedna z tych modliszek wdarła się do szpitala. Zabiła po drodze około 7 osób w tym 3 ochroniarzy. Byłem tego pewien że ona szuka właśnie mnie...
Nie myliłem się...znalazła mnie, zachowywała się dość dziwnie...najpierw łaziła po całym pomieszczeniu szukając czegoś, potem zbliżyła się do mnie... Co dziwne,nie zabiła mnie, to tylko ugryzienie i kilka siniaków,tak sobie to tłumaczyłem, wiem dokładnie jaki to gatunek...a nawet lepiej, to jedno z moich maleństw, to ona moja "panterka" może i jest zmutowana i ktoś wstrzyknął jej jad ale ona opiera się żądzy mordu, nie zabije mnie...
Pielęgniarka znalazła mnie jakieś pół godziny później (po tym dziwnym ataku) leżącego na ziemi z odsłoniętą szyją i czymś w ręce, wyglądało to trochę jak wylinka.
Nie wiem co się stało ani jakim cudem to coś znalazło się w mojej ręce,ale wiem napewno, da się jakoś tą plagę powstrzymać...
Ta sama pielęgniarka która mnie tam znalazła wezwała doktora który podał mi surowicę i powiedział że to nic poważnego więc i tak mnie wypiszą.
I tak było... Wypisali mnie ze szpitala jeszcze tego samego dnia,ale...
Nie było dobrze a nawet fatalnie.
Dowiedziałem się od pielęgniarki, która się mną zajmowała, że moja matka trafiła do szpitala bo ta jej choroba...ona ...ona postępuje dalej do przodu i jest coraz gorzej...
Zanim wyszedłem ze szpitala udałem się jeszcze do recepcji aby dowiedzieć się gdzie znajduje się moja matka.
Podszedłem do recepcjonistki.
-ymm... przepraszam panią,czy wie pani może...- i w tym momencie zauważyłem że ta kobieta jest nieżywa, kiedy podszedłem jej ciało było w normalnej siedzącej pozycji, jednak chwilę potem osunęło się bezwładnie na ladę odsuwając tym samym obrzydliwą ranę. Kawał wygryzionej skóry i białe kości żeber,2 jakby wycięte. Na szczęście ta kobieta miała otwarty cały plan budynku na kompie więc szybko odszukałem sale 13 B i pobiegłem tam jak najszybciej.
Po krótkich poszukiwaniach w końcu znalazłem się przed szklanymi drzwiami prowadzącymi na salę 13 B
Bałem się... I to bardzo... Uświadomiłem sobie że nawet nie wiem co mam jej powiedzieć...
No co? Mam jej powiedzieć,Hej mamo twój synek spietrał przed poprawczakiem ale wrócił tylko po to aby się trochę powydzierać na swoją nieodpowiedzialną mamę która go nie kocha? Zaśmiałem się nerwowo na myśl o tym jakże nietypowym "scenariuszu przywitania".
Pchnąłem szklane drzwi i wpadłem do sali jak opętany. Leżała tam, ale już nie była taka sama...
-Mamo...- odezwałem się a do moich oczu napłynęły łzy...
-Marcel, synku...- odezwała się ochrypłym głosem wyciągając rękę w moją stronę...
-...Dlaczego....dlaczego...- powiedziałem ledwo słyszalnym głosem zdławionym przez łzy.
-wiesz już że chciałam....że chciałam cię oddać do poprawczaka...ale musiałam...nie miałam wyboru... Wolałam skłamać i oddać cię do poprawczaka niż w ręce twojego ojca, który jest...-słabła z każdą chwilą,ledwo mówiła...
- który jest?..
-jest...jest...m-mo...- straciła przytomność...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top