Rozdział 6

- Coś się stało? - zapytał bez emocji.

- Nie, tylko mówiłam Ci, żebyś nie przyjeżdżał, że wszystko u mnie w porządku.

- I tak też zrobiłem - powiedział ze zdenerwowaniem - Nie pojechałem do Ciebie Scarlett, co się dzieje?

Połknęłam ślinę chyba najgłośniej w całym moim życiu i ledwo ustałam na nogach.

- Skoro nie Ty stoisz pod moim oknem, to... to kto?

- Scarlett? Kto u Ciebie jest?! Nie ruszaj sie z pokoju! Już do Ciebie jadę!- nacisnęłam czerwoną słuchawkę i rzuciłam telefon na łóżko.

Tego wszystkiego było już za dużo. Najpierw ktoś chce mieć mnie na masce swojego samochodu, a teraz to. Powoli podeszłam z powrotem do okna, mając jeszcze przed oczami tajemniczą postać. Jednak tym razem zobaczyłam tylko cienie drzew, które delikatnie poruszał zimowy wiatr. Zbiegłam szybko do salonu i otworzyłam drzwi. Nikogo tam nie było. Weszłam do kuchni i wyjęłam z szuflady największy nóż, jaki tylko znalazłam. Ręce drżały mi ze strachu, sama nawet nie wiedziałam, jak mogłabym go użyć, ale to nie miało teraz znaczenia. Uciekłam do łazienki i usiadłam w wannie z kolanami pod brodą. Gdybym nie zostawiła telefonu w pokoju mogłabym zadzwonić po tatę. Usłyszałam skrzypienie schodów i najciszej jak tylko potrafiłam wyszłam z wanny i stanęłam za drzwiami. Ktoś był w moim domu bez mojej zgody! Drzwi do łazienki otworzyły się wcześniej, niż przypuszczałam. Gotowa do ataku, cała roztrzęsiona czekałam na nieproszonego gościa. Zaczęłam głośno krzyczeć i wymachiwać nożem, gdy poczułam, że nóż wbił się w rękę napastnika.

- Scarlett!

Usłyszałam przeraźliwy krzyk mojego przyjaciela. Co ja zrobiłam! Jeszcze bardziej drżącą dłonią znalazłam włącznik światło, który oświetlił całe pomieszczenie.

- Jed! Nic Ci nie jest? - wypuściłam nóż z ręki jak oparzona.

Scarlett! Coś Ty narobiła! krzyczało wszystko wewnątrz mnie. Jed nie czekając długo wziął mnie na ręce i położył na moim łóżku.

- Dziewczyno, co Ty wyprawiasz - zapytał z wielką troską w głosie.

- Ty krwawisz! - wskazałam na jego ramię, na którym zatrzymał się mój nóż - przeze mnie. Jed... Ja tak strasznie Cię przepraszam - nie wytrzymałam dłużej i zaczęłam płakać jak małe dziecko. Łzy płynęły mi po policzku i nawet nie starałam się ich zatrzymać.

- Scarlett, kochanie nie płacz. Opowiedz mi co się stało - usiadł obok mnie na łóżku i wziął za rękę.

- Musimy najpierw Cię opatrzyć - mówiłam przez łzy.

- Nie Scarlett. Najpierw musisz się uspokoić - otarł dłonią spływające krople z mojego policzka.

Jego dotyk sprawił, że poczułam się bezpiecznie i po krótkiej chwili ucichł mój szloch, i się uspokoiłam. Rzuciłam się na szyje mojemu przyjacielowi i przytuliłam go najmocniej jak umiałam.

- Już jest dobrze. Opowiem Ci wszystko w kuchni, jak będziemy opatrywać Twoją ranę, dobrze?

- To tylko małe przecięcie - popatrzył na ramię.

- Jed - spojrzałam na niego stanowczo.

- No już, już, ruszaj tyłek, idziemy do kuchni - zaśmiał się, chociaż wiedziałam, że wcale do śmiechu mu nie było.

- Ale nie ruszaj tą ręką - skarciłam przyjaciela, gdy uniemożliwiał mi polanie wodą jego rany.

- Nieźle mnie drasnęłaś tym nożem - zaśmiał się, ale teraz już szczerze - po co Ci on właściwie był?

- No bo - opatrzyłam ramię bandażem i pocałowałam - gotowe - uśmiechnęłam się do Jeda.

- No bo? - dopytywał, chcąc usłyszeć moje wyjaśnienia.

- Ktoś stał pod moim oknem, myślałam, że to Ty, ale okazało się że to nie Ty, jak spojrzałam znowu przez okno nikogo już tam nie było więc się przestraszyłam i wzięłam nóż i potem ktoś przyszedł, nie wiedziałam, że to Ty, bałam się i tak wyszło... przepraszam - głęboko odetchnęłam, bo straciłam dech w piersiach.

