#35
— Gratulacje dla drużyny Kageyamy i Takeru — powiedział Ukai, patrząc na stojących przed nim siatkarzy. — Nagroda jest żadna, moi drodzy, ale za to macie cały wieczór dla siebie. Róbcie co uważacie, nie musicie nawet spać, ale! O ósmej rano wszyscy mają być spakowani i gotowi do wyjazdu, jasne?
— Jasne — odpowiedzieli chórem Aki i Kageyama, po czym spojrzeli na siebie porozumiewawczo.
— I błagam, żebyśmy nie musieli podejmować interwencji — poprosiła Minori. — A tak poza tym, bawcie się dobrze.
— Tak jest! — zawołali bliźniacy i przybyli sobie piątkę.
— I nie zapomnijcie o kolacji o osiemnastej! — przypomniał Nori, zanim siatkarze zdążyli się rozejść. Niektórzy skinęli głowami, reszta zerknęła tylko na menadżera, po czym wszyscy zaczęli opuszczać salę.
— Hitoshi — zaczął Tsukishima, kładąc dłoń na ramieniu pierwszoklasisty. Białowłosy odwrócił się i spojrzał w górę na starszego kolegę.
— Tak wiem — powiedział, unosząc lekko kącik ust.
— Chodźmy w jakieś ciche miejsce — zaproponował Tsukishima, a młodszy chłopak skinął głową.
Obaj wyszli z sali gimnastycznej i skierowali się w stronę basenu. Weszli do wielkiej hali i niemal od razu uderzył ich zapach chloru i wilgoci. Tsukishima nie schylając się zdjął buty, ściągnął skarpetki i nakolanniki, po czym usiadł na brzegu i zanurzył nogi w wodzie. Hitoshi po chwili wahania poszedł w jego ślady.
— Co to za mina dzisiaj na meczu? — zapytał, a białowłosy spojrzał na zmarszczki, pojawiające się na tafli.
— Jaka mina?
— Hitoshi...
— Ja po prostu... — chłopak westchnął. — Mam pewnego asa w rękawie, ale... Boję się go wykorzystać.
Tsukishima milczał przez chwilę.
— Jak bardzo byłoby to pomocne dla drużyny? — zapytał.
— Znacznie — odparł chłopak.
— Jak bardzo wymaga dopracowania?
— Właściwie już nie wymaga.
— To na co czekasz? — spytał blondyn. Hitoshi odwrócił wzrok.
— Senpai... Chyba każdy ma coś takiego... Wie, że powinien coś zrobić, wie że to ma sens i przyniesie więcej dobra, niż pociągnie za sobą konsekwencji, ale i tak się waha. Nie masz tak? — spytał ponownie, patrząc na trzecioklasistę. — Nie masz tak, że... Że pragniesz coś zrobić, ale coś cię jeszcze powstrzymuje... nie wiadomo dlaczego?
— A żebyś wiedział — odparł chłopak. — Ale bariery są czasem po to, żeby je łamać — blondyn ściszył głos. — Ja przełamię swoją, ty swoją, zgoda?
— Okay — przytaknął chłopak. — Kto pierwszy?
— Ja — odparł Tsukishima i pocałował go. Położył mu dłoń na łopatce i nachylił się, muskając lekko jego wargi. Hitoshi, dla którego ten pocałunek był pierwszym, nie mógł wyjść z szoku. Starał się choćby poruszyć, ale nie potrafił. Kei zawsze go onieśmielał, a teraz? Kiedy go całował, trzymał w ten sposób...
Białowłosy zarzucił mu ramiona na szyję i lekko rozchylił wargi. Łapał nieregularnie oddech, bojąc się, że w końcu zapomni o nim całkowicie. Mimo że tlen nie liczył się aż tak bardzo. Liczył się tylko on. On, jego wargi i dłonie.
— Senpai — westchnął, kiedy blondyn w końcu się odsunął. — Jak...
— Od początku miałem cię na oku, Hitoshi — przyznał trzecioklasista. — Patrzyłem na ciebie jako na siatkarza i jako chłopaka. Jesteś wyjątkowy — powiedział półszeptem, unosząc jego podbródek dwoma palcami. — Jeszcze nigdy nie myślałem o nikim w taki sposób.
— Oh... — tylko tyle udało mu się wykrztusić.
— Nie musisz nic mówić — powiedział Tsukishima. — Mam dość czekania. Moja bariera została przełamana i teraz nic już nie stanie mi na drodze.
Białowłosy zarumienił się.
— Mogę wziąć cię za rękę, senpai?
— Możesz — odparł chłopak. Hitoshi niepewnie splótł ich palce i przygryzł wargę.
— Muszę ci coś powiedzieć.
