Wioska


Nikt dokładnie nie znał historii powstania tej niewielkiej wioski przy skraju lasu.
Nie była ona jedyną taką w okolicy, jednak to właśnie ona znajdowała się, najbliżej dzwonnicy, w której spoczywał ten oznajmiający niebezpieczeństwo dzwon.
Ludzie z biegiem lat nauczyli się, właściwie i szybko reagować na ostrzeżenie, które niesie. Bali się ciemności przychodzącej wraz, gdy dzwon milkł. Starsi mieszkańcy mawiali, że uciekali przed złem w najczystszej postaci.
Mówili, iż nawiedza ich sam diabeł wraz ze swoimi legionem dusz, szukając zemsty. Widniało wiele pytań, a jeszcze mniej odpowiedzi. Nikt nie chciał mieć do czynienia z niebywale przypominających ludzi istotami, więc szczerze nie zamierzali pytać.

Mieszkańcy mieli tylko jedną złotą zasadę, której kurczowo się trzymali. Uczyli się poprzez błędy, za które musieli słono zapłacić. Każdy nawet najmniejszy mieszkaniec zdawał sobie sprawę z tego, że jeżeli nie zdąży się schować ciemność wciągnie jego ciało wraz z umysłem nie zamierzając oddać go z powrotem.

Benjamin miał szanse zobaczyć tę istotę raz w swoim krótkim niespokojnym życiu. Jego zmęczony umysł nie zdążył zapamiętać wielu szczegółów z tej ponurej zimnej nocy. Strach również nie pomógł, powodując, że jego wzrok stał się rozmazany.
Istota dysponująca nadludzką siłą okazała się niebywale urodziwym młodzieńcem, tak chłopiec nie mógł mylić się co do płci stwora. Benjamin pamiętał jak przez mgłę niezwykłe rzadko spotykany wręcz rażąco żółty kolor tęczówek, który posiadała krwiożerna istota.
Wiedział, że swoje życie zawdzięcza tylko i wyłącznie swojej zwinności i miejsca, w którym się znajdował. Zdążył się schować wraz z pozostałymi osadnikami.
Istotnym faktem było, iż istoty nazywane złem w na czystej postaci do złudzenia przypominały ludzi.
Nie licząc morderczych intencji wygląd obcych stanowił delikatna kwestie. Najeźdźców wioski, w której żyją nie można było nazwać szpetnymi, jeżeli w grę wchodzą kwestie wyglądu zewnętrznego.
Jednak samo ich wnętrze spowite zostało złem. Zeznania nielicznych świadków, którzy to zdążyli rzucić okiem na monstra opisują kreatury jako ludzi zadbanych, ludzi bez skaz.
Lica mających czyste niczym kropla porannej rosy, a ciała wykonane są z najtwardszych metali.
Mimo iż wygląd może i mieli cudowny to ich intencje spowijały wioskę co jakiś czas w pola pełne krwi. Większość z nich nazywała ich po prostu złem. Chociaż Benjamin wraz z grupą innych nazwali ich inaczej. Wymyślili nazwę adekwatna do ich upodobań i sposobu morderstwa swoich ofiar.
Nazywali ich Wampirami.
Istoty z głębi lasu dosłownie, wbijając swoje zęby w ciało ofiar wysysały z nich krew, pozostawiając po sobie sama pustą skorupę, która niegdyś była człowiekiem. Wampiry upodobały sobie krew ludzką, chociaż i zwierzyna nie gardziły. Niekiedy, gdy każdy z osadników zdążył schować się w piwnicach stwory by nie odejść z pustymi rękoma atakowały bydło, zostawiając za sobą rozerwane truchła.
Najazd, bo tak to nazywał Benjamin trwał nie więcej, niż dzień. Koniec tak samo jak i początek oznajmiał dzwon bijący na alarm. Wtedy ludzie wychodzili, wracali do swoich domów i opłakiwali zmarłych.
W osadzie oprócz Benjamina Brahel’a było piętnastu chłopców, którzy to już skończyli wiek dwunastu lat.
Chłopcy by pomóc rodzinie pracowali na roli lub przy bydle.
Dziewczynki za to od zawsze były ważnym elementem wioski.
To one rodziły na świat nowych osadników, zapewniając, że nigdy ich nie zabraknie. One również, mimo że były ważne pracowały.
Pomagały w kuchni czy w spiżarniach. Organizacja w wiosce była bardzo ważna.
Wiedział o tym każdy. Każdy, kto chciał przetrwać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top