#56

Przechodząc na drugą połowę boiska Takemura usilnie starał się nie patrzeć na byłych członków drużyny. Spuścił wzrok na swoje dłonie i zaczerwienione od odbioru przedramiona. Nie patrzył w górę, nikogo nie prowokował. Mimo to Goshiki zbliżył się do libero na tyle, by rzucić ciche:

— Sprawię, że pożałujesz zmiany drużyny.

Takemura udał, że słowa byłego asa zupełnie go nie obchodzą. Jego obecny zaś podszedł do niego by lekkim pokrzepiającym klepnięciem w ramię, wpuścić trochę światła do ciemnej jaskini, w której chłopak mentalnie siedział.

Przerwa, która wydawała się wiecznością dla Kageyamy, minęła grającym siatkarzom zdecydowanie zbyt szybko.

Wchodząc na boisko wszyscy niezaprzeczalnie odczuli jak bardzo zmieniła się atmosfera na parkiecie. Shiratorizawa, do tej pory niemal pewna zwycięstwa, patrzyła na nich wygłodniałym wzrokiem, za wszelką cenę pragnąc wgnieść każdego siatkarza w ziemię. 

Tachibana uśmiechnął się do Orinosuke, jednak atakujący nawet na niego nie spojrzał, wlepiając nieobecny wzrok w przeciwników. Widać było malującą się na jego twarzy wściekłość i determinację. Rozgrywający był wdzięczny bogom za to, że postawili go właśnie po tej stronie siatki. 

Nie tylko Tachibana miał takie odczucia. Trzecioklasiści patrzyli na nowy niesamowity duet Karasuno, który kiedyś przejmie pałeczkę po kapitanach. 

Niesamowite duety miały stać się znakiem rozpoznawczym Karasuno, tak jak żelazna ściana Dateko i wspaniała obrona Nekomy.

Nikt z przeciwników nie był gotowy na narodzenie nowych potworów. 

Zmutowanych, niepokonanych Kruków. 

***

Pod koniec trzeciego seta wszystkim zaczęło udzielać się zmęczenie. Co niektórzy zawodnicy grali przecież od początku, bez żadnych zmian, dając z siebie sto dziesięć procent. Ich ciężkie oddechy dało się niemal słyszeć na trybunach, mimo wrzasków i dopingu setek ludzi. 

Kageyama zaciskał pięści od połowy seta, wpatrując się z uporem w piłkę, jakby wzrokiem chciał ją zmusić do zdobywania punktów dla Karasuno. Był zmęczony tym stresem, niepewnością i poczuciem winy. Marzył, by to się już skończyło. By mógł pogratulować swojej drużynie wygranej, a jutro stanąć z nimi na parkiecie przeciwko Okami. 

Hinata co jakiś czas zerkał na niego niepewnie, doskonale zdając sobie sprawę z tego, co siedzi mu w głowie. Znali się już szmat czasu, niemal na wylot. Nie musieli już nawet używać słów, wystarczyło jedno spojrzenie by się zrozumieć i właśnie teraz Shoyo zrozumiał jak bardzo jego chłopak cierpi. 

Tachibana po raz kolejny przeszedł na zagrywkę, z miną wyrażającą czyste skupienie. Stał tam w jednym celu. Chciał zdobyć chociaż te dwa punkty przewagi. Dać drużynie ten bezpieczny margines błędu, w razie gdyby któremuś z nich powinęła się noga, czy to z powodu nerwów, czy zmęczenia. Nie chodziło już nawet o wygrany mecz. Chodziło o to poczucie stabilizacji i bezpieczeństwa, które pozwoli im na skupienie się na zdobywaniu kolejnych punktów, zamiast nadrabianiu strat i naprawianiu własnych błędów. 

Hikaru chciał zapewnić swojej drużynie ten komfort psychiczny. 

Zagrywka była bardzo mocna. Defensywa Shiratorizawy musiała się nieźle namęczyć, by wyprowadzić akcję po takim serwie. Goshiki uderzył lżej niż zwykle, przez niedokładną wystawę, oddając Karasuno punkt, gdy piłka uderzyła w aut.

Rozgrywający mentalnie odetchnął z ulgą i przeszedł na pozycję za linią końcową. Kolejną zagrywkę również odebrali, tym razem trochę dokładniej. Wystawa poszła do przyjmującego, który przedarł się przez blok Tsukishimy i wbił piłkę w parkiet. 

Tachibana westchnął, a spojrzenie Hitoshiego, któremu atak właśnie co przeszedł po palcach, wyrażało czystą chęć mordu. 

