16 - Gorzka prawda
Mieszkanie stało puste. Prócz odgłosów pochodzących z łazienkowej rury, nie słyszałem nic więcej. Cisza ogarniała me ciało, tak samo jak wstrząs. Czułem się tragicznie, zły, smutny, zniszczony i zdeptany. Gorzki smak porażki, drażnił umysł. Lia miała nade mną kontrolę i nic nie mogłem z tym zrobić. Sam ten fakt mnie irytował. Kopnąłem mocno w szafkę, a potem zrzuciłem wazon z komody. Pragnąłem zniszczyć wszystko, wyżyć się, krzyczeć, a potem kwilić. Byłem beznadziejnym pracownikiem, a jeszcze gorszym facetem.
Ogarnęła mnie istna furia. Oddałem się jej i zniszczyłem więcej, niż tylko wazon. Otworzyłem barek i niszczyłem butelki jedną za drugą. Whisky, brandy, soju oraz wino. Wszystko wymieszało się w rozległą kałużę, z alkoholowym odorem.
Wyciągnąłem papierosa i znów zapaliłem. Wyszedłem na balkon, patrząc z niesmakiem na rozciągający się widok. Rzeka Han była spokojna i tak bardzo sprzeczna. Ponieważ przypominała mi o ukochanej.
Nie wiedziałem, jaką decyzję podjąć. Zrobiłbym wszystko dla Jungmi. Aczkolwiek to, co zażądała Lia było przekroczeniem narzuconych przeze mnie granic. Zawsze gardziłem łamaniem prawa. A teraz sam musiałbym to zrobić. Najgorszy był jednak fakt, że mogłem złamać daną sobie obietnice. Że nigdy więcej nie będę robił tego, co mówi. Miałem się trzymać od niej z daleka. Ponieważ Choi była osobą destrukcyjną. To przez nią wpadłem w nałogi i ledwo z nich wyszedłem. W dodatku z kilkoma wielkimi bliznami. Fizycznymi i psychicznymi.
Zaciągnąłem się i wypuściłem obłok. Gardziłem paleniem i często karciłem Jeon'a za to, co robił przed siłownią. Jednak potrzebowałem tego. Nikotyny drażniącej płuca. Wbijającego się do nozdrza dymu.
Jesteś żałosny, pomyślałem. Gdyby Jungmi mnie zobaczyła, z pewnością kilka cierpkich słów przeszłoby przez jej malinowe wargi. Wypuściłem kolejną porcję dymu, bawiąc się kształtem. Zaciągnąłem i znowu powtórzyłem czynność. Skończyłem palić i niechlujnie zgasiłem papierosa, wrzucając do prowizorycznej popielniczki, którą okazało się dno jednej z rozbitych butelek po winie.
Popatrzyłem ponownie na rzekę Han. Widziałem most Banpo, który był wręcz osaczony przez ludzi. Biegli oni w różnym kierunku, żyjąc swoim beznadziejnym życiem. Aczkolwiek na pewno lepszym niż moje.
Zamknąłem oczy, wsłuchując się w odgłosy. Dźwięk odjazdu autobusu, metra, rozmów ludzi. Wszystko docierało do uszu. Powtarzałem w głowie, że nie mogę być marionetką. Nie w rękach Choi, ani nikogo innego.
Zamknąłem balkon i wszedłem do środka. Wyciągnąłem z kieszeni wizytówkę. Ta data miała mnie prześladować i powodować, że podejmę decyzję. Korzystną dla byłej dziewczyny. Jednak wciąż nie byłem w stanie się złamać.
Ona może ponownie zaszkodzić Jungmi, miałem ciągle w myślach. Na to nie mogłem pozwolić. Powinienem działać i ją obezwładnić. Zabezpieczyć Jungmi, aby już nikt jej nie dotknął.
Zostawiłeś mnie!, ponownie zabrzmiało w umyśle. Kim miała rację Zostawiłem ją. W dodatku w najgorszej chwili. Oczywiście, często wyjeżdżałem w delegacje, lecz to było co innego. Życie to nie praca.
