Rozdział 12
Nathaniel przeniósł wzrok z wysiadającego chłopaka na mnie.
- Lepiej Ty mi to powiedz. Pewnie przyjechał tu za Tobą - patrzył na mnie ze złością w oczach.
- Myśli, że jestem w szkole! To nie przeze mnie - obruszyłam się na jego oskarżenie, jednak ważniejsze teraz było dla mnie wyjaśnienie tego wszystkiego.
Nathaniel jeszzcze chwilę na mnie paytrzył, po czym odwrócił się do mnie plecami i opuścił pomieszczenie. Przez chwilę zdezorientowana patrzyłam jak odchodzi, ale szybko ruszyłam za nim. Nathaniel schodził po schodach, a ja byłam tuż za nim, gdy nagle rozległo się pukanie do drzwi. Trench nie czekał, aż ktoś otworzy mu drzwi, tylko wszedł do środka. Przytojny brunet stał w drzwiach i od razu zauważył mnei, stojącą obok Nathaniela. Zrobił zdziwioną minę i patrzył raz na mnie, raz na Nathaniela.
- Scarlett? Co tu robisz? - podszedł do mnie i patrzył prosto w moje oczy.
- A Ty? - zapytałam z równym zdziwieniem co on.
Nie wiedziałąm, co mu powiedzieć, nie wiem czy powinnam mówić prawdę. Zabroniłby mi spotykania się z Nathanielem. Trench odsunął się ode mnie i spojrzał na Nathaniela, który milczał i tylko się nam przyglądał.
- Przyszedłem się z nim pogodzić - powiedział z usmiechem - chciałem to zrobić dla Ciebie, ale widzę, że... - nie dałam mu dokończyć i rzuciłam mu się na szyję.
- Nie chcę wam przeszkadzac, ale jestem zajęty i powinniście już iść - powiedział Nathaniel, przerywając nasze czułości.
Jak oparzona odsunęłam się od Trencha, nie chcać straciś jedynej szansy, na ich rozejm. Uśmiechnęłam się szeroko do Natahniela, wiedząc, że wcale nie ma żadnych planów i krótko powiedziałam.
- Poczekam na zewnątrz, żebyście mogli porozmawiać - z szerokim uśmechem wyszłam z domu.
Czarne BMW Trencha stało zaraz przy wejściu, na zewnątrz było trochę zimno, więc postanowiłąm, że poczekam w środku. Zajęłam miejsce na przednim siedzeniu i przyglądałam się drzwiom, czekając, aż się otworzą. Byłam taka szczęśliwa. Trench dla mnie chciał się pogodzić z Nathanielem, to było takie kochane z jego strony, zwłaszcza, że jeszcze wcale go o to nie prosiłam. Rozsiadłam się wygodnie na fotelu. Nie dziwię się, że chciał się z nim pogodzić, przecież Nathaniel uratował mnie z płonącego... Moment. Usiadłam prawie na baczność, gdy drzwi od domu nagle się otworzyły i Trench wyszedł ze środka. Chłopak otworzył drzwi i usiadł obok mnie.
- Co u niego robiłaś? - zapytał z poważną miną.
- Okłamałeś mnie - popatrzyłam na niego z wyrzutem.
Trench zrobił trochę zdziwioną minę, ale szybko się jej pozbył i patrzył na mnie, nic nie mówiąc. Był to dla mnie znak, że mogę kontynuować.
- Kto wyciągnął mnie z płonącego budynku?
- Strażak - odpowiedział bez zastanowienia.
- Kto Ci tak powiedział? - przewierciłam go wzrokiem.
Jak on tak mógł... Kłamać mi prosto w twarz.
- Jed. Rozmawiałem z nim przez telefon zaraz po tym, jak trafiłaś do szpitala.
- Nie kłam! - krzyknęłam na niego drżącym głosem - Jed nie rozmawiał z Tobą na ten temat! - poczułam łzy pod powiekami. Czemu on nie chce powiedzieć mi prawdy...
- Scarlett uspokój się - Trench chwycił mnie za ręce - pokazać Ci ostatnie połączenia?
Trench patrzył na mnie z poważną miną i pewnością w oczach. Zaczęłam się zastanawiać nad jego relacją, byłam coraz bardziej przekonana, że mówi prawdę.
- Pokaż - poprosiłam.
Trench nie czekał długo, wyjął z kieszeni telefon komórkowy i szybko znalazł to, co mogło mnie przekonać do jego racji.
- Widzisz? - wskazał na połączenie - numer się zgadza, data się zgadza, wszystko się zgadza - odłożył telefon i przyglądał mi się.
Zrezygnowana opuściłam dłonie na kolana. Nie rozumiem... Skoro Trench mówi prawdę, to Jed musiał mnie okłamać. Trench bezapelacyjnie mówił prawdę, ale jaki Jed miał intreres w tym, żeby mnie okłamać?
