#13
Hitoshi zarzucił torbę na ramię i zapiął zamek czarnej bluzy od dresu. Skierował się razem z resztą do wyjścia, mijając po drodze inną drużynę, ubraną w granatowo-szare dresy, która właśnie świętowała swoje zwycięstwo.
— Aki! Widziałeś te akcję w drugim secie?!
— Kurde, Shin, masz moją bluzę — powiedział wysoki brunet o zielonych oczach do stojącego obok, identycznego jak on, chłopaka.
— O, serio?
— Czy to nie ta drużyna, która grała z Datekō? — zapytał Sakurai. Nori wyciągnął rozkład i zerknął na niego szybko.
— Ōkami — przeczytał. — Czy oni wygrali?
— Na to wygląda — mruknął Kageyama i zmierzył jednego z chłopaków podejrzliwym wzrokiem. Tamten odwzajmnił spojrzenie i przez chwilę wszyscy byli świadkami bitwy na spojrzenia dwóch kapitanów.
— Widzimy się jutro, prawda? — zapytał tamten, zakładając ramiona na piersi. Kageyama spojrzał na jego nowiutką granatową bluzę, której nigdy wcześniej nie widział i uniósł dumnie głowę.
— Powodzenia — powiedział i ruszył w stronę wyjścia. Kapitan przeciwników uśmiechnął się do siebie pod nosem, patrząc za wychodzącym Karasuno.
— Aki? Boję się twojej miny — powiedział jeden z zielonookich brunetów.
— Wiecie co nas jutro czeka? — zapytał kapitan. Siatkarze spojrzeli po sobie i wzruszyli ramionami. — Krwawa bitwa i słodkie zwycięstwo.
***
Hitoshi wszedł do domu zaraz za bratem i ściągnął buty w holu. Poprawił torbę ma ramieniu i wszedł do wnętrza mieszkania, szukając wzrokiem matki.
— Jak było? — zapytała jasnowłosa kobieta, wycierając dłonie w kuchenna ścierkę. — Głodni.
— Wygraliśmy — poinformował ją starszy syn. — I tak. Co na obiad?
— Ja dziękuję — mruknął młodszy z braci i skierował się szybkim krokiem do pokoju. Nori spojrzał porozumiewawczo na matkę, po czym oboje westchnęli i pogrążyli się w rozmowie o dzisiejszym meczu.
Tymczasem Hitoshi rzucił się na łóżko z westchnieniem, nie mając nawet siły przebrać się z czarnego dresu i wyciągnął telefon z bocznej kieszeni torby.
Odpalił instagrama i uśmiechnął się, widząc opublikowane przez Sakuraia ich wspólne zdjęcie, zrobione tuż po wygranej. Kliknął dwukrotnie na fotkę i przyjrzał się jej. Cała drużyna uśmiechała się lekko, zadowolona ze swojej wygranej z Aoba Johsai. Ichiro obejmował Nishiharę ramieniem, a Yamaguchi wystawiał zabawnie język, co wyglądała wręcz przekomicznie w kontraście z poważną miną Tsukishimy i jak zwykle obojętną Takemury.
Białowłosy westchnął melancholijnie, opierając brodę na dłoni.
— Znowu nie jesz? — zapytał Nori, stając w drzwiach.
— Nie jestem głodny — mruknął chłopak, wyłączając ekran.
— Rozmawialiśmy o tym — westchnął starszy z braci. — Nie ma szans żebyś...
— Nie, Nori. Wiesz, że nie mogę jeść w silnym stresie.
— A czym ty się stresujesz? — zapytał szczerze zdziwiony Nori.
— Jeszcze z meczu mnie trzyma — mruknął chłopak, wstając i wyjmując z szuflady w biurku notatki z biologii.
— Jak ci się skumuluje z jutrzejszym to będzie nieciekawie, więc lepiej niech cię szybko puści — powiedział chłopak i odwrócił się przodem do drzwi. — A herbatę chcesz?
— Chcę — mruknął Hitoshi z długopisem między zębami. — I twoje notatki z zeszłego roku też chcę.
— Załatwione — odparł Nori, a młodszy z braci tylko się uśmiechnął.
***
— Nie bądź taki — mruknął niepocieszony Sakurai, odkładając łyżeczkę na talerzyk pod filiżanką. Od piętnastu minut opowiadał przyjacielowi pasjonującą historię o swojej rodzinie i mimo że zazwyczaj nie miał problemu z mówieniem do ściany, zwanej inaczej Takemurą Kazunarim, tym razem liczył chociaż na jakąkolwiek najmniejszą reakcję. Zwłaszcza kiedy padło z jego ust pytanie o podejrzenia dotyczące jutrzejszego meczu.
