18. CHŁOPIEC I STRUMYK p.3

Nie było mowy o pomyłce. Chłopak nie żył i świadczył o tym nie tylko brak wyczuwalnego pulsu, ale także zsiniałe kończyny, które muśnięte dłonią emitowały wyłącznie nienaturalny chłód. Aya odgarnęła kilkoma niezgrabnymi ruchami pajęczynę z włosów chłopca i z pokorą zamknęła jego szmaragdowe oczy. Ich widok, tak pusty i wytarty ze wszelkich emocji, napawał ją jeszcze większym przerażeniem niż wiotkie ciało małego topielca. Przeczesując palcami brązową czuprynę chłopca, natknęła się na kilka głębokich nacięć umiejscowionych gdzieś pomiędzy potylicą, a kością ciemieniową. Było to niepokojące odkrycie, zwłaszcza że wcześniej bezrefleksyjnie założyła, iż chłopiec po prostu niefortunnie wpadł do rwącej wody i utonął. Obecność trzech bruzd na czaszce nieco komplikowała sprawę i poddawała w wątpliwość scenariusz z utonięciem. Aya, z niezwykłą jak na tak ekstremalne warunki precyzją, gromadziła jawiące się jej przed oczami informacje. Była pod wrażeniem trzeźwości swojego umysłu, który prędzej posądzałaby o jawne sianie paniki w każdej komórce należącej do jej ciała. Podarte i o dwa rozmiary za duże ubranie, kazało twierdzić, że kimkolwiek była ofiara, z pewnością nie pochodziła z majętnej rodziny. Czy w grę mogło wchodzić morderstwo? Hirano nie była w stanie stwierdzić jak głębokie nacięcia na skórze głowy mogły bezpośrednio doprowadzić do śmierci, nawet jeśli z wypiekami na twarzy pochłonęła serię powieści o sądowym patologu, mierzącym się z zagadkami, które skrywały ciała jego "klientów".

Poczuła dreszcze na całym ciele, ogniskujące się w okolicach kręgosłupa. Adrenalina powoli odpuszczała, co nie wróżyło zbyt dobrze. Zdecydowanie nie mogła sobie pozwolić na powrót histerii i wiążącej się z nią niemożność do podejmowania jakiegokolwiek działania. Skoro jechała na oparach tego cudownego hormonu, musiała działać szybko.

- Kakashi-sensei!!!- Krzyczała ile sił w płucach, starając się przebić przez jednostajny szum deszczu.

W duchu modliła się, by jej niezbyt błyskotliwy plan zadziałał i sprowadził kogokolwiek znajdującego się w okolicy na pomoc. Oczywiście najbardziej liczyła na to, że jej nerwowe nawoływania zostaną usłyszane przez senseia, który ponad wszelką wątpliwość będzie wiedział, co zrobić w tak patowej sytuacji. Potrzebowała kogoś, kto przejmie dowodzenie, kogoś kompetentnego i zdolnego do podejmowania trzeźwych decyzji.

Nie potrafiła oszacować ile czasu upłynęło od jej rozpaczliwego wołania o pomoc do pojawienia się jounina. To mógł być dobrze kwadrans, jak i ciąg dłużących się w nieskończoność godzin. Kakashii, od momentu przybycia i wysłuchania monologu urzędniczki, nie odezwał się ani słowem, taksując czujnym wzorkiem ciało topielca. Aya była zdziwiona, że widok, który zastał nie zaowocował pojawieniem się na jego twarzy jakiejkolwiek emocji. Z pewnością jako ninja oglądał w swoim życiu już wiele trupów, ale czy widok martwego ciała może kiedykolwiek ulec "spowszednieniu"? Bibliotekarka miała co do tego swoją własną teorię.

- Zabieram go na sekcję.- Zawyrokował Kakashi po dłuższej kontemplacji.

Aya z niepokojem zauważyła, iż sensei użył liczby pojedynczej przy formułowaniu swojej wypowiedzi. "Zabieram", a nie "zabieramy". A zatem na tym kończyła się jej rola. Dokonałaś traumatycznego odkrycia, to świetnie. A teraz wracaj do domu i postaraj się o wszystkim jak najszybciej zapomnieć. Z drugiej strony, czy nie tego właśnie oczekiwała wzywając pomoc? Egoistycznego oddania sprawy w cudze ręce?