- Scarlett spokojnie - objął mnie jednym ramieniem i poprowadził do mojego pokoju - opowiedz mi jeszcze raz, ale może tym razem mniej hmm... chaotycznie.

Opowiedziałam mu wszystko tak, jak chciał: spokojnie i powoli. Siedziałam na moim łóżku, a Jed wstał i podszedł do okna.

- Jesteś pewna, że ktoś tam stał? - odwrócił się do mnie i spojrzał z troską - bo wiesz... - podrapał się po głowie i kucnął przede mną, kładąc dłonie na moich kolanach - tamten samochód...

- Do czego zmierzasz? - zapytałam zaciekawiona jego tokiem myślenia.

Odetchnął głośno.

- Ktoś chciał Cię zabić, a jeśli teraz Ci się wydawało przez cały ten stres i to wszystko?

Położyłam ręce na jego dłoniach.

- Jed wiem, że to może tak wyglądać, ale ja nawet o tym nie myślałam. - Popatrzyłam mu prosto w oczy. - Ktoś tam był.

Jed wstał i zaczął chodzić po pokoju.

- Wierzę Ci Scarlett. Ale o co do cholery w tym wszystkim chodzi?

- Też chciałabym wiedzieć....

- Musimy coś z tym zrobić.

- Ale co?

- Nie wiem - nagle się zatrzymał - nie pozwolę żeby coś Ci się stało Scarlett - spojrzał na zegarek - musisz iść spać, jest już późno, a jutro szkoła.

Miał rację, musiałam się wyspać, a byłam wykończona.

- Kiedy Twój tata wraca?

- Późno - właściwie to nie wiedziałam o której wraca, ostatnio był bardzo zabiegany.

- Gdyby coś się działo, dzwoń do mnie od razu - pocałował mnie w czoło i przykrył kocem - widzimy się jutro.

Poczułam smutek na myśl, że zaraz wyjdzie z mojego pokoju i znowu zostanę sama.

- Jed? - zatrzymał sie na mój głos w pół kroku i powoli odwrócił głowę.

- Tak Scarlett?

- Zostaniesz ze mną? Będę czuła się bezpieczniej.

Uśmiechnął się do mnie radośnie.

- Dla Ciebie się poświęcę - zaśmiałam się.

- Gdyby nie to, że jestem padnięta, dostałbyś ode mnie.

- Śpij już, bo jutro będziesz mi marudzić - powiedział układając głowę na poduszce obok mnie. Przytuliłam się do niego mocno i poczułam ogromną ulgę.

- Dziękuję – wyszeptałam i sama nie pamiętam, kiedy zasnęłam.

Obudziłam się równo z budzikiem, którego nie nastawiałam. Jed. Odwróciłam się szybko, ale nikogo koło mnie nie było, tylko jego zegarek, który zajmował miejsce na mojej poduszce. Wyłączyłam go i założyłam sobie na rękę. Poszłam do łazienki i włączyłam lodowatą wodę pod prysznicem. Nie przepadałam za tym, ale dzisiaj musiałam stać na równych nogach. Bardzo zależało mi na czasie. Musiałam zobaczyć się z Trenchem. Chciałam mu wszystko opowiedzieć, on będzie wiedział co z tym zrobić. Wychodziłam z łazienki, gdy zobaczyłam na białych płytkach wielki nóż i plamę krwi. Zapomniałam o tym na śmierć... Muszę to posprzątać, zanim tata zauważy. Wzięłam ręcznik i starłam krew, a nóż włożyłam pod kran i zostawiłam w łazience. Wróciłam do pokoju i szybko się ubrałam.

- Cześć Scarlett, jak minął Ci wczorajszy dzień? - zapytał tata, stojąc w drzwiach.

- Już wychodzisz? - zapytałam z nieukrywanym smutkiem.

- Tak, wiesz, duże zlecenie, dużo pracy... - podszedł do mnie i mocno przytulił - wynagrodzę Ci to - spojrzał na zegarek - a teraz muszę już lecieć - pocałował mnie w czoło i wyszedł.

- Ktoś chciał mnie zabić, potem stał pod naszym domem, mam chłopaka, zapisałam się do przedstawienia, na które i tak pewnie nie przyjdziesz, urwałam się wczoraj z lekcji... - spojrzałam na drzwi, przez które tata już dawno wyszedł i odetchnęłam głęboko - Co się z Tobą dzieje tatku...

Nagle usłyszałam drapanie w drzwi. Podeszłam bliżej i uchyliłam je. Nie musiałam długo czekać, biała Snow wleciała ośnieżona do domu.

