Rozdział 25

Nathaniel siedział w bezruchu i patrzył na swojego oprawcę ze stoickim spokojem. Wiedział, że jego dręczyciel jest głupi i popełni błędy. Może i należał do jednego z najgroźniejszych karteli w Filadelfii ale Nathanielowi nie dorastał do stóp. Mężczyzna dobrze wiedział, że Trench dużo mówi, ale tak na prawdę ma mało umiejętności, a w szczególności jeśli chodziło o walkę. Jeszcze miał w głowie scenę z imprezy u przyjaciela Scarlett. Napadli Go w kilku i i tak nie dali sobie z nim rady. Nathaniel wiedział, że ma w sobie dużo siły i umiejętności. Gdyby miał drugą szansę w życiu zająłby się boksem i walkami. Jednak na tę chwilę mógł o tym tylko pomarzyć...

Od początku przejrzał Trencha na wylot i wiedział jakie tak na prawdę ma intencje, tylko nie rozumiał ich celu. Oczywiście wiedział, że boss Trencha nienawidzi Lili z całego serca. Kobieta zabijając Georga pozwoliła na rozłam jednego z największych karteli. Nathaniel nigdy nie mieszał się w ich spory, chciał być wierny Georgowi, a że jego pałeczkę przejęła Lili postanowił chociaż na początek się jej podporządkować.

- Chodzą o Tobie pogłoski  między wszystkimi w kartelu - odezwał się Trench, siedząc na przeciwko Nathaniela - Wszyscy się Ciebie boją - gwałtownie wstał z krzesła i wymierzył cios w twarz swojego więźnia.

Nathaniel patrzył teraz nienawistnie na swojego oprawcę, czując, jak z jego nosa zaczyna spływac krew.

- Wszyscy poza mną! - zaśmiał się Trench w twarz Nathaniela - nic nie możesz mi zrobić! Jesteś słaby! - zaśmiał się znowu i wymierzył kolejny cios.

Krew spływał po twarzy Nathaniela, ale Trench się mylił. Nathaniel nie był słaby. Był silny i Trench niedługo miał się o tym przekonać. Czekał na chociażby najmniejszy błąd swojego oprawcy, żeby móc się stąd wydostać.

Trench oparł się o ścianę i kiwnął na faceta, który miał wielką bliznę, przechodzącą przez całą twarz. Nathaniel dobrze wiedział, że to on jeszcze nie dawno temu porwał Allie, a teraz stał u boku Trencha i wykonywał jego polecenia, opuszczając mały, ciemny pokój.

- Idzie odebrać mój garnitur - zaśmiał się - Scarlett będzie przykro, że Cię dzisiaj nie będzie. 

Odszedł od ściany i stanął za plecami Nathaniela, kładąc dłonie na jego ramionach.

- Myślisz, że nie widzę jak ona na Ciebie patrzy? - powiedział z drwiną w głosie.

Na te słowa przez ciało Nathaniela przeszedł dreszcz. Trench od razu to wyczuł i zaczął się głośno śmiać.

- Czyżby nasz Nathaniel też się zakochał? - jednak tym razem chłopak nie zareagował.

Musiał się pilnować, Trench nie mógł odkryć jego słabości.

- Twoja mała księżniczka dzisiaj mi się odda - powiedział z pogardą Trench.

Nathaniel słysząc te słowa zaczął szarpać rękami. Miał dość tego dupka. Chciał sprawić mu ból i to największy na jaki tylko było go stać. Nie wierzył w to, że Scarlett mogła by pójść z nim do łóżka. Jednak... Ona przecież nie ma pojęcia kim tak na prawdę jest Trench. Kocha go, bo czemu miałaby tego nie robić. Przy niej jest idealny, pomyślał. Sam nie chciał udawać przed ciemnowłosą kogoś kim nie był, ale nie miał wyjścia.

- Nie tylko ona będzie zawiedziona - Trench ciągnął swój monolog, po tym jak przestał się śmiać z reakcji Nathaniela. 

Dobrze wiedział, że dla chłopaka najwazniejsze są uczucia. Mógłby znęcać się nad nim fizycznie, torturować, zadawać ból, a on byłby nie ugięty. Jednak wejście na jego uczucia... Przejrzał Nathaniela od początku. Dla niego liczyli się tylko ludzie, na których mu zależało, chociaż chciał to ukrywać. Trench był jego całkowitym przeciwieństwem. Rozkazy bossa ponad rodzinę, bliskich... Był oddany swojemu kartelowi i liczył się z jedną z główną zasad mafii. Jeśli zostanie ci przydzielone jakieś zadanie to bierzesz za nie całkowitą odpowiedzialność. Dostał za zadania wyeliminowania z gry Scarlett i Nathaniela. Nie pytał o powód. Rozkaz to rozkaz, a przy okazji mógł dobrze się pobawić.

- Jak myślisz, po ilu dniach bez zdanego raportu, bez znaku zycia od Ciebie Lili znudzi się ta cała zabawa w miłostki i wyśle po dziewczynę swoich ludzi? To zabawne - przerwał na chwilę i spojrzał na Nathaniela - bo Ty juz się o tym nie przekonasz - podszedł w kierunku drzwi i dodał - Zanim Lili się zorientuje o co chodzi oboje będziecie już martwi - skinął na drugiego goryla i opuścili pokój.

Nathaniel znowu został sam w ciemnym, wilgotnym pokoju. Nie czuł bólu, który zadał mu Trench zadając kolejne ciosy. Bardziej martwił się o Scarlett. Musi się stąd wydostać, bo Trench ma rację. Nathaniel powinien być dziś u Lili i zdać jej raport. Ona nie będzie czekać. Miną dwa dni od jego nieobecności i kobieta weźmie sprawy w swoje ręce. Gorsze jednak było to, co Trench planował. Nathaniel nie pozwoli żeby ten dupek skrzywdził Scarlett. Nathaniel podjął się zadania i doprowadzi do jego zakończenia. Zrobi wszystko, żeby dostarczyć dziewczynę całą i zdrową do szefowej.



Rozdział krótki, ale pewne sprawy trzeba było wyjaśnić. Następny będzie dłuższy, bo pisany już  z perspektywy Scarlett. Podoba się Wam? Co myślcie o tym wszystkim? Ktoś spodziewał się własnie takiego przebiegu zdarzeń? Podzielcie się swoją opinią w komentarzach ;*

writerka




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top