Dzień 5
" Dziś... Dziś było cicho.
Ludzie oglądali się za mną na korytarzu ale nic nie mówili.
Kiedy tylko mogłeś przytulałeś mnie do siebie i dodawałeś odwagi.
Już niedługo nie będę mógł cię dotknąć.
Boję się. Kochanie ja tak bardzo się boję.
Pewnie to dla ciebie niezrozumiałe ale jak policzyłem zostało mi jeszcze 6 dni z tobą. I... Tego ostatniego ci wszystko wytłumaczę, a to coś z mojej głowy dostaniesz od mojej mamy na moim 'pogrzebie'.
Prawdopodobnie już po nim.
I jak?
Ludzie płakali? Był ktokolwiek, coś cię zaskoczyło?
Zawsze wyobrażałem sobie tę uroczystość tak:
Najpierw moja czarna trumna z jakiegoś cholernie ciężkiego kamienia zostaje wystawiona z czarnej limuzyny do kościoła. Gdy mnie wnoszą są ubrani w typowo punk rockowe stroje. Pomalowane oczy, ciemne spodnie. W tle leci coś smutnego z gitarą. Nie chcę organów, są takie stare. Księżulek mówi, co ma do powiedzenia. Wszyscy ludzie, którzy coś dla mnie znaczyli są ubrani jak na imprezę z naciskiem na czarno. Na cmentarzu w tle ma lecieć coś rockowego. Nie chcę zdjęcia na pomniku, bo i tak by mnie nie wyrażało. Chcę jakiś cytat, ale nie wybrałem nigdy jednego. Na stypie ma lecieć rock i ma być na niej dwie części. Jedna dla rodziny, a druga dla reszty. Menu gdzieś jeszcze leży.
Ale mojej mamie nie podobał się ten pomysł, więc pewnie zorganizowała to inaczej.
Przede wszystkim nie było podziwiania mnie po śmierci. To na pewno.
Kochanie nie załamuj się. Mam nadzieję, że jesteś twardy i teraz nie płaczesz. Nie wypada ci płakać.
Chociaż... Pewnie nigdy tego nie doświadczysz. Ja żyję. Teraz nie mogę ci tego wytłumaczyć.
Potem, obiecuję potem.
Być może przekażę ci coś jeszcze przez moją mamę. Ale nie wiem. Nie jestem pewny. Jestem zerem. Pieprzonym zerem pod każdym względem.
Bez względu na to czego nie rozumiesz...
Kochaj mnie. "
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top