Rozdział 20

Nie od razu dotarło do mnie to, co powiedział Nathaniel. Allie śpi? Czyli... Czyli żyje! Natychmiast zerwałam się na rówe nogi i rzuciłam w jej kierunku. Upadłam na kolana obok Nathaniela i przytuliłam się do dziewczyny, która nagle się poruszyła.

- Znaleźliśmy Cię Allie, wszystko już będzie dobrze - powiedziałam, głaszcząc ją po twarzy i dając upust kolejnym łzą.

- Scarlett, znaleźliśmy ją - powiedzia radośnie Jed, kucając obok mnie.

Uśmiechnęłam się przez łzy do przyjaciela. Tak się bałam, że Allie stanie się krzywda... A ona teraz spała niewinnie przede mną i wyglądała na nienaruszoną. Kamień spadł mi z serca, gdy mogłam w końcu odetchnąć z ulgą.

Moja przyjaciółka znowu się poruszyła i powoli otworzyła oczy. Natychmiast cofnęła się w tył, a akcie obrony, ale szybko spostrzegła, ze jest bezpieczna, że ją znaleźliśmy...

- Scarlett?! - powiedziała zdziwionym, a zarazem radosym głosem i rzuciła mi się na szyję.

Nie czekałam i od razu przytuliłam do siebie przyjaciółkę.

- Już wszystko w porządku - spojrzałam na nią i nagle obie wybuchnęłyśmy głośnym śmiechem.

Łzy spłynęły po policzku Allie, gdy ujrzała Jeda obok mnie. Nie czekała długo i przytuliła go radośnie. Byłam taka szczęśliwa, że znaleźliśmy ją całą i zdrową. Spojrzałam na Nathaniela, który niezauważalnie odsunął się w kąt, gdy my przytulaliśmy się do Allie. Jego twarz jak zwykle była pozbawiona emocji. Nie patrzył na mnie, na Allie, na nas... Patrzył w betonową podłogę, jakby myślał nad czymś. Nagle podniósł wzrok i spojrzał wprost na mnie. Wyczuł, że mu się przyglądałam. Normalnie pewnie poczułabym się jak dziecko przyłapane na gorącym uczynku, ale nie tym razem. Byłam taka szczęśliwa i wdzięczna, że nie tym razem. Uśmiechnęłam się do Nathaniela i niemym ruchem warg wyszeptałąm.

- Dziękuję.

Byłam zaskoczona, gdy na chwilę na jego twarzy pojawił się uśmiech. Był szczery, tego byłam pewna. Szybko jednak mina Nathaniela wróciła do pierwotnej postaci i chłopak podszedł bliżej nas.

- Zabieramy Cię do domu Allie - podszedł do dziewczyny i wziął ją na ręce, wynosząc z tego potwornego miejsca.

***

- Ash? - powiedziałam do telefonu, gdy tylko usłyszałam głos moejgo przyjaciela po drugiej stronie.

- Scarlett? Czemu nie ma Was dzisiaj w szkole? - zapytał - Jest z Tobą Allie? Nie odbiera moich telefonów... - zadawał pytanie raz po raz, a ja nie wiedziałam od czego zacząć.

- Ashton - powiedziałam, patrząc na śpiącą na siedzeniu Allie - za pół godziny bądź u Jeda i wszystko Ci wyjaśnie - usmiechnęłam się do siebie - Allie jest ze mną.

- Dzięki Bogu - poczułam ulgę w jego głosie - martwiłem się.

- Nie ma powodu - powiedziałam szybko - widzimy się u Jeda w domu - rozłaczyłam połączenie.

- Co mu powiemy? - zapytał Jed.

- Prawdę - spojrzałam na Nathaniela, który prowadził z dużą prędkością samochód.

Wiedziałam, że wie, że przewiercam go wzrokiem, ale zachował zimną krew. Ani nie drgnął. 

Dalej jechaliśmy w milczeniu. Wszyscy byliśmy zmęczenie tym wszystkim, co się dzisiaj wydarzyło. 

Słońce mocno świeciło, oświetlając biały śnieg, który zdobił krajobraz. Lubię zimę, wszystko jest takie piękne... 

Jed poinstruował Nathaniela, gdzie ma jechać i po chiwli byliśmy pod domem mojego ptzyjaciela. Dlaczego nie pojechaliśmy do mnie? Nie wiem co miałabym powiedzieć tacie, który może wrócić do domu w każdej chwili, a rodziców Jeda nie ma w domu i nie będzie przez dwa najbliższe dni, więc unikniemy zbędnych pytań.

