Rozdział 11
- Skąd wiesz? - zapytał Jed ze zdziwniem w głosie.
Odetchnęłam głośno, nabrałam powietrza do ust i opowiedziałam mu wszystko, co się wydarzyło. Czułam w środku, że On jest jedyną osobą, której mogę ufać. Allie... jej też mogę ufać, ale ona jest zbyt zakręcona i nie zawsze wszytsko rozumie. Patric i Lora? Ufam im, ale nie aż tak bardzo, jak Jedowi. Tata? Nie chciałam go martwić tym wszystkim, co się ostatnio dzieje w moim życiu. Trench? No właśnie. Kocham Go całym sercem i ufam mu i powiedziałabym mu o wszystkim, ale gdyby nie dotyczyło to Nathaniela. Nie chcę, żeby jeszcze bardziej się nie lubili.
- Scarlett, to wszystko wydaje mi się takie dziwne... - powiedział Jed, gdy skończyłam mu opowiadać.
- Mi też...
Przecież Nathanel nie powinien mieć żadnej dziewczyny, zwłaszcza, jeśli wezmę pod uwagę fakt, jak od początku zachowywał się w stosunku do mnie. Przecież gdyby miał dziewczynę nie gapił by się ciągle na mnie, nie byłby zawsze tak gdzie ja, nie odwiózłby mnie do domu... Leżałam i gapiłam się w sufit ze słuchawką w ręce. Przykryłam się fioletowym kocem i podkuliłam nogi.
- Przecież on nie wygląda na chłopaka, który ma dziewczynę. Widziałeś Go z nią kiedykolwiek? To jet bardzo dziwne... - westchnęłam.
- Scarlett, ale o czym Ty mówisz?
- Potwierdzam, że to jest jakieś dziwne - odpowiedziałam.
- Ale w jakiej kwestii dziwne? - zaśmiał się chłopak.
- Dziewczyny Nathaniela - odpowiedziałam nipewnie, nie wiedząc o co Jedowi chodzi.
- Żle się zrozumieliśmy Kocie - Jed śmiał się do słuchawki - ja mówie o tym wszystkim, co się ostatnio wydarzyło, a Ty o dziewczynie Nathaniela.
Poczułam, że na moich policzkach pojawiają się czerwone wipieki. Czułam sie teraz jak małe dziecko przyłapane na gorącym uczynku. Dlaczego właściwie fakt, iż Nathanie ma dziewczynę miałby być dziwny?
- Bo ja zmierzam do tego - przeciągnęłam ostatnie słowo, nie chcąc, żeby zorientował się, że przyłapał mnie na gorącym uczynku - zmierzam do tego, że z tym całym naszym Nathanielem jest coś nie tak. Ma dziewczynę, zachowuje się jakby nie miał...
- Czemu uważasz, że się zachowuje, jakby jej nie miał? - przerwał mi Jed.
- Jak to czemu? - wstałam z łóżka z oburzenia- chodzi za mną, gapi się na mnie... Czy tylko ja to widzę? - zapytałam z ciekawością w głosie.
Wiedziałam, że to ja mam rację i czekałam na reakcję Jeda.
- No dobra - westchnął, poddając się - masz rację.
- I tyle? - spytałam wchodząc do łazienki.
- Tyle, a czegoś oczekiwała - zaśmiał się - przyznałem Ci rację, powinnaś się cieszyć.
- Widzimy się jutro, jestem zmęczona idę spać.
- Spróbuj w nocy w nic się nie wpakować - zaśmiał się i rozłączył rozmowę.
Włożyłam telefon do kieszeni i stanęłam przed lustrem. Moje odbicie było przerażające. Poplątane włosy, całe w nieładzie, twarz upaćkana krwią i potem. Gdyby teraz ktoś mnie zobaczył mógłby zemdleć z obrzydzenia. Właśnie taką zapamięta mnie Nancy. Spojrzałam w lustro i wykrzywiłam się w lekkim grymasie. Dlaczego w ogóle mogłam pomyśleć, że Nathaniel się mną interesuje, mając u boku piękną, wysoką blondynkę. Włożyłam ręce pod kran, żeby zmyć brud z brudej kryjówki i krew ramienia Nathaniela. Na moim nadgarstku zabrzęczała srebrna bransoletka, która melodyjnie uderzałą o roleksa. Uśmiechnęłam się do siebie na myśl o Trenchu. Wyszłam z łazienki przebrana w niebieską piżamę i położyłam się w łóżku. Dlaczego to wszystko jest takie skomplikowane...