- Jak mogło do tego dojść?- Spytała nieśmiało.

- Potencjalnych powodów może być mnóstwo.- Zawyrokował jounin.- Od skrzętnie zaplanowanej próby samobójczej, przez nieumyślne spowodowanie śmierci, kończąc na zbrodni z premedytacją.

- Jaką mamy szansę, że...

- Hirano, wystarczy. Snucie spekulacji na tym etapie jest bezcelowe. Dobrze się spisałaś, a teraz wracaj do domu. Niniejszym uznaję naszą misję za zakończoną.- Wyrecytował na jednym wdechu.- Kieruj się na zachód, a w przeciągu pół godziny powinnaś bezpiecznie dotrzeć do wioski.

Aya kichnęła w odpowiedzi, otrzymując zwrotną reakcję od Kakashiego w postaci najbardziej wyzutego z emocji "na zdrowie", jakie kiedykolwiek usłyszała. Jego pasywno-agresywne zagrywki, nasuwały tylko jeden wniosek- wciąż miał jej za złe wczorajsze zajście.

- A jeśli morderca nadal przebywa w lesie?- Zagadnęła Aya, mając na uwadze swój rychły, samotny powrót do domu w siarczystym deszczu.

Kakashi puścił to pytanie mimo uszu. Zamiast tego, wykonał kilka zamaszystych ruchów dłońmi, znanych Ayi pod pojęciem "pieczęci", po czym płynnie przyłożył ręce do ziemi. Atramentowy wzór, który rozlał się po podłożu, przywodził dziewczynie na myśl misterną, pajęczą sieć. Na chwilę obecną miała już dość przygód z pająkowatymi istotami, więc instynktownie skierowała wzrok w drugą stronę.

- Co tym razem, Kakashi?- Usłyszała lekko chrapliwy głos, którego ewidentnie nie dało się pomylić z mruczącym tenorem senseia.

Skonsternowana rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu źródła obcego dźwięku.

- Trochę niżej panienko.

Jej oczom ukazał się malutki mops z podejrzanie rozumnym spojrzeniem... jak na psa. Co ciekawsze, czworonóg miał na sobie granatowe wdzianko dopełnione ochraniaczem z symbolem Wioski Liścia. Aya zamrugała kilkakrotnie, chcąc się upewnić, że to nie kolejny miraż zaserwowany jej przez jounina.

- Zdumiewające prawda?- zaczął dywagować pies.- Ja mówię, i to całkiem sprawnie. Jestem Pakkun. Pies ninja, do usług. - To powiedziawszy skłonił się na swoich krótkich łapkach.- Ubolewam nad tym, że jestem wam potrzebny w tak paskudną, chciałoby się powiedzieć psią pogodę, ale sądząc po tym co tutaj zastałem- Pakkun wskazał łapką na ciało chłopca.- Moja obecność w istocie może się okazać nieodzowna.

Gadający pies. No jasne. - Aya starała się racjonalizować w myślach to, czego właśnie była świadkiem.- Nie powinno Cię to przesadnie dziwić, czytałaś przecież o technikach przyzywania. Na pewno nie zabrakło tam też wzmianka o personifikacji przyzywanych istot.

- Pakkun. - Zaczął Kakashi.- Twoim zadaniem będzie odeskortowanie obecnej tu Hirano Ayi do miejsca zamieszkania. Spraw, by dotarła do siebie cała i zdrowa. Ruszajcie!

- Tak jest!- Warknął Pakkun, kierując kroki w stronę Ayi.- Słyszałaś panienko. Ruszamy.

♡♡♡♡♡♡♡

Jak taki mały piesek miał ją obronić przed mordercą? Bezpieczniej czułaby się w towarzystwie bardziej pokaźnego czworonoga, o nieco agresywniejszej aparycji, odstraszającej potencjalnych przestępców. Pakkun z kolei przywodził jej na myśl uroczą maskotkę, którą rodzice obdarowują despotyczne pociechy, domagające się domowego zwierzaka.