- Idź z Allie, ja zaraz do Was dojdę - powiedziałam do Jeda, gdy Nathaniel zanosił ją do domu. 

Allie była strasznie śpiąca, przespała całą drogę i wciąż spała twardym snem. Mam nadzieję, że to wszystko przez to, co się wydarzyło, i że jest to przejściowe.

Jed spojrzał na mnie porozumiewawczo i udał się za nimi do domu. Oparłam się o maskę samochodu i czekałam. Po chwili zza drzwi wyłoniła się postać Nathaniela.

- Nic jej nie będzie - powiedział, stając obok mnie.

- W zasadzie zawdzięczamy to w szczególności Tobie - powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy.

Chciałam wyczytac z nich cokolwiek, ale było to niemożliwe. Coś przysłaniało jego prawdziwe oblicze.

- Dlaczego ktoś to zrobił? - spytałam stanowoczo - Kim Ty jesteś Nathaniel - stanęłam tuż przed nim tak, że miałam jego twarz zaraz na przeciwko mojej.

Chłopak stał nieruchomo i odetchnął głośno.

- Znajdę tego, kto to zrobił - powiedział po chwili.

- Kto mógł to zrobić Nathaniel - mowiłam pewnie i stanowczo - musisz powiedzieć mi prawdę, bo inaczej pójdę z tym na policję - zrobiłam krótką przerwę - Nie mogę narażać swoich przyjaciół znajomością z Tobą.

- Policja nic nie pomoże - powiedział szybko - Scarlett, posłuchaj - wyprostował się i zbliżył do mnie - pracowałem jako ochroniarz w pewnym klubie. Mam wielu wrogów, którym nie pasuje, że żyję, że mam znajomych... Rozumiesz?

Nagle wszystko stało się takie przejrzyste i logiczne. Ktoś nie chce, żeby Nathaniel miał jakichkolwiek bliskich, i chce nas zniechęcić do niego.

- Wiesz kto mógłby chcieć Twojej samotnosci? - zapytałam.

Musimy znaleźc tego kogoś i postawć go przed sprawiedliwością, zanim będzie chciał skrzywdzić jeszcze kogoś.

- Dowiem się.

Przygryzłam wargę.

- Mogę Ci ufać? - zapytałam nieśmiało.

Muszę mieć pewność, że to, co mówi jest prawdą, i że to tylko niezadowolony klient, którego nie wpuścił do klubu chce się na nim zemścić. Muszę wiedzieć, że mogę mu ufać, że mnie nie oszukuje.

Długo milczał, ale po chwli uśmiechnął się i odpowiedział.

- Zawsze możesz mi ufać Scarlett - położył dłoń na moim ramieniu i chciał wsiąść do samochodu, ale szybko zaszłam mu drogę. 

- Jeszcze coś - dodałam i wyjęłam zza spodni złożony przedmiot - oddaję - z uśmiechem wyciągnęłam w jego kierunku nóż, który mi podarował u Nancy.

Byłam zadowolona, że nie musiałam go użyć... 

Nathaniel spojrzał na moją dłoń i przedmiot, który w niej trzymałam, i uśmiechnął się zadziornie.

- Jest Twój - odwrócił się i udał do samochodu.

Zdezorientowana spojrzałam na nóż i patrzyłam, jak odjeżdża. Moje uczucie szybko się zmieniło i poczułam się dziwnie radośnie. Spojrzałam jeszcze raz na nóż i zacisnęłam go w dłoni. Odetchnęłam z ulgą. Co ja w ogóle sobie myślałam... Zaśmiałam sie w duchu. Wyobrażałam sobie nie wiadomo co, że Nathaniel jest nie wiadomo kim, podczas gdy on był zwykłym ochroniarzem. I to w zasadzie wyjaśniałoby wszystko. Jego siłę, stanowczość, pewny wyraz twarzy, bezemocjonalne spojrzenie... 

Nagle podjechał niebieski samochód na podjazd Jeda, i ujrzałam za kierownicą Asha. Od razu jednak dostrzegłam, że w samochodzie nie był tylko on. Liz i Patric siedzieli na tylnych siedzeniach. Cieszę się, że też przyjechali. Tak bardzo się cieszę, że ich mam... Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby któremuś z nich się cokolwiek stało. 

- Gdzie Allie - zapytał jej chłopak, wysiadając z samochodu.

