#15

Dwadzieścia cztery do dwudziestu trzech. Ōkami przy piłce. Stojący na zagrywce kapitan obrócił piłkę w dłoniach i wciągnął powietrze w płuca, przymykając oczy, a gdy tylko usłyszał gwizdek, wyrzucił piłkę i wyskoczył. Posłał ją prosto na libero Karasuno. Takemura odebrał, przetaczając się w bok, po czym od razu podniósł się na nogi, by zobaczyć jak Kageyama wystawia szybką do Hinaty. Rudowłosy zaatakował, jednak wicekapitanowi Ōkami, stojącemu na przyjęciu, udało się uratować akcję. Rozgrywający wiedział, że nie powinien ryzykować i tym razem, nie zdobył się na żadne sztuczki. Po prostu wystawił do swojego asa, a kapitan Ōkami dobrze wykorzystał tę wystawę. Piłka po bloku Tsukishimy przeszła na boisko. Takemura rzucił się do ratunku i ledwo udało mu się osłonić piłkę przed uderzeniem w parkiet, już kapitan biegł by wystawić do swojego asa. Hinata zacisnął zęby i całą swoją siłą posłał piłkę po bloku na aut. Sędzia zagwizdał, a Karasuno przynajmniej na chwilę odetchnęło z ulgą.

— Shoyō, wszystko gra? — zapytał zaniepokojony Kageyama, kładąc dłoń na ramieniu wicekapitana. Rudowłosy oparł dłonie na kolanach i zaczerpnął z trudem powietrze.

— Ja nie... Nie mogę...

— Siadaj — polecił Ukai, biorąc go pod ramię i razem z Kageyamą posadził go na ławce.

— Kurwa, Hinata nie umieraj — powiedział Yamaguchi, kucając przy przyjacielu.

— Nie mam zamiaru — wydusił chłopak, przykładając dłoń do czoła.

— Zamknij się, kretynie — powiedział kapitan, bardziej z troską niż zdenerwowaniem. Drużyna odwróciła się na gwizdek sędziego, a Kageyama pobiegł wszystko wyjaśnić. Aki, który w tym czasie również podszedł do mężczyzny, oparł dłonie na biodrach i z zaciętą miną słuchał tłumaczeń kapitana Karasuno. Na koniec poklepał go lekko po ramieniu i wrócił na boisko.

Kageyama podbiegł do reszty drużyny.

— Musimy kontynuować — powiedział. Ukai podjął decyzję w ułamku sekundy.

— Orinosuke na boisko, ale już — polecił. — Masz szansę się wykazać.

Hitoshi zacisnął zęby i zrzucił z siebie czarną bluzę, odkrywając biały numer jedenaście na piersi. Wszedł na boisko razem z resztą drużyny i uśmiechnął się, czując na włosach dłoń Tsukishimy.

— Dasz radę — powiedział blondyn i ustawił się pod siatką. Białowłosy wciągnął ze świstem powietrze.

Yamaguchi miał zamiar zdobyć punkt zagrywką. Odbił piłkę kilka razy, wyciągnął ją przed siebie, jakby oceniał jej wielkość i kształt, po czym wyrzucił ją w górę, zrobił kilka kroków i wyskoczył, przebijając ją na drugą stronę siatki.

Piłka w ostatniej chwili zmieniła kierunek lotu, a biedny pierwszoklasista, stojący akurat na przyjęciu, kompletnie się tego nie spodziewał. Wicekapitan Ōkami rzucił się do piłki, jednak w tej sytuacji nawet on nie był w stanie jej odebrać.

Dwadzieścia pięć do dwudziestu czterech dla Karasuno.

Stres podziałał negatywnie na trzecioklasistę i tym razem Yamaguchiemu nie udało się w stu procentach wykorzystać zagrywki. Wicekapitan przeciwników odebrał ją bez większych problemów i podarował swojemu rozgrywającemu. Ciemnowłosy chłopak wystawił do kapitana, a ten uderzył w blok Hitoshiego. Libero Ōkami udało się wyratować piłkę po bloku i posłać ją nieudolnie w stronę rozgrywającego. Ten ponownie wystawił szybką do kapitana i tym razem, Akiemu udało się ominąć blok. Stojący na przyjęciu Sakurai z trudem przyjął na siebie atak. Niestety niedokładnie, więc to Tsukishimie przypadła druga piłka. Blondyn wystawił do Kageyamy, który, z miną wyrażającą chęć mordu, zaatakował w pierwszoklasistę Ōkami. Chłopak skrzywił się przy odbiorze, a piłka poleciała poza boisko. Aki rzucił się za nią i odbił ją wyciągniętą ręką, niemal wpadając na barierki.

— Graj! — wrzasnął, podnosząc się do pionu i wracając biegiem na boisko. Rozgrywający Ōkami zmarszczył czoło i wyskoczył w górę. Wystawił do wicekapitana, który nie dając Karasuno szansy na odbiór, wbił piłkę w parkiet tuż przed przyjmującym.

— Tak jest! — wrzasnął Aki i zbił piątkę ze swoim przyjacielem.

— Przepraszam — mruknął Sakurai, tępo patrząc w miejsce, gdzie uderzyła piłka.

— Nie przejmuj się — powiedział Kageyama i poklepał go po ramieniu.