Zerwałam się zdenerwowana, że zaspałam, gdy usłyszałam dźwięk mojej komórki. Spojrzałam na zegarek i na szczęście miałam jeszcze trochę czasu na sen. Wydostałam telefon z podpoduszki i odebrałam zaspanym głosem.
- Cześć Kochanie. Obudziłem Cię? - usłyszałam seksowny głos mojego chłopaka.
- I tak zaraz musiałabym wstać - ziewnęłam do komórki - coś się stało?
- Tak - Trench odpowiedział smutno - nie widzieliśmy się wczoraj, a ja już za Tobą tęsknię.
Poczułam, że przez całę moje ciało przeszedł przyjemny treszczyk. Ja też już za nim tęskniłam.
- Zobaczymy się dzisiaj w szkole i nadrobimy stracony czas.
- No właśnie bo... - zatrzymał się na chwilę - dzisiaj też mnie nie będzie w szkole.
- Trench? Coś się stało? - zapytałam ze zdenerwowaniem - nie będzie Cię już drugi dzień, a Ty nie chcesz mi powiedzieć dlaczego. Martwię się...
- Mam do załatwienia kilka spraw. Scarlett? - zapytał.
- Tak?
- Kocham Cię - powiedział głosem, który powalił by z nóg każdą dziewczynę.
- Ja Ciebie też. Tylko się martwię... - dodałam.
- Zadzwonię jeszcze później - po czym rozłączył połączenie.
Opadłam na łóżko. Trench dziwnie się zachowuje i nie chce mi powiedzieć, o co chodzi. Może i ma rację, że przesadzam z tym całym martwieniem się? Ale sam wie, jak teraz jest. Na każdym kroku ktoś na nas czycha. Musimy się nawzajem chronić... Wstałam z łóżka i udałam się do łazienki. Na szczęście nie wyglądałam już tak tragicznie, jak wczoraj. Nathaniel! Na śmierć o nim zapomniałam. Szybko umyłam zęby i wyszłam z łazienki, ubierając jeansy i czarną bluzę. Skoro Trencha nie będzie dzisiaj w szkole, to mnie też. Spakowałam do torebki potrzebne rzeczy i zbiegłam na dół, Taty już nie było w domu, tylko biała Snow leżała na kanapie. Podeszłam do niej i pomiziałam po brudce, na co odpowiedziała głośnym mruczeniem.
- Musimy same o siebie zadbać - powiedziałam do niej stanowczo, po czym wyszłam z domu, słysząc nadjeżdżający samochód.
Stanęłam przed drzwiami i wskazałam dłonią, żeby Jed odsunął szybę. Bez wahanie zrobił o co prosiłam i spojrzał na mnie pytająco.
- Czemu nie wsiadasz?
- Nie idę dzisiaj do szkoły - podrapałam się po głowie.
- Jak to? - spojrzał na mnie przez otwartą szybę.
- Podrzucisz mnie? - zapytałam błagalnie.
- Najpierw muszę wiedzieć, gdzie się wybierasz. Wsiadaj, bo zmarzniesz - otworzył i popchnął drzwi od strony pasażera.
- Najpierw powiedz, czy mnie podrzucisz - chwyciłam nieśmiało za drzwi.
Mogłam iść oczywiście na piechotę, ale to było za trochę za daleko. Nie chciałam wsiadać do samochodu Jeda, dopóki mi nie obieca, że pojedziemy tam, gdzie ja chce, a nie do szkoły. A znając Go, to zawiózł by nas prosto właśnie tam. Przygryzłam wargę w oczekiwaniu na jego odpowiedź.
- Dobra, wsiadaj - powiedział, patrząc na mnie z dziwną miną.
Zajęłam miejsce pasażera i zapięłam pas. Jed ciągle się na mnie patrzył, zamiast ruszyć.
- Odpal samochód - doradziłam - inaczej nigdzie nie pojedziemy...
- Scarlett? - zapytał z uśmiechem na twarzy - gdzie jedziemy?
Popatrzyłam na niego stanowczo.
- Czuję się współwinna temu wszystkiemu. Muszę wiedzieć, że nic mu nie jest.
- Kogo masz na myśli? - dopytywał chłopak, chociaż dobrze wiedział, o kogo mi chodziło.
- Po prostu jedż... - spojrzałam przez przednią szybę i wskazałam dłonią na skrzyzowniae, które było przed nami - potem w prawo.
