Ostatnie światło...
Witajcie. Apollo zesłał na mnie chwilowe natchnienie i postanowiłam podzielić się z wami efektem. Nie spodziewajcie się czegoś niesamowitego, stworzyłam to o drugiej w nocy i jednocześnie walczyłam z silną potrzebą snu. Kocham spanie. Dedykuję to osobom, które też kochają spać. Życzę wam miłej, choć krótkiej lektury, pozdrawiam i zachęcam do przeczytania innych moich prac. :)
Słowo i poezja!
Annabelle
Milczała. Milczała od kiedy ruszyli. Była zmęczona po długiej podróży i marzyła o tym, by zasnąć. W uszach wciąż miała słuchawki, ale muzykę znacznie ściszyła, by w razie czego, usłyszeć jeśli ktoś się do niej zwróci. Miała jednak nadzieję, że do tego nie dojdzie.
Rozsiadła się wygodniej, zatopiła się w grubej, puchatej kurtce i złączyła drobne dłonie w uścisk. Wpatrywała się w krajobraz za oknem. Ze względu na pogodę i późną porę, niewiele widziała. Gęsta mgła piętrzyła się warstwami i trochę napawała ją strachem. Nigdy nie było wiadomo, co się mogło w niej czaić.
Jechali szybko. Auto jej chłopaka było nowe, bardzo ładne i zapewne bardzo drogie. Starała się to jednak ignorować i nawet jej to wychodziło.
Tata Michaela sprawdzał coś na nawigacji, zupełnie nie przejmując się prowadzeniem samochodu.
Phoebe lubiła tego człowieka. Był równie zabawny jak jej chłopak. Właściwie, cała jego rodzina była sympatyczna, ale dziewczyna od pewnego czasu podejrzewała, że pan Hale zdradza żonę. To były tylko jej głupie przypuszczenia i miała nadzieję, że się myli. Nigdy nie wypowiedziałaby tych myśli na głos. A już tym bardziej, nigdy nie podzieliłaby się nimi z Michaelem. Niszczenie jego idealnej rodziny było ostatnią rzeczą, o jakiej marzyła. Starała się więc odpychać od siebie te irracjonalne podejrzenia.
Nagle poczuła na swoich dłoniach dotyk Michaela. Drgnęła lekko, wyrwana z zamyśleń. Skóra chłopaka była gorąca w porównaniu do jej. Zawsze miała zimne ręce. Przyzwyczaiła się. Miała wrażenie, że chyba są niedotlenione. Kiedy powiedziała o tym pomyśle swojej przyjaciółce, usłyszała, że niedotleniony to ma mózg.
Phoebe spojrzała na swojego jasnowłosego chłopaka, który uśmiechnął się do niej lekko. Nie miała siły, by zrobić to samo. Przez moment też nie wiedziała, czy powinna odwzajemnić uścisk dłoni. Po chwili stwierdziła, że wypada. Ciepło Michaela było przyjemne, ale na dłuższą metę ją męczyło. Nigdy mu tego jednak nie powiedziała.
Ponownie skupiła się na obserwacji, ale tym razem przez przednią szybę. Widziała jak pan Hale już od pewnego czasu szykuje się na wyprzedzanie. Ze względu na beznadziejne warunki pogodowe, wszystkie samochody jechały bardzo wolno, co nie do końca odpowiadało tacie Michaela. Phoebe z uwagą obserwowała jego dalsze poczynania. Zmrużyła oczy, widząc jak auto przekracza dwa białe pasy.
„Podwójna ciągła!"
Serce dziewczyny momentalnie przyśpieszyło. Odruchowo ścisnęła mocniej dłoń Michaela i wbiła mu w skórę paznokcie.
Phoebe lubiła jeździć. Prowadzić też, ale preferowała rolę pasażera. Kierowanie autem wymagało ciągłego skupienia, koncentracji i uwagi, a to nie było dla niej. Nie. Zdecydowanie bardziej wolała, gdy mogła siedzieć z tyłu, czytać, słuchać muzyki i wpatrywać się w przestrzeń za oknem. Pochłaniało ją obserwowanie zewnętrznego świata i rozmyślanie. Uwielbiała patrzeć na niebo, na chmury i słońce. Wtedy zaczynała działać jej wyobraźnia i dziewczyna mogła poddać się fantazjowaniu. Bardzo lubiła również spać podczas jazdy. Długie podróże ją nużyły, dlatego podziwiała kierowców, ludzi, którzy jeżdżąc, zarabiali na życie.
