13. SŁABI, NIEROZTROPNI, BUTNI p.1

Aya nie zdążyła nawet krzyknąć. Zanim zdołała pojąć co tak naprawdę się dzieje, piskliwy szczęk metalu rozległ się echem po leśnym poszyciu, przeganiając ptaki z gałęzi. Tuż przed nią stał Kakashi z kunaiem w dłoni. Wszystko wskazywało na to, że przez ten ułamek sekundy, gdy dziewczyna zamknęła powieki, jounin zdołał odparować atak. W dodatku zrobił to w iście perfekcyjnym stylu, czemu dawał świadectwo rząd ostrych sztyletów, wbitych nienagannie w korę pobliskiego drzewa.

- Co to ma znaczyć Tamako-san?- Gniewnie rzucił Kakashi, uporczywie wlepiając wzrok w jedno miejsce.

Aya poszła za jego przykładem, zwłaszcza, że po chwili zza liściastej kurtyny zaczęła wyłaniać się śniada postać. Tamako przywdziała ten sam, wysłużony wyraz twarzy, który porażał swoją beznamiętnością. Hirano wiedziała, iż to nie czas na takie spostrzeżenia, ale jej przesadnie empatyczna strona duszy, podpowiadała, że zarówno jej przyjaciółka, jak i Hatake mają ze sobą coś wspólnego- oboje skrzętnie ukrywają swoje uczucia pod maską obojętności. Niestety, takie izolacyjne osłonki, mające za zadanie rozcieńczać płynące z wnętrza serca uczucia, miały to do siebie, że czasami zwyczajnie odmawiały współpracy, wyciągając na światło dzienne kilka autentycznych emocji. Tak było i tym razem. Maska Tamako okazała się nieszczelna. Przez jej delikatną wyrwę, sączyło się poczucie dumy i nieuchronnie zbliżającej się satysfakcji.

- Czy nie mówiłem wyraźnie, że to na mnie macie skupiać swoje ataki, by zdobyć dzwoneczek?- Wymruczał Kakashi.

- Wyeliminowanie potencjalnych konkurentów, którzy samą swoją obecnością obniżają moje szanse na zdobycie dzwoneczka, uważam za więcej niż konieczne. - Wyrecytowała na jednym wydechu, mierząc zimnym spojrzeniem swojego rozmówce.

Kakashi odpowiedział jej tym samym. Aya nie potrafiła stwierdzić, które ze spojrzeń tych dwojga jest bardziej beznamiętne. Mimo wszystko była pewna jednego- gdyby wzrok mógł zabijać, znajdowałaby się teraz w otoczeniu dwóch, świeżych denatów.

- Czy naprawdę myślisz, że zaatakowanie członka Twojej drużyny utoruje Ci drogę do zwycięstwa?- Wycedził przez zęby Kakashi.

- Ninja zawsze musi obrać sobie jakąś strategię działania, a moja, wydaje mi się być w obecnych okolicznościach najefektywniejsza. - Odpowiedziała Tamako, uśmiechając się szyderczo.

Jej kawowa skóra lśniła od potu, a podkrążone oczy świadczyły o niemalże heroicznemu zmęczeniu. Ayi pozostało wyłącznie żywić nadzieję, że Tamako nie zdołała dotychczas nikogo "wyeliminować". Ledwo co przestała martwić się o stan Grubaska, by na nowo zacząć przejmować się jego losem i wątpliwymi umiejętnościami walki wręcz. Z zamyślenia wyrwały ją wytarte z emocji słowa przyjaciółki.

- Po prostu daj nam się ze sobą zmierzyć.- Wycedziła przez zęby Tamako, zerkając zaczepnie w kierunku Ayi. Ta z kolei, zadrżała na samą myśl o konfrontacji z tak diabelnie utalentowaną kunoichi.

Twarze dziewczyn zwróciły się w stronę Kakashiego, który w dalszym ciągu sprawiał wrażenie wzburzonego całym zajściem. Nawet jego ograniczona ekspresja, dawała po sobie poznać, że pomysł Tamako średnio przypadł mu do gustu.

- Możesz pokonać wszystkich swoich kompanów, Tamako-san. Jednak w dalszym ciągu zapominasz, że tylko walka ze mną da Ci realne szanse na zdobycie dzwoneczka.

