2.4 "Spokój"
John i Maya potrzebowali chwili odpoczynku i regeneracji. Wiedzieli, że San Ford nie może uciec, mając na głowie całą firmę. Miał pod sobą wielu ludzi i nie obawiał się dwóch zabójców, chociaż chciałby, żeby byli już martwi.
Wick spędził w łóżku kilka godzin. Potrzebował sił do kolejnej walki, ale mieli na to czas. Maya zasnęła tuż obok niego. Wcześniej nie zdążyła do siebie dojść i w jej przypadku sen także był niezbędny.
Między nimi znajdował się również jej kot, który dosyć szybko zaakceptował spokojnego psa Wicka.
-Hej John – powiedział mężczyzna, kiedy pupil się podniósł. Po chwili jednak odwrócił się w drugą stronę i ponownie położył.
Chwilę po tym obudziła się Maya.
-Która godzina? - spytała i uśmiechnęła się widząc leżące między nimi zwierzęta.
-Po trzeciej – odpowiedział, po spojrzeniu na zegarek.
-Zaraz wstanie, to jej pora.
Maya usiadła obok Johna tak, że oboje byli jeszcze przykryci kołdrą.
-Jak się czujesz? - spytała.
W pomieszczeniu było ciemno, ledwo zdołali dostrzec swoje twarze. Nie zapalali jednak światła. Odpowiadało im to.
-Lepiej. A ty? - rana wciąż go bolała, ale nie zamierzał tego przyznawać.
-Też – pogłaskała śpiącego między nimi pieska.
-Widziałaś go? Forda? - spytał o czas w jakim była przetrzymywana. Nie zamierzali póki co wracać do snu, mieli więc chwilę na rozmowę.
-Nie. Nafaszerowali mnie czymś, żebym nie mogła z nimi walczyć. Z tego co słyszałam Ford miał zjawić się następnego dnia – odpowiedziała, a John wpatrywał się w swoje dłonie, zastanawiając się nad czymś.
-Ktoś cię skrzywdził? Wiem, że powinienem spytać wcześniej, ale nie byłaś na siłach, żeby o tym rozmawiać.
To pytanie nurtowało go od momentu, w którym ją znalazł. Obawiał się, że coś mogło się tam wydarzyć.
-Gdyby ktoś mi coś zrobił, powiedziałabym ci. I już by nie żył.
Maya ufała mu na tyle, żeby powiadomić go o czymś takim. Już wcześniej oboje postanowili być ze sobą szczerzy w każdej sprawie.
-Wiesz gdzie Ford mógł się ukryć?
-Mam kilka pomysłów – znała kilka możliwych lokalizacji. John planował także skontaktować się z Wroną, który wciąż szukał dla niego informacji.
-Wyruszymy o świcie.
-Twoja rana jeszcze się nie zagoiła.
-Nie lubię mieć niedokończonych spraw – najchętniej załatwiłby to od razu, ale Maya starała się powstrzymać go przed jakimkolwiek działaniem. Oboje nie czuli się jeszcze najlepiej, a w walce z wyszkolonymi ludźmi przydałyby im się siły.
-Dajmy sobie dwa dni.
-Co chcesz w tym czasie robić? Czekać? - wobec tego John też był niechętny.
Kobieta próbowała coś wymyślić i wpadła na pewien pomysł, choć spodziewała się, że John może się na to nie zgodzić.
-Chciałabym poznać twoją żonę – nie rozumiał co miała na myśli.
-Wiesz, że nie żyje.
-Ale wciąż możemy ją odwiedzić.
Maya miała świadomość jak bardzo kochał Helen, ale tak naprawdę nic więcej o niej nie wiedziała. Chcąc lepiej go poznać, musiała dowiedzieć się czegoś o jego przeszłości.
W południe John ubrał się w swój garnitur, a Maya w ulubioną, skórzaną kurtkę i udali się na miejsce. Stanęli przed pomnikiem na którym widniał napis „kochająca żona" i zamilkli. Przez kilka minut nie mówili nic. Nie modlili się w myślach, w ich głowach panowało coś innego.
-To dla niej porzuciłeś to, co robiłeś? - pierwsza odezwała się Maya. Przez ostatni czas dowiedziała się o mężczyźnie kilku rzeczy, ale nie do końca znała jego intencje.
