Rozdział 21
Oddychając ciężko przytuliłam się do swojego chłopaka.
- To było okropne - powiedziałam w jego pierś.
- Co Dean robił w Twoim śnie? - zapytał, nieustannie głaszcząc mnie po włosach.
- Skąd wiesz, że Dean w nim był? - zapytałam, pociągając nosem.
Trench zatrzymał n chwilę rękę, ale szybko wrócił do głaskania.
- Krzyczałaś jego imię - powiedział powoli.
Czułam się okropnie. Nigdy nie przeżyłam czegoś takiego. Wszystko wydawało się takie realne. Zapach, dotyk... Miałam wrażnenie, że serio jestem tam z nimi. Dziwne było tylko to, że Cyborg mnie nie widział, podczas gdy wszyscy inni dobrze wiedzieli o mojej obecności. I to ostrze, przeszywające moje ciało... Na samą myśl poczułam zimny dreszcz.
- Która jest godzina? - zapytałam, odsuwając się od chłopaka.
Nie chciałam opowiadać mu o tym śnie. Nikomu nie chciałam. to było tak przerażające, że najmniejsza myśl o tym sprawia, że zaczynam czuć niepokój i się trzęsę. Pokręciłam szybko głową i wyszłam z łóżka.
- Dochodzi siódma - powiedział chłopak, patrząc na mnie.
Stanęłam obok okna i odsunęłam zasłony. Potrzebowałam swieżego, mroźnego powietrza.
- Musimy iść do szkoły - powiedziałam, wyciągając komórkę z kieszeni.
Dwa nie odebrane połączenia od Jeda. Moja ręka zaczęła drżeć na wspomnienie zimnego noża.
Scarlett, spokojnie, powiedziałam sama do siebie.
Nie czekając wybrałam połączenie zwrotne.
- Scarlett? - odebrał po pierwszym sygnale.
- Obudziłam Cię?
- Nie, właśnie wszyscy wstali. Zbieramy się do szkoły.
- Dzwoniłeś - powiedziałam, przełykając głośno ślinę.
- Chciałem sprawdzić, czy wszystko u ciebie w porządku.
- Jestem u Trencha - spojrzałam na chłopaka i się uśmiechnęłam.
Mój chłopak dobrze wiedział z kim teraz rozmawiałam.
- U Trencha? - zapytał Jed trochę zmieszany.
- Tak - odpowiedziałam bez wahania.
Nie czułam się winna, bo między mną, a nim do niczego nie doszło, prawda? Po prostu chcieliśmy się sobą nacieszyć.
Po drugiej stronie nastała krótka chwila ciszy, ale po chwili znowu odezwał się Jed.
- Będziesz dziś w szkole?
Znowu spojrzałam na Trencha, który teraz stał w samych bokserkach obok szafy.
- Tak, widzimy się na miejscu. Do zobaczenia. - urwałam i zakończyłam połączenie.
Trench wciągnął na umięśnione nogi ciemne jeansy i odwrócił się w moim kierunku.
- Przyglądasz mi się - powiedział z uśmiechem na twarzy i podszedł bliżej.
Zagryzłam wargę, uśmiechając się równie zadziornie co i on.
- Owszem - zrobiłam krok w jego kierunku.
Staliśmy coraz bliżej siebie. Wiedziałam, że on ze mną gra, droczy się, czeka, że ja zrobię pierwszy ruch. Jednak tym razem się nie doczeka! Usmiechnęłam się sama do siebie.
- Słodko wyglądasz - powiedział i odwrócił się do mnie plecami.
A Ty bardzo seksownie, przeszło mi przez myśl.
Jak zwykle Trench wygrał... Podeszłam blizej i położyłam dłonie na jego klatce piersiowej. Poczułam napinające się od mojego dotyku mięśnie. Jaka ze mnie szczęściara, pmyślałam.
Chłopak stał chwilę bez ruchu, a potem zaśmiał się, odwracajac się twarzą do mnie. Dostrzegałam w jego niebieskich oczach dokładnie to samo, co wtedy, gdy się poznaliśmy. Patrzył na mnie z ogromnym pożądaniem. Poczułam, że się rumienie, a Trench znowu się zaśmiał i pocałował mnie w czoło.
- Musimy się zbierać - włożył niebieski sweter i opuścił pokój.
Patrzyłam jak odchodzi. chyba powinnam się już przyzwyczaić do jego zachowania. Kusi mnie, a potem ten buziak w czoło. Westcyhnęłam głośno, żeby i on to usłyszał i poszłam za nim.