Oparłam się wygodnie w fotelu i czekałam, aż Jed ruszy. Mój przyjacie głośno odetchnął, dając mi do zrozumienia, że się poddaje i odpalił samochód. Jechaliśmy w ciszy i sama nie wiem dlaczego. Nigdy nie czułam się tak nieswojo w towarzystwie Jeda. Przełknęłam głośno ślinę. Dobrze wiedziałam, co było tego powodem. Tak dużo ostatnio działo się w moim życiu. Ostatnim razem mało by brakowała i zrobiłabym krzywdę mojemu najlepszemu przyjacielowi. To wszystko... Samochód, nóż, pożar, motocykle... Przynoszę pecha. To jest pewne i nie chcę, żeby to w jakikolwiek sposób odbiło się na Jedzie... Nie mogę pozwolić, żeby mu się stała przeze mnie jakakolwiek krzywda. Nie mogę go narażać...
- Tutaj? - zapytał Jed, parkując pod małym domkiem, w którym byłam wczoraj.
- Tak, dziękuję Jed - spojrzałam na chłopaka - teraz jedź do szkoły, nie chce, żebyś miał przeze mnie jakieś nieprzyjemności.
Jed uśmiechnął się i wysiadł z samochodu. Nie czekałam długo i zrobiłam to samo co on. Czemu on jest taki uparty?
- Mam rozumieć, że idziesz ze mną? - Jed objął mnie ramieniem, gdy wchodziliśmy po schodach.
- Zawsze - nacisnął na dzwonek, a mi zaczęło szybciej bić serce z nerwów.
A co, jeśli Nancy sobie jednak nie poradziła, wdarło się jakieś zakażenie? Jed wyczuł moją nagłą zmianę i poklepał po plecach.
- Nic mu nie będzie.
W drzwiach stanęła wysoka blondynka i uśmiechnęła sie szeroko na nasz widok.
- Scarlett! Cześć. Byłam ciekawa czy przyjedziesz - zrobiła nam miejsce w drzwiach, żebyśmy mogli przejść - A to kto? - popatrzyła na Jeda.
- To mój przyjaciel, Jed. Jed - Nancy - przedstawiłam się im i rozejrzałam po mieszkaniu.
Na podłodze, na której wczoraj leżał Nathaniel nie było żadnego śladu krwi czy czegokolwiek. Posadzka była wypolerowana na złoto.
- Miło mi - uścisnęli sobie dłonie - napijecie się czegoś? - zapytała wesoło, wchodząc do kuchni.
- Nie, dziękujemy, tak właściwie, to ja tu przyjechałam, bo... - podrapałam się po głowie.
- Nie ma go tu - uśmiechnęła się do mnie smutno.
Jak to go tu nie ma? To gdzie jest? To oni nie mieszkają razem? Boże... Wyszłam na totalną idiotkę. Jed spojrzał na mnie, a potem na Nancy. Wiedział, że byłam pzrekonana, ze on właśnie tutaj jest, i że nie zapytam jej o obecne miejsce pobytu Nathaniela.
- Jak nie ma go tu, to gdzie jest? - Jed zapytał dziewczynę, która stanęła przed nami.
- Uparł się rano, że wraca do siebie i tak też zrobił. Powinien leżeć i odpoczywać, ale to jest Nathaniel. Niczym się nie przejmuje.
- Mogabyś powidzieć nam, gdzie mieszka? - zapytał Jed - Byłbym bardzo wdzięczny.
Dziewczyna się uśmiechnęła i wzięła kurtkę z wieszaka.
- Jasne, pokieruję Was - wskazała na drzwi, dając do zrozumienia, że jedzie z nami.
Zajęłam miejsce z tyłu, pozwalając jej dobrze poinstrować Jeda. Nancy nie była taka zła, jak mi się na początku mogło wydawać. Cały czas uśmiechnięta i wesoła. Była totalnym przeciwieństwem Nathaniela, więc nie dziwi mnie to, że są razem. Przeciwieństwa się przyciagają. Gdyby miała opisać w jednym słowie każd ez nich, nie miałabym z tym większego problemu. Nancy - pogodna, Nathaniel - mroczny. Nie mam co do tego żadnych wątpliwośći
- To tam - wskazała dziewczyna na zaśnieżony, długi podjazd, prowadzącydo małego domku, który tak smo, jak i dróżka był otoczony z wszystkich stron drzewami.
Nathaniel nie mieszkał w centrum Trenton, tylko na oddalonych obrzeżach dośc sporo od domu Nancy, czy mojego. nigdy wcześniej nie byłam w tej okolicy, i chyba nie dziwię się czemu. Dookoła tylko las, żadnych innych domów, czy chociażby jakichkolwiek budynków, totalna pustka.
przyklejona do szyby nie mogłam oderwać wzroku od pięknego widoku ośnieżonych drzew. Z zamyśleń wyrwał mnie głos Nancy.
