4) bites, scratches, bones ...cz.1
Do samego poprawczaka nie dotarłem, głównie dla tego że coś nas zaatakowało.. jedyne co pamiętam to to że coś okrążyło radiowóz w pobliskim lesie, pamiętam że policjanci szeptali między sobą żeby uciekać a mnie tu zostawić bo w końcu taki ze mnie "smakowity kąsek". Potem już pamiętam tylko urywki. W jednej chwili byłem w radiowozie a zachwile już spadałem w dół jakiegoś zbocza niemogąc się podnieść, a kilka sekund później znalazłem się w zabójczych ostrych jak brzytwa odnóżach owada ze skrzydłami, próbowałem się wyrwać a ten splunął mi prosto w twarz i ukąsił w miejsce tuż nad sercem wyrywając mi przy tym nie wyobrażanie duży płat skóry, czułem ogromny ból taki nie do zniesienia trochę tak jak ktoś by wam próbował wbić w klatkę piersiową stalowy kołek a na twarz wylał kwas żrący... Ostatnie co jeszcze zdążyłem zobaczyć przed utraceniem przytomności to tamta osoba w kapturze i razem z nim tamta dziewczyna.... Wraz z nastawaniem ciemności przed oczami długie odnóże zbliżało się do mojej twarzy...
*2 dni później*
Czułem dalej ten okropny ból przez ten cały czas kiedy byłem nieprzytomny,jednak dopiero teraz mogłem otworzyć oczy, a raczej oko bo drugie jest ukryte pod stertą bandaży. Pierwsze co zobaczyłem to oślepiająca biel pomieszczenia,a chwilę później pielęgniarkę..
-hmm dziwnie znajoma twarz....- pomyślałem a ona tylko się uśmiechnęła i podeszła do mnie trochę bliżej...
-ooo... Widzę że już się obudziłeś.- o ranyyyy na stówę znam ten głos, tylko skąd...
-Ała...moja głowa...ehhh..c-co się st-stało?- próbowałem się podnieść ale nie byłem w stanie, wszystko bolało...
-Nie wstawaj. Marcel czy tak? Upadłeś i stoczyłeś się po zboczu jakiegoś pagórka zahaczając o wystające z ziemi druty co tłumaczy ranę na klatce piersiowej,szyi i lewym oku, wpadłeś najprawdopodobniej w kałuże jakiegoś kwasu który wyżarł ci fragment tkanki ale nie na tyle by zniszczyć skórę, to tylko oparzenie. Potem ktoś cię tu przywiózł czarnym furgonem i podał się za twojego ojca-co wydało się nam trochę podejrzane bo ty nie mieszkasz z ojcem, ale sprawdziliśmy to i to był on.
-coo? Nie! Nie możliwe! Już pamiętam, to te zmutowane modliszki mnie napadły!- gwałtownie się podniosłem i odrazu tego pożałowałem,zabolało jeszcze bardziej...
-hmm... Nie, mieliśmy 3 świadków którzy widzieli to zdarzenie...- tu zamyśliła się na chwilę.- ....może to reakcja uboczna na ten kwas... Albo na lek...
- nie! Ja mówię prawdę one mnie zaatakowały! Jestem pewien!
-.....zawołam doktora.... Może on będzie coś na ten temat wiedział...
Powiem tak, po 10 minutach przyszedł doktor, przedstawił tą samą wersję wydarzeń co pielęgniarka po czym stwierdził że nic więcej mi na ten temat nie powie. Później kiedy ta sama pielęgniarka przyniosła mi leki i kolację dokładnie wtedy kiedy skończyłem już jeść zauważyłem że coś lezie po ścianie w naszą stronę i tym razem ona też to widziała. Była to jedna z tych małych modliszek ale, ta była w połowie mechaniczna...
Pielęgniarka odrazu wzięła pierwszą lepszą szklankę i oblała stwora wodą co spowodowało spięcie w obwodach,i wybiegła z krzykiem...
"WEZWIJCIE OCHRONIARZA NIECH ZABIERZE STĄD TO PASKUDZTWO, TO SIE DALEJ RUSZA!!!"
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top