- Nie martw się. Może nie wyglądam imponująco, ale w tych wątłych łapach drzemie więcej siły niż jesteś sobie w stanie wyobrazić.

- To nie tak żebym kwestionowała Twoje umiejętności.- Sprostowała naprędce Aya.

- Twoja poprzednia mina mówiła co innego. Wręcz zdawała się wykrzykiwać zastrzeżenia pod moim adresem.

No proszę. Taktu ma dokładnie tyle samo, co jego właściciel.

Większą część drogi maszerowali w milczeniu, które co jakiś czas zakłócały kichnięcia Ayi. Jeśli zaraz nie założy na siebie czegoś suchego, niechybnie spędzi tydzień w łóżku otoczona wianuszkiem lekarstw i chusteczek higienicznych.

- A więc, jak długo to trwa?- Zagaił Pakkun, przerywając niezręczną ciszę.

- Ulewa?

- Nie. Twoje zauroczenie Kakashim.

Dziewczyna zdębiała. Skąd Pakkun miałby wiedzieć o jej niezdrowej fascynacji własnym nauczycielem? A może to Kakashi nakazał mu wystosować takie pytanie, chcąc dowiedzieć się za pośrednictwem mopsa, czy Aya naprawdę żywi w stosunku do niego pewne uczucie. Z jakichkolwiek pobudek by ono nie padło, Hirano węszyła spisek. Zamierzała zatem wstrzymać się od odpowiedzi i zachować powściągliwe milczenie.

- Spokojnie, nic mu nie powiem. Nie nawykłem do mieszania spraw prywatnych z zawodowymi.

- Mówisz zupełnie tak jak on.- Odpowiedziała Aya, przy okazji starając wyobrazić sobie, jak musi wyglądać prywatne życie psa. Pewnie obfituje w dużo drzemek, merdania ogonem i podjadania między posiłkami. Chociaż w przypadku Pakkuna nie mogła być tego taka pewna. W końcu był bezprecedensowym czworonogiem.

- Potraktuj to jako terapię. Lubię zagłębiać się w ludzkie problemy, są o wiele bardziej finezyjnie niż te pieskie. Co wcale nie znaczy, że naszemu gatunkowi obce są zdrady i miłosne zaloty, nie nie... mają one po prostu bardziej przyziemny charakter, niźli duchowy...

Ale Aya już go nie słuchała. Swego czasu rozważała udanie się do psychologa, który ukoiłby jej nerwy i sprzedał kilka sposobów na skuteczne odegnanie gonitwy myśli. Jednak na myśl o uzewnętrznianiu się przed obcą osobą, czuła wzbierający niepokój. Z pewnością przydałby się jej jakiś terapeuta, zwłaszcza po tym co ujrzała u brzegu strumyku. Nie była mimo wszystko pewna, czy pies dobrze sprawdzi się w tej roli...

- ... Kakashi uwielbia spać nago.

- Co?!- Aya speszyła się nie wiedząc do końca, czy to co usłyszała było wyłącznie projekcją jej wyobraźni.

- Wiedziałem, że to zadziała.- Pakkun posłał w jej stronę chytry uśmiech.- Wybacz, ale zupełnie się wyłączyłaś podczas mojego fascynującego monologu o meandrach zwierzęcej psychiki, nie żebym skończył swój wykład, ale zaraz będziemy na miejscu i będę potrzebował Twoich instrukcji. Więc, gdzie mieszkasz?

Aya rozejrzała się dookoła. Faktycznie, byli już u bram wioski. Mogła czuć się bezpiecznie, aczkolwiek stonowany niepokój nadal czaił się w jej trzewiach. Wiedziała, że nie pozbędzie się go, dopóki nie pozna przyczyny zgonu małego topielca.

- Dziękuję Ci Pakkun, ale odtąd mogę poradzić sobie sama. Mieszkam naprawdę niedaleko.

- Mowy nie ma. Kakashi powiedział wyraźnie: "Spraw, by dotarła do siebie cała i zdrowa", co niniejszym mam zamiar uczynić.- Mops wypiął dumnie swą wątłą pierś, na znak bliżej nieokreślonego męstwa.

