Rozdział 27
Szybko wyszłam spod kołdry i założyłam na nogi ciemne jeansy i grubą bluzę z kapturem. Na stoliku zauważyłam małą kartkę.
Wieczorem mam dla Ciebie niespodziankę, której nie zapomnisz do końca swoich dni, Twój T.
Uśmiechnęłam się na samą myśl o moim chłopaku i wczorajszym wieczorze. Jak ja kochałam tego faceta. Nie ma siły, która mogłaby sprawić, abym zmieniła zdanie. Ciekawe co przygotował, ale jak do tego czasu nie znajdziemy Nathaniela to będę musiała coś wymyślić.
Zbiegłam po schodach. Taty i Ann ani śladu, nawet nie chciałam myśleć w tym momencie, gdzie są i co robią. Na zewnątrz zaczynało świtać, więc sięgnęłam po kluczyki, które leżały tam, gdzie zawsze. Nie chciałam tego robić, ale czy miałam inne wyjście? Nathaniel mógł być w niebezpieczeństwie, nie mogłam siedzieć w miejscu i zastanawiać się. To nie było w moim stylu. Strach nie mógł wziąć nade mną góry. Wyszłam na zewnątrz i wsiadłam do samochodu.
Zdziwiłam się, że moje ręce bez zawahania kontrolowały kierownicę na kolejnych zakrętach. Jechałam automatycznie, bez zastanowienia czy w ogóle jadę w dobrym kierunku. Jechałam w dobrym kierunku. Dobrze wiedziałam, gdzie mam jechać.
Nie mięło dużo czasu, a jechałam wąskim podjazdem, dookoła otoczonym drzewami.
Słońce było coraz wyżej na horyzoncie, a ja od razu dostrzegłam Nancy, siedzącą na progu od drzwi, w różowej sukience. Na prawdę chcieli przyjść na przyjęcie, a NAthaniela nie było.
Szybko wysiadłam z samochodu i bigłam w stronę dziewczyny.
- Nancy! - krzyknęłam - czemu siedzisz na zewnątrz! Jest zimno, wejdź do środka!
Dziewczyna tylko lekko podniosła głowę. Jej makijaż był rozmazany, widac było, ze wylała dużo łez.
- Czekałam na Ciebie - powiedziała lekko słyszalnym tonem.
Gdzie się podziała ta niezależna i silna kobieta, którą poznałam jakiś czas temu? Byłam w szoku, na taką rekacje dziewczyny. Nie mogłyśmy od razu zakładać, że Nathanielowi się coś stało.
- Chodź, pomoge Ci - wzięłam ją pod reke, i zrobiłam to, co powiedziałam.
Dziewczyna nie stawiała oporu i poddała się moim ruchom. Szybko zaprowadziłam ją do środka i usadowiłam na kanapie. Wzięłam koc i okryłam Nancy tak samo, jak Nathaniel wtedy postąpił ze mną, gdy w święta wymarznięta czekałam na niego pod jego drzwiami. Zupełnie podobnie, jak Nancy czekała teraz na mnie.
- Zrobię Ci herbatę i wszystko mi opowiesz - powiedziałam, idąc w stronę kuchni.
Szybko znalazłam to, czego potrzebowałam, bo Nathaniel nie miał tutaj zbyt dużo rzeczy.
Wróciłam do dziewczyny z kubkiem gorącego naparu. To powinno pomóc jej zebrac siły i wrócić do normalnego stanu.
- Proszę, wypij - podałam jej kubek, który wzięła trzęsącą dłonią.
- Dziękuję - powiedziała, biorąc pierwszy łyk.
Siedziałam obok i czekałam w ciszy. Wiedziałam, że tego potrzebuje. Zregenerować się, a sama nie mogłam teraz wpaść w histerię, bo tym sposobem nijak bym jej nie pomogła. Minęło kilka minut i Nancy była z powrotem w pełni sił i znowu była taką sobą, jaką ją pamiętałam.
