3.1 "Oddaleni od siebie"
Maya postanowiła zająć się firmą Forda przez jakiś czas. Jej decyzja nie spotkała się z przychylnością Johna, który nie chciał mieć nic wspólnego z mafią. Nie rozumiał jej działania, zwłaszcza, że zaoferował jej pomoc w zabiciu tych, którzy tylko by jej zagrozili.
Nie pokłócili się, od momentu wyjścia z hotelu nie spotkali się już. Minęły dwa miesiące w ciągu których oboje zajmowali się dosyć różnymi zajęciami. Maya musiała zorientować się w firmie, której tak bardzo nienawidziła. John natomiast eliminował ludzi Forda. Mimo że nie zgadzał się z tym, aby kobieta pracowała w takiej organizacji, to chciał jej w jakiś sposób pomóc pozbyć się osób, należących do ich wroga.
Podczas jednej walki do której doszło nocą, John skonfrontował się z kilkoma jego ludźmi, którzy pilnowali magazynu z bronią. Wick postanowił niszczyć ich zaopatrzenia i likwidować pracowników, chociaż w porównaniu do całej organizacji było to jedynie kroplą w morzu. Nie zamierzał jednak poprzestawać.
Tej nocy był świadkiem czegoś dziwnego. Kiedy zabił już siedmiu strażników, jeden wymierzył w niego od tyłu. Zanim jednak wystrzelił, został powstrzymany przez swojego współtowarzysza.
-To Wick. Nie możemy – powiedział do niego, a John nie miał pojęcia o czym mówił. Dopiero po chwili zaczął domyślać się, że chodzi tu o Mayę.
-Nie dowie się.
Ten jednak pokręcił głową, dając mu do zrozumienia, że nie mogą tego zrobić.
-Masz szczęście Wick – zwrócił się do niego jeden z nich.
John miał już pewność, że mówili o Mayi, ale nie rozumiał dlaczego wydała taki rozkaz. Przecież o nic jej nie prosił.
Postanowił udać się na spotkanie z kobietą i jeszcze tego samego dnia znalazł się w firmie Forda. Ochroniarze bez żadnego przeszukania, co już wydało mu się dziwne, wpuścili go do środka i zaprowadzili pod drzwi do pomieszczenia, gdzie zapukali.
-Tak? - John usłyszał głos Mayi dobiegający ze środka.
-Wick do ciebie – odparł jeden ze strażników głosem, jakby spodziewali się jego wizyty. Całkiem prawdopodobne wydawało się też to, że mieli ustalone co do jego przyjścia pewne wytyczne.
-Wpuśćcie go.
John wszedł do środka, zastając kobietę w ogromnym pomieszczeniu, umeblowanym na swojego rodzaju biuro połączone z salonem. Był tam po raz pierwszy, ale zauważył kilka rzeczy, które musiała tam umieścić sama.
-Możesz iść – odesłała swojego człowieka.
-Maya – przywitał się z nią wchodząc w głąb pokoju. Kobieta znajdowała się na jego samym końcu, a obecność dawnego znajomego nie wzbudziła w niej większych emocji.
-Hej John. Co cię sprowadza? - spytała, wiedząc, że nie przyszedł tam bez powodu.
-Widzę, że się odnalazłaś.
Maya była ubrana w czarną koszulę, a jej skórzana kurtka znajdowała się na jednym z foteli.
-Trudno zapanować nad takim imperium. Ale staram się.
-Co ustaliłaś wobec mnie?
Mężczyzna przeszedł do konkretów.
-Powiedziałam, że ten kto targnie się na twoje życie poniesie konsekwencje.
-Nie prosiłem cię o to – nie odczuwał tego jako chęć pomocy. Przydzielona została mu łatka tego, którego nie można dotknąć. Nie potrzebował tego.
-Chciałam, żebyś był chociaż w tym przypadku bezpieczny.
-Nie chcę być powiązany z mafią – dał jej to jasno do zrozumienia.
