3.3 "Plan działania"

Maya nie była pewna co do planu Wicka, ale jeśli istniała szansa na pozbycie się firmy jej wroga, postanowiła w to wejść. W ciągu następnego tygodnia uzupełnili zapasy broni, a John załatwił wyposażenie ich strojów do walki w kuloodporny materiał. Niedługo potem znajdowali się na pokładzie samolotu lecąc do Los Angeles.

Nie siedzieli obok siebie. Maya często rozglądała się w obawie, że znajduje się tam ktoś z ludzi Forda i przez to zginie od razu po zejściu na ziemię. John również obserwował sytuację, ale nie zauważył nic podejrzanego. Kilka razy złapali się wzrokiem, dając sobie wzajemnie znak, że wszystko jest z nimi w porządku.

-Nikt nas tu nie zna? - spytała Maya po wyjściu z samolotu.

-Nie jesteśmy aż tak sławni.

Wsiedli do taksówki, która zawiozła ich do hotelu, w którym wynajęli apartament. W końcu i tak mieli w założeniu wydać pieniądze należące do Forda. Ten wieczór zamierzali jednak spędzić w innym miejscu. Odświeżyli się i przygotowali do spotkania. Pod garnitur John założył czarną koszulę i gotowy do wyjścia czekał na Mayę w salonie wynajętego apartamentu.

Kobieta wyszła z pokoju ubrana w sięgającą do połowy łydki czerwoną sukienkę, uwydatniającą jej biust. Całość mocno podkreślała jej figurę oraz pasowała do ciemnych włosów. Wick nie mógł oderwać od niej wzroku.

-Wow. Wyglądasz świetnie – powiedział, uśmiechając się delikatnie na jej widok.

-Dziękuję. Ty też – widziała go już w takiej formie kilkukrotnie, ale za każdym razem robił na niej wrażenie. - Idziemy?

John podał jej uszytą specjalnie na miarę czarną marynarkę. Maya przymierzyła ją z ciekawością, stwierdzając, że jest doskonała. Elegancka i z klasą. Idealnie wpasuje się w miejsce do którego zmierzali.

Największe kasyno należące do mafii, której przedstawicielem był niejaki Cliff. Maya zdążyła już go poznać, kiedy złożył wizytę w firmie Forda, chcąc uregulować długi Sana.

-Nie widziałem was tutaj wcześniej – na wejściu przywitał ich pracownik kasyna, który niekoniecznie był chętny, aby wpuścić tam nowe osoby.

-Jeździmy po kasynach całego świata. Chcesz powiedzieć, że to nie jest otwarte na gości? - Wcześniej wspólnie uzgodnili, że to Maya zajmie się rozmową. John nie byłby w tym najlepszy.

-Proszę pokazać co pani potrafi.

Mężczyzna ewidentnie chciał ją sprawdzić.

-Z przyjemnością – odparła, rzucając mu pewne siebie spojrzenie.

Wcześniej Maya zaznajomiła Johna z faktem, że grywała kiedyś w pokera, ale nigdy nie był tego świadkiem. Znajdowali się w najlepszym kasynie w Los Angeles, dlatego obawiał się, że może nie wyjść tam najlepiej. Obserwował jak kobieta zasiada do odpowiedniego stołu, a sam stanął za nią.

-Musimy być wiarygodni – wyszeptała mu do ucha.

-Wpisowe to dziesięć tysięcy – obecni przy tym spodziewali się, że ta kwota ją odstraszy, ale Maya wyjęła ze swojej torebki plik pieniędzy, rzucając go na środek.

-Akurat mam przy sobie drobne – uśmiechnęła się ironicznie, zamierzając wdać się w rolę niewinnej i zakręconej kobiety tak, aby inni sądzili, że nie panuje nad sytuacją. Nic bardziej mylnego.

John był pod wrażeniem z jaką łatwością przyszła jej pierwsza wygrana. Obserwował jej ruchy, a nie wyłapywał żadnych nieprawidłowości. Była w tym naprawdę dobra.

-Szczęście początkującego – zwróciła się do niego, a mężczyzna uniósł do góry brwi.