- Scarlett, czemu miałbym Cię okłamywać? - zapytał, całując mnie w czoło.
Popatzryłam mu prosto w oczy przepraszającym wzrokiem.
- Trench, tak bardzo Cię przepraszam, powinnam była ufać Tobie, a nie Jedowi. Przecież to Ty jesteś moim... - Trench przerwał mi w pół słowa łącząc nasze usta w gorącym pocałunku.
Przez moje ciało przebiegł przyjemny dreszczyk. Właśnie tego było mi trzeba, bliskość jego ust, ciała... Objął mnie za szyję i ptrzyciągnął jeszcze bliżej do siebie. To było takie niesamowite. Uczucie, że jesteś dla kogoś najeważniejsza na świecie jest nie do opisania. Zamknięci w swoich ramionach byliśmy odcięci od reszty świata. /nasze usta pasowały do siebie idealnie, a wręcz były dla siebie stworzone. Sposób, w jaki Trench mnie całował był niesamowity. Nigdy wcześniej się tak nie czułam. Owsze, miałam już kilku chłopaków, ale nigdy to nie było nic poważnego. Tym razem jednak czuję inaczej. Jestem przekonana co do swoich uczuć do tego chłopaka, i wiem też, że on również kocha mnie. Przy nim nie musze nikogo udawać i nareszcie mogę być sobą. Nie, żebym nie mogła być sobą w gronie moich przyjaciół. Przyjaciele to jedno, a obecnośc chłopaka, to drugie. Trench sprawia, że mimo tych wszystkich niepowodzeń, które mnie osttanio napotykaja wciąż mam chęci do życia, bo wiem, że mam dla kogo żyć. Chłopak oddychał coraz ciężej i ja z resztą też. Jeszcze bardziej przysunęłam do siebie ciało chłopaka, gdy nagle przerwał nam dźwięk silnika, podjeżdżającego samochodu. Trench odsunął się ode mnie nie chętnie z smiesznym grymasem na twarzy, na co ja odpowiedziałam delikatnym pocałounkiem w jego czoło.
Spojrzałam w lusterko i zobaczyłam Jeda, który właśnie wysiadał ze swojego samochodu. Zatrzymał się przed przednią szybą lekko zdziwiony obecnością Trencha, jednak szybka stanął przed moimi drzwiami i wskazał dłonią, żebym otworzyła okno. Z nieukrywalną niechęcią zrobiłam o co poprosił i spojrzałam na nieg surowo.
- Słucham? - zapytałam obojętnie.
Jed trochę zdziwiony moim zachowaniem spojrzał na Trencha, a potem znowu na mnie. Wytzrymałam jego spojrzenie, po czym odwróciłam wzrok i patrzyłam się przed siebie.
- Miałem po Ciebie przyjechac, tak więc i jestem - powiedział z uśmiechem.
- Nie musiałeś się fatygować - odpowiedziałam ostro - mój chłopak mnie odwiezie.
Nie musiałam patrzec na Jeda, żeby wiedziedc, że jest nieźle zbity z tropu i nie dziwię się mu. Nigdy się tak nie zachowywałam bez powodu, o którym on nie wiedział. Tylko tym razem było inaczej. Okłamał mnie, oszukał, prosto w twarz! Zawiódł moje zaufanie. Nie czekając na jego odpowiedź zwróciłam się do Trencha.
- Jedźmy już kochanie - chłopak bez namysłu odpali silnik i ruszył z podjazdu.
Spojrzałam jeszcze krótko w tylne lusterko. Jed patrzył na odjeżdżający samochód totalnie zbity z tropu i zdziwiony. Dobrze mu tak, pomyślałam. PAatrzyłam przez szybę, na mijane, ośnieżone drzewa, które tym razem nie robiły na mnei żadnego wrażenia. Jak on mógł mnie okłamac? Niby niewielkie kłamstwo, ale jednak. I to prosto w oczy, nigdy bym Go nie podejrzewała o takie coś. To jemu mówiłam o wszystkim, bez względu na wszystko i ufałam mu, a on to wykorzystał. A jeśli nie pierwszy raz? A co, jeśli Jed okłamywał mnie notorycznie, tylko nigdy nie miałam możliwości się o tym dowiedzieć? Ta myśl mnie dobijała, czułam się jakby ktoś zasadził mi niezłego kopniaka w brzuch. Miałam wyrzuty sumienia, że tak ostro go potraktowałam. Ale co ja miałam zrobić? Nie chcę go stracić, ale też nie chce być oszukiwana. Nie nawidzę, gdy ktoś ukrywa przede mną prawde i nie jest szczery. Zatrzepotałam kilkukrotnie, żeby pozbyć się łeż, któe zaczęły się gromadzić pod moimi powiekami. Spojrzałam na Trencha, który rozumiał, że nie chcę teraz rozmawiać i musze sobie wszystko przemyśleć. Skupiony na drodze jechał w milczeniu i byłam mu za to wdzięczna. Nie miałam teraz ochoty na rozmowę z nikim. Musiałam sobie dobrze przemyśleć, co teraz z tym wszystkim zrobię. To takie zabawne... Trencha znałam nie spełna kilka miesięcy, Jeda całe życie i to właśnie Trench okazał się być godnym zaufania. Nie Jed, któym zawsze ufałam. To brzmiało tak przykro...