- Może Scarlett pójdzie zobaczyć co z Nathanielem, a Ty w tym czasie odwieziesz mnie do domu - popatrzyła na mnie z usmiechem i mrugnęła do mnie, co nieco mnie zdziwiło. O co mogło jej chodzić?
- A nie lepiej... - Jed chciał coś powiedzieć, ale dziewczyna mu przerwała.
- Jed. Chyba zostawiłam włączoną wodę na herbatę, której nie chcieliście. Chyba nie chcesz, żebym musiała u Ciebie zamieszkać. Wierz mi. Nie chcesz - zaśmiała sie melodyjnie, na co i ja sie usmiechnęłam.
- No dobra - Jed spojrzał na mnie - przyjadę po Ciebie później.
Otworzyłam drzwi i wyszłam z samochodu.
- Uważajcie na siebie - zaśmiałam się i uśmiechnęłam do Nancy w podziękowaniu.
Myślę, że dobrym pomysłem będzie pogadanie z Nathanielem o tym wszystkim. Wtedy, w tej uliczce, jak rozmawiał z nimi, to wyglądał na takiego, który ich zna. Musiałam dowiedzieć się, o co chodzi. Może to będzie jakimś rozwiązaniem wszystkich tych zdarzeń, które się ostatnio działy?
Poczekałam aż Jed odjedzie i nie pewnym krokiem ruszyłam przed siebie. Czego ja się właściwie mogłam bać? Bałam się reakcji Nathaniela na mój widok. Może nie życzył soebi, żebym tu przyjeżdżała? Przygryzłam wargę i stawiałam coraz bardziej niepewne kroki. Scarlett, co Ty tutaj robisz, pomyślałam. Uciekaj, zanim nie jest za późno. Usłyszałam głos w mojej głowie, ale szybko go stłumiłam. Czego mam się bać. Uratował mnie. Dwa razy. Nie pozwolił mi spłonąć w gorących macjach ognia, a potem dał się postrzelić. Nabrałam pewności i moje kroki były coraz szybsze i większe.
Stanęłam przed drzwiami i pewną dłonią nacisnęłam na dzwonek do dzwi. Odczekałam kilka chwil i nikt się nie pojawił w drzwiach. Nancy nie uprzedzała, że może go nie być w domu. Móiwła, że powinien leżeć, a wszystko wskazuje na to, że tego nie robi. Odsunęłam się od drzwi i obeszłam dom dookoła. Dom wyglądał na stary i wyniszczały. Niezwłocznie przydałby mu się jakiś remont. Z tyłu domu stał jeszcze jeden budynek, przed którym stał czarny mercedes, który od razu przypomniał mi o wczorajszym wydarzeniu. Przeszłam trochę dalej i tak jak przypuszczałam, budynek okazał się być garażem. Na środku oparty był czarny motocykl Nathaniela. Kiedy on zdążył go tu przywieźć? Bo jeśli dobrze pamiętam, został w ciemnej, brudnej, przerażającej uliczce. Ale skoro jego motocykl tu stoi, to on na pewno musi być w domu, przeszło mi przez myśl. Wróciłam tą samą drogą i po chwili znowu stałam przed drzwiami do domu. Tym razem nie dzwoniłam. Może rzeczywiście śpi? Przecież był jeszcze ranek. Nancy mówiła, że nie dawno pojechał od niej, więc chyba posłuchał dziewczyny i odpoczywał. Nacisnęłam na klamkę i tak jak przypuszczałam drzwi bez problemu się otworzyły, skrzypiąc przy tym nie miłosiernie. Weszłam do środka i zamknęłam za sobą stare drzwi. Mogłam się spodziewac takiego wnętrza. Okna pozasłaniane ciemnymi, grubymi zasłonami, które nie wpuszczały do środka żadnego światła. Na wprost drzwi były schody, które nie wątpliwie prowadziły na drugie piętro. Mała kuchnia połączona z jadalnią i salon. Wchodziłam do każdego z pomieszczeń i odsuwałam zakurzone zasłony. Meble w kuchni wyglądąły na równie stare, co i samo mieszkanie. W salonie zaskoczyła mnie nowa, duża sofa i, która idealnie kontrastowała ze starym stolikiem, który stał na środku. Zrobiłam to samo co w kuchni i mile się zaskoczyłam pięknym widokiem zza okna.
