04 - Pozew

Siedziałem przy szpitalnym łóżku, trzymając za rękę ukochaną. Jungmi wciąż była w stanie śpiączki farmakologicznej, jednak podpięty medyczny sprzęt, oznajmiał, że jej serce bije. W dodatku naszemu dziecku nic już nie zagrażało i teraz tylko czekałem, aż Kim się wybudzi.

Namjoon wyszedł jakiś kwadrans temu, zapewne razem z V próbują przepędzić ze szpitala Jongina. Choć jeden i drugi odznaczali się wysoką inteligencją, to RM był dobrym mediatorem i potrafił spokojnie załatwić sprawę.

Usłyszałem dźwięk przychodzącej wiadomości. To Ok Sodam, główna mecenas z działu prawniczego, przysłała mi wiadomość, że firma wniosła oskarżenie w sprawie wycieku danych.

Czy się tym przejąłem? Ani trochę. W końcu nie była to dla mnie nowa wiadomość. W Nowym Jorku miałem na ten temat rozmowę i mogłem się dowiedzieć tego wcześniej. Według obietnic prezesa nie zostanę zwolniony, aczkolwiek przez jakiś czas muszę być na płatnym urlopie, z brakiem dostępu do serwerów firmy.

Patrzyłem na twarz ukochanej, która jak zawsze była piękna i spokojna. W malinowe wargi wsadzona była wąska rurka, która miała pomóc jej w oddychaniu. Miałem nadzieję, że już niedługo, ponownie ujrzę jej błyszczące oczy.

Drzwi sali otworzyły się, a do środka wszedł Taehyung.

— Jongin nie pojawi się na oddziale — powiedział, przerywając ciszę, jaka nastała między nami. — Jednak nie mogę zagwarantować, by nie przyszedł w innym czasie.

— Jest jak pijawka — wyszeptałem z odrazą. — Nie może się odczepić.

— Słyszałem, że nie masz teraz lekko.

Poruszyłem głową na potwierdzenie, jednak nie chciałem się zbyt długo nad tym rozwodzić. V położył mi rękę na ramieniu, aż poczułem jego ciężar.

— Zawsze możesz się wygadać.

— Wiem. Jednak nie mam nic więcej do powiedzenia, niż to, co usłyszałeś w wieczornych wiadomościach.

Kim westchnął głośno i przeciągle, następnie zajął miejsce naprzeciwko, po drugiej stronie szpitalnego łóżka. Raz patrzył na Jungmi, drugim raz na mnie. Czułem, że nie wierzy w to, co media wypisują, a ja byłem pewny, że zna mnie na tyle, by mieć tego świadomość.

— Nie będę cię naciągał na zwierzenia — powiedział. — Jednak zawsze służę pomocą i radą.

Pokiwałem ponownie głową, a potem trzymałem dłoń ukochanej. Teraz to ona była najważniejsza, razem z naszym dzieciątkiem.

Siedziałem w mieszkaniu, gdy ponownie odebrałem połączenie od Yoongiego.

Będę u ciebie do trzydziestu minut — powiedział Suga i rozłączył się, nim zdążyłem jakkolwiek zareagować.

Nie spodziewałem się jego wizyty i nie wiedziałem, co to mogło oznaczać. Wstałem od biurka i udałem się do kuchni. Skoro miałem mieć wizytę, nawet niezapowiedzianą, przydałoby się posprzątać. Ostatnio zapuściłem mieszkanie, przez wzgląd na to, że całymi dniami przesiadywałem w szpitalu. Pozbierałem więc kubki ze zlewu i zapełniłem naczyniami zmywarkę. Nastawiłem odpowiedni program, a potem wziąłem się za odkurzanie.

Kiedy robiłem pranie, usłyszałem dźwięk dzwonka, więc szybko zamknąłem pralkę i skierowałem się do drzwi wyjściowych. Przed wycieraczką ujrzałem Yoongiego, jednak przyjaciel nie był sam. Towarzyszył mu nieznany mi wcześniej człowiek.

— Przyprowadziłem wsparcie — rzucił Suga i wskazał na mężczyznę.

Gestem dłoni zaprosiłem ich do mieszkania, a potem zamknąłem drzwi. Oczekiwałem na wytłumaczenie, ponieważ byłem lekko zdezorientowany.

— To jest Yoo Kihyun — wskazał na towarzysza. — Komisarz seulskiej policji. Poznaliśmy się jeszcze w Daegu.

— Miło mi — rzuciłem, wystawiając rękę do mężczyzny.

Ten natomiast ukłonił się, tak jak tego wymaga koreańska etyka. Również pochyliłem ciało, a potem poczułem, jak ściska moją dłoń.

— Słyszałem, że potrzebujesz pomocy — powiedział.

Potwierdziłem i zaprosiłem ich do salonu. Przy okazji zaproponowałem coś do picia. Yoongi wybrał soju, a Kihyun zaledwie wodę. Później zaczęliśmy rozmowę o naszych podejrzeniach.

