Rozdział 19

Allie obudzila się w małym, ciemnym pomieszczeniu. Leżała na cienkim kocu, który kiedyś był różoway, a teraz podziurwiony i cały czarby od kurzu. Był jej posłaniem i pewnie nie tylko jej, gdyż nie wyglądał na nowy koc, który ktoś tu przyniósł specjalnie dla niej. Dziewczyna wstała z ziemi i rozejrzała się dookoła. Jedno, małe okno, które było tak wysoko, że nie było sznas żeby zobaczyć przez nie co kolwiek, chociażby najmniejszą wskazówkę, na zlokozlizowanie swojego położenia. Na przeciwko niej stały duże, metalowe drzwi. Podbiegla do nich ledwo tzrymając się na nogach i zaczęła walić z całych sił.

- Pomocy! - krzyczała przerażona - Czy ktoś mnie słyszy?

Uderzała w twarde drzwi i szybko zrozumiała, że był to zły pomysł. W jednej chwili poczuła ogromny ból w czaszce. Jakby ktoś wbijał jej wielkie ostrze wprost w głowę. Allie osunęła się wzdłuż drzwi, łapiąc się za głowę.

- Pomocy - powiedziała już błagalnym tonem i resztką sił. 

Nigdy nie czuła tak wielkiego bólu i nie miała pojęcia, co mogłaby z nim zrobić. 

 - Czy ktoś tutaj jest? - zaczęła szlochać.

Przeczołgała się w kąt, gdzie leżało jej posłanie i położyła się w pozycji embrionalnej. Im mniej będzie się ruszać, tym lepiej dla niej. Mniej bólu będzie czuła.

Nie zastanawiała się, gdzie teraz jest, kto ją porwał, czy Scarlett jest cała... Każda próba jakiej kolwiek myśli przyprawiała ją o okropny ból głowy. Zamknęła oczy, a po jej policzku spłynęły ostatnie łzy. Czuła się okropnie, ale postanowiła, że nie będzie więcej płakać. Będzie silna.

Nagle drzwi do małego pomieszczenia otworzyły się z wielkim impentem i stanął w nich młody, wysoki brunet o bardzo ostrych rysach twarzy. Stanął w drzwiach i patrzył na dziewczynę z dziwnym uśmieszkiem. Allie zdołała dostrzec dziwną dziarę na jego prawym policzku. Jakby ktoś drasnął go nożem. Szybko jednak odwróciła wzrok od jego policzka i spojrzała prosto w obojętne oczy chłopaka. Jej wzrok wyrażał ból i blaganie. Patrząc na niego prosiła o litość, dawała do zrozumienia jak bardzo cierpi. Mężczyzna odebrał wszystko, co Allie chciała mu przekazac, ale zareagował trochę inaczej, niż się spodziewała...

- Widzę, że moja miksturka usypiająca przyniosła planowane rezultaty - przybrał wyprostowaną postawę - uśpił Cię, a teraz robi swoje.

- Kim do cholery jesteś - Allie zebrałą siły na zadanie tego pytania.

- Grzeczniej proszę - chłopak wszedł do środka i stanął nad głową Allie - No no no - pokręcił głową - nie sądziłem, że mój środek będzie aż tak dobry - uśmiechnął się tryumfalny - powiedz mi... - kucnął i był prawie na tej samej wysokości, co dziewczyna - bardzo boli? - zapytał z udawaną troską, a wręcz szydersko.

- Wal się - odpowiedziała Allie przez zęby.

Chłopak chwycił ją za włosy i podciągnął w górę. Dziewczyna jęknęła z jeszcze większego bólu, jaki wywołał chłopak.

- Jesteś nie grzeczna - powiedział, po czym puścił głowę dziewczyny - na szczęście zostajemy razem jeszcze tylko chwilę - wstał i przeszedł się po pomieszczeniu.

