10. "Nie oczekujcie, że sfinansuję wasze pogrzeby."

Steven siedział w nowoczesnej kuchni z kubkiem gorącej herbaty w dłoniach. Wodził wzrokiem po gładkich, białych blatach, nowoczesnych sprzętach, kończąc na ogromnych oknach. Przestronność Stark Tower działała na niego kojąco. Nigdy nie przepadał za zbytnim przepychem, ogromną ilością ozdób czy bałaganem. Zupełnie tak samo nie lubił zbytniego pedantyzmu w wystroju. Według niego dom powinien być funkcjonalny i przytulny, a nie tylko piękny.

W zupełniej ciszy rozmyślał nad wczorajszą rozmową z Hekate, gładząc przy tym brzeg białego kubka. Nigdy nie spodziewałby się po niej takiego wybuchu. Nie sądził, że nadejdzie taki dzień, w którym kobieta poprosi go o pomoc. Przywołał w pamięci obraz jej zapłakanej twarzy. Rzadko zdarzało mu się oglądać ludzi w tak skrajnym stanie emocjonalnym. Hekate siedziała skulona na plastikowym, wytartym krzesełku i wylewała wszystkie żale swojej duszy. Jednak nie jej stan, ani cały moment oczyszczenia zadziwił go najbardziej. To, co mu powiedziała, było zaskakujące.

Do pomieszczenia weszła Wanda, taszcząc torbę wypełnioną zakupami.

— Cześć, Steve. — Uśmiechnęła się przyjacielsko, stawiając siatkę na blat obok blondyna.

— Cześć, Wando — odpowiedział nieco zamyślonym tonem.

— Nad czym tak dumasz?

Steve przez chwilę obserwował, jak Maximoff wyciąga produkty i ustawia je na blacie. Jej ruchy były bardzo spokojne, zupełnie jakby nigdy nigdzie się nie spieszyła.

— Słyszałaś o sprawie Hekate, prawda? — zapytał.

— Tak — westchnęła, po czym uśmiechnęła się pokrzepiająco.

— I co o tym sądzisz?

— Nie wiem — przyznała, otwierając jedną z wielu błyszczących szafek. — Mógłbyś? — zapytała, wskazując na torebkę z kawą, której miejsce z założenia znajdowało się na najwyższej półce. Rogers podniósł się z miejsca i odłożył paczkę na odpowiednie miejsce. — Zaskoczyła mnie taka nagła zmiana i wciąż zastanawiam się, czy to nie przypadkiem jakieś gierki, ale nie mnie to oceniać. Tak naprawdę dokładnie nie wiem, co ci powiedziała — dodała, sięgając po kolejne produkty.

Kapitan na powrót usiadł na czarnym, skórzanym taboreciku, rozmyślając nad słowami Wandy. Dla niego sprawa była jasna — Hekate potrzebowała pomocy, więc był zobowiązany jej udzielić. Nie było innej opcji. Jednak z tego co zdążył się domyślić, Tony i reszta zespołu sądziła inaczej. Steve rozumiał, że nie ufali brunetce tak bardzo jak on, ale nie mogło to kolidować z jego planami.

— Wanda? — zaczął po dłuższej chwili ciszy.

— Tak?

— Próbowałaś przeniknąć jej do umysłu, prawda? — zapytał, zwracając spojrzenie na dziewczynę.

Maximoff speszyła się, a jej policzki przybrały purpurowy kolor. Ta sytuacja była dla niej bardzo krępująca, bo pomagając Tony'emu, oszukiwała Steve'a. Nie chciała być dwulicowa nawet, gdy zmuszała ją do tego sytuacja. Nie lubiła rozłamów w zespole, tym bardziej nie chciała wybierać pomiędzy przyjaciółmi.

— Co zobaczyłaś? — zapytał ponownie, odbierając jej reakcję jako potwierdzenie.

— Nic — przyznała. — Była zbyt silna i nie udało mi się niczego zobaczyć.

Rogers znów się zamyślił. Próbował rozgryźć Hekate i jej problem, ale coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że to będzie długa i mozolna droga.

Po chwili do pomieszczenia wszedł Clint. Barton wyglądał nazbyt poważnie jak na niego.

— Słuchajcie, za godzinę wszyscy spotykamy się w sali konferencyjnej. Stark chce rozmówić się na temat Hekate — powiedział, pocierając dłonią kark.

— W porządku — odpowiedziała Wanda, wypowiadając się za siebie i Steve'a, bo ten znów wpatrywał się w kubek nieobecnym wzrokiem. W rzeczywistości doskonale usłyszał, co zakomunikował łucznik. Obawiał się tej rozmowy, bo wiedział, że Tony łatwo nie pójdzie na żadne ustępstwa. Co jak co ale Stark był uparty jak mało kto.