Aya westchnęła teatralnie. Chciała jak najszybciej znaleźć się w domu, zrzucić mokre ubrania, wziąć ciepłą kąpiel i powstrzymać pierwsze oznaki przeziębienia. Nie miała czasu na przekomarzanki ze swoim "bodyguardem", który powierzoną mu misję traktował z należnym nabożeństwem.

- Zapraszam na lewo.- Burknęła, kichając co najmniej dwa razy pod rząd.

Wiodła Pakkuna bulwarami, które zwykle postronny obserwator nazwałby przeludnionymi, ale jako że ulewa nie zachęcała do eksplorowania miasta, tego dnia zionęły one pustkami. Gdy zaczęli zbliżać się do celu, Aya poczuła niepokój na widok zrezygnowanego właściciela przybudówki, w której wynajmowała pokój. Mężczyzna wymachiwał rękami, starając się przekrzyczeć niewielki tłum, w którym dziewczyna rozpoznała swoich sąsiadów.

Właściciel, na widok Ayi, jeszcze bardziej zapadł się w sobie.

- Co się dzieje?- Spytała, lustrując nerwowe twarze sąsiadów. Kilku kobietom wyraźnie zbierało się na płacz, a dzieci uczepione ich ramion- zziębnięte i przemoczone- patrzyły na budynek z mieszaniną ciekawości i smutku.

- Zalało cały pion.- Niepewnie wyartykułował właściciel.- Nie za wiele mogę z tym teraz zrobić, skoro nawałnica wciąż trwa. Jeśli ulewa nie odpuści, mogę stracić majątek swojego życia.

- A my dach nad głową!- Zawtórował mu silny męski głos, w którym Aya rozpoznała mężczyznę o wesołym usposobieniu, przepuszczającym ją w drzwiach każdego ranka.

- No to mamy niemały problem.- Odezwał się Pakkun, przyciągając tym samym ciekawskie spojrzenia rozgoryczonego tłumu.

Ale Aya nie zwracała na nie uwagi. W głowie kołatała jej tylko jedna myśl- Piro! Musi czym prędzej dostać się do mieszkania i wydostać z niego swojego kota.

Nie zważając na protesty właściciela, otworzyła drzwi wejściowe na klatkę, powodując tym samym wydostanie się na zewnątrz niewielkiej fali deszczówki. W środku było gorzej, niż śmiałaby przypuszczać. Brodząc po kostki w wodzie z niepokojem obserwowała wilgotne ściany, z których bez większego wysiłku dało się zdzierać tynk, co z kolei zwiastowało pojawienie się wszelkiej maści grzybów, pleśni i innych żyjątek, które zwykły żerować na urbanistyce. Zawilgocone, drewniane schody uginały się pod ciężarem stóp. Zamiast zwyczajowego skrzypienia, Aya słyszała tylko własne bicie serca, odmierzane w rytm kroków.

Drzwi do wszystkich mieszkań znajdujących się na piętrze, były otwarte. Prawdopodobnie miało to służyć spływaniu nagromadzonej wody na parter, skąd szybciej dało się jej pozbyć. Aya w kilka kroków zdołała dobiec do swojej kawalerki, penetrując wzrokiem znajomą przestrzeń już od samego progu. Nie interesowały ją widoczne zniszczenia poczynione przez ulewę, których naprawa i renowacja pochłonie sporo czasu, ale również i sporo pieniędzy.

- Piro!- Rzuciła błagalnie w przestrzeń.

Minęła dobra chwila, zanim usłyszała serię przeciągłych miauknięć dochodzących z kuchni.

Jej czarny kociak oddawał się właśnie popołudniowemu rytuałowi mycia łapek i był wyraźnie skonsternowany widokiem swojej pani o tak wczesnej porze. Tonąca w deszczówce podłoga zdawała mu się w niczym nie przeszkadzać, zważywszy na fakt, że usadowił się w centralnej części stołu.

- Och, Piro.

Aya chwyciła futrzastą kulkę w objęcia i nie dbając o nic więcej, wybiegła z przeciekającego budynku, próbując zlokalizować Pakkuna w tłumie gapiów. Jej kot czuł się nieswojo otoczony zewsząd gatunkiem ludzkim, którego większe natężenie zwykł tolerować nie dłużej niż kilka minut. Podświadomie wyczuwał jednak, że jest to sytuacja niecodzienna i należy zachowywać się przyzwoicie. Wbił więc kilka pazurków w przemoczony dres swojej pani, próbując ignorować wszędobylski hałas.