***
Aki spojrzał na towarzysza i oparł brodę na dłoni, przygryzając lekko, trzymany w dłoni ołówek. Takeru odgarnął z czoła ciemne włosy, nie odrywając wzroku od kartki.
— Kończysz już? — spytał Aki, a widząc zirytowane spojrzenie wicekapitana uciekł wzrokiem gdzieś w bok.
— Nie — odparł. — Ty też nie skończyłeś.
— Nie będę odwalał za siostrę brudnej roboty — obruszył się szatyn.
— To twoja drużyna, Aki — powiedział czarnowłosy. — Nie jej, ona nas tylko trenuje.
— Ale czy naprawdę musimy pisać podsumowanie obozu? — jęknął chłopak.
— Dostałeś tylko wykaz wydatków, Ishida. To ja muszę pisać sprawozdanie z każdego dnia.
— To stosunkowo proste — odezwał się Hinata, siedzący naprzeciwko. — Mówię o wydatkach nie sprawozdaniu — zaznaczył. — Robiłem to tylko raz, bo...
— To Nori jest od liczenia — dokończył Kageyama, końcówką długopisu wskazując menadżera. Jasnowłosy podniósł wzrok.
— Jeśli chcesz mogę ci to napisać — powiedział.
— Nie — stwierdził Takeru kategorycznie. — Został nam jeszcze ponad rok prowadzenia drużyny. Musimy się wziąć w garść i nauczyć sobie radzić, tak? — spytał, patrząc wyczekująco na Akiego.
— Ta — mruknął chłopak. — A tak w ogóle, to co wy robicie?
— Nori aktualnie spisuje wydatki, ja robię sprawozdanie, a Shoyō wypełnia formularz zgłoszeniowy na turniej.
— Okay i co potem? — spytał Aki.
— Nic — rudowłosy wzruszył ramionami. — Co ma być?
— My z Takeru mamy jeszcze milion rzeczy do zrobienia! — powiedział chłopak.
— U nas wszystko jest już zrobione — wyjaśnił Kageyama. — Nori się tym zajął.
Aki spojrzał na Takeru.
— Musimy znaleźć menadżera.
— Hej, potrzebujecie pomocy? — zapytał Itsuki, zaglądając do pokoju.
— Murakami, mój ulubiony rozgrywający! — wzruszył się Aki. Chłopak spojrzał na niego niepewnie.
— Dobra, to ja przyjdę później...
— Nie, nie! — zawołał kapitan. — Chodź, przydasz się.
Drugoklasista przewrócił oczami i dostawił sobie krzesło do dużego stolika, przy którym siedzieli.
— Trzymaj, zrób wykaz wydat...
— Aki — rzucił ostrzegawczo Takeru, a szatyn westchnął ciężko.
— Dobra. W takim razie uzupełnij formularz...
— Nie drukowałem wzoru, Ishida — przerwał mu wicekapitan. — W papierach trenerki też go nie ma.
— Ja wam mogę dać — powiedział Nori. — Mam kilka kopii zapasowych.
— Dzięki — uśmiechnął się Aki, a menadżer odwzajemnił uśmiech.
— Dobra, luz — powiedział Murakami, biorąc w dłoń kartkę. — Ale wpiszę Takeru jako kapitana.
— Stracisz pozycję — odparł poważnie Aki.
— Dobra, jednak nie — mruknął i odetkał długopis. Przez chwilę wszyscy pogrążyli się w milczeniu, skupieni na swoich zadaniach.
— Ej, wpadłem na pomysł — zaczął Aki, a reszta podniosła zirytowane spojrzenia, pewna, że to kolejna głupota.
— Co powiecie na sparing u nas w szkole? — spytał Aki, zwracając się do członków Karasuno. — Moglibyśmy was odprowadzić, opowiedzieć o systemie Ōkami, naszej historii. Hm?
— Byłoby super — uśmiechnął się Hinata. — Jeśli mam być szczery, to jestem strasznie ciekawy jak działa ta cała Akademia policyjno-lotnicza. Naprawdę, to może być mega.
— Jestem jak najbardziej za — powiedział Kageyama.
— Raczej bez problemu — uśmiechnął się Nori.
— Cudnie — Aki klasnął w dłonie. — To kiedy macie czas?
— Dogadamy się jeszcze — powiedział Kageyama. — Aktualnie musimy to skończyć.
— Właśnie, Aki — Takeru spojrzał na niego groźnie. — Wiem, że zrobisz wszystko, żeby się wymigać od pisania tego wykazu, ale cholera, weź się w garść i skończ to!
Aki westchnął ciepiętniczo.
— Zabijesz mnie kiedyś, Takeru.
— Nawet szybciej niż myślisz.
Poproszę o większą aktywność, bo mi motywacja spada -,-
A mam jeszcze w planach multum opowiadań!
Do zobaczenia!
~Beth
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top