Bez zastanowienia rzuciłam mu się na szyję. Zaskoczony moją reakcją na jego widok odwzajemnił uścisk. Liz i Patric widząc naszą oznakę czułości dołączyli się i staliśmy w śniegu przytuleni do siebie. 

- Dobrze, że Was mam - zaśmiałam się, gdy wchodziliśmy do domu.

- Dobrze, że wszyscy siebie mamy - powiedziała Liz, również się śmiejąc.

Dom Jeda był ogromny, prawie dwa razy większy niż mój, ale byłam byłam przyzwyczajona do przepychu w jego domu. Najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że jego mama i on sam wcale tego nie lubili. Jednakże jego tata bardzo sobie to cenił. W końcu zapracował na to wszystko własnymi rękoma. 

Oboje naszych przyjaciół siedzieli na dużej sofie w ogromnym, jasnym salonie. Allie już nie spało, a gdy tylko zobaczyła wchodzącego Ashtona jej twarz natychmiast się rozpromieniła. Wstała z sofy i rzuciła się chłopakowi na szyję.

My usiedliśmy obok Jeda i zaczęliśmy się śmiać. Byli tacy słodcy. Ash trzymał Allie w swoich ramionach najmocniej, jak tylko porafił. Wiedziałam, ze bardzo się kochają. Są już razem długo i myślę, że już na zawsze. Patrząc na nich od razu pomyślałam o Trenchu. Czy ja i on też będziemy już na zawsze? Znamy się chyba zbyt krótko, żeby już o tym myśleć... Uśmiechnęłam się do siebie na myśl o jego zadziornym uśmiechu. Nigdy nie spotkałam kogoś takiego, jak on.

- Czemu zawdzięczamy te wszystkie czułości dzisiaj? - zapytał Patric, gdy Allie i Ash zajęli miejsca obok nas.

Popatrzyłam niepewnie na Jeda. Nie wiedziałam, kto ma im wszystko opowiedzieć i szukałam odpowiedzi w spojrzeniu przyjaciela. On jedno uśmiechnął się do mnie porozumiewawczo i skinął na mnie głową. Zrozumiałam, że ja muszę im wszystko opowiedzieć. Naszym bliskim nie uszły uwadze nasze spojrzenie i wszyscy skierowali wzrok na mnie. Przełknęłam głośno ślinę. Dam radę. Wstałam i stanęłam przed nimi. 

- Ktoś chce nas zastraszyć - powiedziałam, zakładając ręce na piersiach - Ten ktoś nie zawahał się porwać Allie - powiedziałam powoli.

Ash zrobił zaskoczoną minę, która szybko zmieniła się w nienawistne spojrzenie. Spojrzał na Allie, a potem na mnie i poderwał się z miejsca.

- Dlaczego mi nie powiedziałaś? - stanął tuż przede mną - zabiję tego, kto to zrobił.

Odwrócił się do Allie i kucnął zaraz przy niej. Wyciągnął prawą dłoń i dotknął jej policzka. Robił to z tak ogromnym uczuciem... 

- Skrzywdził Cię? - zapytał spokojnie.

Allie nie odpowiedziała, tylko przytuliła go do siebie. Liz i Patric patrzyli na to wszystko z otwartymi buziami. Odchąknęłam, zwracając ich uwagę na mnie.

- Nie chcieliśmy Was w to mieszać.

- My? - powiedział Patric, patrząc na mnie, a potem na Jeda.

- Był z nami jeszcze Nathaniel - dodał Jed.

- Dlaczego nam nie powiedzieliście? - zapytał Ashton.

- Nie wiemy kto to zrobił. Mogło być nie bezpiecznie... - chciałam brzmieć przekonująco, ale nie wiem, czy mi się do końca udało...

- Czemu nie wezwaliście policji? - wiedziałam, że padnie to pytanie, a na zadanie go skusiła się Liz.

Postanowiłam nie oszukiwac ich i opowiedzieć całą prawdę, zaczynając od liściku ze zdjeciem. Przyjęli to dość... Spokojnie...

- To przez niego i jeszcze z nim poszliscie ją ratować? - krzyczał Ash, nie mogąc ustać w miejsu.

W zasadzie to nikt poza Allie i Jedem już nie siedział. Wszyscy byli tak zaskoczeni, że nie byli w stanie usiedzieć. 

- Możemy mu ufać? - zapytała Liz, zanim zdążyłam odpowiedzieć. 

Spojrzałam na nią z wdzięcznością. Chyba jedyna zrozumiała, o co chodzi...