- Trench? - zapytałam cichym głosem.
- O co chodzi? -spytał nie odrywając wzroku od jezdni.
- Kocham Cię.
Trench spojrzał na mnie z zadziornym uśmiechem.
- Wiem Scarlett.
- A Ty?
Chłopak patrzył na mnie uwodzicielsko.
- Miałem wcześniej kilka dziewczyn - powiedział - ale nigdy nie żadnej nie kochałem tak, jak Ciebie Scarlett.
Poczułam, że moje policzki nabierają czerwonego odcienia, gdy mi to wyznał. Na moją nietypową rekację zaśmiał się nonszalancko i przeniósł wzrok ze mnie na drogę. Poczułam nagłą ulgę i radość na myśl, że mogę mu ufać. teraz tego właśnie potrzebowałam.
Trench zgasł silnik i odwrócił się w moim kierunbku.
- To może opowiesz mi teraz, co robiłaś u Nathaniela?
Nie zastanawiając się ani chwili opowiedziałam mu wszystko po kolei.
- Wyjaśnię to z nim, dobra? - zapytał i pocałował mnie w czoło - idziemy gdzieć wieczorem?
- Dziś mam pierwsze zajecia z kickboxingu i nie chcę ich opuścić - powiedziałam ze smutkiem.
- No to widzimy się jutro - zaśmiał się i przekręcił kluczyk w stacyjcce.
- Nie wejdziesz na chwilę? - zapytałam wiedząc, że nikogo do wieczora nie ma w domu.
Chłopak spojrzał na mnie i dostrzegłam pożądanie w jego oczach, jednak tylko przez chwilę.
- Mam jeszcze coś do załatwienia, nie mogę, chociaż bardzo bym chciał - pocałował mnie krótko na pożegnanie.
Wysiadłam z samochodu, poczekałam aż odjedzie i udałam się do domu.
Zagłębiając się w fajny kryminał siedziałam na kanapie, dopóki mój telefon komórkowy nie wydał z siebie głośnego dźwięku.
- Halo?
- Będę u Ciebie za 20 minut - usłyszałam głos mojego "przyjaciela".
- Nie fatyguj się. Poradzę sobie - odpowiedzialam oschle.
- Scarlett, wyjaśnisz mi, czemu się tak zachowujesz w stosunku co do mnie? Co zrobiłem?
Zrobiło mi się Go trochę żal. Powinnam mu powiedziec, o co chodzi, dać szansę wytłumaczenia się...
- Dobra, bądź za 20 minut - nie czekając na jego odpowiedź rozłączyłam rozmowę.
Wstałam z kanapy i poszłam do pokoju, żeby spakować najpotrzebniejsze rzeczy. Tylko co ja właściwie potrzebowałam? Wrzuciłam do torby wszystko, co wydawało mi się najbardziej przydatne i gotowa do wyjścia czekałam na Jeda.
Spojrzałam na zegarek, który mi podarował, gdy tylko zatrzymał się przed moim domem. Ze sumtkiem dotknęłam roleksa jedną dłonią. Chyba powinnam mu go oddać. Wyszłam z domu i wsiadłam do samochodu.
- Cześć - powiedział, co ja zignorowałam.
Chciałam, żeby wiedział, że jestem na niego zła.
- Dobra - powiedział, gasząc silnik.
Spojrzałam na niego pytająco.
- Jedźmy, bo się spóźnimy. Nie chce przegapić pierwszych zajęć - powiedziałam, patrząc na niego z wyzrutem w oczach.
- Pojedziemy, jak powiesz o co chodzi - przewiercił mnie wzrokiem - co zrobiłem?
- Nie powiem, dopóki nie pojedziemy - dodałam i skrzyżowałam ręce na piersiach.
Jed głośno odetchnął i przekręciłkluczyk w stacyjce.
- Zadowolona? - powiedział, ruszając.
Zignorowałam jego docinkę, bo nie miałam najmniejszego zamiaru na żartowanie z nim. Nie po tym, jak mnie okłamał.
- Czy chodzi o Nancy? - zapytał niepewnie.
