Rozdział IV

Od przystąpienia Sayuri do Korpusu Treningowego minęły już dwa lata. Miała swoje wzloty i upadki, jak każdy kadet, jednak u niej nie dotyczyły sprawności fizycznej. Nie miała ani jednej osoby w której miałaby oparcie. Rówieśnicy nie chcieli utrzymywać z nią znajomości. Sama nie wiedziała dlaczego tak się dzieje. Starała się być miła dla towarzyszy. Nie wdawała się w kłótnie czy bójki. Dlaczego więc znowu została sama na tym świecie? Nawet Annie miała swoich przyjaciół. Berthold i Reiner zostali przy niej.

Właśnie spędzała kolejny wieczór na obserwowaniu śmiejących się nastolatków. Z oddali widziała jak świętują ukończenie drugiego roku szkolenia. Z tej okazji ich trener, Keith Shadis, przygotował tygodniowy wyjazd do Korpusu Zwiadowczego.

Niespodzianka miała jeden haczyk. Pojechać miała jedynie dziesiątka najlepszych kadetów. W tym Sayuri, która zajmowała drugie miejsce na liście. Pytanie brzmi: czemu wszyscy się cieszyli? Shadis wtajemniczył w szczegóły wyjazdu tylko osoby, które miały wyjechać. Stwierdził, że innym kadetom da jedynie nadzieje na oderwanie się od rutyny. 

 Dziewczynę mało obchodziło kto oprócz niej ma zaszczyt doskonalić umiejętności pod okiem Zwiadowców. Odcięła się od ludzi kiedy zauważyła, że oni nie chcą spędzać z nią czasu. Wiedziała tylko o tym, iż miała pojechać Mikasa Ackerman. Dziewczyna ta, była najlepszą kadetką w Korpusie. Prześcigała umiejętnościami Sayuri, lecz ona nie miała jej tego za złe. Czuła złość, ale skierowaną do samej siebie. Mogła być najlepsza i chciała to udowodnić podczas wyjazdu. Musiała ćwiczyć więcej, dłużej i lepiej. Włożyć w trening całą energię. Tak aby nie zostało jej nic.

Dziewczyna udała się w stronę baraków. Musiała przejść przez tłum bawiących się kadetów. Nie sprawiało to dla niej trudności, gdyż już dawno przyzwyczaiła się  do pełnych pogardy spojrzeń. Tym razem również została nimi obrzucona.

Przeszła przez oświetlony świecami plac. Udała się do pokoju , który dzieliła wraz z Annie, Mikasą, Sashą Braus, Ymir i Christą Lenz. Dwie pierwsze utrzymywały kontakt jedynie ze swoimi przyjaciółmi, zostając zamkniętymi na resztę. Sasha i Christa były bardzo pogodnymi i sympatycznymi osobami. Nie zmieniało to faktu, że ani jedna ani druga nie rozmawiała z Sayuri. Było to pewnie spowodowane tym, iż pierwszą dziewczynę głownie obchodziło jedzenie, a druga była pod stałą opieką Ymir, której nigdy nie odważyłaby się stawić. Sama obrończyni uroczej Christy była oschła dla wszystkich oprócz blondyneczki. 

Sayuri od razu rzuciła się na swoje łózko. W końcu mogła zaznać chwili spokoju. Sama.


***


Sayuri ze snu wybudził hałas w pokoju. 

- Ktoś jeszcze? - pierwszy głos jaki usłyszała zdecydowanie należał do dziewczyny.

- Nie, tylko nasza jedenastka.

- Jedenastka? Miało jechać dziesięć osób!

- Tak, tak, wiem. Ponoć po ostatnich testach Shadis zdecydował, że skoro Sayuri i Mikasa mają takie same wyniki to zajmują razem pierwsze miejsce, przez co każdy z nas podskoczył w rankingu, a ja zajmuje miejsce dziesiąte.

Brązowowłosa dziewczyna postanowiła sprawdzić kto ja obudził w środku nocy i wyszła z łóżka. Podeszła do lekko uchylonych drzwi i z rozmachem je otworzyła. Przy okazji - przypadkowo -  trafiła nimi kogoś w głowę.

- Cholera! Uważaj może, huh?! Chyba, że chcesz pogadać inaczej, ty bezmyślna, arogancka su...

