Rozdział 15

Nathaniel przerwał pocałunek i odsunął się ode mnie powoli, ale nie przerywając naszego kontaku wzrokowego. Czułam, że jeśli całkowicie się ode mnie odsunie to upadnę na beton. Byłam zaskoczona i zszokowana całym tym zajściem. W głowie miałam tysiąc różnych myśli i poczułam, że zaczynam się lekko rumienić. Wzrok Nathaniela był tak tajemniczy i nieprzenikniony, że nie miałam pojęcia, co ten chłopak chce teraz zrobić. Wiedziałam co ja chciałam zrobić... Rzucić się znowu na te delikatne, a zarazem tak bardzo kuszące usta i zostrać przy nich na wieczność. Moment, Scarlett! Usłyszałam głośny głos w mojej głowie. Trench! Na wspomnienie tego imienia poczułąm się, jakby ktoś dał mi w twarz i natychmiast wyswobodziłam się z uścsku Nathaniela. 

- To nie powinno mieć miejsca - powiedzialam, stając w odpowiedniej odległości od chłopaka - nie powinieneś mnie całować. Kocham Trencha - chciałam zapaść się pod ziemię. 

Dosłowanie, nie musząc oglądać żadnego chłopaka do końca moich dni pod ziemią. Było ciemno, ale zdołałam spostrzec, że Nathaniel wykonał jakiś ruch, a mianowicie wyciągnął dłoń w moim kierunku.

- Scarlett... - wyszeptał ochrypniętym, niskim głosem.

Nogi znowu się pode mną ugięły, ale szybko zmusiłam się do zachowania równowagi.

- Nathaniel - powiedziałam pewnie, robiąc jeszcze jeden krok w tył - jesteśmy przyjaciółmi, proszę, nie psujmy tego.

Przełknęłam głośno ślinę. Nie mogę nikomu powiedzieć o tym, co zaszło dzisiejszego wieczoru. Gdyby to tylko dosżo do uszu Trencha... Rozejm poszedłby w zapomniane tak szybko, jak go zawarli. Chłopak opuścił dłoń, spojrzał na mnie krótko, odwrócił się i odszedł, zostawiając mnie samą.

Gdy straciłam chłopaka z pola widzenia przusnęłam się do ściany i zsunęłam się po niej. Kucając wciąż czułam na ustach oddech Nathaniela. Pokiwałam energicznie głową, chcąc się tego pozbyć i zamknęłam oczy. Nic się nie stało. Był po prostu wdzięczny za pomoc z ramieniem i chciał mi podziękować. Na pewno o to właśnie chodziło. Nic wielkiego, tylko ja jak zwykle to ubarwiam. Pod zamkniętymi powiekami stanęła mi postać Jeda. Wstałam szybko z ziemi i otrzepałam spódnicę. Muszę z nim porozmawiać. 

Szybkim krokiem ruszyłam w miejsce, do którego zmierzałam, zanim Nathaniel mi przerwał. Nie minęło bardzo dużo czasu odkąd wyszłam z sali, więc jest nadzieja, że złapie Go przy samochodzie. 

- Jed! - krzyknęłam, widząc chłopaka, któy wsiadał do swojego samochodu.

Parking był zatłoczony, ale dobrze wiedziałam, gdzie Jed zaparkuje. Można by powiedzieć, że miał swoje miejsce parkingowe, które zaqwsze na niego czekało puste. Odwrócił głowę, szukając w tłumie osoby, który woałała go po imnieniu. Zrobiło mi się trochę smutno, gdy nie ropzpoznał mnie po głosie, ale tłumaczyłam to sobie dużym tłumem i zgiełkiem. Cud, że w ogóle usłyszał mój głos. Przebiłam się przez tłum i stanęłam przed jego samochodem.

- Cześć - uśmiechnęłam się nieśmiało.

