Rozdział 14

Przez ostatni tydzień Lili nie potrafiła się skuoić na niczym innym, jak tylko na myśleniu o swojej małej Josephin. Nawet interesy jej ostatnio nie szły, bo wszystkie myśli skupiała tylko na jednym. Czy jej posłannik i wierny pracownik wypełni swoją misję?

Kobieta siedziała w dużym, czarnym, skórzanym fotelu wq swoim ukochanym biurze. Ten mały pokój był jej bliższy niż wielki, drogi dom, który stał w jednej z bogatszych dzielnic miasta. Geroge dorobił się sporego majątku i niestety nie może się już nim cieszyć, chociaż dla niego nie liczyły się pieniądze i majątek. Oczywiście były dla niego ważne, ale nie z chęci dla swojej wygody. Mężczyzna chciał zapewnić swojej żonie życie w dostatku i luksusie. Chciał, żeby Lili czuła się jak najpięknijesza i najszczęśliwsza kobieta na świecie. Kochał ją całym swoim sercem i nie widział świata poza nią. Miał ważną zasadę, którą chciał wdrożyć w życie, ale nie wiedział, jaka będzie Lili, gdy ją poznał. "Żona cieszy się majątkiem, mąż prowadzi interesy." Z tą kobietą nic nie było takie, jak zaplanował. Ona chciała wiedzieć wszystko o interesach męża, znać wszystkich jego współpracowników, wiedzieć co robi, z kim się spotyka... Georgowi na początku to nie pasowało. To był jego interes i nie chciał mieszać w to kobiety, a tym bardziej własniej żony. Jedna mężczyzna uległ kobiecie i szybko stała się ona jego prawą ręką. 

Lili kochała swojego męża, zwłaszcza za to, jak bardzo jej ufał, ale nie potrafiła mu wybaczyć jednego. Odebranie ukochanej Josephine. Lili poza pracą z mężem miała duże znaczenie w ioch małżeństwie. To ona podejmowała decyzje odnośnie domu i wszytskiego, co było z nim związane. George dawał jej do tego wolną rękę. Gdy Lili zaszła w ciążę mężczyzna bardzo się ucieszył. Wiedział, że któregoś dnia będzie musiał oddać interes synowi, który pójdzie w ślady ojca, ale wszystko się pokąplikowało, gdy okazało się, że urodzi się mu córka. George wtedy  wpadł w szał, oznajmił Lili, że w ich życiu nie ma miejsca na córkę, którą trzebaby było ciągle pilonować i chronić. 

- Gdybyś jak inne żony siedziała w domu i zajmowała się nim, to pozwoliłbym Ci ją zatrzymać! Ale w takiej sytuacji? Jesteś moim współpracownikiem, będziesz narażała jej życie tak smao, jak ja, a ja nie mogę pozwolić na to, żeby wtajemniczać a intreresey drugą kobietę! - George mówił zawsze te same słowa, gdy Lili pytała, czy Josephine może z nimi zostać - chyba nie chcesz potem jej opłakiwać, jak jakiś nasz wróg ją skrzywdzi, żeby nas zranić - ciągnął dalej, gdy nie docierały do niej jego słowa - lepiej, jak teraz Ci ją odbiorę, niż jakby zrobił to później ktoś inny - i na tym zawsze urywał temat.

Lili nie mogłą tego zrozumieć do czasu, gdy pewnego razu w gazecie ukazał się pewien artykuł.

Córka jednego z najbardziej wpływowych biznesmenów została uprowadzona. Porywacze domagali się 10 milionów dolarów za szesnastoletnią dziewczynę. Zrozpaczony ojciec spłacił okup i po dwóch dniach odzyskał córkę. Niestety martwą. Porywaczami okazali się być najbliźsi współpracownicy biznesmena, którzy zazdrościli mu sławy. 

Ten artykuł wpadł w jej ręce całkowicie przypadkowo, ale zmienił patrzenie kobiety na całą sytuację. Jospehine miałaby wtedy trzy lata. Lili zrozumiała, że jej córka będzie bardziej bezpieczna z inną rodziną i pogodziła się z tym. Siły dodawała jej myśl, że nikt nie wiedział co stało się z małą dziewczynką, a George obiecał ją odzyskać w odpowiednim czasie.