- Przepraszam Cię za moje zachowanie, ale nie mam już nikogo poza Nathanielem - powiedziała spokojnym głosem.
Byłam zdziwiona jej otwartością, ale byłam bardzo ciekawa co dziewczyna jeszcze powie na temat jej stosunków z chłopakiem.
- Po śmierci Billi'ego Nathaniel się mną zajął - spojrzała przed siebie, jakby sięgała pamięcią w przeszłość - mój mały braciszek... - urwała w pół zdania i popatrzyła na mnie - Scarlett. Nie wiem ile wiesz o Nathanielu, ale ja wiem, ze stało się coś niedobrego i musimy go odnaleźć.
- Możemy wezwać policję i sami go znajdą - powiedziałam, sama nie wierząc w to, co mówię.
- Nie możemy wezwac policji! - oburzyła się - policja nam nie pomoże. Oni są tacy sami - dodała i założyła ręce na piersiach.
- Tacy sami jak kto? - zapytała, mając nadzieję, że powie coś więcej.
Jednak nie zaspokoiła mojej ciekawości i wstała z kanapy.
- Same sobie nie poradzimy - powiedziała pewnym głosem i odwórciła się do mnie tyłem - mogłabys mi pomóc z zamkiem?
Trochę zdezorientowana całkowita zmianą jej zachowania zrobiła o co prosiła i rozsunęłam zamek jej sukienki, która bezwładnie opadła na ziemię.
Dziewczyna zrobiła krok w przód i zdjęła wysokie buty, robiąc kolejne kroki przed siebie.
- Ja idę znaleźć coś dla siebie, a Ty najlepiej zadzwoń po Jeda - powiedziała, gdy straciłam ją z oczu.
- Zadzwonię po Trencha - powiedziałam głośno, aby mnie usłyszała.
- Nie! - krzyknęła od razu, gdy tylko skończyłam mówić.
- Dlaczego? - spytałam zdziwiona - przecież on nam pomoże - powiedziałam zdenerwowana.
- Nathaniel mówił, że jemu nie można ufać - powiedziała, wracając do mnie w jeansach i podkoszulku.
- JA mu ufam - powiedziałam pewnie, chcąc stanąć w obronie mojego chłopaka - wiem, że między Nathanielem a Trenchem nie ukłąda się najlepiej, ale wierz mi. Pogodzili się ostatnio i Trench na pewno nam pomoże.
- Jeśli zadzwonisz po Trencha zostawię Cię tutaj i sama zajmę się wszystkim - powiedziała i wyjęła czarny pistolet z jednej z szuflad.
Wzdrygnęłam się i chyba dopiero teraz dotarła do mnie powaga całej tej sytuacji. Nie mogę pozwolić jej iść samej, chociaż sama nie wiedziałam gdzie. Wyjęłąm szybko telefon z kieszeni i wybrałam numer mojego przyjaciela.
- Słucham? - usłyszałam jego zaspany głos.
- Jed? Ubieraj się - powiedziałam szybko i z nie spokojem w głosie, nie potrafiłam dłużej udawać spokojnej.
- Scarlett? Co się stało? - zapytał zdenerwowany i słyszałam, że szybko wstaje z łóżka.
- Musisz przyjechac do domu Nathaniela, jestem tu z Nancy - spojrzałam na dziewczynę, która uśmiechnęła się do mnie w porozumieniu.
- Zaraz tam będę - powiedział, nie dopytując o powód.
Wiedział, że może się spodziewać wszystkiego i dowie się o co chodzi jak tylko przyjedzie.
- Dobrze zrobiłaś - powiedziała dziewczyna i wyciągnęła w moją stronę pistolet.
- Weź - powiedziała.
Spojrzałam na nią pytająco i wstałam, stojąc tuż obok niej.
- Nie chce. Nie będzie nam potrzebne! - zdenerwowałam się.