To powiedziawszy, demonstracyjnie uniósł dwie srebrzyste kuleczki, których brzęk, zwykle kojarzący się z kojącymi krokami Piro, tym razem wzbudził w Ayi nieuzasadniony lęk.

Tamako nie dała długo się prosić. Z wyuczoną gracją odbiła się od podłoża i z impetem napierała na jounina, który zdołał z łatwością odparować tak przewidywalny atak. Aya obserwowała pojedynek tej dwójki z niesłabnącym podziwem. Gibkie ruchy dwóch ciał, które nieustannie przybliżały i oddalały się od siebie, niczym przeciwstawne magnesy, miały w sobie coś majestatycznego. Ową podniosłość burzyło jedynie specyficzne usposobienie Kakashiego, które kazało mu manifestować swoje znudzenie i brak szacunku dla przeciwnika, poprzez umieszczenie jednej ręki w kieszeni. Aya wiedziała, że ten niewinny gest musi doprowadzać Tamako do szewskiej pasji. Pani księgowa nade wszystko nie znosiła być lekceważona.

Świst mierzących się ze sobą ciał, zwykle zwieńczony był brutalnym odgłosem kopniaków, które następowały po sobie w równomiernych seriach. Aya co rusz notowała moment, w którym Tamako opuszczała gardę, w efekcie przyjmując na siebie bóg wie jak silne ciosy senseia. Szelesty, świsty i huki spotęgowana w nadmiarze, musiały zaalarmować resztę grupy, gdyż ni stąd ni zowąd, pojawił się przy dziewczynie Eizo, na którego solidnym ramieniu wspierał się pokiereszowany Haru.

- Chłopaki! Co się stało?- Zdołała wydukać Aya, skacząc wzrokiem po kilku dorodnych sinikach i ranach ciętych, które znaczyły skórę rudzielca.- Haru, czy to sprawka Tamako?- Zapytała szeptem, tak jakby słowa wypowiedziane w cichej tonacji, mogły sprawić, że jednak się myliła.

Haru w odpowiedzi tylko pokiwał głową na znak potwierdzenia, nie spuszczając wzroku z pojedynkującej się dwójki. Cokolwiek teraz siedziało w jego głowie, na pewno nie nadawało się do wyartykułowania. Był wściekły na to, że dał się jej podejść niczym niewprawne dziecko. Nie przypuszczał, że Tamako wcieli się w rolę agresora, a ona z wybitnie podłą perfidią wykorzystała jego pewność, atakując w najmniej oczekiwanym momencie. Jednak nic tak bardzo nie odebrało mu wiary w siebie, jak jej siła i precyzja walki. Gdy z samego rana otrzymał list wraz z rozpiską swoich kompanów, wziął za pewnik, że w drużynie numer 11 nie będzie miał sobie równych. Jako niegdysiejszy najemnik był w posiadaniu kilku technik, znał sztandarowe ciosy i uniki oraz wiedział niemalże wszystko o przetrwaniu w dziczy. Widząc na liście nazwisko Tamako Koguchi, nie śmiał nawet przypuszczać, że ta tajemnicza, a zarazem wyniosła osóbka, stanie się jego poważnym rywalem. Haru słyszał o niej kilka mniej lub bardziej absorbujących plotek, jednakże, jako osoba stroniąca od wszelkich tanich sensacji, nie zwykł zapamiętywać tak niepewnych i podawanych metodą głuchego telefonu, informacji. W tym momencie pluł sobie za to w brodę. Może właśnie należało skrzętnie odnotowywać w myślach wszelkie pogłoski, powtarzane przez jego znudzone małżeńskim pożyciem współpracowniczki. Powiadają przecież, że w każdej plotce drzemie ziarno prawdy... Bez względu na to, co o niej gadano, jedno przyznać musiał. Tamako była od niego lepsza. Technicznie stała na znacznie wyższym poziomie, co automatycznie skłaniało Haru do refleksji nad tym, czym trudniła się ta mulatka przed objęciem stanowiska księgowej. Musiał się tego dowiedzieć jeszcze w tym tygodniu, zanim wyruszą na weekendową misję. Nie powinno być ciężko, zwłaszcza, że jego dział składał się głównie z kobiet w średnim wieku, które skłonność do jątrzenia i obgadywania miały w genach.