- Teraz jesteśmy tu same. Cieszysz się? - pogłaskałam kotkę, a ona nie zaczęła mruczeć, jak to miała w zwyczaju - tak, ja też nie.

Usłyszałam podjeżdżający samochód i szybko wyszłam z domu. Nie czułam się w nim już tak, jak kiedyś...

- Chyba zostawiłeś coś u mnie - pomachałam Jedowi jego roleksem przed oczami.

- Pasuje do Ciebie, możesz go sobie zostawić, ale masz przestać się spóźniać - zaśmiał się, a ja go przytuliłam.

- Dzięki! A teraz jedźmy już, bo się spóźnimy - zachichotałam.

Podczas jazdy staraliśmy się nie rozmawiać o wczorajszym wydarzeniu i w sumie nie miałam Jedowi za złe, że unikał tego tematu. Gdy dojechaliśmy zobaczyłam Trencha, podpierającego się o swój samochód. Patrzył na nas i zadziornie się uśmiechał. Jed tylko głośno odetchnął i spojrzał na mnie smutno.

- Jed... wiem, że go nie lubisz, ale ja Go lubię. I to bardzo. Proszę, postaraj się Go chociaż troszkę polubić - powiedziałam błagalnym głosem.

- Zrobię to tylko dla Ciebie - powiedział beznamiętnie i wysiadł z samochodu.

- Cześć śliczna - Trench pocałował mnie krótko na przywitanie.

- Cześć, muszę Ci o czymś powiedzieć.

Trench spojrzał na Jeda, a potem na mnie.

- Spoko stary - powiedział Jed, domyślając się, o co chodziło chłopakowi - posłuchaj jej, a potem rozkminiaj. Może Ty coś wymyślisz - powiedział, po czym odszedł.

Zrobiło mi się go żal. Chciał mi pomóc, ale ciągle nie wiedział jak... Razem z Trenchem poszliśmy zaraz za nim, a ja opowiedziała mu o wszystkim, łącznie z historią z nożem.

- Coś wymyślimy, jasne? - spojrzał na mnie z uśmiechem - Nikomu nie pozwolę skrzywdzić mojego Aniołka - przytulił mnie do siebie i weszliśmy do klasy.

Ledwo zajęłam swoje miejsce obok Jeda usłyszeliśmy z głośnika.

- Scarlett Bannerman proszona do dyrektora.

- Nie no to są chyba jakieś żarty... Dopiero co przyszłam! - wnerwiona wyszłam z klasy i bez pukania weszłam do gabinetu Pana Dyrektora,

- Co tym ra... - zamilkłam w pół słowa, gdy moim oczom ukazał się ciemnowłosy mężczyzna.

Dean Clark. Zagotowałam się ze złości i złożyłam dłonie w pięści. Ciągle miał do mnie o coś jakieś pretensje.

- Chodzi o Twój udział i zaangażowanie w zimowym przedstawieniu - nauczyciel spojrzał na mnie, a ja odetchnęłam z ulgą.

- Będę przychodzić na każde spotkanie i obiecuję się zaangażować. Mówiłam już panu. - spojrzałam na niego trochę zbyt bardzo okazując niechęć.

- Tak, wiem - wstał - chciałem tylko żeby Pan dyrektor był tego świadkiem - poprawił czarny krawat - zaangażowałem Cię w to trochę za późno, bo do przedstawienia mamy dwa tygodnie. Zgadzając się na udział zgodziłaś się na spędzanie większości czasu po lekcjach w szkole.

- Proszę? - zrobiłam wielkie oczy i patrzyłam z niedowierzaniem na Cyborga.

On chce zniszczyć mi życie!

- Za późno żebyś mogła wziąć jakąś rolę, ale wszystkie dekoracje zostają na Twojej głowie. Nie możemy pozwolić, żeby coś poszło nie tak.

- Nie wspomniał mi Pan o tym wczoraj.

Clark zaśmiał się pogardliwie.

- Myślałem, że się domyślisz.

- A jeśli zrezygnuję i nie będę przychodzić? - zapytałam z nieukrywaną wściekłością w głosie.

- Już za późno, bo się zgodziłaś. Każda Twoja nieobecność będzie traktowana jako ucieczka z lekcji. Nie mylę się Panie dyrektorze? - spojrzał z tryumfem na dyrektora, który jak dotąd nie był nami zainteresowany.

- Tak, tak Panie Clark. Jest tak, jak Pan mówi - nawet nie podniósł na niego wzroku.

Mogłam Go nie posłuchać i nie zgadzać się na to wszystko.

- Dam sobie uciąć rękę, że nie wytrzymasz do końca - powiedział dumnie stając zaraz przede mną.

- To się Pan jeszcze przekona.