Gdy nadszedł wspomniany czas kobieta przypomniała mężczyźnie o złożonej obietnicy szesnaście lat temu. Mężczyzna dobrze o niej pamiętał, ale nie miał największego zamiaru się z niej wywiązywać. Kobieta wpadła w szał, zaczęła rzucać wszystkim, co stanęło na jej drodze i zagroziła mężowi. Ten jednak nie przestraszył się na jej słowa, mając w pamięci jej reakcję na odebranie córki. Zareagowała dokładnie tak samo, więc mężczyzna nie miał się czym przejmować. Nic bardziej omylnego... Lili nie była już tą samą kobietą, widziała i zrobiła dużo przez ten czas i była przekonana o swojej sile i dużej pozycji. Kobieta nie rzucała słów na wiatr i dlatego zyskała tak wielki szacunek wśród wszystkich, którzy mieli z nią jakąkolwiek styczność. Nie ważne, czy jej słowo było korzystne dla adresata, czy też nie, ale gdy zostało wypowiedziane nie było odwrotu. Nie znosiła rzucania słów na wiatr. Miała żelaną zasadę, której nie naginała, bez wyjątków. Pokazała to, przyczyniając się do śmierci swojego męża, bo oczywiście nie zrobiła tego własnoręcznie. Wykorzystała do tego wiernego przyjaciela Georga. Kobieta mimo, że kochała męża miała romans z jego największym i najbardziej zaufanym przyjacielem. Każdy się mógł spodziewać, że Lili prędzej czy później wyknuje jakąś intrygę przeciwko mężowi, ale nikt się nie spodziewał, że dokona to w tak podły sposób. 

Planowała to wraz z kochankiem przez cały rok. Egzekucja miała przypadać na siedemnaste urodziny Josephine, jako kare, że nie wywiązał się z umowy.

Dochodziła północ, gdy Lili jak zwykle o tej godzinie siedziała w swoim biurze, które mieściło się w zachodniej części domu, gdy do pomieszczenia wszedł jej mąż.

- Okazało się, że muszę być dzisiaj na spotkaniu, bo kontrachęt chce zamienić ze mną pare słów - oznajmił, całując żonę w czoło.

- Ale jak to? Mieliśmy ten wieczór spędzić razem - powiedziała z udawanym sutkiem w głosie, którego George na jego nieszczęście nie wyczuł.

- Innym razem kochanie, obiecuję - złożył krótki pocałunek na jej ustach i opuścił gabinet. 

Lili wiedziała, że to był jego ostani pocałunek, i że tej obietnicy nie będzie w stanie już dotrzymać, bo cały jej plan miał pójść bez żadnych kąplikacji. 

George chlubił się w wielu branżach, począwszy na broni, skończywszy na narkotykach. Tym razem miał kupca na sporą ilość broni dużego kalibru, był to jego zaufany kupiec i proawdził już nim wcześniej dużo interesó. Nie obchodziło go, gdzie trafia broń, nie wnikał w plany kupców. Interesowała go jednie stawka, jaką kontrachęt miał mu do zaoferowania. I nic więcej. Z tymi ludźmi proawdził już interesy od dłuższego czasu i nie wiedział jaki był powód rozmowy. George był coraz starszy i rzadko kiedy brał udział w tego typu akcjach. On wolał okrapiane spotkania kameralne, na których było wielu gości, z którymi mógł porobić interesy, ale nei w terenie. Nie wahał się ani chwili co do podjęcioa decyzji o iściu na to spotkanie, gdyz nie miał takich powodów. O całej potrzebie "bycia szefa"  poinformował Go jego zaufany i dozgonny przyjaciel. Z tego, co George wywnioskował chodziło o coś poważnego, bo kupiec nawet zmienił lokalizację spotkania.

George wsiadł do swojego czarnego mercedesa i tylko podał szoferowi adres, gdzie ma Go zawieźć. Umówione spotkanie miało odbyć się na starej budowie, której prace wstrzymano już ładnych pare lat temu. Szofer zostawił swojego szefa i odjechał. Zasada spotkania była prosta. 0 świadków. Biedny George nie wyczuł najmniejszego spisku i zagrożenia, któe na niego czekało. Poprawił czarny, elegancki garnitur, który był przeznaczony do tego typu spotkan i czekał. Kupiec miał jeszcze pięć minut, a spóźnianie się nie byo w jego stylu. Chwile po tym podjechała biała limuzyna, z  której wysiadł ubrany na czarno mężczyzna. Pojazd odjechał, a gość skierował kroki ku swojej ofierze.

Było ciemno i George nie miał najmniejszej sznasy, żeby rozpoznać człowieka, który zmierzał w jego kierunku. Gdyby tylko zobaczył swojego przyjaciela pod osłoną nocy wszystko mogłoby się skończyć inaczej... Jednak sprytni intryganci wykorzystali zaufanie męża i przyjaciela, który do samego końca niczego się nie spodziewął.

- A co Ty tutaj robisz? - zapytał zaskoczony obecnością swojego przyjaciela - Chińczyk się spóźnia - powiedział, wskazując na zegarek. 

- Nie spóźnia się, myślę, że jest już w swoim drogim samolocie i wraca do Chin, wraz z bronią, którą mu sprzedałeś - powiedział humorystycznie. 

George zrobił krok w tył, obawiając się słów przyjaciela.

- Więc po co mnie tu ściągnąłeś? - zapytał, zachowując stoicki spokój. 

Mężczyzna się zaśmiał i ścisnął broń, którą własnie trzymał w dłoni.

- Wiesz jaki dzisiaj mamy dzień? - zapytał, obracając w dłoni gnata.

- Piątek - odpowiedział George.