- Tu jesteś- wydała z siebie westchnienie ulgi, zlokalizowawszy Pakkuna w otoczeniu wyraźnie zaabsorbowanych jego psią osobą, dzieci.- Posłuchaj, sytuacja jest patowa. Zalało mi całe mieszkanie, więc muszę się udać do bliskiej mi osoby. Ma na imię Shiro i mieszka w północnym lesie...

- ... Nie ma mowy o nadrabianiu drogi. Nie będę wracał tam, skąd przyszedłem.- Odburknął Pakkun, wyraźnie skonsternowany parą żółtych, kocich oczu, śledzących każdy jego ruch.

- Co będzie teraz z tymi ludźmi?- Szepnęła Aya, rzucając pytanie w przestrzeń i nie oczekując na nie precyzyjnej odpowiedzi, która za sprawą Pakkuna, jednak nadeszła.

- Ci, którzy mają krewnych, udadzą się do nich na "przechowanie". Cała reszta zostanie rozlokowana w wojskowych barakach. Gdy Ty oddawałaś się zwiedzaniu własnego mieszkania, ja zadbałem o to, by wiadomość o poszkodowanych dotarła do decyzyjnych uszu.- Pakkun napuszył się z wyraźną dumą.

- Naprawdę to zrobiłeś?- Aya chciała go uściskać. Na szczęście w porę zorientowała się, że w jej ramionach znajduje się już jeden czworonóg, który niespecjalnie mógłby sobie życzyć zetknięcia pierwszego stopnia z gatunkowo wrogim jestestwem.

- Oczywiście, to mój psi obowiązek.- Mruknął Pakkun, kierując łapę wprost na Piro.- Ciężko będzie to pogodzić.

- Spokojnie. Piro jest bardzo przyjazny. Co prawda nie wyróżnia się aż taką elokwencją jak Ty- uśmiechnęła się.- Ale jestem pewna, że się polubicie.

- Nie o to mi chodziło.

- W takim razie o co?- Dociekała Aya, do której powoli zaczęło docierać, że została pozbawiona mieszkania na co najmniej kilka tygodni. Wiedziała, że będzie mogła skorzystać z gościnności Shiro, ale i tak czuła, że cała sytuacja zaczyna ją powoli przerastać. Byleby tylko nie zacząć płakać.

- Po prostu Kakashi przedkłada psy nad koty, co w perspektywie waszej relacji nie rokuje zbyt dobrze...

- Pakkun!- Aya zaprotestowała, posyłając w stronę mopsa najbardziej lodowate spojrzenie tej dekady.- Powiedz mi lepiej jak dotrzeć do tych koszar.

- Zapraszam na prawo.- Pakkun uśmiechnął się chytrze.

Zaś Aya z lekkim zdziwieniem zauważyła, że lwia część jej sąsiadów zmierzających do koszar, kieruje się na lewo, a nie- jak uprzednio zarządził Pakkun- na prawo. Była jednak zbyt wykończona rewelacjami dnia dzisiejszego, by roztrząsać takie błahostki.

Powłóczyła nogami, tuląc do siebie zziębniętego Piro, którego sierść lśniła od deszczu. Obiecała sobie, że sprawami związanymi z zalanym mieszkaniem zajmie się dopiero jutro. Dzisiaj na liście jej priorytetów plasowała się gorącą kąpiel i solidna dawka snu.

- Jesteśmy na miejscu.- Oznajmił Pakkun.

Aya rozejrzała się dookoła. Gdziekolwiek się znajdowali, na pewno nie wyglądało to na koszary. Ze zdziwieniem skonstatowała, że stoją na otwartej klatce schodowej jednego z nowszych bloków i to na drugim piętrze! Ze zmęczenia nie zdołała nawet zarejestrować, że wchodzili po schodach. Spojrzała na solidne, dębowe drzwi, przed którymi zatrzymał się mops. Żeliwna zawieszka umieszczona na wysokości oczu, nie pozostawiała złudzeń. Wygrawerowano na niej jedno słowo, które zasiało panikę w ciele Ayi: "HATAKE".