Zdenerwowała się, widząc co pan Hale próbuje zrobić. Auto jednak schowało się za pojazdem, który mężczyzna chciał wyprzedzić. Po dosłownie sekundzie, mgła na drodze rozbłysła jasnym światłem reflektorów i Phoebe ujrzała olbrzymiego tira, który przemknął obok nich.
Dziewczyna wstrzymała oddech, gdy zrozumiała, że gdyby pojazd, którym się poruszała, nie wróciłby na swój pas, doszłoby do czołowego zderzenia, a to zapewne skończyłoby się śmiercią. Michael i jego ojciec się tym nie przejęli. Wręcz przeciwnie, mężczyzna dalej przygotowywał się do manewru.
Phoebe odetchnęła głęboko i poprawiła swoje długie, ciemne włosy. Dziewczyna pomyślała, co by się stało, gdyby w porę nie udało im się schować. Zginęłaby. Jakże beznadziejna i nieheroiczna byłaby to śmierć. Aż chciało się jej prychnąć. Nie mogła sobie na to pozwolić. Nie w wypadku samochodowym. To śmieszne i głupie.
A jednak przerażała ją taka perspektywa. Co by było potem? Jej biedna matka by się załamała. Nie zniosłaby takiego ciosu i pewnie jeszcze by się za wszystko obwiniała. Matki tak mają.
Ciemnowłosą przeszedł dreszcz. Ucieszyła się tylko, gdy pomyślała, że chociaż miałaby przy sobie Michaela, którego z całej siły złapałaby za rękę. Jeśli już zginąć, to chociaż z chłopakiem.
Dalej jednak dołowała ją myśl, że mogłaby umrzeć w tak beznadziejny sposób.
Wciąż jechali. Ruch na drodze był bardzo duży. Ciemnowłosa powróciła do obserwowania mroku za szybą. Okno było jej barierą. Namiastką bezpieczeństwa, którego tak bardzo pragnęła. Spojrzała przelotnie na Michaela. Często mu zazdrościła. Tego spokoju, stabilizacji, szczęścia i rodziny. Bo nawet jeśli pan Hale faktycznie miał romans, to musiał kochać żonę. Byli ze sobą od tylu lat. Może ją okłamywał, ale nigdy by jej nie zostawił, bo ona i syn byli dla niego wszystkim. Tak przynajmniej podejrzewała, bo nigdy nie funkcjonowała w takiej rodzinie, gdzie jest mama i tata. Nie wiedziała jak to jest. Ale czuła, że wystarczyłby jej chociaż taki fałszywy obraz szczęścia, jaki miała okazję oglądać. Nie posiadała jednak nawet tego.
Wierzyła, że wiążąc się z Michaelem, i jej będzie dane, by wieść takie życie. Kiedyś, pewnie dopiero w dalekiej przyszłości. Ta myśl ją krzepiła.
Auto odbiło zdecydowanie w lewo, rozpoczynając manewr wyprzedzania. Gdy znaleźli się na drugim pasie, Phoebe ujrzała okryty mgłą, wyłaniający się zza zakrętu, dostawczy samochód.
Pierwsza myśl? Dlaczego on jej to zrobił? Dlaczego pozbawił ją szansy? Dlaczego odebrał jej życie? Phoebe nie wiedziała. Chciała znać odpowiedzi na pytania, które pojawiły się w jej głowie, ale była świadoma, że nigdy ich nie uzyska.
Wbrew temu co myślała wcześniej, nie bała się. Była dzielna. Ścisnęła gorącą dłoń Michaela, pragnąc zachować jego ciepło na zawsze. Wpatrywała się w ostatnie światło, jakie dane było jej ujrzeć i wyobrażała sobie, że to światło słońca.
Ona, Phoebe Turner, była gotowa, by odejść z tego świata. Bez strachu, a z pełną akceptacją swojego losu. I tym sposobem zakończyła swoją historię, choć wiedziała, że jest dopiero w połowie rozdziału. Ale świat taki był, a ona miała tego świadomość. Życie kończyło się w najmniej spodziewanym momencie, tak samo jak odcinki seriali. Miała jednak nadzieję, że i jej pisane są słowa „Ciąg dalszy nastąpi."
Więc zamknęła oczy.
THE END
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top