#38
— Chłopaki, weźcie się w garść — Aki oparł ręce na biodrach, patrząc z góry na bliźniaków, nieomal tarzających się ze śmiechu po podłodze szkolnego korytarza.
— Co ich tak bawi? — spytał Suzuki, stając obok kapitana.
— Nie mam pojęcia — Aki wzruszył ramionami.
— Shin, jesteś moim mistrzem — powiedział Takehiko, ocierając łzy spod oczu. Młodszy z braci oparł ręce na kolanach i spróbował złapać oddech.
— Oh, stary — jęknął. — Dawno się tak nie uśmiałem.
— Zostawmy ich — Aki machnął ręką i podszedł do Takeru.
— Krawat — powiedział wicekapitan, a Ishida natychmiast poprawił wiązanie.
— Dzięki — uśmiechnął się. — Co mówią chłopaki?
Takeru zapiął torbę, w której jeszcze przed chwilą grzebał i spojrzał na przyjaciela.
— Wolą trening jutro po południu — powiedział.
— Okay, niech będzie jutro — Ishida kolejny raz wzruszył ramionami. — Wpadniesz dzisiaj?
— Myślę, że tak — Takeru zarzucił torbę na ramię i spojrzał na zegarek na nadgarstku. — Zaraz mamy samoobronę.
— Dobra, chodźmy — odparł Aki i razem z przyjacielem skierował się w stronę wschodniego skrzydła Akademii, w którym mieściły się wszystkie sale do zajęć praktycznych. Minęli główną salę gimnastyczną oraz strzelnicę i weszli do mniejszej salki, w której odbywały się zajęcia z samoobrony dla drugich klas policyjnych.
Bocznymi drzwiami przeszli do męskiej szatni i położyli swoje rzeczy na drewnianych ławkach pod ścianą.
— Myślałeś już o sparingu? — zapytał Takeru, ściągając białą koszulę. Aki natychmiast odwrócił wzrok, gdyż wiedział, że jak raz spojrzy, to już go nie oderwie.
— Szczerze mówiąc... nie — odparł kapitan. — Ostatnio coś innego zaprząta mi głowę.
— Co takiego? — spytał wicekapitan, a Aki przełknął ślinę.
— Wiesz...
Nagle drzwi otworzyły się i do środka wszedł Murakami. Marynarkę miał przerzuconą przez ramię, a krawat już mocno poluźniony.
— Cześć — mruknął, kładąc rzeczy tuż obok tych Akiego. Kapitanowie wymruczeli niemrawe powitania i wrócili do przebierania się.
Aki założył na siebie biały podkoszulek i dopasowane czarne dresy, a także parę wygodnych sportowych butów. Takeru jak zwykle miał na sobie obcisłą granatową bokserkę z oddychajacego materiału i czarne spodenki, sięgające kolan. Murakami postawił na sportowy dres.
Wicekapitan zapiął torbę i złapał rzucony przez rozgrywającego dezodorant.
— Dzięki — rzucił szybko, kątem oka obserwując jak Aki obwiązuje dłonie taśmą ochronną. — Pomóc ci? — spytał, a kapitan podniósł głowę i spojrzał mu prosto w oczy. Uśmiechnął się lekko i skinął głową.
Takeru wziął końcówkę taśmy w dłonie i zaczął nieśpiesznie owijać skórę przyjaciela. Aki wpatrywał się w jego długie rzęsy, gdy czarnowłosy delikatnie nachylał się nad jego dłońmi i przygryzł wargę. Murakami, obserwujący ich niejako, wyczuł specyficzną atmosferę między nimi i poczuł się nie na miejscu. Zabrał ze sobą butelkę wody i po cicho wyszedł z szatni, pozostawiając ich samych.
Aki miał ochotę go pocałować. Tak cholernie, że aż bolało. Miał jednak świadomość, że w każdej chwili do sali może wejść resztą chłopaków. Poza tym, nadal był śmiertelnie przerażony i nie mógł znieść myśli o odrzuceniu przez najlepszego przyjaciela.
— Gotowe — oznajmił Takeru, a Aki zabrał nadgarstek.
— Wiecie, że komisarz Shimasa zgolił brodę? — zapytał rudowłosy chłopak, wchodząc do szatni. — Nosz cholera, wygląda na dwadzieścia lat.
Za drugoklasistą weszła reszta klasy P-2. Takeru spojrzał na Akiego, po czym obaj chwycili swoje butelki wody i weszli na salę.