***
Czekając na parkingu na Jeda miałam w głowie tylko jedną myśl. Biologia. Miałam dziś dwie godziny, pierwsze z rzędu i myślałam tylko o tym, jak się z tego wykaraskać. Oglądanie twarzy Deana było ostatnią rzeczą, którą miałam dzisiaj ochotę oglądać. Zaparkował przede mną Jed i wysiadł z samochodu.
- Cześć - rzucił krótko - Gdzie Trench? - zapytał,rozglądając się po parkingu.
- Ma coś do załatwienia - machnęłam ręką - idziemy?
Bardzo chciałam się spóźnić na tę lekcje, ale w zasadzie konfrontacja z Cyborgiem wyglądała w mojej głowie jeszcze gorzej.
- Tak, chodźmy - powiedział i ruszył w stronę wejścia.
Czyżby był na mnie zły? Szedł nie patrząc nawet, czy idę za nim.
- Do nieczego nie doszło - powiedziałam cicho.
Jed się zatrzymał, ale nie odwrócił w moją stronę.
- Proszę? - zapytał.
- Do niczego nie doszło między mną a Trenchem - powiedziałam dużo głośniej, i szybko tego pożałowałam, bo dwie dziewczyny idące przed nami odwróciły się w naszą stronę.
Jed też się odwrócił i patrzył na mnie delikatnymi, zielonymi oczyma.
- Scarlett, nie musisz mi się tłumaczyć - powiedział spokojnie.
- Zachowujesz się inaczej - powiedziałam ze smutkiem.
- Nie spałem całą noc.
- Zazdroszczę... - przeszył mnie dreszcz na wspomnienie mojego koszmaru.
Nie uszło to uwadze Jeda, bo podszedł bliżej i chwycił za ramiona.
- Co się stało - jego oczy zrobily się ciemnniejsze.
- Nic, tylko miałam zły sen... - powiedziałam, uśmiechajac się - chodźmy już.
Jak zwykle weszliśmy do sali ostatni. Nauczyciel zobaczył, ze wchodzimy do klasy i nie mógł się powstrzymać przed wtrąceniem czegoś od siebie.
- Kto nas zaszczycił swoją obecnością - powiedział, patrząc na mnie surowo.
Dlaczego patrzył w ten sposób tylko na mnie? Przecież Jeda też nie było... Zignorowaliśmy jego uwagę i zajęliśmy swoje miejsce.
Amira, która siedziała przed nami odwróćiła sie i spojrzała na Jeda.
- Cześć Jedi, co dziś robisz? - zatrzepotała rzęsami.
Jeszcze jej mi brakowało... Jedi? Co to w ogóle za przezwisko. Zacisnęłam ręce w pięści pod ławką.
- Robię jutro imprezę świąteczną, nie było Cię wczoraj - powiedziala ze smutkiem.
I tak wiem, że był to udawany smutek...
- W zasadzie to nic nie robię - powiedział po chwili zastanowienia.
Co?! Starałam się ukryć moje zaskoczenie jego odpowiedzią.
- Bardzo chciałabym żebyś przyszedł - położyła rękę na jego dłoni, a on nic sobie z tego ne robił.
Nie mogłam na to patrzeć i otworzyłam książkę na przypadkowej stronie.
- Zobaczę - odpowiedział z uśmiechem na twarzy.
- Cieszę się - zaskrzekotała Amira i odwróciła się do nas plecami.
- Chyba nie masz zamiaru isć - spojrzałam na niego.
- Dlaczego nie... - odpowiedział wciąż się uśmiechając.
- Ty nawet imprez nie lubisz... - dodałam zrezygnowana.
- Masz coś do powiedzenia? - usłyszałam ostry głos Cyborga, który stał nad naszą ławką.
Miałam przed oczyma widok, jak wystrzeliwuje pociski w moich przyjaciół i spojrzałam na niego nienawistnie.
- Oczywiście, że nie.
- Chcę, żebyś została po lekcji - dodał - chce skontakotwać się z Twoim tatą. - odwrócił się i zaczął wykładać lekcję.
Co?! Z tatą? Ale po co? Bo mnie wczoraj nie było? Przecież tata nie może o tym wiedzieć. Że go okłamałam... Przestanie mi ufać. Dean nie może tego zrobić...