Miałam teraz mętlik w głowie. Czy może być aż tak niebezpiecznie, że byłabym zmuszona użyć tej broni? Ja, albo ktokolwiek inny? Nie nie nie nie. My nawet nie wiemy co się stało. Nie możemy zakładać najgorszego.
- Jak chcesz - powiedziała - żeby potem nie było, że nie ostrzegałam - włożyła broń za spodnie i wyszła z domu.
Poszłam za nią i w milczeniu czekałyśmy na przyjazd Jeda. Czy Nancy miała w ogóle jakiś plan? Nie była za bardzo rozmowna, a Jeda nigdzie nie było widać, więc postanowiłam zapytać.
- Masz plan? - spojrzałam na nią.
- Mathiu - odpowiedziała jednym słowem, ale pozbawionym miłych emocji.
Że też od razu na to nie wpadłam, skarciłam się w głowie. To on pomógł nam odnaleźć Allie, to przecież pomoże nam i w odnalezieniu Nathaniela. Taką przynajmniej miałam nadzieję.
- Pomoże nam? - zapytałam.
- Przez niego Billy nie żyje - powiedziała z wyrzutem w głosie.
Przełknęłam głośno ślinę. A więc o tym wtedy mówił Nathaniel, gdy byliśmy u niego poprzednim razem. Chciałam poczuć odrazę do tego faceta, ale nie potrafiłam. Nie znałam go, nie znałam Billiego i teraz do mnie dociera, że nie znam i Nathaniela. Nic o nim nie wiedziałam. Jednak Mathiu pomógł Allie, to dużo dla mnie znaczyło.
Ile kosztowało Nathaniela przyjście do niego i porszenie o pomoc, żeby znalazł Allie, podczas gdy przez niego zginął Billy.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć Nancy więc po prostu stałam w milczeniu. Co ta kobieta musiała przeżyć już w swoim życiu, było dla mnie nie pojęte. Ja straciłam mamę i nie mogłam się po tym pozbierać, a ona? Mama, Billy... I jak dużo o niej jeszcze nie wiedziałam...
Z zamyśleń wyrwał mnie dźwięk nadjeżdżającego samochodu. Jed nie kłamał. Przyjechał najszybciej jak się tylko dało. Wyskoczył z samochodu i rzucił się naszym kierunku. Od razu podbiegł do mnie i zamknął w swoich ramionach.
- Tak się bałem, że coś Ci się stało - powiedział w moje ramię.
- Nic mi nie jest Jed, ale Nathaniel jest w niebezpieczeństwie - powiedziałą i zaczęłam powoli odsuwać się od chłopaka.
Stanął wyprostowany na przeciwko mnie i dostrzegł Nancy. Spojrzał na nią, a potem znów na mnie.
- Co się stało? - zapytał.
- Nie mamy czasu, musimy jechać - powiedziała Nancy, idąc w kierunku jego samochodu.
- Co powiedziałaś tacie? - zapytał z troską.
- Na szczęście ma teraz inne sprawy na głowie - powiedziałam i ruszyłam za Nancy.
Po chwili byliśmy w drodze do biednej i obskurnej dzielnicy, w której swoją norę miał Mathiu. Ciekawe jak tym razem zareaguje na nasz widok.
Na wspomnienie tamtego miejsca miałam w głowie dwie dziewczynki, którym dałam swoją czapkę i rękawiczki. Rose i Catt - dwie biedne, małe siostrzyczki. Gdy to wszystko się już skończy muszę im pomóc.
- Ostatnim razem, jak nas widział nie skakał z radości - przerwał ciszę Jed.
Spojrzałam na Nancy. Czy jemu powie dokładnie to samo co mi?
- Wtedy nie chodziło o Nathaniela - powiedziała krótko.
