#40
Aki schował twarz w dłonie, czując że zaraz się połacze. Wszystko się waliło. Wszystko. A on czuł, że dłużej już tego nie udźwignie.
— Aki... — Takeru położył mu rękę na dłoni. — Dacie sobie radę.
Kapitan spojrzał na przyjaciela z niedowierzaniem.
— Jak? Jak?! Kto za ciebie zagra? W tym momencie tracimy pięćdziesiąt procent naszej defensywy! — krzyknął. — Poza tym... Nie poradzę sobie bez ciebie, Takeru. Niby jak?
Czarnowłosy spojrzał na niego mętnym wzrokiem.
— Jesteś świetnym kapitanem, Aki, dasz radę — zapewnił przyjaciela. Szatyn podniósł na niego smutne spojrzenie.
— Bez ciebie to nie ma sensu — szepnął.
— Dlaczego? — Takeru zmarszczył brwi.
— Bo cię kocham — odparł Aki niemal płaczliwym głosem. Takeru patrzył na niego przez chwilę z nieodgadnionym wyrazem twarzy, a gdy otworzył usta, by coś powiedzieć, obaj usłyszeli pukanie do drzwi. Aki parsknął śmiechem z niedowierzaniem i podniósł się z miejsca, wypuszczając dłoń przyjaciela. Otworzył drzwi, a widząc stojącą w progu ciemnowłosą nastolatkę, poczuł, że zaraz się popłacze.
— Hej — uśmiechnęła się lekko. — Jest tu Takeru-senpai?
Aki otworzył usta, jednak nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Nie był w stanie jej odpowiedzieć.
— Wejdź, Izumi-san — odezwał się z głębi sali czarnowłosy, a Aki odsunął się by wpuścić dziewczynę. Brunetka założyła kosmyk włosów za ucho i spojrzała na chłopaka.
— Kiepsko wyglądasz, senpai — powiedziała, a Takeru parsknął.
— Izumi, to jest Aki — chłopak skinął głową w stronę przyjaciela.
— Cześć — dziewczyna wyciągnęła dłoń w jego stronę. — Pamiętasz mnie?
Aki zmarszczył brwi. Rzeczywiście wydawała mu się znajoma, jdnska nie mógł sobie przypomnieć gdzie ją widział.
— Na stacji, wpadłam na was — wyjaśniła, a Aki otworzył usta. No przecież.
— O matko, jasne, że pamiętam — odparł Aki, podając jej rękę. — Wybacz, trochę jestem nieprzytomny.
— Nie szkodzi — uśmiechnęła się dziewczyna.
— Aki — zaczął Takeru, podnosząc się lekko na szpitalnym łóżku. — Izumi-san jest w pierwszej klasie.
—Policyjnej — dodała, a Aki pokiwał głową z uznaniem.
— Poza tym — kontynuował czarnowłosy. — Mówiłem ci, że sobie poradzisz, prawda? To dlatego, że nie będziesz sam — powiedział.
— Co masz na myśli? — Aki zmarszczył brwi.
— Izumi-san zgodziła się zostać naszą menadżerką.
***
— Miło mi was poznać — zaśmiała się dziewczyna, stojąc przed całą drużyną Ōkami. — Minie chwila zanim nauczę się wszystkich imion, musicie mi to wybaczyć. Nigdy nie miałam pamięci do twarzy.
— Spokojnie — Aki uśmiechnął się do brunetki. — Samo przyjdzie.
Dziewczyna skinęła głową.
— Możemy zaczynać? — zwrócił się Aki do reszty drużyny. Siatkarze pokiwali głowami i ruszyli na boisko. Chłopak zwrócił się do menadżerki.
— Gdybyś miała jakieś pytania, nasza trenerka ci pomoże — powiedział. — Zaraz powinna się pojawić.
— Spokojnie, poradzę sobie — uśmiechnęła się szeroko, a Aki już wiedział, że ich współpraca będzie wspaniała.
***
— Tachibana Haruki, klasa 1-4, miło mi was poznać!
Cała drużyna Karasuno wlepiała spojrzenia w stojącego obok kapitana średniego wzrostu chłopaka o przudługich ciemnych włosach. Szesnastolatek uśmiechał się wesoło, wodząc wzorkiem po siatkarzach.
— Tachibana będzie naszym drugim rozgrywającym — powiedział Ukai, po czym zwrócił się do chłopaka. — Na razie będziemy ostro trenować do meczu, więc nie mogę ci obiecać, że zagrasz, ale...
