#44
Tachibana był coraz bardziej przerażony. Nie był mentalnie przygotowany na poważne wejście na boisko. Miał tylko siedzieć i patrzeć. Nawet nie marzył o grze tego dnia.
— Dasz radę — zapewnił go po raz setny Hinata, kiedy chłopak szykował się do zagrywki. Przygryzł wargę niemal do krwi, starając się skupić na tyle, na ile pozwalał mu rozszalały od emocji mózg.
Kilkukrotnie odbił piłkę od parkietu, a gdy usłyszał gwizdek, wyrzucił ją wysoko i uderzył z mocą, zaraz po wyskoku. Zagrywka trafiłaby w parkiet, gdyby nie to, że młodemu rozgrywającemu niemal nieustannie trzęsły się ręce. Tym razem więc nie poszło mu zbyt dobrze. Piłka spadła bliżej siatki niż spodziewał się chłopak, jednak przyjmujący Dāteko zdołał ją odebrać. Wystawa przeciwników poszła do wysokiego atakującego, który przebił piłkę na stronę Karasuno. Kruki umiały jednak grać również defensywę. Libero bez problemu przyjął i posłał piłkę do Tachibany. Ten, na drżących z nerwów nogach, podbiegł i wystawił najbardziej oczywistą z piłek. Hinata uderzył w żelazny blok, a piłka z hukiem spadła tuż obok niego.
Hikaru wyglądał na dość zmartwionego tym faktem.
— Nie przejmuj się — rzucił rudowłosy i przeszedł na obronę. Chłopak przygryzł tylko mocniej wargę i zaskoczony poczuł na języku smak krwi.
Piłka należała teraz do Dāteko. Kapitan drużyny przeszedł za linię końcową i z pewnością siebie wymalowaną na lekko skropionej potem pociągłej twarzy, wyskoczył w górę i przebił piłkę na stronę przeciwników. Takemura rzucił się do odbioru i posłał ją pionowo w górę. Odsunął się jak najszybciej, robiąc miejsce rozgrywającemu, który wyskoczył do niej i - wykonując pół obrotu - wystawił do Sakuraia. Jasnowłosy sprawnie ocenił swoją sytuację. Dzięki temu, że Hikaru wystawił na trochę trudniejszą dla niego pozycje, czego przeciwnicy zupełnie się nie spodziewali, źle oceniając umiejętności siatkarza, blokujący znajdowali się po drugiej stronie siatki. Drugoklasista był jednak pewny, że zdążą go zablokować. Kiedy przed oczami miał już dłonie przeciwników, nienaturalnie niemal wkręcił nadgarstek, posyłając atak, najpierw po czubkach palców prawego blokującego, a następnie w aut.
Takemura uśmiechnął się do swojego chłopaka, a reszta spojrzała na atakującego z podziwem.
— Nieźle — rzucił wicekapitan, a przyjmujący uśmiechnął się skromnie.
— To nic takiego.
***
Tachibana psuł coraz więcej wystaw. Nerwy zamiast odpuścić zaczęły zżerać go jeszcze bardziej, przez co chłopak popełniał coraz więcej błędów, niemal jeden po drugim. Kiedy po raz kolejny wystawił Hinacie poza anteną, Ukai poprosił o czas.
Rozgrywający był bliski łez, jednak gdy otarł oczy wierzechem dłoni, dostrzegł co było prawdziwym powodem wstrzymania gry. Obok trenera stali dwaj mężczyźni. Jeden niższy, barczysty o poważnym, lecz ciepłym spojrzeniu i drugi, srebrnowłosy o oczach tak łagodnych, że niemal roztapiały serce. Siatkarz wyszczerzył zęby w uśmiechu i rzucił się w ramiona najbliższej mu na świecie osoby.
— Kōshi — westchnął z ulgą, podczas gdy chłopak poklepywał go po plecach.
— Cześć, Hikaru — uśmiechnął się jasnowłosy i puścił kuzyna. Rozgrywający spojrzał na jego towarzysza.
— Hej — powiedział wesoło.
— Hejka, młody — odparł Daichi i wrócił do ożywionej rozmowy z Hinatą, który niemal podskakiwał z radości na widok starego kapitana.
— Co wy tu robicie? — spytał Sugawarę rozgrywający.
— Cóż, dostaliśmy cynk, że nie jest najlepiej — odparł srebrnowłosy. — Dlatego jestem tu, żeby ci pomóc, jasne? A teraz słuchaj...
***
Tachibana chyba jeszcze nigdy w życiu nie doświadczył tak potężnego kopa motywacyjnego, jaki zafundował mu Suga. Chłopak z nową energią wszedł na boisko i strzelił palcami. Był gotowy to wygrać.