Jed stał oparty o samochód i wpatrywał się we mnie, a ja nie czekając na nic rzuciłam się mu na szyję. Nie musiałam długo czekać na jego reakcję, bo ten od razu objął mnie swoimi silnymi ramionami.

- Tęskniłam - powiedziałam po w ramie.

- Ja za Tobą też - odpowiedział i jeszcze mocniej przytulił mnei do siebie.

- Przepraszam, że Cię okłamałem. Nie mam dla siebie żadnego wytłumaczenia, ale mogę Cię jedynie prosić o wybaczenie i żebyśmy zapomnieli o tym - powiedział ze smutkiem w głosie.

Odsunęłam się od niego i z uśmiechem spojrzałam prosto w jego zielone oczy.

- O czym mielibyśmy zapomnieć?

Chłopak usmiechnął się szeroko na moje słowa i znowu przytulił do siebie.

- Wyszło Wam świetnie - zaśmiał się.

cieszyłam się, że między nami było już wszytsko w porządku. Nie lubiłam, gdy między nami się nie układało, bo potezebowałam Jeda. Znał mnie od dziecki i wiedział o mnie dosłownie wszystko. Mogłabym okłamać Allie, Lore, Patrica, Asha... Ale nie Jeda. Jego nie umiałam okłamać. Ale to nie tak, że nie chciałam, bo nie raz próbowałam, tylko on zawsze wiedział, kiedy to robiłam. 

- Gołąbeczki - o wilku mowa.

Odsunęłam się od Jeda i spojrzałam za siebie. Allie przytulona do Ashtona uśmiechała się szeroko i patrzyła na mnie dziwnym wzrokiem. Za nią stała reszta naszej paczki, nie pomijając nowego jej członka, czyli Trencha. 

- Idziemy świętować! - krzyknęła Lora.

Zasmiałam się głośno.

- Dobrze, że złapałam Jeda, bo by nam uciekł - dałam mu kuksańca w bok i podeszłam do Trencha, biorąc go za rękę.

Chłopak spojrzał na mnie uwodzicielsko, a potem równocześnie z Patriciem krzyknął.

- Pizza!

- To kto jedzie ze mną? - zapytał Jed, wsiadając do samochodu.

- Reszta z nami - powiedział Trench, ściskając mocniej moją dłoń.

Bez namyslu zapakowaliśmy się do samochodów i jechaliśmy do naszej ulubionej pizzeri, której właściecielami byli rodzice Lory.

Allie i Ash jechali z nami i oczywiście nie obeszło się bez komentarzy odnośnie mnie i Jeda.

- Trench, ja to bym pilnowała tej naszej małej Scarlett - śmiała się moja przyjaciółka - jest strasznie narwana.

- Allie, co masz na myśli? - zasmiałam się.

- Chociażby Twój dzisiejszy strój - zachichotała.

- Sam pomogłem jej go założyć - odpowiedział Trench, patrząc z uśmiechem w lusterko, chcąc zobaczyć minę Allie.

Dziewczyna spojrzała na swojego chłopaka i walnęła go ręką.

- Nie mógłbyś też taki być?

Ash był zagapiony w swojego smartwona i nie miał pojęcia o czym właściwie była mowa i tylko spojrzał dziwnie na Allie.

Wszyscy zaczęliśmy się śmiać.

Po chwili byliśmy na miejscu , gdzie przed budybkeim czekała na nas już reszta towarzystwa. Całą grupą weszlismy do środka, zajmując nasz ulubiony stolik. 

- Dzień dobry Proszę Pani - powiedzieliśmy prawie chórem, gdy mama Lory podeszła do naszego stolika.

- To co zawsze? - zapytała z uśmiechem.

Lora była całkowitą kopią swojej mamy, począwszy od wyglądu, skończywszy na charakterze. Zawsze uśmiechnięta i pomocna. Lora nie przejdzie obok nikogo potrzebującego obojętnie, i z jej mama było dokładnie tak samo. W każdą sobotę organizowały darmowy wieczór dla wszystkich biednych w Trenton, a trochę takich ludzi tu mieszkało. Pamiętam, jak w wakacje wszyscy przychodziliśmy, żeby pomóc. 