Pokiwał twierdząco głową, dopił zieloną herbatę i wyszedł z pomieszczenia, kierując się w stronę swojego pokoju.

Po upływie wyznaczonego czasu Kapitan siedział w wygodnym fotelu w sali konferencyjnej i wpatrywał się w przychodzących kolegów. Zajmowali oni poszczególne miejsca przy długim, szklanym stole, przy którym mogłoby siedzieć znacznie więcej osób. Rogers uważnie badał wzrokiem twarz każdego z Avengersów, jakby chciał dowiedzieć się, jaki mają stosunek do sprawy, nad którą mają za moment obradować. Gdy do sali wszedł Tony, wszyscy siedzieli już w fotelach.

— Jak zwykle punktualny — rzuciła z ironicznym uśmiechem Natasha.

— Nie czepiaj się. — Stark pokręcił głową z politowaniem. — W porządku. Mam nadzieję, że każdemu dobrze jest znany problem, dla którego się tutaj zebraliśmy — zaczął, poprawiając marynarkę.

— Daruj sobie ten wyniosły ton, Tony, przejdźmy do konkretów — ponaglił go Steve wyraźnie zniecierpliwiony.

— To może chcesz stanąć na moim miejscu, co, Stevie? — Zaśmiał się cicho miliarder.

— Możecie choć na chwilę przestać się wykłócać? — zapytała Natasha, marszcząc złowrogo brwi.

— Sprawa jest prosta — zaczął Kapitan, poprawiając się na siedzeniu — musimy zadecydować co dalej z Hekate, która wczoraj wieczorem, około dziewiętnastej dla uściślenia, przeżyła niecodzienny jak na nią moment załamania, wyjawiając tym samym swoją „tajemnicę".

— Co to za tajemnica? — zapytał Bruce.

— Żeby nie było żadnych niejasności — zrelacjonuję rozmowę, co będzie mógł potwierdzić Tony, który wszystko słyszał — powiedziawszy to, kiwnął do Starka.

Tony odpowiedział mu tym samym ruchem głowy, po raz kolejny poprawiając marynarkę.

— Tak naprawdę wszystko rozpoczęło się, gdy Hekate zapragnęła ze mną porozmawiać, ale ówczesny wartownik, z niewiadomych mi przyczyn, odmówił zawiadomienia mnie o tym. Cała ta sytuacja z próbą ucieczki pociągnęła za sobą przykre konsekwencje, nie tylko względem samej Hekate, ale również i nas. — Przerwał na moment jakby dając do zrozumienia, że nie popiera kłótni w rodzinie, choć sam był jednym z powodów sporu. — Gdy więc po raz kolejny poprosiła o rozmowę ze mną, będąc już w jej aktualnym miejscu przesiadywania, zostałem o tym powiadomiony i poszedłem. Pierwsze słowa, które do mnie powiedziała to: „Pomóż mi". Po tym zaczęła histerycznie płakać, nie będąc w stanie niczego z siebie wydusić. Spytałem, w czym mam jej pomóc.

— W tamtym momencie Kapitan miał znacznie lepszą minę niż teraz — wtrącił Stark, parskając cicho śmiechem.

Kapitan posłał mu ostrzegawcze spojrzenie i kontynuował:

— Gdy już się względnie uspokoiła, zaczęła mówić dalej. Powiedziała, że nie radzi sobie ze sobą i że chciałaby się zmienić, ale nie potrafi. Cóż, skłamałbym twierdząc, że mnie to nie zaintrygowało, więc wypytywałem dalej. — Po raz kolejny przerwał, wzdychając przeciągle. — Sprawa jawi się tak: Hekate nie pamięta niczego sprzed garnizonu i z pobytu w nim również. Nie ma pojęcia kim była, co robiła, z kim się zadawała, czy w ogóle miała jakichś bliskich. Podejrzewam, że skutecznie namieszali jej w głowie, dodatkowo poddając morderczemu treningowi, by w rezultacie stworzyć żołnierza-idealnego. Dochodzą to tego fale zmiany osobowości czyli momenty, w których traci panowanie nad sobą. Taki moment mieliśmy okazję oglądać właśnie kilka dni temu, podczas próby ucieczki. Trudno jest winić ją samą za takie zachowanie. Wyznała mi również, że co raz częściej przypominają jej się sceny z więzienia i wydarzenia, w których nieświadomie brała udział. Jedno jest pewne — w przeszłości została poważnie skrzywdzona, a skutki wracają jak bumerang — zakończył, opierając się łokciami o chłodny blat.

W pomieszczeniu zapanowała cisza. Każdy wewnątrz siebie przetrawiał słowa Kapitana, zastanawiając się co powinien zrobić. Steve przyglądał się kolegom, czekając na reakcję.