— Wystaw mi — rzucił do rozgrywającego, a ten tylko skinął głową. 

Zagrywka Goshikiego powaliła Takemurę na kolana, jednak i tym razem libero ich nie zawiódł, posyłając piłkę wysoko nad boiskiem. Tachibana wybiegł do przodu i ustawił się pod nią. Orinosuke już niemal wyskakiwał do ataku. Rozgrywający ledwo musnął piłkę palcami i posłał ją do pierwszoklasisty. 

Wszystko działo się zbyt szybko. Hitoshi w ostatniej chwili zmienił rękę na lewą, wyginając ciało tak, by za wszelką cenę ominąć blok przeciwników. 

Sędzia odgwizdał im punkt.

Odkąd Hitoshi zaczął trzymać długopis w dłoni, wszyscy dorośli dookoła powtarzali, że będzie miał ciężej w życiu niż "normalni" ludzie. Rodzice wymuszali na nim pisanie prawą ręką, a gdy w czwartej klasie jego trener zauważył, że atakuje lewą, wygłosił mu kilkunastominutową tyradę na temat tego, jak bardzo będzie utrudniał życie zawodnikom swojej drużyny, jeśli nie nauczy się grać jak każdy normalny siatkarz. 

Dopiero w gimnazjum, jego nowy trener uzmysłowił mu jak wielkim darem dysponował, mogąc uderzać równie dobrze zarówno prawą jak i lewą ręką. Razem z rozgrywającym spędzili długie godziny szlifując tę umiejętność, aż nie doszli do perfekcji. I mimo, że Hitoshi zawsze zdobywał co najmniej kilkadziesiąt punktów w całym meczu, rozgrywający zawsze narzekał na dodatkowe treningi i dodatkowy wysiłek jaki musiał włożyć w wystawy dla niego. W dodatku dzieciaki i ich głupie podejście do życia, nie mogły powstrzymać się przed ciągłymi żartami i mało śmiesznymi przezwiskami dla białowłosego. To wszystko sprawiło, że Hitoshi zapałał nienawiścią do swojej umiejętności, zwłaszcza po wypadku brata, który przekreślił całą jego karierę i wszystkie marzenia. Hitoshi obiecał sobie wtedy, że przestanie wkładać jakikolwiek wysiłek i zaangażowanie w siatkówkę. Nie chciał zakochać się w tym sporcie, tak jak Nori zakochał się w skokach. Bał się, że złamie mu to serce. 

Tsukishima poklepał go po ramieniu, zerkając na tablicę wyników. Tylko kilka punktów dzieliło ich od wygranej i cała drużyna była zmotywowana jak nigdy do tej pory. 

— Zakończ to, Hitoshi — powiedział blondyn, a chłopak skinął głową. 

Miał zamiar wygrać ten mecz.

***

Yamaguchi zdobył ten jeden punkt przewagi, który mógł zadecydować o wyniku całego meczu. Jego serwy stały się niemal śmiercionośne od czasów pierwszej klasy i  wszyscy mogli odetchnąć z ulgą, kiedy to Tadashi wchodził na zagrywkę. 

Został im jeden jedyny punkt, by zakończyć to niekończące się piekło. Zarówno Karasuno na ławce, jak i liczni fani Kruków, łącznie z Okami, zaciskali pięści w oczekiwaniu na ostatni decydujący punkt. 

Tachibana ledwo się poruszał i był pewien, że padnie na parkiet jeśli tylko przekroczą dwadzieścia pięć punktów, walcząc bez końca o przewagę. 

Tadashi posłał piłkę nad siatką, tym samym zmuszając asa do niskiego, niedokładnego odbioru. Goshiki stał w takim miejscu, że było niemal pewne, że nie da rady wyrobić się do ataku. Rozgrywający Shiratorizawy wystawił na środek, umożliwiając swojemu siatkarzowi atak nad blokiem Kruków. Hitoshi zakląl cicho, opadając na parkiet i zerknął kątem oka na Sakuraia rzucającego się do odbioru. Drugoklasista zdołał podbić piłkę na tyle wysoko, by Tachibana mógł wystawić asowi. Hinata z zaciśniętymi w determinacji zębami wyskoczył w górę i uderzył prosto w blok przeciwników. 

Nie był jednak asem bez powodu. 

Dłonie blokujących cofnęły się pod wpływem mocnego uderzenia, a piłka opadła na parkiet, zapewniając zwycięstwo Karasuno. 

Okrzyk radości rozniósł się po hali, a Kageyama poczuł jak ulga zalewa mu pierś, wyciskając łzy z oczu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top