- Tak, piątek. A co wydarzyło się siedemnaście lat temu? - zbliżył się do mężczyzny i zadał mu mocny cios w twarz.

George upadł na ziemię i spojrzał na przyjaciela z nienawiścią w oczach.

- Joespehime to jest sprawa między mną, a Lili, a Ty nie powinieneś się w to mieszać - wstał z betonu i spojrzał prosto w oczy przyjaciela - pożałujesz swoich czynów.

Słowa George wywołały gromki śmiech ze strony towarzysza. 

- Pożałuje? George, przyjacielu - jego pięść znowu wylądowała na szczęce mężczyzny - sypiam z Twoją żoną od dłuższego czasu. Nikt po Tobie nie zapłacze.

Te slowa bardzo zabolały Georga i nawet nie starał się już wstać z zimnego betonu. Mógł obwiniać przyjaciela o kłamstwo, że wcale nie sypia z Lili, ale wiedział, że ten mówił prawdę. Od dłuższego czasu podejrzewał, że Lili kogoś ma, ale nawet na myśl mu nie przyszło, że mógłby to być jego własny przyjaciel. Podniósł wzrok ku górze i czekał na to, co byóo nieuniknione. Wiedział, że nie miał już nic do stracenia, skoro własna żona intrygowała z najlepszym przyjacielem przeciwko niemu. Wypowiedział pod nosem ostatnie życzenie

- Josephine, pomścij swojego ojca.

Po czym rozległ się strzał, który przebił klatkę piersiową ofiary i rzucił nim o beton. 

Lili nie zakończyła romansu z mężczyzną, chciała go tylko wykorzystac do pozbycia się męża, ale nie zerwałą z nim całkowitych kontaktów. Zobowiązał się on pomóc odzyskać Jospehine i miec na nią oko w szkole, do której dziewczyna uczęszczała.

Drzwi do gabinetu, który teraz znajdował się w piwnicy domu nagle się otworzyły i stanął w nich mężczyzna, na którego Lili już długo czekała. To jemu powierzyła misję rozkochania w sobie Josephine i sprowadzenie jej z powrotem do domu. Czas leciał coraz szybciej i chłopak miał go już coraz mniej i Lili chciałą wiedzeć, na jakim poziomie jest jej posłannik.

- Wejdź - zezwoliła chłopakowi i wskazała na twarde, brązowe krzesło - usiądź.

Chłopak zrobił dokładnie to, o co poprosiła Lili, zamykając za sobą drzwi. Wiedział, że ta kobieta jest bezwzględna, i że musi być posłuszny. Jej by nie interesował fakt, że teraz on jest blisko jej córki. Jeden fałszywy krok i chłopak może pożegnać się z posadą, a nawet i życiem. 

- Jak Ci idzie? - zapytała, z uwagą wpatrując się w chłopaka.

Chłopak odchrząknął.

- Sprawy się trochę skąplikowały.

Lili stanęła na równych nogach i spojrzała wprost w ciemne oczy chłopaka.

- Co masz na myśli, mówiąc to zdanie?

Po raz kolejny wytrzymał jej ostre jak brzytwa spojrzenie i odpowiedział.

- Nic, czego nie mógłby, rozwiązać. Jest pewnien chłopak, ale pozbędę się Go - odpowiedział z pewnością w głosie.

- Jaki chłopak?

- Narazie zbieram o nim informacje, ale jestem bliski rozgryzienia tego typa.

- To świetnie się składa, bo nie wybrałam Cię przez przypadek, ale też nie jesteś jedynym, kóremu mogę powierzyć to zadanie. 

Chłopak miał tego wielką świadomość, wiedział, że ja on to spieprzy, to załatwi to ktoś inny, ale wtedy już bez zabawy w miłostki. Każdy, kogo wysłałaby Lili nie potraktowałby Scarlett z szacunkiem, był tego bardziej niż pewien. Dla niego oczywiście nie miało większego znaczenia, jak by ją potraktowali, tylko to, że duża kasa przeszłaby mu koło nosa, a na to nie mógł pozwolić. No... Jej bezpieczeństwo może troszkę też się dla niego liczyło. Ale w małym stopniu. 

- Zanim pozwolę Ci odejść mam jeszcze jedno pytanie - usiadła znowu w fotelu - zaczęła sie już w Tobie zakochiwać?

Chłopak uśmiechnął się tajemniczo.

- Dziś sprawię, że nie będę jej już obojętny.

Lili uśmiechnęła się na te słowa i wskazała dłonią na metalowe drzwi, dając chłopakowi odejść.

Witajcie po przerwie! ;* Przepraszam, że rozdział taki krótki, ale gdy tylko wróciłam, wzięłam się za pisanie, a jestem trochę zmęczona, więc oto powód :D mam nadzieję, że mi wybaczycie ;* Następny rozdział jak zawsze w środę, myślę, że nie przestaliście sledzić losów Scarlett, hmm? :P Czekam na Wasze komentarze i opinie, kocham Was ;*

writerka.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top