Popatrzyłem na podłogę. Wszędzie leżały odłamki szkła. Wiedziałem, że powinienem posprzątać, aczkolwiek nie chciałem. Nie dzisiaj. Musiałem patrzeć na wszystko, by doskonale zrozumieć, że nie wygram tej wojny. Nie w pojedynkę.
W kieszeni zabrzęczał telefon. Sięgnąłem po niego, ale szybko rzuciłem na stojącą pod ścianą kanapę. Cisnąłem aparatem, tak, by się rozwalił. Nie chciałem czytać kolejnych wiadomości od Choi. To z pewnością musiała być ona. Tylko Lia miała takie poczucie czasu.
Po policzkach zaczęły spływać łzy, a ja na to pozwoliłem. Jak zwykła beksa, popłakałem się, szlochając żałośnie. Niczego nie pragnąłem bardziej niż trzymać w objęciach ukochaną, której twarz ozdabiał uśmiech. Jednak byłem pewny, że wszystko zjebałem. Niestety bolesna prawda w końcu dotarła i do umysłu.
Ze mną Jungmi nie będzie bezpieczna.
✯
Obudziło mnie walenie do drzwi. Otworzyłem oczy i od razu tego pożałowałem. Wczorajsze dwie butelki zamówionego soju, źle na mnie podziałało, a promienie słoneczne wpadające przez odsłonięte balkonowe okno raziło coraz bardziej.
Usłyszałem ponownie dzwonek i pukanie do drzwi. A potem głos Namjoona.
— Jimin!!! Otwórz!!!
Powoli ospale podniosłem się do siadu. Leżałem na skórzanej kanapie w salonie. Bez Jungmi nie chciałem nawet wejść do sypialni. Nie po tym wszystkim, co się stało.
— Jimin!!!
Złapałem się za głowę, a później przetarłem oczy. Kilka razy ziewnąłem, a potem otworzyłem. RM stał na wycieraczce i patrzył na mnie z politowaniem.
— Boże, przydałoby ci się umyć — powiedział, gdy kolejny raz ziewnąłem. — Zęby też, bo oddechem mógłbyś zabić smoka.
Namjoon rozejrzał się po mieszkaniu, a później podrapał po karku. Ściągnął brwi, a potem wszedł głębiej.
— O materdejku — rzekł. — Czy przez to mieszkanie przeszło tornado?
Nie odpowiedziałem, nie musiałem. Nie czułem się w takim obowiązku. Prawnik położył teczkę na komodzie, a potem przestąpił próg salonu. Jego wzrok od razu spoczął na kałuży alkoholu, która była już o wiele mniejsza.
— Nie zapytam, czy ciężka noc. Jednak nie powinieneś tyle pić.
— Nie przypominam sobie, abyś był moją matką, więc odpuść — odpyskowałem, kierując się do kuchni. — Po co przyszedłeś?
Nim RM cokolwiek odpowiedział, nalałem sobie do szklanki wody z czajnika i szybko wypiłem. Suszyło mnie jak diabli. Suszyło i mdliło. Od razu żółć podeszła do gardła i zwymiotowałem do zlewu.
— O stary — Namjoon podszedł bliżej. — Nie powiem, że ci współczuję.
— Wiem, że sobie zasłużyłem na najgorsze...
— Tu nie chodzi, czy zasłużyłeś, czy nie. Jesteś dorosłym facetem, aczkolwiek zaczynasz być wrakiem człowieka.
Kiedy przestałem wymiotować i wyczyściłem zlew, Kim wysłał mnie pod prysznic. Gdy stałem pod deszczownicą, on zdążył posprzątać podłogę i otworzyć na całą szerokość balkon. Do mieszkania wpadło świeże powietrze.
Umyłem się szybko i przebrałem w dres. Wchodząc do salonu, zaproponowałem przyjacielowi jajecznice, na co on przystał. Jungmi zachwalała, kiedy przygotowałem takie śniadanie. Na myśl o ukochanej od razu zrobiło mi się przykro. Moja kochana Jungmi...
— Więc co cię sprowadza?
Położyłem talerz przed prawnikiem, a obok niego filiżankę americano, którą lubił popijać, jeszcze jak mieszkał z nami. RM wziął do ręki widelec, a potem podniósł wzrok i skierował go na moją twarz.