- Tak mamuś - powiedziała dziewczyna, zaczynając temat rozmowy - wiecie, ja tez bym tak chciała, jak na tym całym przedstawieniu - rozmarzyła się dziewczyna, śmiejąc się przy tym.

- Ja tak samo! - dołączyła się Allie - tylko Was to nie rusza - zmierzyła wzrokiem wszystkich obecnych chłopaków.

- Nie prawda - zaśmiał się Patric, patrząc na Lore.

Czyżbym coś przegapiła? Niesmiała Lora, zakochana w Jedzie stała się teraz obiektem westchnień Patrica? Dziewczyna jednak nie zauważyła tego, bo była zajęta zapalaniem świeczki, która stała na stoliku.

- Wszyscy możecie czuć się zaproszeni na ślub mojego taty - powiedziałam.

- Twoj tata się oświadczył? - Ash się zaśmiał.

- Tej miłej kobiecie, Ann? - zapytała Lora.

- Tak, dokładnie jej.

- Nie masz nic przeciwko temu? - zapytał Jed, 

- Nawet jeśli napoczątku miałam, to nie mam nic do gadania. Nie będę im przeszkadzać, jeśli się kochają.

- Scarlett dobrze mówi - wtrąciła Allie - miłości nie wolno przeszkadzać.

- Zgadzam się z Wami - powiedział Trench, patrząc na mnie.

Poczułam, jak stado motyli fruwa mi w brzuchu.

- Wasza pizza - powiedziała mamy Lory, kładąc gorący przysmak na stole.

- Kochamy Panią za to - zasmiał się Patric.

- Smacznego dzieciaki - powiedziała i odeszła.

- Scarlett - Trench spojrzał na mnie - jak było na treningu?

- No właśnie! - krzyknęła Allie - opowiadaj.

Opowiedziałam im wszystko po kolei, nie omijajać żadnego szczegółu.

- Może też bym się zapisała? - powiedziała Lora.

Wszyscy zaczęli się śmiać.

- No co - dziewczyna spojrzała na nas z wyrzutem - jestem mała i bezbronna, a nigdy nic nie wiadomo.

Wszyscy wybuchnęliśmy jeszcze wiekszym śmiechem. Kochałam tych ludzi i za nic w świecie nie wymieniłabym ich na nikogo innego. Przy nich byłam sobą, czułam się kochana i sama mogłam kochać. Z uśmiechem patrzyłam na nich wszystkich i zajadałam się pyszną pizzą, gdy nagle w drzwiach stanął ubrany na czarno chłopak. Nie potrzebowałam dużo czasu, żeby wiedzieć kto to jest.

Nathaniel wszedł do środka i zdjął kaptur, odkrywając czarne i gęste włosy. 

- Patrzcie kto przyszedł - powiedziała Lora.

Wszyscy spojrzeli w jego kierunku i Allie pomachała do niego energicznie.

- Chodź do nas.

Chłopak spojrzał najpierw na mnie z poważnym wyrazem twarzy, a potem na całą resztę, uśmiechając się. to ten chłopak umie się uśmiechać? Zdziwiłam się na wyraz jego twarzy, na którym widniał szeroki uśmiech. Nathaniel podszedł do nas i przywitał się w zwszystkimi po kolei.

- Chciałbym zostać, ale nie mogę - powiedział, wciąż się uśmiechając.

To nie było w jego stylu. Tyle uśmiechu w przeciągu kilku minut? 

- Przyłącz się, jest zabawnie - wtrącił Trench.

- Chciałbym, ale Nancy czeka na kolację, a jak nie przywiozę jej pizzy, to będzie zła - zasmiał się, patrząc na mnie.