Z głębokiego zamyślenia wyrwał go gruchot upadającego na żwir ciała. Chłopak z nieukrywaną satysfakcją odnotował, że Tamako nie udało się nawet pobieżnie zranić jounina. Ba, ich sensei nie wyglądał ani na trochę sfatygowanego. Zamiast tego stał dziarsko przed konającą z bólu Tamako, z rękami głęboko osadzonymi w kieszeniach. Pewnie stanowili dla niego wyłącznie bandę amatorów, której ktoś kazał bawić się w ninja.

- Tamako!- Haru usłyszał płaczliwy głos Ayi, która przywarła do pokiereszowanej mulatki, niepewnie ściskając jej dłoń.

Lubił tę blondynkę o łagodnym spojrzeniu. Była może nieco zbyt niezdarna i naiwna, jak na jego gust, ale rozczulała swoją postawą zagubionej owieczki. Znał wielu mężczyzn, którzy skrycie się w niej podkochiwali, głównie z uwagi na jej bujne kształty, które tuszowane przez Ayę pod rozkloszowanymi sukienkami i luźnymi swetrami,  jeszcze bardziej nakręcały wyobraźnię.

- Drodzy państwo, eksperyment skończony. Z moich obserwacji wynika, że żadne z was nie nadaje się do bycia ninja. -Zakomenderował Kakashi, zerkając w oczy każdemu z osobna.- Słabi, nieroztropni, a do tego butni i zapatrzeni w siebie... Matko, - westchnął teatralnie- już zaczynam sobie współczuć, że przyjdzie mi was uczyć...

- ... To znaczy, że kontynuujemy naukę?- Wszedł mu w słowo Eizo, rozdziawiając usta ze zdziwienia.

Kakashi w odpowiedzi zmroził go lodowatym spojrzeniem.

- W sobotę chcę was wszystkich widzieć przed bramą wioski, punktualnie o 5:30. Macie tworzyć drużynę, a nie zlepek przypadkowych osób. Dlatego teraz zarządzam... integrujące sprzątanie,- Kakashi wskazał ręką na stosy połamanych gałęzi, które wskutek odbytej walki, zaśmiecały okolicę.- Nie możemy zostawić pola treningowego w takim stanie. Wykorzystajcie ten czas, żeby wyjaśnić wszelkie niesnaski i zakopać wojenny topór.

Jounin wymownie zerknął na Haru, który daleki był od szukania jakiegokolwiek porozumienia z Tamako.

- A i jeszcze jedno... Hirano-san- Kakashi zwrócił się w stronę Ayi, która obejmowała dochodząca do siebie mulatkę.- Przyda Ci się.

Powiedział i rzucił w stronę dziewczyny zwitek bandaży oraz tubkę kremu odkażającego. Aya chciała podziękować jouninowi za ten akt miłosierdzia, ale zanim zdołała wykrztusić choćby słowo, po mężczyźnie został wyłącznie obłok smętnej pary. Bibliotekarka pożałowała, że też nie potrafi, ot tak sobie znikać na zawołanie. O ile salwowanie się ucieczką byłoby prostsze, od znoszenia tej patowej atmosfery, której właśnie musieli stawić czoła. Tamako chciała ich powybijać, z Haru prawie się jej udało. Jak Aya miała z nią teraz rozmawiać? A co gorsza, jak miała skłonić tych dwoje do współpracy? Już samo rozładowanie tej nieprzystępnej, gęstej od wrogości atmosfery graniczyło niemalże z cudem...

- Integracyjne sprzątanie, co?- Usłyszała lekko kpiarski ton, w tym samym momencie, gdy czyjaś ręka spoczęła pokrzepiająco na jej ramieniu.

Eizo. Jak to dobrze, że chociaż on nie tracił pogody ducha.


❤♡♥❤♡♥❤♡♥❤♡♥❤♡♥❤♡♥❤♡♥❤♡♥❤♡♥❤♡♥❤♡♥❤♡♥

Kochani! Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Pochłonięta pracą i studiami, zapomniałam o tym, co tak naprawdę przynosi mi odprężenie i masę osobistej satysfakcji. Za to dzisiaj, dla kontrastu, przypomniałam sobie jak przyjemnie wraca się do takich rzeczy. Pisanie, to jednak całkiem fajna sprawa :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top