— Pozostaje pytanie: Co teraz z nią zrobimy? — Tony przerwał ciągnące się milczenie.

— Ze swojej strony proponuję, by dać jej szansę na wykazanie się a w szczególności na poprawę. — Jako pierwszy odpowiedział Rogers.

— Co masz na myśli, mówiąc: „dać jej szansę"? — zapytał Bruce.

— Myślę, że dobrym rozwiązaniem będzie zgoda na swobodne poruszanie się po Stark Tower i próba zaaklimatyzowania się w naszym środowisku — odparł natychmiastowo Kapitan.

— Wykluczone — wtrącił szybko Tony. — Jeszcze kilka dni temu była gotowa poderżnąć nam wszystkim gardła. Nie pozwolę na swobodne poruszanie się po wieży.

— To prawda, Steve, taka decyzja byłaby nierozważna — dodała Natasha.

— Ja za to zgadzam się ze Steve'em. W końcu zadeklarowała chęć zmiany i przetrzymywanie jej w zamknięciu w niczym nie pomoże — odezwał się milczący dotąd Clint.

— Wanda? — Miliarder zwrócił się w stronę Maximoff, która uważnie śledziła bieg rozmowy. Na dźwięk jej nazwiska spięła się nieznacznie. Chciała jak najbardziej odwlec w czasie moment wygłoszenia swojego stanowiska w tej sprawie.

— Ja... — Zaczęła niepewnie, uprzednio odchrząkując. — Nie uważam, że ubezwłasnowolnianie kogokolwiek wbrew jego woli byłoby czymś dobrym. Sama byłam w takiej sytuacji, więc wiem o czym mówię. Jednak zgoda na swawolne poruszanie się po Stark Tower, również nie przemawia do mnie. Chyba nie ufam jej na tyle.

— Bruce?

— Z czysto naukowego punktu widzenia chętnie zaobserwowałbym zmiany w jej zachowaniu przy odrobinie wolnej woli — powiedział naukowiec.

— Przecież to absurd. — Tony zmarszczył gniewnie brwi, nie tracąc jednak panowania nad sobą.

— Zagłosujmy — powiedziała Natasha, poprawiając się na fotelu. — Kto jest za tym, żeby Hekate miała prawo do swobodnego poruszania się po wieży?

Steve uniósł rękę i przeleciał wzrokiem po twarzach kolegów. Podobnie zagłosowali Clint i Bruce.

— Kto przeciwny? — zapytała, unosząc rękę równocześnie z Tonym. — Kto się wstrzymał?

W odpowiedzi na ostatnie pytanie zgłosiła się Wanda. Steve wypuścił z ulgą powietrze z płuc, czując, jak cała presja z niego uchodzi.

— W porządku, ale nie oczekujcie, że sfinansuje wasze pogrzeby, gdy pewnego dnia obudzicie się z poderżniętym gardłem. A raczej się nie obudzicie. — Palnął Tony z niezadowoloną miną.

— Poczekaj — wtrącił szybko Steve. — Możemy dojść do kompromisu.

Stark spojrzał na niego wyraźnie zaintrygowany.

— Co proponujesz?

— Hekate będzie mogła poruszać się w obrębie wieży za dnia, oczywiście gdy będziemy w środku, nocami będzie zamykana chyba, że ktoś będzie jej pilnował — wyjaśnił Rogers.

— Całkiem rozsądna propozycja, Kapitanie — powiedziała Wdowa, włączając się ponownie do rozmowy.

— To jak? — Steven wpatrywał się w twarz Tony'ego z dozą zniecierpliwienia.

— Niech będzie — przyznał w końcu Stark. — Ale i tak nie finansuje waszych pogrzebów! – zastrzegł się.

Rogers ruszył w kierunku wyjścia. Gdy był już na korytarzu, ktoś złapał go za ramię.

— Steve, poczekaj. — Odwróciwszy się, zauważył Natashę.

— O co chodzi? — zapytał nieco zbyt entuzjastycznie. Był wręcz przeszczęśliwy, że wszystko poszło po jego myśli i już niebawem będzie mógł rozpocząć proces „resocjalizacji" Hekate.

— Obiecaj mi, że nie będziesz przesiadywał przy niej cały czas — powiedziała Wdowa, patrząc na niego poważnie. — Masz własne życie, nie marnuj go tylko dla niej.

Skinął głową w odpowiedzi, będąc świadomym jej słów. Doskonale wiedział, że świat nie zamyka się na Hekate, ale tak trudno mu było wyegzekwować od siebie tę wiedzę. Ona za bardzo przyciągała. Była jak magnes, a on jak metal.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top