- Ja mu ufam - powiedziałam bez namysłu.

Nie mogłam mu nie ufać. Uratował mi życie, nie pozwolił, żebym spłonęła w ognistych płomieniach, uratował moją przyjaciółkę. Nie mam prawa go ani oceniać, ani mu nie ufać. Jego przeszłość nie powinna o tym decydować, a on nie jest winny temu, co się dzieje.

- Ja też mu ufam - powiedział Jed, patrząc na mnie - gdyby nie on, nie wiadomo, czy bylibyśmy tu wciąż w tym samym składzie.

- Skoro Wy, to ja też - dołączyła się Liz, patrząc na mnie z pważną miną.

- Ja też - dodał Patric, spoglądając na Asha.

Wszyscy skierowaliśmy wzrok na niego, czekając co on ma do powiedzenia.

Chłopak spojrzał na swoją dziewczynę, która wstała z sofy i stanęła przed nim.

- Policja by mnie tam nie znalazła. Tylko on mógł to zrobić - położyła mu rękę na ramieniu - ja mu ufam.

Ash patrzył na nią spokojnym wzrokiem. Nie do wiary, jak Allie potrafiła na niego wpływać.

- Niech będzie - powiedział, a potem ją pocałował.

- Wierzę, że on zajmie się tą sprawą - powiedziałam, patrząc na przyjaciół - w końcu należy już do naszej małej rodziny - uśmiechnęłam się do nich.

- Trench wie? - zapytał Patric.

Zdziwiło mnie to pytanie. Trench nie wie, ale się dowie w najbliższym czasie.

- Nie widziałam się z nim jeszcze. On też nie pozwoli nas skrzywdzić - powiedziałam pewnie.

Wierzyłam w to, co mówiłam. Wiem, że zależy mu tak samo na mnie, jak i na moich przyjaciołach. 

- Co powiecie na seans filmowy? Mamy wolny dom - powiedział Jed.

Był świadomy tego, że najlepiej, zebyśmy lepiej byli wszyscy razem, niż osobno.

Allie klasnęła w ręce, wyrażając aprobatę.

Włączyli jakąś komedię, ale ja nie mogłam zosatać z nimi. Mój chłopak martwi się o mnie, i muszę mu wszystko wyjaśnić. Ciężko było przekonać Jeda, ale w końcu pozwolił mi wyjść.

Na zewnątrz robiło się już ciemno. Kto by pomyślał, że przez jeden dzień może się tak dużo wydarzyć...

Trench podjechał na podjazd niespełna dziesięć minut po moim telefonie. Wyszedł z samochodu i od razu złączył nasze usta. Moje ciało przeszył miły dreszczyk. Brakowało mi jego cudownych ust. Przybliżyłam się do niego jeszcze bardziej. Trench zaśmiał się, nie przerywając namiętnego pocałunku. Chwycił mnie za nogi i trzymał w powietrzu, przytwierdzoną do jego umięśnionej klatki piersiowej. Zaniósł mnie w stronę samochodu i posadził na siedzeniu.

- Pojedziemy do mnie - powiedział i sam zajął miejsce za kierownicą.

Zrobiłam wielkie oczy.

- Do Ciebie? - powiedziałam zdziwiona.

- Tak, do mnie - zaśmiał się - wiem, że coś się stało i chce wiedzieć co - powiedział poważnie - martwiłem się cały dzień.

Jestem z Trenchem już długo, on u mnie w domu był już nie raz, ale ja u niego jeszcze nigdy. Byłam zaskoczona, że teraz chce mnie zabrać do siebie. Musiał się chyba na prawdę o mnie martwić. 

- Cieszę się, że w końcu zobaczę jak mieszkasz - powiedziałam słodkim głosem.

- Chcę wiedzieć co się stało i pobyć z Tobą. Widzę, że jesteś wykończona - położył mi rękę na udzie - chcę zjeść z Tobą kolację, a potem patrzeć jak śpisz przez całą noc.

Poczułam palenie na policzkach. Trench jest nie samowity... Szaleje przy tym chłopaku, ale miał rację... Byłam wykończona i gdybyśmy pojechali do mnie to musiałby iść od razu po moim zaśnięciu. Czyżby aż tak bardzo się za mną stęsknił? To było takie urocze.

