#11
— Kurwa mać — jęknął cierpiętniczo kapitan, a Hinata zdzielił go po ramieniu. Oikawa zacmokał z niezadowoleniem i skrzyżował ręce na piersi.
— Tak się ze mną witasz, Tobio-chan?
— Cześć, Iwaizumi — powiedział Kageyama do stojącego za szatynem bruneta.
— Hej — odparł tamten, Oikawa obruszył się.
— Ranisz!
— Co ty tu robisz? — westchnął kapitan Karasuno. — Jesteśmy tuż przed meczem.
— Z MOJĄ drużyną — powiedział Oikawa, kładąc akcent na drugie słowo, za co dostał po głowie od Iwaizumiego. — No, Iwa-chan!
— To już nie jest twoja drużyna, głąbie — powiedział brunet.
— Zawsze będzie moja — prychnął szatyn. — Po części...
— Dzień dobry, Oikawa-san — powiedział Nori, na chwilę odrywając się od papierów. Oikawa wciągnął ze świstem powietrze i uśmiechnął się.
— Zwerbowaliście braci Orinosuke? Farciarze! — zaśmiał się. — Hitoshi-kun, mam nadzieję, że poprawiłeś swój atak od zeszłego lata.
Białowłosy miał ochotę uciec przed świdrującymi spojrzeniami członków drużyny.
— No... Tak jakby — mruknął, nie wiedząc co powiedzieć.
— Znacie się? — zapytał zdziwiony Hinata, a Tōru ochoczo pokiwał głową.
— Orinosuke-sensei jest moim wykładowcą — powiedział.
— Nasz ojciec — wyjaśnił Nori.
— I co niby studiujesz? — zapytał Tsukishima.
— Medycynę — odparł z dumą szatyn, a Kageyama niemal zachłysnął się powietrzem.
— Błagam, powiedz, że będziesz weterynarzem — jęknął.
— Chirurgiem — odparł lekko zirytowany szatyn.
— Jak odnotujecie gwałtowny wzrost umieralności pacjentów w jakimś szpitalu, to wiecie, że Oikawa skończył studia. I wiecie gdzie się nie leczyć — powiedział Tsukishima.
— Ha ha — zaśmiał się ironicznie szatyn. — Ja i Iwa-chan radzimy sobie świetnie!
— A kto powiedział, że wątpimy w Iwaizumiego? — prychnął Kageyama, a brunet uśmiechnął się.
— Cios poniżej pasa! — żachnął się szatyn.
— Oikawa, won — powiedział z westchnieniem Kageyama. — Nie mamy czasu.
— Chcę poznać resztę drużyny! — zaoponował. — Jako twój wzór i największy rywal, żądam abyś mi ich wszystkich przedstawił!
— Shittykawa nie rób scen i chodź — jęknął Iwaizumi, widząc, że siatkarze z Karasuno mają już dość natręta.
— Nie ma opcji, Iwa-chan — prychnął. — Chcę poznać naszych rywali.
Kageyama westchnął ciężko.
— To jest Sakurai, nasz główny przyjmujący — powiedział, wskazując dłonią szatyna. Ten tylko uśmiechnął się lekko. — Takemura, nasz libero, obaj są z drugiej klasy.
— Też jest taki... Kreatywny jak wasz poprzedni libero? — zapytał Oikawa, a Yamaguchi i Tsukishima parsknęli śmiechem.
— Ej! Rolling Thunder to klasyk — powiedział Hinata, celując w nich oskarżycielsko palcem. — Trochę szacunku.
— Rolling... co? — zapytał zdezorientowany Ichiro, a Nishihara wzruszył ramionami.
— Ci dwaj to Nishihara i Ichiro, nasze najnowsze nabytki. Kolejno na przyjęciu i bloku — powiedział kapitan, uśmiechając się do pierwszaków.
— Miło nam — odparł niepewnie miodowowłosy, patrząc na studenta.
— Nosisz soczewki? — zapytał Oikawa, patrząc na dwubarwne tęczówki chłopaka.
— Nie, to mój naturalny kolor — odparł Nishihara. Oikawa uśmiechnął się.
— Ja też tak chcę, Iwa-chan!
— Wystarczy jak podbije ci oko? — zapytał brunet a Kageyama zakasłał znacząco w rękaw.
— No... Orinosuke już znasz — dokończył kapitan. — Możesz już iść?
— Mogę — powiedział. — Chodź Iwa-chan, chyba nie jesteśmy tu mile wiedziani!
Iwaizumi spojrzał na niego jak na skończonego kretyna.
— W każdym razie życzymy powodzenia i wiecie... Nie płaczcie zbytnio po przegranej — uśmiechnął się szatyn i oddalił w stronę trybun. — Miło się gadało. Do zobaczenia, Tobio-chan!
Kageyama westchnął i przyłożył dłoń do czoła w geście rezygnacji. Hinata poklepał go po raminiu.
— Kto to właściwie był? — zapytał Ichiro.
— Były kapitan i wicekapitan Seijou — odpowiedział chłopak. — Skończyli szkołę, kiedy my kończyliśmy pierwszą klasę.
