10. OKALECZONE ZMYSŁY p.1

Wśród zgromadzonych zapadła gęsta od znaków zapytania cisza. Haru wyglądał na uradowanego takim obrotem sprawy. Jako były najemnik borykał się z wieloma zleceniami, które choć teraz zwane "misjami", nie mogły się aż tak bardzo różnic od tego,  z czym przyszło mu się mierzyć wcześniej. Za to twarz Tamako nie ugięła się pod cieniem jakiejkolwiek emocji. Chłodna poza i skupione spojrzenie świadczyły jednak o tym, że nie do końca popiera realizację aż tak nowatorskich metod. Z kolei z Ayi można było czytać niczym z otwartej księgi. Była przerażona, i to porządnie. Rozbiegane dłonie wykonywały ciąg nadmiernych gestów, a wydatne kości policzkowe zabarwiły się na ceglany kolor. Ta dziewczyna za nic na świecie nie chciała partycypować w żadnej aktywności przypisanej drużynie 11. Kakashi wyczuwał to aż nadto. Wygląda na to, że po raz kolejny trafiła mu się ciekawa gromadka. Lekkoduch Eizo przywodził mu na myśl Naruto, powściągliwa Tamako najlepiej identyfikowałaby się z Sasuke, podczas gdy ambitny i akuratny Haru, to wykapana Sakura. Hirano Aya w dalszym ciągu pozostawała dla niego zagadką. Mimo pewnej łatwości, z jaką przychodziło mu odczytywanie stanów emocjonalnych tej dziewczyny, było w niej coś, co nie do końca dawało się sprecyzować. Kakashi żywił niejasne uczucie, że niezdarna Hirano jeszcze ich wszystkich zaskoczy. W dodatku ten jej zapach, lekko pudrowy, przywodzący na myśl maślane ciasteczka... Nie, zdecydowanie nie powinien teraz o tym myśleć.

- Jakieś pytania?- Hatake spytał tonem wskazującym na to, iż w żadnym calu nie ma ochoty na rozwiewanie ich wątpliwości.

Nim ktokolwiek zdołał wyartykułować choćby jedną głoskę, Kakashi znowu przemówił:

- Cóż, skoro nie ma pytań, przechodzimy do dzisiejszego wyzwania. Waszym zadaniem będzie podebranie mi tych oto dźwięcznych delikwentów.- To powiedziawszy wyciągnął z sakiewki dwa malutkie i uroczo pobrzękujące dzwoneczki. Dokładnie takie, jakie Aya zwykła przypinać swojemu Piro do obroży. - Możecie w tym celu używać dowolnych taktyk i podstępów. Jestem otwarty na waszą inwencję twórczą.

- Dlaczego są tylko dwa?- Spytał Eizo, niemrawo przekrzywiając głowę w bok.

Kakashi zaśmiał się w odpowiedzi. Był to dźwięk przywodzący na myśl skrzypienie śniegu pod stopami w mroźny, grudniowy dzień.

- W istocie, są tylko dwa dzwoneczki, gdyż tylko dwoje z was będzie mogło przejść dalej i walczyć o tytuł genina. Co do reszty, zostanie wszczęta procedura dymisyjna, wiążąca się z utratą bieżącego stanowiska....

- CO TAKIEGO?! -Przerwał mu wyraźnie podirytowany Eizo, na którego policzkach wykwitły czerwone plamy.- Przecież testy kwalifikacyjne odbywały się nie dalej jak wczoraj, czyż nie?- Spojrzał po swoich towarzyszach, szukając poparcia w ich oczach.

- Jeśli takie są zasady, nie będę ich za wszelką cenę kwestionować.- Rzuciła Tamako w stronę Kakashiego, nie zaszczycając spojrzeniem zdezorientowanego grubaska.

- To postawa godna pochwały Tamako-san- odparł Kakashi.- Robi się późno, nie mamy czasu na zbędne dyskusje i roztrząsanie poleceń centrali. Jeśli chcecie zdobyć dzwoneczki przed zapadnięciem zmroku, powinniście się naprawdę sprężyć. ZACZYNAMY!

Poof. Jounin zniknął w obłokach białej pary, tak po prostu. Tamako zareagowała jako pierwsza. Pędem rzuciła się w głąb zalesionej ścieżki, zostawiając swoją drużynę daleko w tyle. Haru zadrżał, jego mięśnie naprężyły się niebezpiecznie, był gotowy do działania. Zanim jednak do niego przystąpił, zerknął na roztrzęsiona Hirano, która wyglądem przywodziła na myśl zbitego psa.