Mimo ich pogorszonych stosunków, kobiecie na nim zależało. Nie chciała, aby ktoś, zwłaszcza z firmy, którą zarządzała, wyrządził mu jakąkolwiek krzywdę. Rozumiała jednak jego zdanie na ten temat i postanowiła je uszanować.
-Przepraszam. Wycofam to.
Wick pokiwał głową, ale nie chciał jeszcze wychodzić. Nie widział jej jakiś czas i mimo całej otoczki jaka tam panowała, zauważył w jej oczach smutek.
-Gdzie John? - wzrokiem szukał zwierzęcia.
-Śpi na kanapie – wskazała na drugą część pomieszczenia, a Wick udał się w tamtą stronę. Pogłaskał zwierzę, które przeciągnęło się wzdłuż swojego ciała.
-Cześć John – przywitał się z kotem, wspominając dawne przeżycia. Wiedział jak zależało na nim Mayi.
-Nie jesteś na emeryturze – kobieta również spodziewała się, że jej towarzysza spotka w końcu inny los.
-Przestaję wierzyć, że jest w ogóle możliwa.
Maya nalała w szklanki whisky i podając mu jedną z nich wskazała na miejsce obok kota. Sama usiadła na fotelu naprzeciwko. John nie nastawiał się na rozmowę, ale nie widział jej od dawna i chciał pobyć tam jeszcze chwilę, aby dowiedzieć się co u niej słychać.
-Masz imperium warte miliony. A wciąż pijesz najtańszą whisky – powiedział po wzięciu kilku łyków.
-Nie zmieniłam się tak bardzo.
Miał jej za złe to, że zdecydowała dołączyć do firmy, której tak bardzo nienawidziła. Zwłaszcza, że pomógłby jej pozbyć się wszystkich zagrażających jej życiu ludzi.
-Nie mam wyjścia John. Jeśli odejdę, zabiją mnie.
-Już raz próbowali i im się nie udało.
-Nie wiem co ci odpowiedzieć. Nasze drogi się rozeszły, bo tego chciałeś. I znalazłeś ku temu świetną wymówkę.
Właśnie w taki sposób to postrzegała. Jej dotychczasowa przyjaźń z Johnem popsuła się po odczytaniu testamentu San Forda. Nie nastawiała się, że Wick pogodzi się z jej wyborem, ale nie zamierzała też go za to przepraszać. W końcu postawiła na swoje bezpieczeństwo.
Mężczyzna nie zamierzał dłużej kontynuować tej rozmowy. Nie chciał dopuścić do siebie myśli, że może faktycznie nie postąpił słusznie, odcinając się od niej przez swoje poglądy. Zatrzymał się jednak w drzwiach, aby nie wyjść bez słowa.
-Nie chciałem cię zostawiać... - chwilę później znalazł się już za drzwiami.
Maya próbowała nie podchodzić do tego emocjonalnie, ale było jej z tym ciężko. Nie przypuszczała, że tak potoczy się jej relacja z Johnem. W ostatnim czasie potrzebowała go przy sobie, a musiała poradzić sobie sama.
-Czy nadal mamy go nie ruszać? - wkrótce jeden z jej ludzi przerwał jej przemyślenia.
Miała na uwadze o co poprosił ją Wick, ale nie zamierzała wydawać na niego rozkazu. Gdyby ktoś z tej firmy przyczynił się do jego śmierci, nie wybaczyłaby sobie, że tego nie powstrzymała.
-Nie wchodźcie mu w drogę – powiedziała, nie dając jednak konkretnych wytycznych.
Nie chciała, żeby było to ich ostatnie spotkanie i planowała się z nim jeszcze zobaczyć. Mimo ich pogorszonej relacji, nie zamierzała odpuszczać ich znajomości.
Usiadła na kanapie ze szklanką whisky, a jej kot widząc wolne kolana, chwilę później znalazł się na nich. Zwierzę nazwane po jej jedynym przyjacielu... Chociaż ono przy niej zostało.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top