— Nie szkodzi — brunet machnął ręką. — Rozmawiałem już o tym z kapitanem — powiedział, zerkając na Kageyamę. — Na razie będę głównie obserwował i trenował pod jego okiem. Nie spodziewam się, że wystawicie mnie na tak ważnym turnieju.
Hinata uśmiechnął się. Od początku lubił tego dzieciaka. Był przemiły, skromny i dobrze wychowany. Wiedział czego chce, a jednocześnie nie dążył po trupach do celu. Nie dało się go nie lubić.
— Mogę spytać, dlaczego dołączasz w połowie roku szkolnego? — odezwał się Nishihara. Chłopak wzruszył ramionami, a jego uśmiech lekko zbladł.
— Przeprowadziłem się razem z mamą z Osaki — powiedział. — Mój kuzyn kazał mi iść do Karasuno. Powiem szczerze, że cieszę się, że go posłuchałem.
— Miejmy nadzieję, że niedługo nas odwiedzi — powiedział Kageyama, zakładając ramiona na piersi.
— O tak, Kōshi ciągle powtarza, że musi kiedyś wpaść do starej szkoły.
Tsukishima i Yamaguchi wymienili zszokowane spojrzenia.
— Jesteś spokrewniony z Sugawarą? — spytał Tadashi, a Tachibana pokiwał głową. — Ale mega.
— Kōshi wszystkiego mnie nauczył — powiedział chłopak. — To dzięki niemu gram na rozegraniu.
— Okay, zacznijmy już może, zanim noc nas zastanie — powiedział Kageyama. — Zaraz cię przetestujemy.
— Jasne — uśmiechnął się chłopak i ruszył na boisko, razem z resztą drużyny.
***
Tachibana stał pod siatką i wystawiał atakującym. Miał precyzyjne i wygodne wystawy. Już po pierwszym razie zapamiętywał kto jakie woli piłki i dostosowywał się do zawodnika. Nie było nikogo kto narzekałby na jego wystawy. Wręcz przeciwnie, dosłownie wszystkim one pasowały.
— Dobra, spróbuj wystawić Shoyō przez plecy — powiedział Kageyama, który zajmował się aktualnie sprawdzaniem rozgrywającego, gdyż Ukai był niezwykle zajęty opieprzaniem przyjmujących.
Haruki spojrzał na kapitana z zakłopotaniem.
— To... Jest moja słaba strona — przyznał. Kageyama wzruszył ramionami.
— Nie przejmuj się, każdy jakieś ma — odparł.
— Każdy oprócz ciebie, senpai — mruknął Ichiro, a czarnowłosy zgromił go spojrzeniem.
— Spróbuj — powiedział, a Haruki pokiwał głową.
Stojący po drugiej stronie boiska Hitoshi podał rozgrywającemu piłkę a ten wyskoczył w górę i rozegrał... Prosto w ścianę.
Kageyama machnął ręką, lecz następna piłka również poszła w ścianę. Tak samo jak osiem kolejnych.
— Dobra — Kageyama podszedł do chłopaka i położył mu dłoń na ramieniu. — Tym się teraz zajmiemy, okay?
— Uczysz się od mistrza, stary — szepnął mu Ichiro, a Kageyama trzepnął go w głowę. Chłopak uciekł na drugą połowę boiska, a Haruki uśmiechnął się.
— Świetnie.
***
Kageyama czuł na sobie wzrok wszystkich mijanych drużyn. Dwukrotny mistrz licealnego turnieju siatkówki właśnie przybył. Wszyscy patrzyli z respektem na czarne bluzy, obawiając się spotkania z Karasuno.
W turnieju został już tylko wyselekcjonowany skład. Najlepsze drużyny, które miały walczyć o tytuł mistrza. Karasuno miało przed sobą trzy mecze do wygrania. Byli w grupie B, co oznaczało, że nie zagrają ani z Ōkami, ani z Aoba Johsai, jeśli nie dojdą do finałów. Najpierw czekało ich starcie z Dāteko, a jeśli wygrają, z Shiratorizawą, która na pewno pokona Kakugawę.
Kageyama skinął głową Kindaichiemu i razem z całą drużyną ruszył w stronę grupki siatkarzy w szaro-granatowych dresach.
— Ishida — zawołał, a z tłoku wyłonił się nagle wysoki szatyn.