- Przepraszam Ayu-chan. Naprawdę mi przykro.

Był szczery. Naprawdę było mu jej żal, ale nie zamierzał w takiej sytuacji wykazywać się altruizmem. Wynik tego meczu był dla niego z góry przesądzony- on i Tamako przechodzą dalej, Aya i pulchny chłopak odpadają. Jeśli od tego miała zależeć jego przyszłość, nie mógł silić się na żadne kompromisy. Haru poczuł przypływ adrenaliny, zupełnie jak przed laty. Niewiele myśląc, pognał w stronę lasu.

Aya wpatrywała się w niewielki zagajnik. Nie potrafiła oszacować ile czasu minęło, odkąd zniknęła w nim Tamako wraz z Haru. Krwistoczerwone strzępki nieba oddawały się we władanie nocy, a ona stała pośrodku tego widowiska z jedną, natrętną myślą, której wizualizacja zadawała jej ogromny ból.- poowrót do Maito, hańbiący epilog jej zmagań z wielkomiejskim życiem.

- Aya-san?- Z zamysłu wyrwał ją nieśmiały głos Eizo, który zdawał się być równie podminowany.- To pewnie pytanie z rodzaju tych retorycznych, ale nie wybaczyłbym sobie gdybym go nie zadał. Czy my mamy z nimi jakieś szanse?

- Nie Eizo, nie mamy nawet cienia szansy.

- Wiesz, może nie wyglądam ale jestem dość silny. Tylko z gibkością u mnie ciężko- korpulentny chłopak starał się jakoś ratować sytuację.

Aya w odpowiedzi spojrzała na niego pustym wzrokiem. Była zbyt zaabsorbowana własnymi myślami, by usłyszeć jego słowa. Zresztą, czy to miało jakikolwiek znaczenie? Prawdopodobnie widzi go ostatni raz w życiu.

- Nie wiem jak Ty Aya-san, ale ja nie zamierzam tak łatwo się poddać.- Warknął z niezwykłą gorliwością, odsłaniając przy tym rząd idealnie prostych i białych zębów.- I Ciebie proszę o to samo. Może nie jesteśmy faworytami, ale ze sceny wypada zejść honorowo, nie uważasz?

Jego mahoniowe oczy zapłonęły nieznaną dotąd Ayi werwą. Kto by pomyślał, że tak niekształtny i jowialny Eizo skrywał w sobie pokłady dziecięcego idealizmu? Dziewczyna uśmiechnęła się.

- Zawsze jesteś takim niepoprawnym optymistą?

- Tylko wtedy, gdy wymaga tego sytuacja...Czyli w jakiś 99% przypadków- dodał po chwili mrugając do niej porozumiewawczo.- To co? Ahoj przygodo?

- Ahoj przygodo!- Aya przytaknęła, wskrzeszając w sobie resztki entuzjazmu.- Niech się dzieje wola nieba.

Ruszyli ramię w ramię, pewnym krokiem torując sobie drogę do lasku. Z oddali doszedł odgłos łamanych gałęzi, który został dopełniony przez majestatyczny krzyk orła. Najbliższa okolica wyglądała jednak spokojnie. Stado mrówek sunęło po sprężystej wykładzinie z mchu, a gdzieś nad nimi pracowita wiewiórka budowała swoje orzechowe imperium. Las to prawdziwy teatr dla zmysłów- pomyślała Aya, przymykając powieki. Feeria dźwięków mieszała się z przenikliwością zmysłu powonienia. Ziemia roznosiła w okół zapach wczorajszego deszczu, przyciągając lubujące się w podmokłych terenach komary, które pojedynczo osiadały na Ayi, delikatnie łaskocząc jej policzki.

Wtem do jej uszu dotarło brzęczenie. Z początku subtelne, ledwo słyszalne i podświadomie ignorowane, stopniowo zaczęło narastać. Dzyń, dzyń, dzyń.

Aya otworzyła oczy, odwracając się gwałtownie w celu zlokalizowania źródła dźwięku. Z niepokojem skonstatowała, że jest zupełnie sama. Gdzie podział się Eizo? Nie znała go co prawda na tyle, by mu ufać, ale zwykle trafnie oceniała ludzi i jej przekonania na ich temat, rzadko kiedy rozbiegały się z rzeczywistością. Czyżby tym razem popełniła błąd, zakładając, że otyły towarzysz nie opuści jej nawet na krok?

Dzyń, dzyń, dzyń.

- Za Tobą Hirano-san- usłyszała mruczący głos, który mógł mieć tylko jednego właściciela.



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top