Lekcje z tym człowiekiem ciągły mi się nielitościwie. Gdy zadzwobił ostatni dzwonek i wszyscy opuścili salę stanęłam zrezygnowana przed jego biurkiem.
- Opuściłaś wczoraj cały dzień - powiedział znad dziennika, nie patrząc na mnie.
- Miałam powód - powiedziałam wrednie.
- Może podzielisz się nim ze mną? - nareszcie zaszczycił mnie swoim spojrzeniem.
- Nie widzę takiej potrzeby.
- W takim razie ja widzę potrzebę zatelefonowania do Twojego taty - powiedział z wrednym uśmieszkiem.
- Mam do pana pytanie - nachyliłam się nad jego biurkiem, zmuszając, żeby spojrzał mi w oczy - Czemu jest Pan dla mnie taki podły?
Patrzyłam prosto w jego oczy, a on milczał. Nie miałam zamiaru odwrócić wzroku. O nie, niech sam to zrobi, jeśli chce. On jednak też chyba nie miał zamiaru tego robić.
- Scarlett - powiedział dziwnym tonem - gydbyś miała pojęcie o pewnych sprawach... - uciął i znowu przybrał bojową postawę, odwracając wzrok - idź do syrektora. On postanowi co dalej.
Teraz to ja stałam zbita z tropu. Co on miał na myśli? I dlaczego zmienił się tak bardzo? Gdy wypowiedział tamto zdanie wydawał się być całkowicie innym człowiekiem. To było bardzo dziwne. Nigdy nie słyszałam, żeby mówił takim spokojnym tonem i wyglądał tak zyczliwie. Wciąż nie mogłam w to uwierzyć.
Opusciłam salę z wciąz brzmiącymi w moich uszach słowami. O czym nie miałam pojęcia? I czy to była odpowiedź na pytanie, które mu zadałam? Patrzyłam w podłogę, chcąc zrozumieć to, co własnie usłyszałam i zatrzymałam się przed gabinetem dyrektora. Weszłam do środka i zamknęłam za sobą drzwi.
- Dzień Dobry - powiedziałam uprzejmie.
Wiedziałam, że na niego zawsze mogę liczyć, że on zrozumie wszystko.
- Scarlett - podniósł głowę znad masywnego biurka.
- Pan Dean mnie przysłał...
- Tak, wiem. Czemu Cię wczoraj nie było? - wskazał dłonią na krzesło na przeciwko biurka.
- To bardzo długa i skomplikowana historia.
- Mamy czas - uśmiechnął się do mnie zachęcająco.
Nie wiem, czy powinnam mu o tym wszystkim mówić? Chyba nie powinnam. Chociaż....? Może on nam pomoze? Przecież będzie wiedział, co z tym zrobić...
- Jutro już jest wolne, święta, Wigilja... - mówił spokojnie - wiesz, że nie chcę dzwonić do Twojego taty, ale nie mogę ciągle Ci odpuszczać.
Dobrze o tym wiedziałam, ale nie miałam na to wszystko wpływu. Na prawde chce chodzić do szkoły, a nie ratować przyjaciół, bo ktoś im grozi, ale to nie jest mój wybór...
Zrobiłam kapryśną minę i zrobiłam kilka głośnych wdechów i wydechów.
- A więc chodzi o to, że... - nagle do sali wszedł nauczyciel od biologi.
No nie... A on tu czego?
- Już jestem - powiedział i usiadł obok mnie.
Dyrektor uśmiechnął się do niego, a potem znowu spojrzał na mnie.
- Scarlett, nie krępuj się, możesz powiedzieć wszystko. Nic nie wyjdzie poza te cztery ściany - ogarnął dłonią pomieszczenie.
Spojrzałam niepewnie na meżczyzn, a potem na swoje ręce. Czy powinnam im o tym mówic? A jesli Nathaniel już znalazł sprawcę?
Dobra, zrobię to szybko. Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam wyrzucac z siebie kolejne słowa.
Żaden z nich nie przerywał mi nawet na sekunde, nie zadawł żadnych pytań. Słuchali z uwagą, jakby ktoś opowiadał im bajkę na dobranoc. Obserwowałam ich miny i muszę stwierdzić jedno. Nauczyciel serio jest Cyborgiem. Gdy Dyrektor robił zszokowane miny i wydawał się być przejęty tym co mówie, Dean siedział w bezruchu tak, jakbym wcale nie opowiadała najgorszego doznania ze swojego życia. Nie powiedziałam im wszystkiego. Pominęłam fakt, że ktoś ją porwał z winy NAthaniela, ze pomógł nam Marvi... Nie byłąm do końca pewna, czy mogę ufać im bezgranicznie. Dyrektorowi z pewnością, ale co z Deanem?