— No więc? — zapytał ponownie Sakurai, jednak znowu odpowiedziała mu cisza. Chłopak patrzył przez chwilę na czarnowłosego okularnika po czym wypalił:
— Jesteś niski.
— Nie pozwalaj sobie — powiedział chłodno libero, podnosząc na niego zirytowany wzrok.
— Okay. Twój język działa jak należy, więc nie rozumiem dlaczego nie odpowiesz na moje jasne i sensowne pytanie — westchnął przyjmujący i uniósł brew znad białej filiżanki z zieloną herbatą.
— Bo nie ma o czym mówić — wyjaśnił tamten. — Nic nie wiemy o tej szkole. Jest nowa. Nie ma doświadczenia, więc pokonanie jej nie powinno stanowić większego problemu — odparł chłopak, splatając dłonie na stole.
— No ale pokonali Datekō — zauważył Sakurai.
— Datekō straciło niejako swoją "Żelazną ścianę" po tym jak dwa sezony temu stary skład Karasuno pokonał ich na turnieju.
— Niby tak — mruknął przyjmujący. — Ale jednak nadal są trudnymi przeciwnikami. A przynajmniej powinni być dla nowej, niedoświadczonej drużyny.
Takemura spojrzał na niego swoimi bystrymi ciemnymi oczami i przyłożył do ust kubek herbaty.
— Ale spokojnie, i tak wygramy — dodał Sakurai, mimo że libero nie mógł być bardziej spokojny. Czarnowłosy zerknął na niego katem oka i wstał od stołu.
— Ta.
***
Kageyama mierzył zimnym spojrzeniem kapitana Ōkami, jakby chciał zamrozić każdy skrawek jego ciała, żeby uniemożliwić mu grę.
— Tobio, przerażasz mnie. Znowu — powiedział zaniepokojony Hinata, kładąc mu dłoń na ramieniu. Rudowłosy nie widział tego spojrzenia od czasu pierwszej liceum i teraz, widząc je ponownie, niemal się wzdrygnął.
Każdy zawodnik Karasuno czuł bijącą od kapitan aurę. Każdy z nich pragnął zwycięstwa i czuł dziwną chęć pokonania przeciwników i pokazania im gdzie ich miejsce.
Aki Ishida, bo tak miał na imię kapitan drużyny po przeciwnej stronie siatki, był wysokim chłopakiem o brązowych włosach i jasnych oczach oraz o zarazem surowym, jak i przyjaznym wyrazie twarzy. Grał na ataku, jak dowiedział się Nori, i mierzył podobno aż metr dziewięćdziesiąt.
Patrząc za zawodników Ōkami Sakurai dostawał dreszczy. Siatkarze wydawali się niebywale wysocy i co najmniej trzech z nich przekraczało sto dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu.
— Nawet ich libero jest wysoki! — jęknął Sakurai, patrząc na zawodnika, a Takemura posłał przyjmującemu mrożące krew w żyłach spojrzenie.
Nishihara patrzył oniemiały na stroje przeciwników i nie mógł przestać powtarzać w myślach "Ja też takie chcę!". Kolorystyka Ōkami utrzymana była w szarości, błękicie i granacie w przypadku libero. Szare koszulki nie miały rękawów, eksponując dobrze wyrzeźbione ramiona większości zawodników, przy dekolcie wycięta była w trójkąt, uzupełniony kolorowym kawałkiem materiału, pasującym do błękitnych spodenek. Dodatkowo całość uzupełniały białe paski przy dekolcie i szersze pasy z boku torsu. Libero zaś, miał granatową koszulkę, również z białymi elementami i szare spodenki.
To, co jeszcze rzuciło się w oczy pierwszorocznemu przyjmującemu Karasuno było to, że każdy zawodnik bez wyjątku, miał białe buty tej samej firmy, tego samego modelu i białe nakolanniki, które wprost cudownie komponowały się z resztą stroju.
— Ja też takie chcę — powiedział to w końcu głośno, a stojący obok Ichiro ponownie zmierzył przeciwników spojrzeniem i westchnął.
— No...
Kageyama złorzeczył pod nosem, podchodząc do sędziego razem z Ishidą, aby wylosować strony i zagrywkę.
Całe Karasuno zebrało się obok trenera, żeby wysłuchać ostatnich wskazówek, ale Ukai nie wydawał się być w nastroju do długich przemówienień.
— Zaczynamy wczorajszym składem — powiedział. — To powinno być proste, chłopaki. Nie spieprzcie tego.
Spędziłam kilka godzin na planowaniu i kombinowaniu, żeby Ōkami było idealnie dopracowane, więc mam nadzieję, że się wam spodoba. W następnym rozdziale będzie się działo.
Komu kibicujecie?
~Beth
PS. Zmieniam okładki. Co wy na to?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top