7. PRZYJDŹ KIEDY INDZIEJ p.2


Hirano usiadała na przytulnej werandzie, gdzie za jej sprawą znalazły się wietrzne dzwoneczki i sterta miękkich poduszek, utrzymanych w kolorach ziemi. Równie dobrze mogłaby wejść do chatki i poczekać w domu, była w końcu jedyną osobą, której Shiro powierzył zapasowe klucze. Chciała jednak rozkoszować się widokiem zapadającego w sen lasu. Radosne trele ptaków stopniowo przechodziły w miarowe cykanie świerszczy, któremu lada chwila miały zawtórować pełne gracji i tajemnic, pohukiwania sów. Tak, Aya ponad wszelką wątpliwość uwielbiała to miejsce.

Nie minęło 10 minut, gdy na horyzoncie zamajaczyły dwie, antagonistyczne sylwetki. W tej znacznie mniejszej Hirano rozpoznała Shiro, ale kim była osoba tuż obok niego? Strzelista i postawna. Aspołeczny młodzieniec stronił od zapraszania gości do swojej pustelni i szczerze mówiąc, tylko Aya była tu mile widziana. W miarę zbliżania się tej dwójki do chatki, dziewczyna coraz bardziej wytężała wzrok... Zaraz, niemożliwe, czy to? Szerokie barki i popielata barwa włosów, o kilka ton ciemniejsza od śnieżnobiałych kosmyków Shiro. Na widok Kakashiego coś ścisnęło ją w gardle. Nie powinna się dziwić, że to właśnie jego zastała u boku Hitsugayi, w końcu był mentorem chłopca. Jednakże widok jego ciemnego oka, na powrót przywiódł wspomnienie o feralnym poranku, i o tym jak bardzo przyszło jej się zbłaźnić, zaliczając niefortunny upadek na pośladki. Aya nie chciała, by jounin dowiedział się, dlaczego postanowiła odwiedzić Shiro, to dodatkowo zachwiałoby jej, i tak już wątłą, pewność siebie. "Przyszłam wziąć korepetycję z taijutsu"- nie, to nie brzmiało dobrze.

- Co tu robisz Hirano?- niezwykle wylewnie przywitał ją Hitsugaya. Bynajmniej nie zrobił tego przez złośliwość, taki już po prostu był i Aya dobrze o tym wiedziała.

Gdy podniosła się z miękkich poduch, uporczywa suchość przejęła władanie nad jej gardłem. Nic nie mogła poradzić na to, że w towarzystwie Kakashiego czuła się tak nieswojo.

- Cóż, przyszłam troszkę ogarnąć Twoje mieszkanie, Shiro.- Wybąkała na poczekaniu.

Na dźwięk zdrobnienia swojego imienia, młodzieniec skrzywił się teatralnie. Nie lubił, ilekroć Aya w towarzystwie osób trzecich tak się do niego zwracała. Jeśli chciał zajść naprawdę daleko, musiał zadbać o to, by inni shinobi traktowali go poważnie, co już było trudne z uwagi na jego młody wiek.

- Mówiłem Ci, żebyś zwracała się do mnie pełnym imieniem. Poza tym byłaś tutaj nie dalej jak dwa dni temu...- perorował szorstko, może nieco zbyt szorstko, ale w towarzystwie swojego promotora, chciał sprawiać wrażenie dojrzałego i poważnego człowieka.

Aya poczuła jak jej policzki płoną dojrzałą czerwienią. Wiedziała, że Shiro z natury jest dość oschły, ale jeszcze nigdy nie potraktował jej aż tak obcesowo... W dodatku w towarzystwie jej potencjalnego nauczyciela, który i bez tego był przekonany co do jej zerowych zdolności.

- Wygląda zatem na to, że musiało mi się coś pomylić.- Zaserwowała Shiro uśmiech, starając się niezdarnie ratować sytuację.- Ale i tak chciałabym z Tobą zamienić kilka słów Shiro, to jest Toushiro.

Hitsugaya zmierzył ją lodowatym spojrzeniem. Znowu to zrobiła!

- Przykro mi, ale dzisiaj nie znajdę dla Ciebie czasu. Przyjdź kiedy indziej.- Wyrecytował, po czym ruszył przed siebie, nie zwracając przy tym na Ayę najmniejszej uwagi, tak, jakby tuż po wypowiedzianych przez niego słowach, stała się idealnie transparentna.

Dziewczynę zalała fala smutku i gniewu, z przewagą dla tego pierwszego. Gdy mijał ją Hatake, by zaraz zniknąć w głębi chatki, znowu to poczuła. Zapach. Tym razem jeszcze bardziej intensywny, tak jakby wieczorem zyskiwał na przejrzystości, albo perfekcyjnie wkomponowywał się w woń nocnego lasu. Jounin również nie zaszczycił jej spojrzeniem. Widocznie nie była tego warta. Ostatecznie uchodziła przecież za zwykłą, zlewającą się z fakturą ściany bibliotekarkę, która inkasowała marne grosze i mieszkała w przybudówce. Skąd w ogóle ten pomysł, żeby domagać się uwagi od dwóch, świetnie zarabiających i rozpoznawalnych shinobi? Nawet jeśli z jednym z nich spędziła pół swojego życia, przygarniając go pod swoje skrzydła wprost z lodowatej ulicy... Aya poczuła jak po jej policzku sunie pojedyncza łza, zwiastująca nadciągająca kaskadę słonych kropel. Pora wracać do domu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top