Allie patrzyla na niego z nienawistym spojrzeniem. Wiedziała, że twarz bruneta z blizną na twarzy będzie ją długo męczyć w koszmarach, o ile jest jej pisane jeszcze takowe mieć...

Chłopak znowu się zatrzymał i popatrzył na Allie uważnie.

- Masz bardzo ładną buźkę - powiedział oschłym tonem.

W głowie dziewczyny było tysiąc myśli na temat tego, co jej oprawca może z nią zrobić... Nie chciała pokazać, że się boi, ale to wszystko było sielniejsze od niej. Po jej policzku zaczęła spływac łza, jedna za drugą. Nie zaczęła szlochać, co dużo ją kosztowało silnej woli i zapracia. Pozwoliła sobie tylko na łzy, ale jej wzrok się nie zmienił. Wciąż nienawistnie patrzyła na faceta. 

- Masz też szczęście, że nie mogę Cię tchnąć - powiedział z wyczuwalnym zawodem w głosie.

- Obyś spalił się w piekle - powiedziała Allie, wypuszczając słowa z największą nienawiścią, na jaką się zebrała.

Chłopak zaczął się śmiać, a potem spojrzał na nią dziwnym wzrokiem.

- O to się nie martw - spojrzał porsto w jej ostre spojrzenie - już przeżyłem piekło.

Rzucił jej małą buteleczkę, która wylądowała na kocu.

- To Ci pomoże - odwrócił się i opuścił pomieszczenie.

Allie otarła łzy z oczu. Na razie jestem bezpieczna, pomyślała. Podniosła mały przedmiot, który leżał obok niej. Po chwili dziewczyna trzymała w ręku małą fiolkę z płynem w środku. Odkręciła i powąchała. Szybko odsunęła butelkę od siebie, a ból w głowie stał się jeszcze większy. Allie ine potrzebowała więcej czasu, żeby się zastanawiać, żeby wiedzieć co zrobi. Zamknęła oczy i jednym tchem pochłonęła całą zawartość fiolki. Gdy reszta ochydnego płynu przeszła przez jej gardło zaczęła kaszleć z obrzydzenia. Nie wiedziała, czy dobrze zrobiła, czy nie... Liczyło sie dla niej tylko jedno. Żeby ten cholerny ból w końcu ustał! Położyła sie znowu na obrzydliwym kocu i czekała. Zamknęła oczy, skupiając się na pusowaniu, któe czuła w głowie. Pulsy stawały się coraz rzade, aż w końcu całkowicie ustały. Otworzyła powoli ocz. Dlaczego on jej pomógł? Wstała z łóżka i tym razem na spokojnie mogła rozejrzeć się po pomieszczeniu. Zauważyła, że okno nie było tak wysoko, jak jej się wcześniej wydawało. Stanęła na palcahci wyprężyła szyję. Przez brudne, małe okienko zdoałała dostrzec tylko jedno. Będzie ciężko znależć drogę do domu.

Usiadła na kocu.

- Scarlett, muszę Cię znaleźć.

Jechaliśmy z dużą prękością przed siebie. Ja nie miałam pojęcia, gdzie jedziemy, Jed tak samo. Mathiu dał namiary Nathanielowi, a o nie chciał się z nami podzielić wiedzą na temat tego, gdzie jest nasza przyjaciółka. Nawet nie chciałam myśleć, czy Allie teraz cierpi... I to wszystko z mojej winy... Potrząsnęłam energicznie głową, nie chcąc teraz o tym myśleć.

- Zadzwoń do Twojego taty - powiedział Jed - żeby się nie martwił, że Cię nie ma i powiedz...

Nagle przerwał mu Nathaniel w pół słowa.

- Powiedz, że spałaś u Jeda i od niego pojechałaś do szkoły.

Spojrzałam na Jeda, a potem na Nathaniela.

- To samo miałem jej powiedzieć - powiedział mój przyjaciel. 

Zrobiłam jak kazali mi moi towarzysze i szybko wykręciłam numer taty. 