Pokaże mu, na co mnie stać. To tylko dwa tygodnie... Szybko przeleci, pocieszałam się w głowie. Wytrzymałam jego ostre spojrzenie i zadziornie się uśmiechnęłam.

- Ciężko będzie Panu poprawiać sprawdziany z jedną ręką. A teraz mogę już iść? - zignorowałam jego zaciętą minę i zwróciłam się do dyrektora, która skinął lekko głową.

Nie czekałam długo i wyszłam z gabinetu zmotywowana do pokazaniu Cyborgowi na co mnie stać.

Allie znalazła mnie na przerwie i oczywiście wyciągnęła ze mnie wszystko.

- Też się zapiszę. Nie pozwolę Ci sie tam zanudzić na śmierć - piszczała Alli - zawsze chciałam zostać aktorką.

Chyba źle mnie zrozumiała, ale nie będę psuć jej tej radości i tylko zaśmiałam sie głośno.

- Ja Ciebie też kocham.

Dziś po lekcjach musiałam zostać, żeby poznać szczegóły całego tego przedstawienia zimowego.

- Scarlett! Czekaj! - usłyszałam głos Trencha.

Stęskniłam się za nim, od rana się z nim dzisiaj nie widziałam. Odwróciłam się natychmiastowo i aż zaparło mi dech w piersi. Był taki przystojny... a ja byłam szczęściarą, do której on należał.

- Gdzie się wybierasz? - spytał patrząc na mnie z ciekawością,

Jak najbardziej w skrócie się dało, opowiedziałam mu jaka jest sytuacja.

- Ale zobaczymy się wieczorem? - zapytał ze smutkiem w głosie - stęskniłem się za Tobą - przysunął się do mnie i spojrzał w oczy - bardzo się stęskniłem.

Serce biło mi jak oszalałe, bo wiedziałam, co zaraz nastąpi. Nie myliłam się. Trench nachylił się na de mną i złączył nasze usta. Tym razem nie był to zwykły, delikatny pocałunek. Wszystkie moje zmysły szalały z radości, było cudownie, ale trwał zdecydowanie za krótko. Trench odsunął się ode mnie i spojrzał mi prosto w oczy, jakby czekał na moją odpowiedź.

- Bądź u mnie wieczorem - odpowiedziałam i z niechęcią udałam się w stronę sali gimnastycznej.

- Spóźniłaś się - usłyszałam wnerwiający głos mojego nauczyciela biologii.

- Ale przyszłam - odgryzłam się.

Rozejrzałam się dookoła. Nikt nie zwrócił na nas uwagi, każdy był zajęty swoimi zajęciami.

- Widzę, że wcale nie jestem tu potrzebna.

- Ależ mylisz się. Chodź - poprowadził mnie w stronę wielkiej sceny.

- To zostaje w Twoich rękach. Zaskocz mnie - zaśmiał się - aha, jakbyś czegoś potrzebowała, tam mnie szukaj - dodał i odszedł.

Zostałam sama z górą różnych dekoracji. Co my tu mamy...

- Pomóc Ci? - usłyszałam niski, męski głos.

Podniosłam głowę do góry i zobaczyłam ubranego na czarno chłopaka, z czarnymi włosami i oczami. Spojrzałam w jego oczy i widziałam, że on wcale nie chciał mi pomóc. Pewnie jakiś pupilek Clarka. Tylko czemu widzę go pierwszy raz?

- Nie dzięki, poradzę sobie - chłopak przewiercił mnie wzrokiem i odszedł.

To było trochę dziwne, pomyślałam.

- Scarlett! - usłyszałam głos mojej przyjaciółki.

- Pokaż co my tu mamy - wzięła do ręki jeden z materiałów i pogrążyła się w dopasowywaniu.

Przyłączyłam się do niej, ale coś nie dawało mi spokoju. Czułam, że ktoś ciągle mnie obserwował. Rozejrzałam się dookoła, ale nie przyłapałam nikogo na gapieniu się na mnie. Nie znalazłam wzrokiem również tajemniczego chłopaka.

- Alli, zaraz wracam, idę do ubikacji - chciałam na chwilę odetchnąć od tych wszystkich materiałów.

Było mi duszno. Ciągle czułam na sobie czyjś wzrok, ale nie wiedziałam czyj. Musiałam stąd wyjść.

- Jasne - odparła, pogrążona w rozmowie z jakąś inną dziewczyną.

‘Może nie będzie tak źle z tymi dekoracjami’ - pomyślałam.

Stanęłam w oknie i napajałam się zimowym widokiem i świeżym powietrzem, gdy poczułam, że ktoś za mną stoi. Natychmiastowo się odwróciłam i moim oczom ukazał się tajemniczy mężczyzna.

- Cześć Scarlett.

Przeczytane? :D Nie zapomnij dać gwiazdki jeśli Ci się podobało :*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top