#52
Tachibana podszedł do młodszego Orinosuke i nachylił się w jego stronę, podczas gdy drużyna rozciągała się przed rozgrzewką.
— Pamiętasz umówiony gest? — spytał półszeptem, a białowłosy przytaknął nieprzytomnie.
Był zmęczony i naiwnie liczył na to, że adrenalina związana z meczem postawi go na nogi, gdy tylko wejdzie na parkiet. Na ten moment ledwo powstrzymywał kolejne ziewnięcia.
Poprzedniego wieczoru, kiedy za namową Tsukishimy napisał do Tachibany z prośbą o spotkanie, wizja nocnego treningu wydawała się słuszna. Teraz jednak nie był pewien czy ich wypracowania taktyka da jakiekolwiek rezultaty, kiedy obaj spali dwie godziny mniej, wymęczeni zarówno ćwierćfinałami jak i pozaplanowym treningiem, o którym poza Tsukishimą nie wiedział nikt.
Hitoshi liczył na to, że te dwie godziny nie poszły na marne.
— Chcesz to przećwiczyć? — zapytał jeszcze Tachibana, gdy drużyna podnosiła się, by zacząć oficjalną rozgrzewkę.
— Nie — odparł. — Nie możemy ryzykować, że ktoś z Shiratorizawy to zauważy.
Rozgrywający skinął głową i skierował się w stronę Yamaguchiego i Hinaty, z którymi miał odbijać w pierwszej części.
— Wszystko w porządku? — Nori zerknął na Kageyamę, obracającego nerwowo w palcach zwinięty mu przed chwilą długopis. Kapitan wpatrywał się w przeciwników, jakby na podstawie sposobu w jaki trzymają piłkę, chciał wyczytać ich najskrytsze sekrety.
Czarnowłosy przytaknął tylko niemrawym mruknięciem, nie odrywając wzroku od trzecioklaistów.
Tsutomu Goshiki, grający od trzech lat na pozycji atakującego, był prawdopodobnie ich najlepszym zawodnikiem. Drugoklasistów Tobio pamiętał jak przez mgłę, a o pierwszakach już w ogóle nie miał pojęcia. Przez wczorajszy pobyt w szpitalu, nie zdążył przygotować się odpowiednio do swojego meczu, dlatego oglądanie nagrań z poprzednich spotkań przejął Hinata wraz z resztą trzeciorocznych. Nori, z tego co Kageyama się orientował, zrobił swój własny research, a zebranymi informacjami podzielił się z drużyną jeszcze w szatni. Kapitan czuł się lekko niedoinformowany.
— Nari-chan, nie przejmuj się nimi — usłyszał po swojej prawej stronie i spojrzał na Sakuraia, trzymającego libero na odległość ramion. Chłopak patrzył na niego z troską i niepokojem. Kageyama przywołał ich gestem dłoni, gdy tylko przyjmujący zwrócił na niego uwagę.
— Chłopaki, co jest? — spytał. Nie mogli pozwolić sobie na żadne rozproszenia, na żadne niepotrzebne myśli i obawy. Musieli się skupić.
Sakurai milczał. Zerknął na chłopaka, a to co zobaczył w jego oczach, sprawiło, ze uśmiechnął się ciepło i odszedł, poklepując go jeszcze po ramieniu. Takemura usiadł obok kapitana, chcąc rozmawiać z nim na tym samym poziomie, nie zmuszając do wstawania z miejsca.
— Przepraszam, senpai, będę chwilę rozkojarzony — powiedział, zerkając wymownie na przeciwników. Kageyama podążył za jego wzrokiem i westchnął.
— Grałeś dla nich, prawda? — spytał. Wszyscy poza pierwszakami wiedzieli, ze gdy Takemura dołączył do drużyny praktycznie w połowie roku szkolnego, przeniósł się z Shiratorizawy. Do tej pory jednak Kageyama nie zdawał sobie sprawy, że przecież tak utalentowany libero musiał przez te sześć miesięcy grać dla byłych mistrzów.
Rok temu, przez zmiany w tabeli, uniknęli meczu z Shiratorizawą, ale teraz oczywistym było, że chłopak się denerwuje, grając przeciwko swojej poprzedniej drużynie.
— Żałujesz, że od nich odszedłeś? — spytał Kageyama rzeczowo, a libero spokojnie pokręcił głową.
— Nie — odparł. — Nigdy nie żałowałem. Wszyscy od lat mówią o potędze Shiratorizawy, ale nikt tak naprawdę nie wie jak to wygląda od wewnątrz. Treningi niemal codziennie, ćwiczenia wytrzymałościowe aż do nieprzytomności i... Nie zliczę ile razy wymiotowałem po treningu.
Kapitan obrzucił przeciwników chłodnym kalkulującym spojrzeniem, nie wiedząc czy to, co czuje należało by zakwalifikować jako odrazę czy raczej współczucie.
— Nie wydajesz się facetem, który ucieka od swojej przeszłości — zaczął Kageyama, patrząc na swojego libero. Chłopak zawsze trzymał wszystkich na dystans, dawał z siebie wszystko, będąc przy tym tak praktycznym jak tylko się dało. Jak traumatyczne wspomnienia musiały stać za jego zdenerwowaniem?
— Oni nas szczerze nienawidzą — powiedział cicho, wpatrując się w swojego byłego kapitana. — Obwiniają was o zabranie im tytułu dwa lata temu. Uważają, że to był ich gwóźdź do trumny, że to przez to teraz zaharowują się do nieprzytomności. Nie będzie łatwo ich złamać.
Kageyama również patrzył na byłych mistrzów, jednak w przeciwieństwie do Takeru, widział znacznie mniej niż mogło mu się wydawać.
***
Hinata podszedł pod siatkę i uścisnął dłoń kapitana. Czuł się dziwnie w tej roli, robiąc to wszystko, bo zawsze robił jego chłopak. Czuł się wręcz nie na miejscu.
Rudowłosy wrócił na swoją pozycję, niemal zapominając, że w dzisiejszym meczu zaczyna na prawym skrzydle, tuż przed rozgrywającym. Tym razem to oni zaczynali od zagrywki.
Tachibana był dzisiaj dużo spokojniejszy, a mimo to żołądek i tak zacisnął mu się w supeł, a dłonie lekko drżały. Wiedząc jednak, że razem z Hitoshim mają asa w rękawie na wypadek ewentualnego kryzysu, mógł głębiej odetchnąć i dać z siebie wszystko.
Słysząc gwizdek, wyrzucił piłkę wysoko w górę i nabiegł do wyskoku, by następnie wbić ją z mocą w parkiet.
Sędzia zagwizdał, ręką wskazując na stronę Karasuno, a zawodnicy Shiratorizawy ocknęli się z szoku. Oglądali wczorajszy mecz i nikt w życiu nie spodziewałby się, że ten drobny, roztrzęsiony, rezerwowy rozgrywający może tak serwować. Jego własna drużyna również spojrzała na niego z lekkim zdumieniem. W przeciwieństwie do przeciwników mieli okazję widywać te zagrywki na treningach, jednak nigdy nie były tak pewne i mocne.
Tachibana był dumny z faktu, że gdy raz poczuje się pewnie na parkiecie w oficjalnym meczu, nic nie jest w stanie wytrącić go z równowagi. A to był jego dzień. Miał zamiar pokazać wszystkim, jak bardzo zasługuje na grę w drużynie mistrzów.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top