- Poczta - powiedziałam, gdy usłyszałam "Nie mogę teraz odebrać, zostaw wiadomość.

- Nagraj się - powiedzał Jed, spoglądając na mnie co chwila.

Tak też zrobiłam, próbowałam zachować naturalny głos. Jakby nic się nie stało... Kolejne kłamstwo... Jak ja się potem z tego wszystkiego wyplącze.

- Dlaczego nie pójdziemy z tym na policję?- zapytałam, chowając telefon.

- Allie nie porwał przypadkowy Kowalski - powiedział Nathaniel - Tacy ludzie nie lubią psów - dodał.

- Skąd wiesz? - zapytałam, patrząc na niego czujnie.

Miałam nadzieję, że się na czymś potknie, ze powie coś, czego nie powinien mówić, a potem zmuszę go, żeby powiedział resztę. Jednak nie uzyskałam odpowiedzi, jakiej oczekiwałam.

Twarz Nathaniela nie zmieniła się pod żadnym względem. Mroczna, tajemnicza, nie do rozszyfrowania. 

- Żyję w bardziej realnym świecie niż Ty - spojrzał na mnie - Scarlett.

Byłam zaskoczona jego umiejętnościami. Był niesamowitym aktorem, ukrywał wszystko pod mroczną maską. Nie wierzę, że on taki po prostu jest, bo nikt taki nie jest. Każdy się czymś przejmuje i czymś się martwi. Nie ma osób bez emocji, a nie wierzę, że ten chłopak jest ich pozbawiony. Nagle rozległ się dźwięk mojej komórki. Oboje spojrzeli po sobie, a potem na mnie. Pewnie tata odsłuchał wiadomość. Wyjęłam telefon i od razu wiedziałam, że to nie był mój tata.

- Trench, tak się cieszę, że Cię słyszę - powiedziałam szczerze.

Marzyłam, żeby przytulić się w jego ramiona, żeby mnie objął i powiedział, że wszystko będzie dobrze, że Allie nic nie jest, i że ją uratujemy. Tak bardzo chciałam mu o wszystkim powiedzieć... Z jego pomocą na pewno byśmy ją uratowli.

- Jestem w szkole i nigdzie Cię nie widzę - powiedział zawiedziony - stęskniłem się za Tobą.

Na te ostatnie słowa poczułam falę gorąca. Nie. Nie mogłam teraz myśleć o Trenchu, gdy moja najlepsza przyjaciółka jest w niebezpieczeństwie. Utaliliśmy, że nikt nie dowie się o tym wszystkim, dopóki Allie nie wróci z nami cała i zdrowa do domu. Muszę być konsekwenta.

- Trench, pogadamy od razu jak wrócę. Nie mogę powiedzieć, gdzie jestem - dodałam szybko - wrócę szybko i będziemy mogli się sobą nacieszyć.

Usłyszałam zakpienie ze strony Jeda i popchnęłam jego fotel, na ktorym siedział zaraz przede mną.

- No dobra Scarlett, ale na pewno wszystko w porządku? - dopytywał Trench.

- Jasne - powiedziałam jak najsłodziej tylko umiałam.

Musiałam sprawić, że mi uwierzy w to, co mówię.

- Kocham Cię Trench - dodałam, zanim się rozłączył.

- Ja Ciebie też, wracaj szybko - dodał, po czym usłyszałam głuchy dźwięk.

Schowałam telefon i chciałam udawać, że tej rozmowy przed chwila nie było, ale Jed mi na to nie pozwolił.

- Czego chciał Romeo? - zapytał.

- Sprawdzał co u mnie - odpowiedziałam spokojnie.

- Nie ufa Ci, że musi Cię sprawdzać? - dodał z uśmieszkiem na twarzy.

Spojrzałam na Nathaniela. Był niewzruszony naszą rozmową, siedział tak, jakby nas tu nie było. Tylko on, cel i droga do pokonania.