Zatrzymaliśmy się przed małym domkiem, który stał w otoczeniu innych domów. Nigdy wcześniej tu nie byłam. Jed mieszkał w bogatej dzielnicy i myślałam, że jest to jedyna taka dzielnica w Trenton. Muszę przyznać, że się myliłam... Weszliśmy do środka. Dom był mały, ale za to czuć było zamożność właściciela. Spojrzałam zaskoczona na Trencha. Nie spodziewałam się, że mieszka w takim domu. Nie wyobrażałam go sobie jako bogatego chłoptasia.

- Rodzice mi go kupili - powiedział, widząc moje zaskocznie - nie prosiłem ich o to i jest to jedna z niewielu rzeczy, które od niech przyjąłem.

Dziś nie miałam na to sił, ale w najbliższym czasie będę musiała wypytać go o rodzinę. Teraz chciałam opowiedzieć mu wszystko i zasnąć przy jego boku. Potrzebowałam czuć się bezpiecznie chociaż przez jedną noc...

Podeszłam do Trencha i zaczęłam go całować. Nie czekał długo i od razu odwzajemnił moje pocałunki, przejmując władzę. Wziął mnie na ręce i zaniósł do łazienki. Posadził mnie na wannie i pocałował w czoło. Zaśmiał się głośno i odsunął na krok.

- Pewnie marzysz o kąpieli - w zasadzie to nie było to, o czym teraz marzyłam... przeszło mi przez myśl - tam są ręczniki i podkoszulki  -wskazał na szafkę - ja przygotuję coś do jedzenia i wtedy pogadamy - pocałował mnie krótko i opuścił łazienkę.

Po chwili siedzieliśmy przy stole i zajadaliśmy się kanapkami. Miał rację, byłam głodna jak wilk, a kąpiel była niesamowita. Rozluźniłam się i mogłam pozbierać myśli. Po skończonej kolacji poszliśmy do jego sypialni i wtuliłam się w jego ramię. Czułam się taka bezpieczna i kochana. Wdychałam zniewalający zapach jego skóry i zaczęłam opowiadać.

Słuchał nie przerywając mi nawet wtedy, gdy mówiła, że Nathaniel był razem ze mną. Słuchał ze spokojem, za co byłam mu wdzięczna. Gdy skończyłam zamilkłam, dając mu do zrozumienia, że teraz może mówić.

- Powinienem być zły, że mi nie powiedziałaś, ale nie jestem - pocałował mnie w czubek głowy - nie dziwię się, że przyjaciele są dla Ciebie najważniejsi, ja bym zrobił to samo dla Ciebie - mówił spokojnie - Nathaniel musi znaleźc tego kogoś, a ja zamierzam mu pomóc. Nie pozwolę, żeby ktoś skrzywdził Ciebie, albo kogoś, kogo kochasz i na kim Ci zależy.

Słuchałam ze łzami w oczach, to wszystko, co mówił... Dotarło do mnie, że jestem zakochana  w tym chłopaku na zabój, na zawsze. Nic nie będzie w stanie tego zmienić. Trench przytulił mnie mocniej do siebie.

- Śpij Scarlett.

Szłam po fabryce, w której byłam dzisiaj z Jedem i Nathanielem, tylko tym raze byłam sama. Nagle usłyszałam głośne krzyki dochodzące z innego pomieszczenia. Szybko schowałam się za śnianą i nasłuchiwałam. Krzyki stawały się coraz głośniejsze, aż zza drzwi wyszedł jakiś mężczyzna, a za nim dwóch kolejnych, którzy prowadzili Allie.

Ledwo utrzymałam równowagę. Przecież Allie jest u Jeda w domu z Ashtonem i resztą! Zaraz po nich ktoś wyprowadził Jeda, Liz i Patrica. Czekałam, myśląc, ze zaraz wyprowadzą Ashtona, ale myliłam się. Mężczyzna zamknął drzwi, skąd ich przyprowadził. Klęczeli obok siebie cali zakrwawieni. Światło było słabe, ale tyle zdołałam dostrzec.

- Wiem, że gdzieś tu jesteś - usłyszałam nagke znajomy głos.

Na wielką płytę wszedł znajomy mi mężczyzna.

- Nie było Cię dzisiaj w szkole, więc musisz być gdzieś tutaj - powiedział z radością w głosie mój nauczyciel od biologi.

Zacisnęłam zęby z wściekłości.

- Scarlett nie wychodź z kryjówki - usłyszałam z trudem wypowiedziane słowa przez Jeda.

Dean podszedł do niego i walnął go pięścią w twarz. Jed upadł na beton, leżąc nieruchomo.