***
Komisarz Shimasa krążył między swoimi uczniami, co jakiś czas rzucając jakieś uwagi. Był wysokim, barczystym mężczyzną o świdrujących pewnych oczach, które potrafiły sprawić, że największy twardziel drżał pod ich spojrzeniem.
Aki zamarkował cios i uderzył przyjaciela w bok. Takeru zablokował uderzenie i wyprowadził kop na wysokości biodra kapitana. Aki uskoczył, starając się, żeby seksownie skropione potem barki przyjaciela przesadnie go nie rozpraszały.
— Garda, Ishida — rzucił komisarz, zakładając ramiona na piersi i stając obok chłopaków. — Zapominasz się.
— Tak jest — powiedział chłopak, blokując cios wicekapitana.
— Dobrze, Takeru — pochwalił nauczyciel i zmarszczył brwi, obserwując walkę siedemnastolatków. Aki spiął się w sobie i skupił na zadaniu.
— Lepiej, Ishida. Tak trzymać, chłopcy — pochwalił ich mężczyzna i odszedł w stronę Itsukiego, który niemalże powalał właśnie rudowłosego chłopaka. — No błagam was. Murakami odpuść mu trochę.
— Aki — zaczął Takeru nie spuszczając gardy. — Co się z tobą dzieje?
Ishida zawahał się lekko, nie spodziewając się pytania, a gdy pięść przyjaciela niemal otarła się o jego żuchwę, uniósł wyżej dłonie i zmarszczył brwi.
— Wszystko gra — odparł półszeptem, nie pozwalając by cokolwiek bardziej go rozproszyło.
— Nie gra — mruknął czarnowłosy i kopnął przyjaciela w udo. — Nie okłamuj mnie.
Aki milczał. Co miał mu powiedzieć? Nie chciał go dłużej okłamywać, nie chciał też mówić mu prawdy. Postanowił się więc nie odzywać.
— Aki, ja wiem — powiedział Takeru. Ishida spojrzał na niego zszokowany i nawet nie zauważył wyprowadzanego właśnie ciosu. Poczuł ostry ból w okolicach brwi, a obraz rozmazał mu się przed oczami.
***
Aki otworzył okno w swoim pokoju i usiadł na łóżku. Delikatnie dotknął obolałej twarzy, wściekły na siebie, że tak łatwo dał się rozproszyć.
Wziął telefon w dłoń i po trzech nieudanych próbach dodzwonienia się do Kageyamy, napisał mu wiadomość z prośbą o kontakt.
— Aki — usłyszał głos od strony oka i spojrzał na Takeru, kucającego na parapecie. Miał na sobie dres, a w uszach białe słuchawki.
— Nie mogłeś wejść drzwiami? — zapytał kapitan, patrząc jak Takeru łapie się framugi i zeskakuje na dywan.
— Byłem na dachu, właśnie wracam z treningu — powiedział, a Aki przewrócił oczami.
— Ty i ten twój parkour — westchnął. Takeru zwinął słuchawki w palcach i usiadł na łóżku obok przyjaciela.
— Miałeś przykładać lód — skarcił go Takeru i położył dłoń na głowę chłopaka, ze zmarszczonym czołem spoglądając na rozcięcie na łuku brwiowym. Ishida syknął cicho, a Takeru zabrał dłoń. Podniósł się z miejsca i wyszedł, by po chwili wrócić z paczką mrożonego groszku.
— Przepraszam za to — powiedział, delikatnie przykładając okład do rany.
— Daj spokój, to moja wina — powtórzył Aki, po raz trzynasty od tamtego wydarzenia. — Ostatnio nie jestem sobą.
— Wiem — Takeru odgarnął z czoła Akiego kosmyki brązowych włosów i ponownie przyłożył groszek. — Ale nie wiem dlaczego.
— To przez ten sparing, przez turniej i w ogóle — skłamał chłopak, a Takeru rzucił mu kpiące spojrzenie.
— Aki... Mówiłem ci, że wiem — zaczął. — Ale nie wiem czy na pewno.
— Co wiesz? — spytał Ishida, czując jak puls mu przyspiesza.
— Nie ma szans, żebym ci powiedział — Takeru pokręcił głową. — Musisz zrobić to pierwszy.
Aki przygryzł wargę tak mocno, że aż zaczęło sprawiać mu to ból.
— Ja...
Obaj podskoczyli słysząc dzwonek Akiego. Chłopak wziął w dłoń telefon i spojrzał na wyświetlacz.
— Kageyama — powiedział i wcisnął zieloną słuchawkę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top