- Ale następnym razem jesteś z nami - powiedziała Allie.

- Ma się rozumieć - powiedział, po czym udał isę do lady, gdzie składao zamówienia. 

- Nathaniel starsznie mnie intryguje - zaśmiała się Lora.

- Czemu? - zapytał Jed - ja go lubię.

- Ja też - sprostowała dziewczyna - tylko nie spotkałam wcześniej takiego chłopaka.

- Lora dobrze mówi, ja też wyczuwam od niego silną energię - zaśmiała się Allie, gestykulując dłońmi wróżenie.

- Jak dla mnie to jest on normalny - zaśmiałam się, chociaż w głowie miałam całkowicie inne myśli.

A co, jesli on zawsze się uśmiecha, tylko ja nigdy tego nie dostrzegałam? Może ubzdurałam sobie, że jest taki... Taki Mroczny i taki jego obraz miałam przed oczami cały czas?

Nie chciałam zaprzątać sobie nim głowy, więc szybko zmieniłam temat rozmowy i już do samego końca rozmawialiśmy o wszystkim innym.

Gdy większość z nas była już nieco zmęczona stwierdziliśmy, że czas zbierać się do domu. Lora została pomóc rodzicom przy zamknięciu, a my zostawiając spory napiwek dla jej mamy opuściliśmy pizzerie. 

Trench odwiózł mnie do domu, a reszta pojechała  z Jedem.

- Myślisz, że oni mnie lubią? - zapytał Trench, prowadząc samochód.

- Kto? - zapytałam zdziwiona pytaniem.

- Twoi przyjaciele - zaśmiał się chłopak.

- Teraz to są nasi przyjaciele - położyłam mu rękę na kolanie.

Trench podniósł moją rękę do ust i złorzył na niej pocałunek, a potem spojrzał na mnie.

- Jesteś piękna, gdy chce Ci się spać - zaśmiał się.

- Kłamiesz - dałam mu kuksańca w bok, gdy zatrzymał się na podjeździe do mojego domu.

Trench wyłączył silnik i odwrócił się w moim kierunku. Objął moja twarz dłońmi i złączyłnasze usta w namiętnym pocałunku. Objęłam go za szyję i zmniejszyłam odległość między nami, znajdując się na kolamach chłopaka. Pocałunek z Nathanielem był całkowicie inny, niż z Trenchem. Trench był pewny siebie i wiedział czego chce, całując mnie. A Nathaniel... całując się z nim czułam coś dziwnego, jakby ból? Czułam, jakby Nathaniel był na rozdrożu i nie wiedział co ma zrobić. Nie wiedziałam, jak mam na to wszystko patrzeć. Trench odsunął się ode mnie i powiedział uwodzicielsko.

- Pewnie tata się o Ciebie martwi, jest już późno.

Znowu zrobiło mi się strasznie wstyd. Jak mogłam pozwolić na pocałunek z Nathanielem, mając u boku tak wspaniałego chłopaka, jakim jest Trench?

- Taty nie ma w domu - pocałowałam namiętnie chłopaka - może wejdziesz na herbatę?

Trench wydał z siebie lekki jęk i otworzył samochód, wynosząc mnie z niego. Przyklejona do jego ramion dałam się zanieść pod same drzwi.

- Klucze mam w tylnej kieszonce - powiedziałam ochrypłym łosem.

Trench uśmiechnął się zadziornie i wyciągnął kluczyk z małej kieszonki, która była z tyłu spódniczki.

- Drzwi są otwarte - powiedział trochę zmieszany.

- Jak to? - wyswobodziłam się z uścisku i stanęłam na ziemi, popychając drzwi.

- Halo, jest tu ktoś? - zapytałam, zapalając drżącą dłonią światło w salonie.

- Myślę, że dom jest pusty - powiedział Trench.