Poczułam łzy pod powiekami. Chciałam rzucić się na Cyborga i uwolnić moich przyjaciół, ale coś nie pozwalało mi się ruszyć. 

- Jak mu było? - powiedział nauczycie, patrząc na Allie.

- Ash - zasmiał się sam do siebie - szkoda chłopaka - dodał z udawanym smutkiem.

Allie nawet na niego nie spojrzała, tylko patrzyła w podłogę, tak samo jak reszta. 

- Scarlett uciekaj! - krzyknęła, po czym Cyborg wyciągnął pistolet i wystrzelił prosto w moją przyjaciółkę.

Upadłam zapłakana na beton.

- Nie! - krzyczałam zrozpaczona - Allie! - patrzyłam, jak moja przyjaciółka upada na beton i leży w kałuży krwi.

Miałam wrażenie, że nikt mnie nie słyszy, bo Cyborg nawet nie zwrócił uwagii na mój głośny szloch i krzyki.

Dostrzegłam coś obok swojej nogi. Nóż z czarną rękojeścią. Bez wahania wzięłam go do ręki i wstałam na nogach. Miałam je jak z waty i ciężko było utrzymać mi równowagę, ale nie zważałam na to. Wyszłam zza ściany i pewnym krokiem udałam się w stronę centaralnego placu, gdzie byli moi przyjaciele.

- Ty będziesz następny - powiedział do Patrica, który najgłośniej rozpaczał po stracie Allie.

Dean wyciągnął w jego kierunku broń, gdy ja głośno krzyknęłam

- Stój! - biegłam w ich stronę.

Stanęłam przed nauczycielem i zaczęłam okładac go pięściami. To nic nie dawało. Nacisnął spust i pocisk przeszył ciało Patrcia, który znalazł się tuż obok Allie. 

Zaczęłam zadawać Cyborgowi ciosy nożem. 

- Scarlett, ile osób ma zginąć, zanim wyjdziesz? - zaśmiał sie nienawistnie i wystrzelił kolejny pocisk, tym razem w Liz.

Mężczyzna śmiał się w niebogłosy.

- Najlepsze na koniec - wskazał na swoich strażników - dawać ich!

- Przecież ja tu jestem! - krzyczałam mu prosto w twarz - Weź mnie sobie! Zabij mnie! - krzyczałam, okłądając go pięściami.

Zachowywał się tak, jakby mnie tu w ogóle nie było. Już nie miałam sił i podbiegłam do leżących nieruchomo moich przyjaciół.

- Będzie dobrze - powtarzałam bardziej do siebie, niż do nich.

Klęczałam w dużej plamie krwii, głaszcząc Allie po posklejanych od krwi włosach.

- Zobaczymy, na którym bardziej Ci zależy - powiedział, gdy moim oczom ukazały się postacie Nathaniela i Trencha.

- Zostaw ich! - krzyczałam przez łzy - Weź mnie sobie, ale ich zostaw! 

- Możesz ich uratować - powiedział - Tylko wyjdź z ukrycia.

Już nie miałam sił na płacz ani na krzyki. Dean mnie nie widzi, a Trencha i Nathaniela zabije bez tego. Byłam tego pewna. Nie wahał się zabić tych, to i ich się nie zawaha. Nagle poczułam zimne ostrze, przeszywające mnie od środka. Odwróciłam głowę do tyłu i zobaczyłam Jeda, który wbił mi mój nóż w plecy. Patrzył na mnie z uśmiechem.

- Obudź się Scarlett - docisnął nóż i szybko go wyciągnął, wbijając kolejny raz.

Zaczęłam czuć, że się topie, nie mogłam złapać powietrza.

- Obudź się - usłyszałam coraz bardzie ciche słowa.

Nagle ledwo łapiąc oddech otworzyłam oczy. Zaczęłam się dusić i głośno kaszleć. Nade mną siedział Trench, który potrząsał mnie za ramię. Zobaczył, że mam problem ze złapaniem oddechu więc szybko podniósł mnie do pozycji siedzącej. Złapałam oddech i zaczęłam miarowo oddychać, ale wciąż czułam na sobie zimno metalu i czułam woń świeżej krwi moich bliskich.

- To był tylko sen - powiedział, głaskając mnie po głowie - Tylko sen Scarlett.

Oto nowy rozdział! Mam nadzieję, że nie jesteście bardzo źli na mnie, że musieliście tak długo czekać ;* Co o nim myślicie? Czy takie sny pojawiają się ot tak same z siebie? :D Do następnego moi Kochani ! 

writerka

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top