#39
— Trochę szkoda, ale tak w sumie będzie nawet lepiej — powiedział Aki, odkładając telefon.
— Sparing po turnieju powinien trochę nas rozluźnić — przyznał Takeru. — Czy Kageyama-san podał powód, dla którego nie mogą przyjechać wcześniej?
Ishida usiadł na łóżku, krzyżując nogi i westchnął.
— Powiedział, że muszą ogarnąć kilka ważnych spraw w drużynie, koniecznie przed turniejem i że nie dadzą rady jeszcze znaleźć czasu na sparing — odparł kapitan, krzywiąc się lekko.
— Został w końcu tylko tydzień — mruknął Takeru. — My też powinniśmy ogarnąć kilka spraw.
— Taaa... — mruknął Aki. — Minori ma załatwić na jutro rozpiskę turniejową, żebyśmy wiedzieli z kim gramy i mogli się odpowiednio przygotować.
Takeru skinął głową.
— Będę się zbierać — powiedział, podnosząc się z miejsca. Aki skinął głową, podczas gdy czarnowłosy podchodził do okna. Wicekapitan przykucnął na parapecie i spojrzał na przyjaciela.
— A i jeszcze jedno — zaczął. — Znalazłem nam menadżerkę.
Kiedy do Ishidy dotarły słowa przyjaciela, Takeru już nie było i mimo późniejszych próśb przyjaciela, nie pisnął ani słówka.
***
— Jak to wygląda? — spytał Murakami, podchodząc do trenerki. Kobieta trzymała w dłoni rozkład meczów na turniej i studiowała go z uwagą.
— Pierwszy mecz gramy z Johzenji — powiedziała, podnosząc wzrok i przebiegając nim po wybrakowanym składzie drużyny. Zmarszczyła brwi, ale kontynuowała. — Powinno pójść całkiem dobrze, choć może to być dla nas wyzwanie.
Siatkarze spojrzeli po sobie z lekkim niepokojem, jak również i determinacją w oczach.
— Jeśli wygramy, będziemy musieli grać najpewniej z Aoba Johsai — mówiła dalej. — Oni na pewno wygrają pierwszy mecz. Gra z nimi będzie większym problemem i śmiem nawet twierdzić, że jeśli się porządnie nie zepniecie, możemy to przegrać.
Zapadla cisza, podczas której wszyscy rozważali słowa trenerki. Wszyscy byli świadomi, że zabawa się skończyła i trzeba wziąć się w garść.
— Do cholery, gdzie jesteś Aki? — zapytała w końcu, opuszczając kartkę z irytacją.
— Wisi na telefonie — mruknął Shin, a kobieta uniosła brew.
— Co?
W tym samym czasie do sali wszedł kapitan Ōkami, chowając telefon do kieszeni sportowych spodenek. Minori spojrzała na niego z dezaprobatą.
— No w końcu — prychnęła. — A Takeru?
Aki wzruszył ramionami.
— Nie wiem. Nie mogę się do niego dodzwonić, w szkole też go nie było — powiedział, a w jego głosie pobrzmiewało zmartwienie. Murakami przygryzł wargę.
— To nie w jego stylu — mruknął.
— Dobra, na pewno wszystko gra, zabieramy się za trening — poleciła trenerka. Cała drużyna jak na zawołanie odwróciła się, słysząc komórkę Akiego. Chłopak niecierpliwym ruchem wyjął urządzenie i przyłożył do ucha.
— Halo?
Drużyna obserwowała emocje przebiegające po twarzy kapitana. Najpierw oczekiwanie, następnie niedowierzanie, później przerażenie.
— Dobrze. Tak. Tak. Dziękuję — mówił coraz ciszej, aż w końcu się rozłączył.
— Co jest? — spytał Takehiko, po raz pierwszy od dawna, patrząc na kapitana z powagą.
Aki przetarł nerwowo kark i spojrzał na drużynę.
— Takeru jest w szpitalu.
***
—
Wszystko w porządku? — zapytał Takemura, patrząc na swojego chłopaka. Sakurai pokiwał niemrawo głową.