Myślałam, że Nancy jest pogodna, miła i przyjazna i nie zaprzeczam, że nie jest. Tylko dzisiaj pokazała, że może być równie bezwzględną kobietą. Czy każdy skrywa pod maską normalności i uprzejmości druga twarz? Czy każdy ma jakieś sekrety i tajemnice, których nie chce ujawnić reszcie świata, ale gdy nadchodzi moment słabości, to prawda wypływa z niego jak strumyk po obfitych opadach. Dlaczego ludzie nie mogą być wobec siebie szczerzy i otwarci, bez tajemnic. Jak się czuję osoba, która zostaje oszukiwana? Gdy dowiaduje się, że osoba, którą brała może i nawet za przyjaciela okazuje się całkiem obcą osobą? Wzdrygnęłam się na samą myśl. Nie chciałabym nigdy być w skórze takiej osoby.
Im bliżej byliśmy celu tym bardziej zaczynałam się denerwować. A jesli Mathiu nie będzie w stanie nam pomóc? Bo Nathanie jest już daleko stąd? W mojej głowie kłębiło się tyle pytań, tyle myśli. Czy ktoś potrafi mi na nie odpowiedzieć i uciszyć moją wewnętrzną walkę ze samą sobą?
Jed zwolnił prędkość samochodu i zatrzymał się poboczu. Zgasił silnik i spojrzał w naszym kierunku.
- Gotowe?
Nathaniel otworzył oczy. Czuwał odkąd tylko oprzytomniał. Czuł na twarzy zaschniętą krew, która została po ostatnim spotkaniu z oprawcą. Świtało. Wiedział, że lada chwila Trench wróci i dokończy to, co zaczął. Jednak on planował go ubiec. Musiał być sprytniejszy. Musiał przewidzieć każdy jego ruch.
W uszach wciąż brzmiały mu słowa tego idioty. Jeśli tchnął Scarlett to pożałuje tego.
Nathaniel od początku wiedział kim był Trench, jednak nie mógł ot tak ostrzec Scarlett. Chciał, ale nie mógł. Miał podejść i powiedzieć 'cześć, Twój chłopak nie ma czystych intencji, bo chce mi pokrzyżować plany w dostarczeniu Cię do mojej szefowej'? Wyszedłby na psychola i sam by sobie pokrzyżował plany. Pościg, postrzał, porwanie Allie. Trench stał za tym wszystkim. Chciał zniechęcić Scarlett do niego.
Identyfikacja Trencha nie trwała długo. Był on zbyt głupi, żeby mógł się dobrze zakamuflować.
Gdy już Nataniel wydostanie się stąd ma nowy problem do pokonania. Musi w jakiś sposób przekonać dziewczynę, by z nim uciekła. Musi doprowadzić ją do Lili, zanim zrobią to jej inni posłannicy. Nie chciał się do tego przyznać, ale w głębi serca liczył na to, że kobieta zadowolona z wykonanego zadania pozwoli mu być z Scarlett, czy jak Lili o niej mówiła Josephine. Jemu bez znaczenia jak miała na imię. Chciał być z nią. Mogli by razem uciec, ale Lili prędzej cz później by ich znalazła i zabiła. Na to nie mógł pozwolić. Nic nie może się jej stać.
Ciekawe czy zauważyła jego nieobecność na przyjęciu.
Chłopak skarcił się w myślach. Nathaniel! Skup się, bo już nigdy nie zobaczysz jej zywej! Nigdy żadna kobieta nie zakręciła mu tak w głowie jak ta dziewczyna.
Z zamyśleń wyrwał go dźwięk zbliżających się kroków. Wiedział, że wróg jest już coraz bliżej.
Drzwi otworzyły się z wielkim impetem i do środka wszedł Trench. Przedtem ciemne pomieszczenie było teraz na tyle oświecone, że Nathamiel mógł dostrzec idiotyczny wyraz twarzy Trencha.