-Ile jeszcze o tobie nie wiem?

Gra w kasynie była im potrzebna, aby zwrócić na siebie uwagę ważnych ludzi, którzy byli zaznajomieni z tamtejszą mafią. Nie musieli więc długo czekać, aż pojawiły się w ich stronę pytania o to kim są. Maya starała się odpowiadać bez konkretów, zostawiając wszystkich w jeszcze większej niewiadomej.

Kiedy po czwartej wygranej z rzędu wstała od stołu i pełna uśmiechu po prostu się oddaliła, namieszała w ich głowach. Szła z Johnem w kierunku baru i oboje czuli, że ktoś podąża za nimi. Usiedli przy ladzie, czekając, aż ktoś do nich dołączy. Od razu zjawił się przy nich barman pytając czego się napiją.

-Martini z lodem.

-I whisky bez lodu – złożyli zamówienie, a chwilę później otrzymali swoje drinki. - Widzę to poświęcenie w piciu martini – odparł John, wiedząc, że nie jest to jej ulubiony alkohol.

-Z daleka mogę ci powiedzieć, że ta whisky nie jest warta tych kilkuset dolarów.

-Nie równa się z twoją z monopolowego spod bloku.

Zaśmiali się, czując się dobrze w swoim towarzystwie. Nic nie wskazywało jednak na to, że zdążą dopić swoje napoje.

-Brakowało mi tego... Działania razem.

Fakt, że znów byli przy sobie i realizowali plan, był dla niej naprawdę ważny. Nigdy nie chciała rezygnować z ich znajomości i cieszyła się, że Wick w końcu zmienił swoje zdanie.

-Zachowałem się jak dupek, przepraszam.

-To akurat prawda, ale nie mogłabym być na ciebie zła. Za bardzo cię lubię.

Ich rozmowę przerwał widok zbliżających się w ich stronę dwóch mężczyzn.

-Zaczynamy zabawę – powiedział John.

-Maya... Pozwoli pani? - zostali rozpoznani, ale właśnie o to chodziło. Nieznajomi poprosili, aby kobieta udała się z nimi. Ona tylko spojrzała na Wicka.

-Niestety nie ruszam się nigdzie bez mojego towarzysza.

-Pani przyjaciel może iść z nami.

Maya i John doskonale wiedzieli dokąd zostają zabrani. Póki co wszystko odbywało się zgodnie z ich planem.

Wprowadzono ich do budynku, w którym częściowo osadzona była mafia. Na wejściu przeszukano Wicka, a kiedy chciano to zrobić z kobietą, Maya zdjęła z siebie marynarkę i rzuciła ją w ich stronę. Kiedy jednak ochroniarze chcieli sprawdzić także jej sukienkę, przejechała po niej dłonią, patrząc na nich wymownie.

-Gdzie w tej sukience miałabym ukryć broń?

-To prawda. Wygląda zjawiskowo – usłyszała za sobą znajomy jej głos. John widział tego mężczyznę pierwszy raz, ale wcześniej w trakcie ustalania strategii działania, jego osoba została mu wspomniana.

-Maya... Przyjechałaś osobiście, żeby negocjować? - spytał, kiedy wraz z ochroniarzami weszli do pomieszczenia przypominającego biuro.

-Po prostu chciałam zabawić się w tak pięknym mieście. Czy jestem tu niemile widziana? - mówiła ze spokojem, choć nie przychodziło jej to z łatwością.

-Ależ skąd. Przypominam ci tylko o spłacie długu. Termin kończy się za dwa dni.

-Osobiście dopilnuję, aby pieniądze znalazły się w budynku. Przepraszam, mogę skorzystać z toalety? Martini za szybko na mnie zadziałało.

Nikt nie wyczuwał w tym większego podstępu, bo to ludzie Cliffa sprowadzili ich do jego budynku. Frank i Isabelle na nich nie napadli, ale ich pojawienie się w mieście wydało im się podejrzane. Zamierzali więc uważnie obserwować przybyłą dwójkę, nie spodziewając się, że gra rozpocznie się znacznie szybciej, niż zakładali.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top