Pewność siebie rozgrywającego, udzieliła się reszcie drużyny i nawet Dāteko musiało dostrzec aurę siatkarza, gdyż żaden z zawodników nie uśmiechał się już lekceważąco jak jeszcze chwilę wcześniej.
Tachibana wiedział, że mają kilka punktów do tyłu i muszą szybko nadrobić stratę. Widział też, że dużo leży w jego rękach. Tym razem był pewny, że udźwignie to brzemię.
Zagrywka należała do przeciwników. Takemura z lekkim trudem odebrał mocny serwis i posłał piłkę do pierwszoklasisty. Tachibana wyskoczył w górę i zamarkował wystawę przez plecy. Blokujący ruszyli na prawo, pozostawiając wolną siatkę Hinacie, który bez problemu zdobył punkt, tuż przed nosami przyjmujących.
Jeden z nich zaklął szpetnie, jednak sędzia najwidoczniej go nie usłyszał. Podniósł rękę na stronę Karasuno, a piłka już po chwili znalazła się w rękach Yamaguchiego.
Z Tadashim na zagrywce zyskali dwa asy. Trzecią piłkę Dāteko zdołało rozegrać. Tsukishima śledził wzrokiem atakującego, który robił nabieg do bardzo oczywistej wystawy. Po swojej prawej miał Nishiharę i Hitoshiego. Cała trójka szykowała się do bloku.
— Na trzy — rzucił blondyn. — Raz, dwa... trzy!
Piłka z hukiem uderzyła w dłonie Hiro i Orinosuke i opadła po stronie przeciwników. Libero, który rzucił się pod siatkę, nie zdołał jej wyratować. Blokujący Karasuno zbili ze sobą piątki i wrócili na pozycje.
Zbliżali się do końca seta. Po nieudanych wystawach do tyłu, zawodnicy Dāteko zrozumieli jaka jest słaba strona rozgrywającego, dlatego dalsze markowanie rozegrań przez plecy nie miało sensu. Blok i tak zawsze ustawiał się tam, gdzie Tachibana mógł wystawić.
Karasuno prowadziło jednym punktem, jednak zagrywka należała do przeciwników. Wystarczyło wygrać tę akcję, żeby zakończyć drugi set. Tachibana poczuł nieprzyjemne ukłucie strachu.
Dāteko zaserwowało przy krzykach swojej ekipy na trybunach. Sakurai rzucił się do przodu i odebrał, posyłając piłkę w górę. Hikaru czuł jak bije mu serce, a krążąca w zawrotnym tempie krew niemal rozsadza żyły. Wiedział, że to ryzykowne, jednak w tamtej chwili był pewien, że mu się uda.
Wyskoczył w górę z pełną koncentracją. W ostatniej fazie wyskoku delikatnie wygiął plecy w łuk i wystawił do stojącego za nim Hinaty. Blokujący przeciwnej drużyny byli tak zaszokowani, że minęło kilka sekund zanim zdali sobie sprawę, gdzie powinni się znajdować. Wicekapitan Karasuno, bez wahania uderzył z całej siły i posłał piłkę w parkiet z taką mocą, że po odbiciu się od podłogi, uderzyła w ścianę i niemal ponownie przeszła przez siatkę. Okrzyk radości Karasuno był zrozumiały, a duma na twarzach Daichiego i Sugawary, wręcz nie do opisania.
***
— I jak? — Murakami patrzył ze zniecierpliwieniem na plecy Akiego, kiedy zamykał za sobą drzwi do pokoju, w którym znajdował się punkt pierwszej pomocy. Kiedy kapitan się odwrócił, rozgrywający zobaczył malującą się na jego twarzy ulgę.
— Dzisiaj raczej nie zagra — powiedział i uśmiechnął się. — Ale to kawał twardego sukinsyna. Będzie żył.
Murakami parsknął śmiechem i przeczesał włosy palcami.
— To co robimy?
Aki założył ramiona na piersi i pokręcił głową z niedowierzaniem.
— Kazał powiedzieć swojej drużynie, że wszystko gra — odparł szatyn. — A przede wszystkim uspokoić Hinatę.
— To raczej zrozumiałe — powiedział Murakami, ruszając w stronę hali.
— Kazał też skopać im wszystkich zadki, w razie jakby stracili wolę walki — dodał Aki ze śmiechem. — I krzyczeć najgłośniej jak tylko umiemy.
— Da się to załatwić — odparł Itsuki. — Wystarczy znaleźć bliźniaków.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top