- Mam nadzieję, że sie wyspałeś - powiedział z drwiną - bo ja nie spałem pół nocy, bo długo zaspokajałem naszą Scarlett - zaśmiał się i ścisnął Nathaniela dwoma palcami za policzki, przyglądając się jego twarzy - już nie jesteś taki piękny, hę? - mocno odepchnął jego twarz do tyłu i wyprostował się.
- Zostawiłem rano tej małej dziwce liścik. Miała być wieczorem wolna. Wszystko miała się zakończyć. A tu co?! - krzyknął zdenerwowany i pełen złości - Ma gdzieś to co do niej mówię! - jego twarz nabierała dziwnego wyrazu.
Nathaniel siedział w milczeniu. Przewidywał, co zaraz Trench może zrobic i był gotowy na każdy cios.
- Wiesz, gdzie teraz jest Twoja mała Scarlett? - powiedział z drwiną w głosie - u Twojego przyjaciela, mają zamiar Cię szukać - zaśmiał się, ale od razu przyjął poważny ton głosu - powinienem był przewidzieć, że ta dziewucha nie da sobie z Tobą spokoju.
Skinął ręką na jednego ze swoich goryli, który położył obok Trencha drewniany stołek. Chłopak usiadł naprzeciwko Nathaniela i kontynuował monolog.
- Prze zabawne prawda - zaśmiał się - Lili zabija Twojego przyjaciela, a Ty jesteś jej mimo to posłuszny jak tresowany piesek. A wiesz co ja Ci powiem? - zacisnął zęby - jak tylko przyprowadzisz jej Scarlett i będzie miała to, czego potrzebowała to rzuci Cię takim jak Ty na pożarcie - wstał z krzesła.
- Oczywiście ja nie mogę pozwolić na to, żebyś uszczęśliwił swoją Lili, dlatego nie dostarczysz jej tego, czego chce - przykucnął obok Nathaniela - ehh, przykro mi, że to tak musi się skończyć, bo naprawdę mógłbym Cię polubić - szybko wstał i zrobił wielki rozmach, zatrzymując swoją silną pięść na twarzy Nathaniela.
- Zabierzcie go - powiedział Trench do swoich goryli - jedziemy.
Nancy stała z przodu. Gdy tylko zapukała sytuacja powtórzyła się tak samo, jak gdy zapukał Nathaniel. Z jednym wyjątkiem.
Gdy tylko Mathiu wyjrzał przez szparę między drzwiami a futryną, nie zatrzymał wzroku na nas. Ba, jego wzrok nawet do nas nie dotarł. Cała jego uwaga była skupiona na Nancy. Słychać było jak przełyka głośno ślinę i otwiera wszystkie zamki w drzwiach. Po kilku minutach stał przed nami i nie odezwał się ani słowem. Widziałam ból, jaki rysował się na jego twarzy. Nie znałam powodów tego, co zrobił, ale wiedziałam, że żałował. W końcu Jed, który nie wiedział skąd to dziwne zachowanie tych dwóch osób wszedł do środka.
- Potrzebujemy Twojej pomocy - powiedział szybko.
Nancy spojrzała na Jeda, a potem na Mathiu, który po chwili się odezwał.
- Nancy, przepraszam Cię za wszystko - mówił łamiącym głosem.
Nie sądziłam, że taki facet może byc tak wzruszony. Jed stał w lekkim osłupieniu, ale tylko puściłam mu uspokajający uśmiech.
- Musisz znaleźć Nathaniela - powiedziała dziewczyna, całkowicie ignorując wcześniejsze zdanie Mathiu.
Weszła do środka, a ja zrobiłam to samo. Chłopak zamknął za nami drzwi i spojrzał na mnie. Teraz widziałam w nim tego samego faceta co poprzednim razem.
- Nie ma go, zniknął, a nie powinien. Mógłbyś go zlokalizować? - zapytałam z nadzieją w głosie.
Chłopak spojrzał po naszej trójce i bez dłuższego zawahania zajął swoje miejsce przy komputerze.