- Ale tu pięknie... - powiedziałam do siebie.
- Nie odsuwałem ich, odkąd tu przyjechałem - usłyszałam niski głos za swoimi plecami i natychmiast się odwróciłam.
Za moimi plecami stał Nathaniel we własnej osobie, tylko pozbawiony koszulki. Jego mokre włosy były całe w nieładzie, i miały jeszcze ciemniejszy odcień, niż zazwyczaj. Pewnie brał prysznic i dlatego nie słyszał, jak dzwoniłam.
- Ja... Ja przepraszam - nie wiedziałam co powiedzieć - przyszłam bez upzredzenia i jeszcze mieszam Ci w wystroju wnętrza... - podrapałam się po głowie.
Nathaniel stał i przyglądał mi się z uwagą.
- Twoje ramię - podeszłam bliżej i dotchnęłam dłonią zaszytego miejsca - boli Cię?
Chłopak popatrzył na moją dłoń na jego ramieniu i odsunął się krok w tył. Szybko schowałam rękę za plecy, gdyż zrobiło mi się bardzo wstyd.
- Nie. Nancy zrobiła wszystko jak należy.
- Gdyby nie Twoja dziewczyna, to nie wiem co byśmy zrobili... - powiedziałam niepewnie, czując, że chyba naduzywam jego gościnności.
- Moja dziewczyna? - zasmiał się Nathaniel.
- No tak. Nancy.
Chłopak przewiercił mnie wzrokiem, a potem odwrócił się na pięcie i stanął tyłem do mnie.
- Chodź, muszę się ubrać - wszedł na pierwszy stopień, potem na kolejny... Nie czekałam długo i poszłam zaraz za nim.
Na górze były dwie pary drzwi. Jedna para zamknięta, druga otawarta na ościerz. Za jednymi drzwiami dostrzegłam łazienkę, a za drugimi dużą sypialnie, do której wszedł chłopak. Całkowicie różniące sie pomieszczenie, od reszty domu. Duże łóżko, nowa szafa, a przynajmniej na taką wyglądała, stolik, a na nim dwa laptopy i telefon komórkowy. Oczywiście zasłony w oknie również były zasłonięte.
- Powinienś wpuściś tu trochę światła - zaśmiałam się.
Nathaniel, który stał tyłem do mnie przy szafie zawturował mi w śmiech u i wskazał dłonią na okno.
- Masz wolną rękę - z radością podeszłam do okna i odsunęłam zasłony.
Usiadłam na łóżu, i patrzyłam, jak Nathaniel zakłada czarną koszulkę. Musze przyznac, że ciało to on miał nieziemskie... Poczuł, że mu się przyglądam i odwrócił się w moją stronę.
- Trochę światła i od razu lepiej - ukryłam lekkie zawstydznie, że przyłapał mnie na gorącym uczynku.
Nathaniel stanał obok okna i oparł się o parapet.
- Przyszłaś sprawdzić czy ze mną wszystko w porząsku? - zapytał.
- Właściwie to nie tylko po to - przeciągnęłam ostatni wyraz.
- A więc? - spojrzał na mnie przenikliwie, a ja jak zwykle nie mogłam nic wyczytać z jego twarzy.
- Znałeś ich, prawda? - spojrzałam na niego równie wnikliwie, co on na mnie.
Zaskoczyło go moje pytanie, bo na chwilę jego wzrok złagodniał, ale tylko na chwilę.
- Skąd Ci to przyszło na myśl?
- Przecież słyszałam o czym rozmawialiście. Nie wyglądało to na waszą pierwszą w życiu rozmowę - spojrzał na niego z tryumfem na twarzy. Dobrze wiedział, że nie będze mu łatwo mnie oszukać.
Wstałam z łóżka i stanęłam zaraz przed nim.
- No mów - naciskałam.
Nathaniel uśmiechnął się tajemniczo i patrzył mi prosto w oczy.
- Chce wiedzieć wszystko - usmiechnęłam się w duchu na myśl, ze wygrałam.
- Ludzie, któzy nas zaatakowali są... - nagle przerwał nam odgłod podjeżdżającego samochodu.
Równocześnie z Nathanielem spojrzeliśmy przez okno, gdy ktoś wysiadł z samochodu.
- Co Trench tu robi? - spojrzałam na Nathaniela, oczekując wyjaśnień.
Przepraszam, że tak późno, ale wyrobiłam się do końca dzisiejszego dnia i to się liczy ! kocham Was writerka ;*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top