— To znaczy, że z nimi graliście? — zapytał Nishihara.
— A żebyś wiedział — westchnął Hinata.
— Nie wyglądali zbyt groźnie — mruknął Ichiro. — Z wyjątkiem tego bruneta. Ale ten szatyn... raczej bym się go nie obawiał.
Hinata zaśmiał się.
— Wiecie od kogo Kageyama nauczył się zagrywki? — zapytał rudowłosy. Kageyama spojrzał na niego groźnie. Nishihara, Sakurai i Ichiro spojrzeli na niego zszokownai.
— Nie gadaj...
— W gimnazjum grali w jednej drużynie — dodał rudowłosy.
— Tylko w pierwszej klasie — sprecyzował Kageyama.
— Byli największymi rywalami, dwóch najlepszych rozgrywających w naszej prefekturze — ciągnął Hinata.
— Dobra, koniec tej lekcji historii — warknął. — Musimy się skupić i pokonać Seijou, żebym mógł utrzeć nosa temu...
— Słownictwo — ostrzegł Hinata. — Zanim powiesz o jedno słowo za dużo.
— Dobra, zaraz się zaczyna — powiedział Nori.
— Okay, Orinosuke, Sakurai, Kageyama, Takemura, Tsukishima i Nishihara na boisko — zarządził Ukai, wracając do drużyny. — Reszta... będziemy was zmieniać w trakcie. Bez obaw, wszyscy dziś zagrają.
Po kilku słowach otuchy ze strony trenera, a później kapitana, wyjściowa szóstka weszła na boisko i ustawiła się na swoich pozycjach.
Wszyscy oczekiwali w milczeniu na gwizdek sędziego, czując jak biją im serca. Siatkarze Aoba Johsai stali naprzeciwko, mierząc ich groźnymi spojrzeniami.
Tsukishima zerknął na drżące dłonie Hitoshiego, stojącego po jego lewej stronie i położył rękę na jego ramieniu. Tylko on to zauważył. Tylko on zwrócił uwagę na taką błahostkę.
— Spokojnie, graj jak zawsze, a wszystko będzie dobrze — powiedział. Hitoshi pokiwał głową. Tak naprawdę się nie denerwował. Jego własne ciało go zdradzało.
Kageyama wrócił z uśmiechem na boisko i podniósł dłoń, w którą zaraz pomocnik wrzucił piłkę.
— Wygrał zagrywkę — zaśmiał się Sakurai, stojący tuż za Hitoshim. — No to teraz nałapiemy przewagi.
***
Po sześciu asach serwisowych, Seijou nareszcie udało się przyjąć zagrywkę. Piłka, krzywo ale jednak, pofrunęła w stronę rozgrywającego, który wystawił do prawego skrzydłowego.
— Hitoshi.
Ten jeden znak ze strony Tsukishimy wystarczył, by białowłosy w stu procentach skupił się na grze. Obaj siatkarze podbiegli do siatki po swojej lewej i wyskoczyli do bloku. Pech chciał, że w ostatniej chwili Orinosuke potknął się o nogę drugiego blokującego i nie wyskoczył tak wysoko jak powinien.
— Po bloku! — krzyknął Tsukishima, kiedy piłka musnęła palce Hitoshiego i pomknęła w stronę końca boiska. Takemura rzucił się do przodu i wybronił z klasą, posyłając piłkę Kageyamie. Kapitan w ułamku sekundy objął wzrokiem całe boisko, przeanalizował każdą możliwość i widząc ustawiających się przy Hitoshim blokujących, wystawił do tyłu do Sakuraia. Chłopak wykonał nabieg do ataku i wzbił się w powietrze posyłając piłkę na koniec boiska, tuż za obrońców.
— Tak jest! — krzyknął zachwycony i zbił piątkę z kapitanem.
— Dobra robota — uśmiechnął się Kageyama i wrócił na zagrywkę. Kilka razy odbił piłkę od parkietu i, trzymając ją w dłoni, wysunął przed siebie, przymykając oczy. Tu po gwizdku otworzył je, a w granatowych tęczówkach dało się zauważyć żywy ogień. Chłopak wyrzucił piłkę w powietrze i po kilku krokach wyskoczył w górę, by przebić ją z mocą przez siatkę. Przyjmującemu Seijou omal nie wyłamało rąk, a kula poleciała na trybuny, ciesząc jakieś pojedyncze fanki czarnowłosego, które zapiszczały radoście, mogąc trzymać w dłoniach tę samą piłkę, którą zaserwował kapitan Karasuno.
Kindaichi, stojący na środku boiska po swojej stronie zmierzył starego znajomego wściekłym spojrzeniem.
— Niech cię szlag, Kageyama — mruknął, ale czarnowłosy już wyskakiwał do kolejnej śmiercionośnej zagrywki.
Uwaga! Macie możliwość zgłaszania swoich wymarzonych szipów, o których chcielibyście tu przeczytać. Jeśli zgodzą się z moimi planami, nadam im status Shipów Kanonicznych XD
Do zobaczenia!
~Beth
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top