- Czyje to mieszkanie?- Nerwowo wydukała Hirano, choć pytanie to, było całkowicie zbędne.- Pakkun nie ma mowy. Ja tam nie wejdę! Zabieraj mnie do koszar!

- To raczej niemożliwe.- Odrzekł psiak z powagą.

- Co rozumiesz przez "niemożliwe"?

- Do koszar nie da się, ot tak sobie, wejść. Uprzednio trzeba zgłosić dokładną liczbę i dane osób, które mają się tam zatrzymać w roli gości. Pech chciał, że nie pamiętałem Twojego pełnego imienia i nazwiska, a Ty byłaś zbyt zaaferowana ratowaniem swojego...hmm, pupila.

Aya nerwowo przemierzała korytarz, to w jedną, to w drugą stronę. Wprost nie mogła w to uwierzyć. Jeśli jounin zastanie ją z kotem w swoim własnym mieszkaniu, z pewnością zyska łatkę nie tylko niezrównoważonej wielbicielki, ale i upiornego stalkera. Gdyby tylko Pakkun spytał ją o zdanie... wolałaby odwiedzać losowo wybrane mieszkania, z nadzieją na dobre serca bytujących w nich rodzin, a nazajutrz udać się prosto do chatki Shiro. Obecnie nie miała na nic siły, była rozdrażniona, przemoczona, głodna, wściekła i bezradna jednocześnie.

- Po prostu chcę, żeby Kakashi był szczęśliwy, a jeśli efektem ubocznym ma być również Twoje szczęście, to chyba oboje nie widzimy przeciwwskazań, prawda?- Zagaił delikatnie Pakkun, widząc w jakie rozjuszenie wprawił dziewczynę swoim postępowaniem.

- Ty nic nie rozumiesz.- Odpowiedziała żałośnie.- On mnie nienawidzi, a poza tym moje szczęście nie ma tu nic do rzeczy.

- Nienawidzi?- Burknął niewyraźnie Pakkun.- Widać że w ogóle go nie znasz, panienko.

To powiedziawszy, mops wsunął łapę w ledwo widoczną wyrwę w ścianie, wydobywając z niej dźwięczny brzęk, za sprawą którego para miedzianych kluczy upadła na ciemnozieloną wycieraczkę.

- No dalej, otwieraj.- Polecił Pakkun, machając swoimi krótkimi łapkami.- Dla mnie to może być nie lada problem.

Aya zważyła w dłoni solidne klucze i drżącą dłonią wprowadziła je do zamka. Można powiedzieć, że było jej już wszystko jedno, aczkolwiek kiełkująca ekscytacja na otwierającą się przed nią możliwość obejrzenia mieszkania Kakashiego, nieoczekiwanie dodała jej sił. I choć Hirano pragnęła zganić siebie w duchu za ten przejaw obcej sobie wścibskości, którą zwykle kojarzyła ze znudzonymi życiem starszymi paniami, nie mogła tego zrobić. Podświadomie wiedziała, że jest autentycznie ciekawa tego miejsca.

Gdy przekraczała próg mieszkania senseia, czuła się tak, jakby rozpakowywała długo oczekiwany, urodzinowy prezent.

❤♡♥❤♡♥❤♡♥❤♡♥❤♡♥❤♡♥❤♡♥❤♡♥❤♡♥❤♡♥❤♡♥❤♡♥

Cześć i czołem!

To najdłuższy rozdział jaki popełniłam, ale w moim odczuciu, także i najbardziej przyjemny :). Owszem, niewiele w nim samego Kakashiego, ale mogę Wam obiecać, że obecne braki nadrobię z nawiązką w następnej części.

Szalenie dziękuję za wszelkie przejawy wsparcia i otuchy, a przede wszystkim za zrozumienie mojego braku systematyczności w pisaniu tegoż opowiadania. Życie to straszna zołza, która stara się zwalczać pojęcie czasu wolnego z równą zawziętością, z jaką ja walczę z bezwzględnymi zasadami interpunkcji.

Do następnego! :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top