- Mamy ważniejsze sprawy teraz na głowie, nie sądzisz? - uśmiechnęłam się do przyjaciela.

Nie chciałam wszczynać z nim kłotni, dotyczącą mnie i Trencha. Nie teraz, gdy Allie grozi nawet utrata życia. Nie teraz, ani nigdy. Nie chcę kłócic się z Jedem o Trencha.

Chłopak głośno wzdechnął i oprał się o siedzenie. Ja zrobiłam dokładnie to samo, patrząc przez szybę. 

Gdy wyszłam z domu było ciemno, a teraz budził się kolejny, mroźny poranek. Nie wiedziałam, gdzie jedziemy, wiedziałam tylko tyle, że Allie jest w jakiejś starej fabryce,a przynajmniej była, gdy Mathiu namierzył jej komórkę. Nie... Dalej tam jest. Przyjaciel Nathaniela miał śledzić jej ruchy, a w razie czego dzwonić do nas, czego do tej pory nie zrobił. A to oznaczało tylko jedno. Jesteśmy coraz bliżej mojej przyjaciółki.

Wjechaliśmy w jakąś uliczkę. Już od dawna nie byliśmy w Trenton, tego byłam pewna. Nathaniel zatrzymał samochód i założył na głowę czarny kaptur od jego kórtki.

- Teraz pójdziemy pieszo - powiedział i wysiadł z samochodu.

- Czemu pieszo - zpytał Jed, gdy wszyscy staliśmy już na zewnątrz.

- Znam tą fabrykę, w której ją tzrymają. Dookoła nie ma właściwie nic. 

- Nie chcemy żeby nas zobaczyli - powiedziałam, idąc za nimi.

- Właśnie - Nathaniel spojrzał na mnie uważnie.

- Jest Ci zimno - powiedział krótko.

- Trzęsę się z nerwów, nie z mrozu - powiedziałam i wyprzedziłam Go. 

Wyszliśmy zza uliczki, gdzie zostawiliśmy samochód, a naszym oczom ukazał się wielki budynek. Nathaniel miał rację, że w zasadzie nic tu nie ma. Duża, opuszczona fabryka, a dookoła pozaczynane robtoy. Nie miałam pojęcia czym zajmowała się, zanim ktoś ją zamknął i nie chciałam wiedzieć. Chciałam znaleźć w środku moją przyjaciółkę i wziąć ją do domu. 

Nathaniel kucnął na śniegu i przejechał ręką po wyrzłobienach.

- Ktoś tu był samochodem w ostatnim czasie - powiedział wstając, i wracając do nas.

- Ale nigdzie nie ma samochodu - powiedział Jed, rozglądając się w koło.

Nathaniel puścił to mimo uszu i spojrzał na mnie.

- Pamiętasz co Ci dałem? - zapytał.

Od razu przed oczami stanęła mi scena z domu Nancy i pokiwałam głową.

- Nie wahaj się - dodał i spojrzał na Jeda - Idziemy.

Jed skinął lekko głową i mogę przysiąc, ze usłyszałam, jak głośno przełyka ślinę. Nie dziwię się mu. Denerwowałam sie równie bardzo co i on, ale myśl, że ona gdzieś tu jest była większa od strachu. 

Przeskoczyliśmy przez ogrodzenie i poruszaliśmy się wzdłuż budynku, jak najbliżej ściany. Fabryka nie była wielkich rozmiarów. Była szersza niż wyższa. Szliśmy za Nathanielem, nie tracąc czujności nawet na moment. Po chwili znaleźliśmy się przy wejściu. Duże, ciężkie drzwi z wybitymi szybami. Weszliśmy do środka i uderzył na odur wilgoci i grzyba. Nathaniel rozejrzał się dookoła, a potem zezwolił nam na wejscie dalej. W środku były gołe ściany. Ktoś chyba zrezygnował z tego miejsca tak szybko, jak je kupił. Zaleźliśmy się w wielkim pomieszczeniu, a w zasadzie korytarzu. Wielka, prostokątna płyta zajmowała prawie całą powierzchnię fabryki. Tu pewnie miały się znaleźć różnego rodzaju sprzęty i maszyny.