- Jean! Uważaj na słowa! - krzyknął Marco, lekko uderzając w ramię przyjaciela - Obudziliśmy cie Sayuri?

W odpowiedzi dziewczyna kiwnęła głową, nie zdolna do powiedzenia czegokolwiek. Odkąd tu jest jeszcze nikt nie stanął w jej obronie. Poczuła przyjemne ciepło i uśmiechnęła się do siebie w duchu. Mimo wszystko nie miała zamiaru pokazywać, że zaistniała sytuacja zrobiła na niej wrażenie.

Obejrzała się w okół siebie. Na środku korytarza stał Eren Yeager, a za nim Mikasa, która nie spuszczając z niego wzroku była w każdej chwili gotowa rzucić się do walki z kimkolwiek kto odważy się obrazić jej przybranego brata. Na przeciwko niego stał Jean Kristschien, który już odsunął się od drzwi pokoju dziewczyn, i Marco Bott. Obok niech była Annie, Reiner, Bertholdt i Armin, a przy przeciwległej ścianie siedzieli Conny Springer, Sasha Braus i Christa Lenz jedząc ziemniaki.

- Ja już idę. Wolę się wyspać przed jutrzejszym treningiem - Eren mówił to mierząc Jeana wzrokiem i odchodząc w stronę swojego pokoju. Kiedy zniknął za ścianą Mikasa również udała się na wypoczynek.

- Tak, ja też pójdę. - Tym razem Armin się odezwał, patrząc nieśmiało w stronę szarookiej. Chyba tylko on, Marco i Christa nie byli przekonani, iż Sayuri jest "złem wcielonym" jak to lubili niektórzy określać.

Zaraz po nich Annie wraz ze swoją stałą ochroną, czyli Reinerem i Bertholdem udała się na plac przed budynkiem. 

- To co, Idziecie z nami po więcej jedzenia? 

Jak można się było tego spodziewać, pytanie zadała Sasha. Słysząc wypowiedź dziewczyny Conny się wyraźnie ożywił, a Kristschien prychnął wyraźnie podirytowany. 

- Nie wiem czy to dobry pomysł. Boję się, że nas przyłapią i nie pojedziemy na dodatkowy trening... - wyszeptała cichutko Christa, która zawsze zachowywała się tak słodko i niewinnie.

Sayuri nie czuł sie dobrze w tym towarzystwie. Ona nie czuła się dobrze w przy kimkolwiek. Była typem samotnika i odpowiadało jej to. Nie chcąc się wtrącać w zgraną paczkę przyjaciół odwróciła się na pięcie i poszła do baraku. Pozostałe dziewczyny już spały na swoich łóżkach. Brązowowłosa poszła w ich ślady i na nowo pogrążyła się w głębokim śnie.


***


Rano gdy Sayuri się obudziła, jej współlokatorek nie było w pokoju. Zapewne poszły już na śniadanie, ale dziewczyna i tak się zdziwiła faktem, że ich nie ma. Zazwyczaj to ona wstawała najwcześniej, kiedy dziewczyny były jeszcze pogrążone w błogim śnie. 

Czym prędzej udała się na jadalnię i podeszła do okienka po swoją porcję, były nią dwie kromki chleba posmarowanego masłem i kubek czarnej herbaty, którą dziewczyna uwielbiała. Usiadła, jak zawsze, w najbardziej oddalonym i zacienionym kącie sali i zajęła się jedzeniem. Nie pokazywała tego, ale bardzo się cieszyła możliwością wyjazdu. Dawało to możliwość trenowania pod okiem zwiadowców, co na pewno przyniesie dobre skutki. Nagle została wyrwana z własnych myśli krzykiem z drugiego końca sali. Pod drzwiami stał Keith Shadis, czekając aż w pomieszczeniu zapanuje cisza.

- Pieprzeni, bezużyteczni idioci! Jedenaście najlepszych kadetów miało wyjechać za tydzień na dodatkowy trening! Plany się zmieniły i wyjeżdżacie za pół godziny! Jeśli się nie pośpieszycie nie pojedziecie, więc radzę już się szykować!

W ten o to sposób dowódca Korpusu Treningowego wywołał chaos wśród przyszłych żołnierzy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top