Dzień 11
"Kochanie, czas na całą prawdę.
Bój się.
Mój tata nie może kontaktować się z nami twarzą w twarz, ponieważ po tym jak mnie spłodził objął stanowisko najwyższego z białych aniołów.
A ja jutro przejdę swoją przemianę w anioła i będę mógł z normanego świata kontaktować się tylko z mamą. A przynajmniej jeśli zostanę białym aniołem.
Jeśli nim rzeczywiście będę to wyrosną mi piękne białe skrzydła, będą boleć mnie plecy. I będę znał prawdę o wszystkich. Będę albo zabijał, albo wskrzeszał, albo śledził, albo Bóg wie co. Głupia robota.
Jeśli jednak okaże się, że nie jestem odpowiedni do bycia białym to zostanę upadłym, czarnym, demonem... Nazwij to jak chcesz.
W każdym razie będę mógł znać wszystko łącznie ze słabościami. Dostanę potężną moc. A patrząc na to, że tata mówił, żebym się za bardzo nie buntował, bo najwyższy z upadłych ostatnio... Hm... Upadł i nie przeżył i to, co mi zrobiłeś mogę nim zostać. A w tedy... Co w tedy?
Zmienię.
Twoje.
Życie.
W Piekło.
Będziesz musiał stanąć ze mną twarzą w twarz.
Modlitwa w niczym nie pomoże.
Na zostanie ateistą już za późno.
Właściwie na wszystko jest za późno.
Będę wiedzieć, kiedy to przeczytasz.
W tedy przyjdę.
Kocham cię na tyle, aby...
Zabić.
Mike."
Rzuciłem zeszytem o ścianę łapiąc się za końcówki włosów. Z pleców powoli wyrastały skrzydła, co czułem po charakterystycznym bólu.
Nie tyle do cholery ukrywałem się robiąc te wszystkie świństwa, żeby teraz zniszczył mój azyl.
Unosiło się tu tyle kłamstw, że poszukujący mnie strażnicy nie odważyli się wchodzić, a czarnych to po prostu nie obchodziło.
Mimo jego gróźb kocham go nad życie.
Spadłem z łóżka krzycząc i lądując głową obok zeszytu. Padłem na cztery kończyny i w tedy ból się skończył, a ja zauważyłem kartkę wystającą z zeszytu.
Głos Porcelain jest genialny, ale nie pokazała w tej piosence wszystkiego.
Jutro ostatni rozdział.
Jak tam koniec roku?
Ja płakałam... A potem byłam w Warszawie i płakałam ze śmiechu :)
Gimnazjum leci tak szybko...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top