— Za tydzień rusza twój proces — powiedział ponuro. — Jako obrońca muszę ci to zakomunikować, ale jako przyjaciel... Jimin nie mamy prawie żadnej linii obrony. Wiem, że nie miałeś z tym nic wspólnego... Ale wiem też, że ukrywasz coś przed wszystkimi.
— Nie ukrywam.
— Kogo chcesz oszukać?
Może Namjoon miał rację. A może po prostu mnie znał. Był zbyt inteligentny, by uwierzyć w jakąś bajkę, którą chciałem powiedzieć.
— Dlaczego nie było cię przy Jungmi?
Jego pytanie zaskoczyło mnie, choć nie do końca. Wiedziałem, że potrzebuje tej odpowiedzi. Jednak mając z tyłu głowy słowa Choi i to, że mogło więcej osób ucierpieć, nie mogłem mu tego zdradzić. Tej prawdy.
— Załatwiałem niektóre sprawy.
— O drugiej w nocy?!
Nie podobał mi się jego ton. Aczkolwiek wiedziałem, że przyjaciela ciężko jest wyprowadzić z równowagi. Namjoon był opanowany i spokojny. Teraz aż kipiał ze złości.
— Wiem, że to, co powiem, może cię zdziwić...
— To mnie bardzo dziwi, Jimin.
— Musicie mi zaufać — westchnąłem, patrząc prosto w jego oczy. — Nie mogę za dużo powiedzieć. Nic jednak nie ukrywam. Załatwiałem sprawy, które pomogą mi w odzyskaniu danych.
Przez moment nic nie mówiłł, a potem wypił swoją kawę. Patrzyłem, jak zaczyna jeść, a później wyciera usta w chusteczkę. Odłożył widelec i złączył dłonie.
— Dobrze — rzekł. — Wierzę ci. Aczkolwiek w tym momencie musimy zająć się twoją linią obrony. Nie pozwolę ci stracić dobrego imienia i... Wierzę w twoją niewinność.
Coś w jego słowach sprawiło, że się uśmiechnąłem. Może to po prostu naiwne zapewnienie, a może dobry plan na przyszłość. RM miał rację, trzeba było opracować dobry plan obrany. Przy okazji nie mogłem wyjawić, że za wszystkim stoi Lia.
Namjoon odebrał telefon, który zaczął mu dzwonić w kieszeni marynarki. Posprzątałem talerze i kubek po kawie, chowając go do zmywarki. Po chwili przyjaciel stanął w przedpokoju i zaczął zakładać buty.
— Muszę iść do sądu — wytłumaczył. — Ty natomiast pomyśl o czymś, co możemy wykorzystać na twoją korzyść. Prokuratorem się nie przejmuj, razem z Youngsun weźmiemy go na siebie.
Uśmiechnąłem się cierpko do prawnika, a potem podziękowałem. Patrzyłem, jak bierze do ręki aktówkę. Otworzył drzwi, a potem wyszedł na klatkę.
— Jeszcze coś — powiedział, nim zamknąłem drzwi. — Jungmi zdecydowała, że na razie będzie mieszkać z Taehyungiem. Nie wiń jej za to. Na chwilę obecną nie chce o tobie rozmawiać. Mam jednak nadzieję, że z czasem się dogadacie.
Pokiwałem ponownie głową, a później odprowadziłem przyjaciela wzrokiem. Byłem wdzięczny za informację, ponieważ nikt nie chciał tego powiedzieć. Oczywiście poczułem ukłucie zawodu, zwłaszcza że Jungmi miała zamieszkać z V, a nie jak dotychczas z Chingyu lub Mei. Jednak nie mogłem nic z tym zrobić. Musiałem myśleć tylko o mojej ukochanej. A skoro ona się na to zgodziła, też musiałem to zrobić.
Czytelniku! Jeżeli podoba Ci się to, co tutaj tworzę, proszę pozostaw po sobie ślad - komentarz i/lub gwiazdkę. To naprawdę motywuje do dalszego tworzenia!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top