- Nie sądzicie, że jest tu zbyt pusto? - wtrącił Jed, wyrywając mnie z martwej ciszy.

Nathaniel spojrzał na niego czarnymi, szklistymi oczyma, a potem na drzwi, które rysowały się za plecami mojego przyjaciela.

Jed szybko się odwrócił i spojrzał w tym samym kierunku. Ścisnęłam mocno w dóni czarny nóż, którym obdarował mnie dzisiaj Nathaniel. Ruszyliśmy w stronę drzwi. Cała się trzęsłam ze strachu. Nie by to jednak strach o mnie. Bałam się tego, co mogliśmy zastać za tymi okropnymi drzwiami.

Nathaniel nacisnął na klamkę. Drzwi były zamknęte. Chłopak wziął wielki rozmach i z całej siły kopnął w dzwi. Nie stwaiały oporu jego sile i z hukiem walnęły na podłogę. Powoli weszlismy do środka. Dwa krzesła i stolik. To wszystko, co się tu znajdowało. Ani śladu Allie. Spojrzałam zdenerwowana na Nathaniela, ale na jego twarzy jak zwykle nie rysowało się nic, oprócz obojętności. 

- Tam - Jed wskazał na nierówno pomalowaną ścianę na przeciwko nas.

- Drzwi - powiedziałam, nabierając nadziei, że właśnie za nimi znajdziemy moją przyjaciółkę.

Nathaniel znowu poszedł pierwszy i nacisnął klamkę. Dzrwi tym razem nie stawiały oporu i otworzyły się. Stanął w nich i od razu spojrzał na mnie.

Wiedziałam co mówi to spojrzenie. Serce zaczęło mi szybko bić, a ręce mi drżały, aż prawie upuściłam nóż. Schowałam go za spodnie i rzuciłam się w stronę ukrytego pomieszczenia. 

Wpadłam do środku i od razu zobaczyłam postać, leżącą nieruchomo na brudnym kocu. Łzy zaczęły spływac mi po policzkach. Poczułam czyjś dotyk na swoim ramieniu. Jed stał tuż obok mnie i chciał dodać mi otuchy. Czyżbyśmy się spóźnili? Wszystko wewnątrz mnie krzyczało. to wszystko moja wina! Allie... Moja kochana, bezbronna Allie leżała na tym kocu całkiem nieruchomo.

Nie mogłam zrobić żadnego ruchu, czy też otworzyć usta, żeby cokolwiek powiedzieć. Oboje z Jedem staliśmy jak zaczarowni i patrzyliśmy na naszą przyjaciółkę. Poczułam, że zaciska mocniej palce na moim ramieniu. Łzy płynęły ciurkiem po mojej twarzy. Nathaniel stanał obok nas i spojrzał na mnie. Czy zobaczyłam ból w jego oczach? Nie. W jego oczach była pustka, nic nie dało się wyczytać z jego spojrzenia. Przeszedł dalej i kucnął obok Allie. Był do nas plecami, więc nie mogłam zobaczyc co robi, ale nachylił się nad nią, a potem spojrzal na mnie. Jego spojrzenie było jakieś inne. Całkiem inne, niż jeszcze kilka sekund temu. O nie... Nie! Nie! Nie! To wszystko nie tak miało być! Płacząc i trzęsąc się upadłam na kolana, gdy nagle odezwal się Nathaniel.

- Ona śpi.

Witajcie moi kochani! Mam nadzieję, że wciąż śledzicie losy Scarlett :D Jeśli sie Wam podobało, to zosatwcie po sobie jakis ślad ! :D Całe szczęście Allie nic nie jest i tylko śpi :D do następnego ;*

writerka

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top