— Czyli za tym wszystkim może stać osoba, która żywi do ciebie urazę? — podsumował Yoo, drapiąc się po karku.

— Możliwe — odpowiedziałem.

— Czy wiesz, kto byłby do tego zdolny?

— Minąłby dzień, gdybym miał spisać możliwości — ironizowałem.

— Nie można nic wykluczyć, ale też i być pewnym.

Suga siedział cicho, tak jak to miał w zwyczaju. Przytknął palec do brody i wyraźnie się zastanawiał. Mieliśmy zbyt wiele znaków zapytania i niewiele odpowiedzi.

— Jimin nie ma teraz dostępu do serwerów — wtrącił po chwili. —Postaram się w pracy poszperać.

— Nie musisz tego robić — wtrąciłem zdecydowanie. — To zbyt niebezpieczne.

— Ale i ciekawe — zaśmiał się Cukiereczek. — Będę się czuł, jak jeden z agentów specjalnych. Niczym zero zero siedem.

— Przydałoby się ustalić, jakim sposobem wykradli dane.

— To musiał być ktoś, znający mój sposób pracy — westchnąłem. — Tylko ja potrafiłem zdjąć zabezpieczenia.

Razem z Kihyunem postanowiliśmy na razie zaufać pomysłowi Yoongiego. Suga obiecał, że jutro dostanie się do mojego gabinetu, pod pretekstem zabrania rzeczy osobistych, które pozostały w pomieszczeniu. Może i była to denna wymówka, ale musiał jakoś sprawić, abym mógł odkupić swoje winy.

Kiedy opracowaliśmy wstępny plan, zadzwonił telefon przyjaciela.

— Tak, Chingyu?

Patrzyłem na jego twarz, która zmieniła swoją ekspresję. Ze spokoju przeszła w fascynacje, zmieszaną lękiem i obawą.

— Już jadę — praktycznie krzyknął do słuchawki.

Patrzyliśmy z komisarzem na Mina. Ten się rozłączył i aż podskoczył z miejsca.

— Mei rodzi — powiedział, mrugając oczami, jakby nie wierząc we własne słowa. — Będę ojcem!

Przez tę nowinę, szybko zebraliśmy się z mieszkania i skierowaliśmy do garażu. Zaproponowałem Yoongiemu, że poprowadzę jego samochód, ponieważ przyjaciel był w nerwach i mogło się to fatalnie skończyć. Suga miał do mnie zaufanie, więc rzucił kluczyki i ruszyliśmy w trójkę do szpitala.

Ponownie trzymałem jej dłoń, całując wierzch. Uśmiechnięty gładziłem skórę ukochanej. Jungmi wciąż była w śpiączce, kolejny znów dzień. Jednak spełniałem prośbę ordynatora i  mówiłem do niej jak zawsze.

— Yoongi został ojcem — powiedziałem, choć trudno było mi zachować spokój. — Mei urodziła córeczkę.

Pocałowałem kolejny raz dłoń, a potem poczułem, jak zaczynają mnie piec oczy. To łzy wkradły się do nich i zaczęły spływać po policzkach.

— Minsoo jest silna i zdrowa. Już przypomina ojca, bo ma dołeczki w policzkach. Mei dobrze zniosła poród i nawet nie narzekała, że coś ją boli.

Nie wiem, czy to tylko omamy, czy naprawdę zobaczyłem jak Jungmi się uśmiecha. Chciałem i pragnąłem, by już otworzyła oczy i zganiła mnie nimi. Albo po prostu patrzyła i nic nie mówiła.

Byleby tylko do mnie wróciła.

Położyłem głowę na materacu, czując trudy całego dnia i nieprzespanej nocy. Tak bardzo chciałem, aby już były ze mną. Jungmi i nasze maleństwo.

Na chwilę zamknąłem oczy, wsłuchując się w miarowy dźwięk szpitalnej aparatury. Podświadomie liczyłem do dwóch. Raz... Dwa... Poprawiłem głowę, wtulając się w bok ukochanej. Tak bardzo pragnąłem, by do mnie wróciła.

— Nawet nie wiesz, jak tęsknie za tobą — wyszeptałem, choć nie wiedziałem, czy to we śnie, czy na jawie. — Proszę, już nigdy mnie nie zostawiaj.

— Na razie nigdzie się nie wybieram — usłyszałem odpowiedź.

Natychmiast otworzyłem oczy. Później zamrugałem kilkakrotnie, podnosząc się do pionu. A jednym, na co patrzyłem, to błyszczące tęczówki ukochanej.

Jungmi naprawdę do mnie powróciła.


Czytelniku! Jeżeli podoba Ci się to, co tutaj tworzę, proszę pozostaw po sobie ślad - komentarz i/lub gwiazdkę. To naprawdę motywuje do dalszego tworzenia!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top