- Nie potrzebujesz telefonu jak poprzednim razem? - zapytał Jed, na co Mathiu się tylko cicho zaśmiał.
- Nathaniela namierze zawsze i wszędzie - postukał jeszcze trochę na klawiaturze i nagle uśmiech zszedł mu z twarzy - coś tu nie gra - powiedział szybko, lekko zdenerwowany.
- Co masz na myśli? - zapytałam.
- Nathaniel się przemieszcza i jest coraz bliżej nas. Na pewno coś mu się stało? - zapytał, drapiąc się po głowie.
- Znaleźli nas - powiedziała Nancy i wyjęła broń zza spodni.
- Łoł łoł łoł - powiedział zaskoczony Jed i odsunął się o krok od dziewczyny - jeszcze komuś zrobisz tym krzywdę.
- Mam taki zamiar - powiedziała, gdy z komputera zaczęły wydobywać się ciche dźwięki.
- Lepiej stąd uciekajcie - powiedział Mathiu - ktokolwiek ma Nathaniela zaraz tutaj będzie - potem spojrzał na Nancy - Ty zostań, proszę - powiedział smutno - nie mogę pozwolić, żeby coś Ci się stało.
- Już pozwoliłeś - odpowiedziała bez emocji - odbierając mi brata i tym samym miłość do Ciebie - dokończyła i ostrożnie otworzyła drzwi.
Czyżby Nancy i Mathiu byli kiedyś razem? Jed wziął mnie za rękę.
- Nie pozwolę, aby Ci się coś stało - ścisnął moją dłoń, a ja spojrzałam na niego.
To ja nie mogę pozwolić, żeby coś się stało jemu.
W końcu Mathiu poszedł z nami. Staliśmy w milczeniu za ścianą jednej z kamienicy. Mimo, że robiło się coraz jaśniej, pogoda zrobiła się bardzo ponura. Jakby była zapowiedzią, że stanie się coś niedobrego.
Nagle naszym oczom ukazała się ciemna postać, która zmierzała w kierunku dziupli Mathiu. Facet był sam, a przed sobą w ręku trzymał pistolet. Im bardziej się zbliżał tym bardziej traciłam grunt pod nogami.
Deanie Clarku. Co Ty tutaj robisz?! Jed był tak samo zaskoczony co i ja i tylko spojrzał na mnie pytająco. Wiedziałam! Wiedziałam! Wiedziałam! Wiedziałam, że ten facet nie jest tym, za kogo się podaje! Bo kto w wieku może 24 lat zostaje nauczycielem biologi!
Zagorzał we mnie gniew. Jeśli skrzywdził Nathaniela, to pożałuje, że ze mną zadarł. Miałam ochotę wyrwac Nancy broń z ręki i go zastrzelić. Dean wszedł do środka. Żadne z nas nie spuszczała go z oczu, gdy nagle podjechał samochód. Dean schował się za drzwiami ta, że jak ktoś nie wiedział, że jest w środku nie mógł go dostrzec. Co on kombinuje.
Nagle wszystkie drzwi do samochodu się otwarły i wysiadło z niego pięć osób. Byli wystarczająco blisko, żebym mogła dostrzec sylwetki tych osób. W jednej chwili chciałam zwymiotować. Nogi miałam jak z waty, a pod powiekami poczułam ogromną falę napływających łez. Trench w towarzystwie trzech rosłych facetów prowadził Nathaniela, z przyłożonym pistoletem do karku.
Gdy tylko Jed to dostrzegł czułam, jak zaczął się gotować. Nie wiedziałam co myśleć, co robić, jak się zachować. Cały mój świat osunął mi się spod nóg. Wszystko w co dotychczas wierzyłam okazało się zwykłą ściemą. Nie pozbieram się po tym. Czułam to. Jed złapał mnie za rękę, gdy tylko Trench się odezwał.