Spojrzałam na niego, gdy zadał to dziwne pytanie.
- O Nancy? - zapytałam zdziwiona - czemu miało by o nią chodzić?
- No nie wiem - Jed podrapał się po głowie - pojechałem z nią, a jak wróciłem to zaczęłaś się dziwnie zachowywać.
Wynuchnęłam ironicznym śmiechem w odpowiedzi na jego rozmyślenia.
- Nie chodzi o Nancy. Chodzi o Ciebie - powiedziałam ostro.
- Tego też się spodziewałem. Może mnie wtajemniczysz? - zapytał, skręcając w jedną z uliczek.
Zatrzymał samochód na małym parkingu, na którym stało już kilka aut i spojrzał na mnie.
- Mów o co chodzi.
Zmusiłam się, żeby popatrzeć mu prosto w oczy. On nie jest ze mna szczery, to chociaż ja będe szczera z nim.
- Okłamałeś mnie - powiedziałam najpewniej, jak tylko mogłam.
Chciałam, żeby moje słowa trafiły go od środka, żeby poczuł, że się na nim zawiodłam. Jednak tak w głębi serca mialam nadzieję, że będzie miał na to jakieś racjonalne wytłumaczenie i nadal będę mogła mu ufać. Miałam taką nadzieję, jednak nie chciałam mu narazie tego uświadamiać.
Jed wydał się lekko zaskoczony moimi słowami, ale szybko udzielił mi odpowiedzi.
- W czym Cię okłamałem? - nie odrywał wzroku od moich oczu.
Miał takie piękne, zielone oczy... Zrobiło mi się dziwnie smutno w środku. Błagam! Wytłumacz mi to jakoś! Nie chce Ci nie ufać! Krzyczało wszystko wewnątrz mnie.
- Mówiłeś, że nie rozmawiałes z Trenchem. Nadal tak uważasz?
Chłopak spuścił wzrok na kierownicę, a potem znowu spojrzał na mnie.
- Przepraszam, ja tylko... - zaciął się w pół słowa.
Jego pierwsze wypowiedziane słowo zabolało, jakbym dostała prosto w twarz. Miałam nadzieję, że będzie się chociaż trochę starał mi to wszystko wytłumaczyć.
- Czemu to zrobiłeś? - zapytałam drżącym głosem.
Nie chciałam się rozklejać, ale czułam się tak strasznie zawiedziona, że nie mogłam inaczej.
- Chcesz znać prawdę? - zapytał chłopak, uderzając dłonią w kierownicę.
- Tak Jed, chcę znac prawdę. Chcę wiedzieć, dlaczego mój najlepszy przyjaciel mnie okłamał!
Chłopak odetchnął głęboko, jakby zbierał myśli, jednak ciągle nie spuszczał mnie z oczu.
- Nie lubię Go i nie ufam mu. Myślałem, że jak pomyślisz, że On Cię okłamał, to zerwiesz z nim.
Wypowiedział te słowa z taką łatwością... Nie mogłam w to uwierzyć. Co Trench zrobił, że Jed tak bardzo Go nie nawidził?
- Za to teraz nie ufam Tobie - zdenerwowana wysiadłam z samochodu i udałam się w kierunku budynku, który stał obok.
Budynek przypominał jakby starą fabrykę. Idealne miejsce, na zrobienie siłowni. Trening - tego teraz potrzebowałam - wywalić z siebie wszystkie złe emocje, które się we mnie kłebiły niemiłosiernie.
- Poczekaj! - usłyszałam za sobą głos Jeda, ale nie odwróciłam się w jego stronę.
Gdyby udzielił mi innej odpowiedzi na to pytanie... Pokręciłam energicznie głową, chcąc wyrzucić z niej to wszystko i weszłąm przez duże, ciężkie, metalowe drzwi. Stanęłam przed ladą, która najwyraźniej była recepcją i rozejrzałam się dookoła, szukając kogoś, kto będzie mógł sie mną zająć. Nagle usłyszałam za plecami znajomy głos.
- No no no. Kogo my tu mamy - powiedział mężczyzna.
Nie musiałam się odwracać, żeby wiedzieć, kto był właścicielem tego głosu. Przełknęłam głośno ślinę. Na domiar złego jeszcze Jego mi tu brakowało.
A więc moi kochani czytelnicy ! Bałam się, że nie wyrobię się dzisiaj z rozdziałem, ale nie chciałam Was zawieść, więc wzięłam się i oto mamy dwunasteczkę! Mam nadzieję, że się Wam spodoba :D Liczę na Wasze głosy i komentarze ;* I chciałam Wam bardzo podziękować, za tak dużą liczbę wyświetleń !!!! :D Mam ogromną nadzieję, że chociaż połowie z Was się to podoba :D :* Kocham Was, writerka
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top