Kolejny serw należał do wicekapitana Ōkami. Ciemnowłosy chłopak nie miał tak zabójczej zagrywki jak kapitanowie obu drużyn, ale on również serwował z wyskoku, a gracja w jego ruchach, przypominała Kageyamie Oikawę.

Sakurai odebrał z lekkim trudem. Kageyama wystawił do Hitoshiego, który sprawnie przebił piłkę za siatkę. Libero Ōkami z uśmiechem na twarzy, przyjął atak i przekazał pałeczkę rozgrywającemu. Cwaniaczek tym razem spróbował swoich sztuczek i gdy tylko Tsukishima szykował się do bloku przed kapitanem, chłopak przerzucił piłkę tuż obok niego. Blondyn jednak głupi nie był. Wystawił rękę i odbił spadającą piłkę, którą zaraz przejął Kageyama. Czarnowłosy wystawił szybką do białowłosego pierwszoklasisty, który już niemal był w powietrzu. Idealna wystawa kapitana dała rezultaty i Hitoshi zdobył punkt, trafiając w linię końcową.

Karasuno zakrzyknęło radośnie, a Tsukishima poklepał chłopaka po plecach, przechodząc na kolejne pole. Zagrywka należała do niego.

Tsukishima nigdy nie miał ochoty na udoskonalenie swojej zagrywki. Przez trzy ostatnie lata skupiał się na bloku i przyjęciu, więc jedyne co mógł zaoferować przeciwnikom, to zwykła, lecz mocna zagrywka górą.

Przyjęcie Ōkami poradziło sobie bardzo dobrze, a odebrana piłka trafiła do rozgrywającego. Chłopak rozegrał szybką do wicekapitana, podczas gdy Aki robił za zmyłkę dla blokujących.

Przyjmujący zaatakował w Hitoshiego, który, ledwo ale jednak, dał radę odbić piłkę i posłać ją do Kageyamy. Czarnowłosy nie mógł z tego nie skorzystać. Nabiegł do ataku i wbił piłkę prosto w ramiona wicekapitana, który pojawił się w pustym miejscu dosłownie znikąd. Chłopak oddał piłkę rozgrywającemu, a ten wystawił do kapitana, który zaatakował z mocą. Sakurai rzucił się do odbioru, jednak nie było szans na odratowanie akcji.

— Długo się tak będziemy bawić? — warknął zirytowany Kageyama, patrząc na kapitana Ōkami.

— Wydaje mi się, że oni też nie mają zamiaru odpuścić — mruknął Yamaguchi i strzelił palcami.

***

— Kurwa — jęknął trzecioklasista. — Zaraz przejdziemy trzydziestkę.

Miał rację. Tablica wyników głosiła dwadzieścia dziewięć do dwudziestu dziewięciu, a serw należał do Ōkami. Jeden z bliźniaków zaserwował prostą piłkę na przyjęcie Karasuno. Hitoshi, stojący na lewym skrzydle, odebrał bez problemu i przygotował się do ataku. Kageyama wystawił jednak do Tsukishimy, któremu udało się wcisnąć piłkę pomiędzy podwójny blok przeciwników i tym samym zdobyć trzydziesty punkt.

— Jasna cholera, mam już dość — jęknął Yamaguchi, wycierając mokre czoło.

— Nie poddawaj się! — krzyknął na nieco Hinata, który zdążył już odzyskać oddech, jednak ze względu na zalecenia Ukaia, nie został wpuszczony na boisko.

Hitoshi zacisnął pięści i podszedł do kapitana.

— Senpai, proszę, wystaw mi — powiedział, a Kageyama otworzył ze zdumieniem oczy, widząc jego spojrzenie.

— Dobrze — odparł i patrzył zdumiony za oddalającym się nastolatkiem, a to co zobaczył w jego oczach, prześladowało go cały dzień.

Serw poszedł bez problemu. Odbiór, wystawa, atak kapitana Ōkami. Odbiór libero Karasuno, wystawa Kageyamy. Hitoshi wyskoczył w powietrze i omiótł wzrokiem boisko. Zaatakował. Mocno, prosto w linie końcową. Karasuno wykrzyknęło z radości, jednak zamilkło, widząc dłoń sędziego wyciągniętą w stronę Ōkami.

Aut?

— Jaki kurwa aut?! — wrzasnął Yamaguchi, patrząc oniemiały na sędziego.

— Wyszła — powiedzieli równocześnie bliźniacy i uśmiechnęli się smutno.

— Przykro nam — powiedział Shin, a Yamaguchi zacisnął pięści. Kageyama chciał się kłócić, ale wiedział, że nic to nie da.

— Gramy dalej.

Odbiór, wystawa, atak. Odbiór, wystawa, atak. Obie drużyny szły łeb w łeb, skupione na defensywie i ofensywie. Żadna nie chciała odpuścić. Libero Ōkami ponownie odebrał piłkę i posłał ją do rozgrywającego. Ten wystwił szybką do kapitana. Aki uderzył z całych sił, zdobywając punkt przez aut po bloku.

— Świetnie! — krzyknął jeden z bliźniaków, przybijając piątkę kapitanowi.

— Jeszcze jeden — uśmiechnął się chłopak. — Skończmy to.

Aki złapał piłkę w dłonie i odetchnął głęboko, obracając ją w palcach. Tuż po gwizdku podrzucił ją, wyskoczył i zaserwował. Prosto w pole Karasuno.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top