-Tak. Była wspaniałą kobietą.
Chociaż od jej śmierci minęło już kilka lat, wciąż było to dla niego trudne.
-Na pewno byliście razem szczęśliwi.
Usiedli na znajdującej się niedaleko ławce i spędzili tak jeszcze jakąś godzinę. Nikt ich nie ścigał, mieli świadomość, że Ford planuje coś innego, dlatego mogli spędzić ten czas w spokoju. Nie przeszkadzała im panująca cisza. Czuli się dobrze w swoim towarzystwie i po prostu przy sobie byli. Czasem jest to wystarczające.
John zerknął na zamyśloną Mayę, która wodziła wzrokiem po cmentarzu.
-Nie masz wrażenia, że powinniśmy już tu leżeć? Gdyby nie ty, skończyłabym zadźgana w alejce. Pewnie nawet nikt nie postawiłby mi nagrobka.
-Taa. Oboje bylibyśmy martwi, gdybyśmy się nie poznali.
Mieli świadomość, że dużo sobie zawdzięczają. Po tym wszystkim co przeżyli, chcieli w końcu zaznać chociaż odrobinę spokoju.
-Wiesz, że San Ford musi zginąć? - powiedział, kiedy postanowili zająć się tą sprawą.
Ponownie udali się do hotelu, aby się zorganizować. Musieli ułożyć sobie plan działania, uzupełnić zapasy broni i nastawić na nowe zagrożenie. Chcieli mieć już to za sobą.
-Tak, ale nie wiem czy jestem gotowa wpakować mu kulkę w głowę.
Maya miała na uwadze to, że to jego rodzina przygarnęła ją z ulicy. Co prawda nie wychowali jej najlepiej i zrobili to dla własnych korzyści, ale czuła, że gdyby doszło do konfrontacji pomiędzy nią, a San Fordem, mogłaby się zawahać.
-Ja to zrobię – John zabił już jego ojca i nie widział problemu, aby uporać się też z nim. Kobieta miała świadomość, że jest to jedyne rozwiązanie, dlatego pokiwała głową, zgadzając się z Wickiem.
Szybko znaleźli się w holu i ruszyli do recepcji, gdzie znajdował się Charon.
-Chce pan odebrać swojego pieska? - spytał, spodziewając się, że załatwili już swoją sprawę i najprawdopodobniej chcą wymeldować się z hotelu.
-Chcemy zostawić kota – słysząc to mężczyzna się zdziwił. Do tej pory miał pod swoją opieką tylko jedno zwierzę. Nie miał zamiaru jednak odmówić.
-Nie przyjmowaliśmy jeszcze kotów, ale postaramy się nim zająć najlepiej jak potrafimy.
-Dziękuję – Maya była mu za to wdzięczna. Ostatnie dni pokazały, że może mu zaufać.
-Jak się nazywa?
Słysząc to pytanie Maya z Wickiem wymienili się spojrzeniem.
-John – odpowiedziała, a Charon powstrzymał się przed uniesieniem brwi do góry.
-Oczywiście. Panno... - nie dokończył, bo kobieta mu przerwała.
-Wystarczy Maya.
-Maya. W porządku.
O zmroku doszło do spotkania między nimi, a Wroną, który miał przedstawić nowe informacje. Mężczyzna w czarnym, sięgającym niemal do ziemi płaszczu i ciemnych okularach pojawił się w umówionym miejscu, gdzie czekali na niego John z Mayą.
Bez przywitania się od razu przeszedł do konkretów.
-Ford nie wrócił do firmy. Gdzieś się zaszył. Moi ludzie go namierzają – informacje te dały kobiecie do myślenia.
-To nie jest konieczne – odparła. - Jeśli nie wyjechał z kraju, musiał się ukryć. Znam jedno miejsce.
Spojrzała na Johna, dodając, że nie jest to nic pewnego. Po zaznajomieniu go z faktami związanymi z dość odległą lokalizacją, był w stanie uwierzyć, że San Ford może tam na nich czekać.
-Myślisz, że szykuje na nas pułapkę?
-Skoro nie ściga nas tutaj... - odpowiedź nie była oczywista.
-Nie mogę się doczekać – John liczył na to, że zastaną tam San Forda.
Aby dowiedzieć się, czy na pewno może tam na nich czekać, postanowili osobiście się o tym przekonać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top