Gdy skończyłam dyrektor stał przy oknie z założonymi rękoma i patrzył na to na mnie, to na nuaczyciela. Ten drugi jednak wstał i powiedział coś, za co miałam ochotę wstać i go udusić.
- Nie wierzę - prychnął - Scarlett powiedz mi, lubisz no nie wiem - podrapał się po głowie i udał, ze się zastanawia - lubisz Jasona Stathama? - zapytał z drwiną w głosie.
- Co to ma do rzeczy? - zapytałam oburzona.
Ten człowiek zaraz wyprowadzi mnie z równowagi... Spojrzałam na dyrektora. Niech Pan coś z nim zrobi, bo zrobię mu krzywde! Krzyczałam podświadomie, mając nadzieję, że dyrektor to usłyszy.
- Panie Dyrektorze to jest absurd - powiedział nauczyciel, zwracając się do mojego sojusznika - za dużo kina akcji.
- Panie Clark nie możemy zarzucać Scarlett, że to wszystko wymyśliła? - spojrzał na mnie - po co miałaby to robić?
- Żeby uciec od odpowiedzialności - wstał z krzesła i stanął zaraz przede mną - nonsens.
Patrzyłam na niego nienawistnie, a moje nerwy były na skarju wyczerpania. Po co ja w ogóle im o tym powiedziałam? Jestem na siebie wściekła! Jestem taka głupia.
- Nie kłamie - powiedziałam przez zaciśnięte zęby - musi być jakiś powód, że Pan mi nie wierzy - patzryłam wprost na niego, a przed oczyma miałam scenę z mojego snu.
- Spokojnie - powiedział dyrektor i stanął między nami - jutro nie idziecie do szkoły. Nalegam, żebyście nie spuszczali się z oka - poaptrzył na mnie, chcąc dodać mi otuchy - nie wezwę policji - dodał po chwili - zbyt dużo papierkowej roboty z tym jest... Ale spokojnie - szybko zaczął mówić dalej - w murach tej szkoły nic nie grozi ani Tobie, ani Twoim bliskim. Mam rację? - spojrzał znacząco na nauczyciela.
Dean zimnym wzrokiem wbitym we mnie rzucił krótkie "Oczywiście" i opuścił gabinet.
- Scarlett - dyrektor odchrząknął - wierzę Ci, wiesz o tym?
Poczułam ogromną ulgę, gdy Cyborg opuścił gabinet i zostawił nas samych. Dyrektorowi mogę zaufać, on mnie rozumie i mi wierzy, bo czemu miałby tego nie robić...?
- Mówię prawdę, może Pan zapytać resztę - rzuciłam, ale szybko zorientowałam się, że to był chyba błąd - albo... - podrapalam się po głowie - myslę, że lepiej będzie, jak nie dowiedzą sie o tym, że Pan wie, dałoby się tak zrobić? -spojrzałam na niego z nadzieją w oczach.
Nie chciałam, żeby to własnie od niego wyszło, że mu powiedziałam. Sama ich o tym poinformuje... Ale w swoim czasie. Skoro On nie ma zamiaru nigdzie tego zgłaszać, to nie ma potrzeby się martwić.
Dyrektor połozył mi swoją ciężką dłoń na ramieniu i uśmiechnął się czule.
- Zawsze możesz na mnie liczyć Scarlett.
Uśmiechnęłam się do niego i wyszłam z gabinetu.
Wychodząc poczułam, że moja komórka wibruje. Jakie wyczucie czasu, pomyślałam. Wyjęłam ją i zerkłam na wyświetlacz. Nathaniel? Odebrałam i usłyszałam jego niski głos.
- Wiem kto porwał Allie - powiedział głośno i wyraźnie.
Rozdział 21 gotowy! :D Tak w ogóle, to chciałam Wam bardzo podziękować, że jest Was już tak dużo. Na prawdę nie wiecie jaka jest to dla mnie radość i motywacja ! :D Jak Wam się podoba? Jak oceniacie postać Pana od biologii i naszego Pana Dyrektora? Liczę na Wasze głosy i komentarze! ;* do następnego,
writerka
P.S.
Kto chciałby dostać następną dedykację? :D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top