- Kochanie - zaśmiał się - gdzie jesteś? Mieliśmy inne plany na wieczór, a Ty nam je pokrzyżowałaś - mówił z drwiną w głosie - nie ładnie - dodał.
- Zobacz, kogo Ci przyprowadziłem - popchnął Nathaniela - wybaczę Ci, jeśli tylko wyjdziesz z kryjówki.
Nienawidziłam go. Nienawidziłam całego świata. Jak mogłam być taka głupia, jak mogłam być aka slepa. Nigdy sobie tego nie wybaczę. Nienawidzę siebie za moją naiwność.
Mathiu skinął na Nancy porozumiewawczo i zaczął coś szeptać.
- My pójdziemy od tyłu, a Wy postarajcie się odwrócić ich uwagę.
Miałam ochotę rzucić się do ucieczki. Zamknąć się w swoim pokoju i nigdy już z niego nie wychodzić. Nigdy. Czułam taki żal i ból.
- No dalej - ciągnął Trench - nie daj się prosić - znowu się zaśmiał - wczoraj nie musiałem Cie prosić - dodał, a mi zaczęły spływać łzy po policzkach.
Jed stał nieruchomo, gdy w pewnym momencie z dziupli Mathiu wydobyła sie seria strzałów. Jeden z goryli oberwał w ramię i głośno zawył, na co reszta odpowiedziała kolejnymi naciśnięciami na spusty ich karabinów.
- Kochanie widzę, że dzisiaj też masz ochotę na ostro - krzyknął wkurzony i kopnął Nathaniela.
Chłopak miał założone ręce za głowę i jakby czekał na ten ruch, bo złapał Trencha za noge i powalił na ziemię.
Zaczęła się jatka. Nathaniel zaczął się bić w ręcz z Trenchem. Z dziupli wybiegł Dean. Gdy goryle tylko go zobaczyli rzucili się w jego kierunku, ale od tyłu przybiegli na ratunek Mathiu i Nancy. Nikt już nie strzelał, bo nikt nie miał w ręku broni. Wszystko działo się tak szybko, że nagle spostrzegłam, Trencha, który znowu przykłada broń do skroni Nathaniela.
Byłam tak pusta w środku. Wypruta z emocji.
- Zostaw go - krzyknęłam, na co wszyscy zaprzestali walki.
Jed złapał mnie za rękę, ale wyrwałam się mu. Nie mogłam stać w miejscu, a i tak nie miałam już nic do stracenia. W środku już byłam martwa. Zrobiłam pierwsze kroki.
- Jak mogłeś Trench mi to zrobić - stałam nieopodal niego, a łzy nieustannie spływały mi po policzkach.
- Życie nie jest takie kolorowe jak Ci się wydaje Scarlett - powiedział.
- Zniszczyłeś mnie - łkałam - zabij mnie jeśli chcesz, bo nic lepszego nie może mi się więcej przytrafić - dławiłam się łzami - ale jego wypuść - nie miałam nawet sił żeby krzyczeć.
Trench stał w bezruchu i pchnął Nathaniela na ziemię.
- Byłaś zwykłym interesem Scarlett - powiedział i wycelował w Nathaniela.
Resztki mojego serca nabrały szybkiego rytmu. Rzuciłam się do przodu. Zaczął padać deszcz, ledwo biegłam, ale nie mogłam się poddać. W jednym momencie zobaczyłam, że Trench celuje prosto na mnie. Tak bardzo chciałam, żeby mnie zastrzelił i ukończył moje cierpienia.
Usłyszałam za sobą krzyczącego Deana Clarka, który biegł w moim kierunku.
- Uciekaj Scarlett! - ledwo rozumiałam co mówi, bo szum w mojej głowie był nie do zniesienia.
Dean Clark i Jed byli tuż obok mnie, gdy nagle rozległ się huk wystrzelonego pocisku. Trench szybko wsiadł do samochodu i odjechał, gdy ciężkie ciało upadło bezwladnie w kałużę wody wymieszana z krwią.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top