- Pewnie tata zapomniał zamknąć drzwi - zaśmiałam się z ulgą, chociaż przed chwilą wcale do smiechu mi nie było.

- To co? - Trench zbliżył się do mnie - pijemy tą herbatkę? - złączył nasze usta w gorącym pocałunku. 

- Do kuchni - powiedziałam, nie odrywając od niego ust.

Trench znowu wziął mnie na ręce i posadził na blacie szafki.

- Jesteś gorętsza niż herbata, którą będziemy pić - powiedział, całując mnie w szyję.

- W zasadzie to nie chce mi się już pić - powiedziałam, mierzwiąc włosy chłopaka.

- Mi też nie... - powiedział, gdy nagle ktoś odchrząknął.

Natychmiast spojrzałam przez ramię chłopaka, a moim oczom ukazała się twarz taty i Ann, któa z uśmiechem wpatrywała się we mnie.

- Tata zapomniał portfela - zaśmiała się, nie przeszkadzajcie sobie.

Zmieszana zeszłam z blatu i stanęłam obok chłopaka, który równie zmieszany co ja patrzył na tatę.

- Chodź kochanie, bierzemy portfel i wychodzimy - Ann mrugnęła do mnie, ciągnąc tatę do jego sypialni.

Tata nie dał się odciągnąc od nas i popatrzył na mnie,  a potem na Trencha, a Ann głośno odetchnęła i poszła po portfel.

- Przedstawienie, pierwsza klasa - uśmiechnął się.

- Ja już może będę się zbierał - Trench spojrzał na mnie z uśmieszkiem i pocałował w czoło - Scarlett musi się wyspać.

Ann wróciła do kuchni trzymając w dłoni to, co wywołało całe to zamieszanie. 

- My już wychodzimy, udanego wieczoru - szturchnęła tatę w ramię i wskazała głową drzwi.

- Tak, udanego wieczoru, nie siedźcie za długo - powiedział, usmiechając się do nas.

- Kocham Cię Scarlett - powiedział i razem z Ann opuścili dom.

Spojrzałam na Trencha ze smutkiem w oczach.

- Ja Ciebie też kocham - powiedział, łącząc nasze usta w pożegnalnym pocałunku - widzimy się jutro.

Westchnęłam ciężko, przytuliłam chłopaka i odprowadziłam do drzwi. 

- Kocham Cię - powiedziałam na odchodne i przekręciłam zamek w drzwiach.

Dochodziła już druga, a ja byłam nieźle padnięta całym dzisiejszym dniem. Od razu udałam się do swojego pokoju i zapaliłam swiatło. Jutro musze tu posprzątać, przeszło mi przez myśl. Weszłam do łazienki i mają uwagę przykuło coś, co było przyklejone do lustra. Czyżby tata zostawił mi jakąś wiadomość? Podeszłam bliżej i już wiedziałam, że tej wiadomości na pewno nie zostawił mój tata. Drżącą dłonią przejechałam po papierze.

Jak bardzo zależy Ci na Twoich bliskich? Czy zaprzestanie kontaktów z NIM jest warte ich bezpieczeństwa? Miłego wieczoru.

Z otawrtymi oczyma przeczytałam tekst po raz drugi. Z kim miałam zerwać kontakty? Gdyby ten liścik był napisany ręcznie łatwiej byłoby znelźć autora. Oderwałam kartkę z lustra, gdy spod niej wypadło zdjęcie. Miałam ochotę wyjść z tego domu i nigdy więcej do niego nie wracać.

- Allie - powiedziałam głośno, trzymając w drżącej dłoni zdjęcie mojej przyjaciółki.

Jak się Wam podoba ten rozdział? Taka mała rekompesata, za długą nie obecność ;* Mam nadzieję, że jesteście wciąż ze mną i wytrwacie do końca. Dzielcie się swoimi opiniami w komentarzach, a jeśli się Wam podobało, gwiazdkujcie! :D 

writerka

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top