— Kageyama — uśmiechnął się wesoło, podchodząc do niego. — Jak dobrze was widzieć.
Karasuno rozeszło się, by przemieszać się z Ōkami i przywitać ulubionych znajomych. Hinata stanął u boku swojego chłopaka i uśmiechnął się do szatyna.
— Jak nastroje przed meczem? — spytał Kageyama. — Z kim gracie pierwszy?
— Z Johzenji — odparł Aki. — A jeśli chodzi o nastroje to są dość grobowe — przyznał. — Przykro mi to mówić, ale nie wiem czy spotkamy się w finale.
— Co? — spytał Hinata. — Niby dlaczego?
— Takeru jest w szpitalu, nie ma szans żeby zagrał — wyjaśnił Aki, a kapitanowie Karasuno rozdziawili usta w zdumieniu. — Takeru trenuje parkour i... Spadł ostatnio z dachu.
— O matko... — jęknął Hinata. — To poważne?
— Ma skręconą kostkę i jest mocno poobijany. Musieli nastawić mu bark i w ogóle — wyjaśnił Aki, wsuwając dłonie w kieszenie dresów.
— To okropne — powiedział rudowłosy. Kageyama położył chłopakowi dłoń na ramieniu.
— Nie załamuj się, Aki. Poradzicie sobie, słyszysz?
Szatyn uśmiechnął się.
— Dzięki.
— Ishida-senpai. Zaniosłam dokumenty do pokoju sędziów, ale potrzebuję jeszcze twojego podpisu na formularzu — długowłosa brunetka z aparatem na szyi podeszła do kapitana i podała mu podkładkę z plikiem kartek.
— Ah jasne — Aki schylił się do dziewczyny, gdyż dzieliło ich całe trzydzieści centymetrów wzrostu, i podpisał formularz.
— Dzięki.
— Izumi-san, to jest Kageyama i Hinata, kapitanowie Karasuno — powiedział do niej Aki. — Chłopaki, to jest Izumi Chinatsu, nasza nowa menadżerka.
— Miło mi was poznać — uśmiechnęła się, a Kageyama zauważył, że ma na szyi przepustkę dla fotografa. — W której turze gracie?
— Drugiej — odparł brunet. Dziewczyna uśmiechnęła się. My gramy w pierwszej, akurat będę mogła porobić wam trochę zdjęć — zaśmiała się.
— Będzie nam bardzo miło — powiedział Hinata. Dziewczyna wyszczerzyła zęby.
— Trzymam kciuki i życzę powodzenia — powiedziała i ruszyła w stronę pokoju organizatorów.
— Spadła nam z nieba — powiedział Aki. — Takeru ją znalazł. Bez niej już kompletnie nie dałbym sobie rady.
— To dobrze, że kogoś macie — powiedział Kageyama. — Nasz Nori ma ostatnio jakiś gorszy czas. Nie wpływa to na jego obowiązki, ale martwi nas, że chodzi taki przybity.
— Rozumiem — Aki pokiwał głową. — Mam nadzieję, że wszystko się wyjaśni.
— My też — przytaknął Hinata. Aki zaczął się wycofywać.
— Zaraz lecimy na rozgrzewkę. Będziecie oglądać mecz? — spytał.
— Raczej tak — odparł Kageyama. Chcemy też chwilę popatrzeć jak gra Shiratorizawa, bo najprawdopodobniej będzie to nasz drugi przeciwnik.
Aki pokiwał głową.
— Jasne, to my lecimy. Do zobaczenia później!
Kageyama patrzył jak Aki zbiera drużynę i odchodzi w stronę szatni. Następnie spojrzał na swoją i westchnął ciężko.
— Dobra, chłopaki, idziemy na trybuny — powiedział. — Będziemy dopingować Ōkami, jak tylko się da.
Macie tu taki smaczek, bo się wlekę niemiłosiernie z tym opowiadaniem, ale szczerze mówiąc dopiero wczoraj zaczęłam ten turniej ogarniać. Kompletnie nie mam na to weny, wrrr...
Czekają nas cztery ciężkie mecze, kochani i oczywiście finał. Nie wiem jak wy, ale ja czuję się padnięta na samą myśl...
Wrzucam wam jeszcze karty nowych postaci. Mam nadzieję, że cieszycie się z tego małego powrotu i że zostaniecie na turnieju.
Kocham
~Beth
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top