— Trochę źle się czuję — odparł. — Nie mogłem spać.
Libero zmarszczył brwi i zaczął przypatrywać mu się z uwagą.
— Pełnia — wyjaśnił przyjmujący, a Takemura westchnął w duchu i przyciągnął go do siebie. Sakurai zdziwił się w pierwszej chwili, jednak uśmiechnął się delikatnie i oparł głowę na ramieniu libero.
Hitoshi oderwał wzrok od tej dwójki i zaczął rozpinać guziki białej koszuli. Czuł się dziwnie. Lekko napięta atmosfera wisiała w powietrzu, a on nie mógł stwierdzić czy powodem był zbliżający się wielkimi krokami turniej, czy coś zupełnie innego.
— Hej — Tsukishima delikatnie musnął jego dłoń palcami, a białowłosy spiął się niemal natychmiast.
— Hej — odpowiedział, ukrywając rumieniec. Blondyn widząc to uśmiechnął się lekko.
— Chodźcie na salę — rzucił rzeczowo Hinata, zapinając torbę szybkim ruchem, po czym wyszedł z pokoju klubowego. Nishihara spojrzał za nim lekko zaniepokojony. Gdzie się podziała cała pozytywna energia ich wicekapitana?
Kiedy wszyscy już weszli na salę gimnastyczną, Hinata szybko rozdzielił zadania i nakazał reszcie zacząć rozgrzewkę. Sam ruszył do magazynu po piłki, by mieć jeszcze chwilę na kompletne zamyślenie.
— Gdzie jest Kageyama-senpai? — Ichiro zwrócił się do Tadashiego. Yamaguchi wzruszył ramionami ze swoją stałą miną, a pierwszoklasista z zadowoleniem zauważył, że przynajmniej on i Tsukishima zachowują się tak jak zwykle.
— Rozmawia z Norim — powiedział Hinata, który słyszał pytanie młodszego kolegi. — Zaraz przyjdzie.
— Może daj sobie spokój — powiedział cicho Takemura, widząc jak jego chłopak z trudem schyla się, by zawiązać sznurówkę.
— Dam radę — odparł Sakurai, a czarnowłosy zgromił go spojrzeniem. Hinata spojrzał na nich ze zmarszczonym czołem i podszedł do przyjmującego. Uklęknął przed nim i przyłożył mu do czoła wierzchnią cześć dłoni.
— Sakurai, idź do domu — powiedział ciepłym, wręcz matczynym głosem. — Wolę żebyś nie rozchorował się przed turniejem.
— Nie jest tak źle — zapewnił szatyn, a kłamstwo to było tak oczywiste, że rudowłosy tylko przewrócił oczami.
— Bardzo cię proszę — powiedział. Sakurai skinął głową.
— Dasz radę wrócić sam? — spytał Takemura, kładąc mu dłoń na ramieniu. Szatyn pokiwał głową. — W takim razie przyjdę do ciebie po treningu — powiedział i ruszył na boisko, by dołączyć do reszty chłopaków.
Rozgrzewka przebiegała zwyczajnie, z wyjątkiem Hinaty, który nie mógł wyjść ze świata własnych myśli, dopóki drzwi do sali nie otworzyły się, ukazując kapitana i menadżera. Kageyama, już przebrany, podszedł bliżej drużyny i przeczesał włosy palcami.
— Mogę prosić o uwagę? — zapytał bezsensownie, gdyż uwaga wszystkich była już na niego zwrócona.
Hinata założył ramiona na piersi i stanął przed nim, a cała drużyna poszła w jego ślady i podeszła bliżej kapitana. Tsukishima i Yamaguchi mieli nieodgadnięte wyrazy twarzy. Pierwszoklasiści wpatrywali się w kapitana z oczekiwaniem, a Takemura podtrzymywał lekko Sakuraia, który niemal słaniał się na nogach.
Kageyama przebiegł oczami po członkach swojej drużyny i westchnął.
— Będziemy mieć nowego siatkarza.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top