Rozdział I

Tego ranka dziewczyna zaczęła swój pierwszy trening. Miała dowieść tego ile jest w stanie wytrzymać. Oczywistym było, że może nie wytrzymać do trzeciego uderzenia. W końcu była tylko pięcioletnim dzieckiem.

Bała się, ale nie okazywała strachu. Tego została nauczona przez swojego opiekuna. Emocje sprawią, że będzie jeszcze słabsza niż jest. Jeśli chce cokolwiek w życiu osiągnąć, nie może się przed nikim otworzyć.

- Ludzie są okrutni, bezduszni i napawają się cierpieniem. - te słowa usłyszała przestraszona dziewczynka na kilka sekund zanim została pobita do nieprzytomności.

Takie metody wychowawcze miał jej opiekun i nawet dla własnej córki Annie, nie przewidywał taryfy ulgowej. Ba, ta dziewczynka miała jeszcze gorzej. Zaczęła trenować o rok wcześniej. Dzień w dzień miała trening fizyczny, który nie raz doprowadzał ją do łez bezsilności. Jednak pod względem psychicznym była traktowana łagodniej. Miała ojca, który na swój własny, pokręcony sposób okazywał jej troskę. Dzięki niemu Annie z pewnością mogła być silniejsza i bardziej niezależna niż inni.

Mieszkali razem w trójkę, w malutkim domku ukrytym w lesie przy murze Maria. Pan Leonhart nie pracował, lecz dzięki spadkowi po swoim ojcu miał środki, aby żyć dostatnie do końca życia. Jego jedyną żyjącą rodziną była córka, którą szkolił na bezwzględnego wojownika i często jej powtarzał, żeby po mimo wszystko wykonała swoją misję. Sayuri nie miała pojęcia o co chodzi w tej całej misji, ale nie bardzo ją to interesowało. Miała znacznie ważniejsze zmartwienia. Drugim czego się nauczyła było nie wtrącanie się w nie swoje sprawy. Prawdą było, że ojciec Annie ją przygarnął, ale zrobił to tylko z własnych egoistycznych pobudek. Chciał, aby dziewczyna pomogła jego córce w przyszłości, co pozwalało mu traktować ją jak obcą osobę, zwykłego pionka bez własnej woli. Nie obchodziło go jej zdanie czy osobiste potrzeby. Liczyło się zrobienie z niej osoby zdolnej poświęcić życie dla misji.

Dziewczynka została wyprowadzona z piwnicy w której przebywała przez większą część życia na plac przed domem gdzie w różnych odległościach stały drewniane kukły. Z daleka zauważyła trenującą samotnie Annie. Patrzyła na jej uderzenia z niemałą ciekawością. Nagle oderwała z tamtego miejsca wzrok i popatrzyła na stojącego przed nią mężczyznę. Czuła silny ból. Poczuła jak jej nogi odrywają się od ziemi. Została brutalnie podniesiona za włosy do góry i rzucona o ścianę budynku. Do jej oczu napłynęły łzy, które tak usilnie próbowała powstrzymać. Nie chciała okazywać bólu. Nie przed nim. Bała się go, niczym najgorszego koszmaru i drżała na myśl o nim.

Niestety, za każde pokazanie słabości należała się stosowna kara.

- Wstawaj! Nie pozwoliłem ci upaść! - Tylko takie zdania wypluwał mężczyzna w jej stronę.

Tak bardzo chciała posłuchać, podnieść się i czekać na kolejny cios. Starała się z całych sił. Co jednak mogło zrobić takie słabe dziecko?

Z ogromnym trudem stanęła i wyprostowała się. Pozostało jej czekać. Zdawała się nie słyszeć nawoływań ojca swojej rówieśniczki. W myślach tylko porównywała się do niej i zastanawiała, co by zrobił na jej miejscu. Chociaż to akurat było proste. Annie bez zachwiania wstałaby i czekała na dalszą część treningu. Była silniejsza niż Sayuri. Zarówno fizycznie jak i psychicznie. Potrafiła wykonać każde zadanie. Nigdy nie zawiodła. Była idealna.

Teraz stała na przeciwko niej z zacięty wyrazem twarzy i pięściami przygotowanymi do walki. Sayuri podążyła za jej przykładem. Nie wiedziała jak się ustawić. Nie znała żadnych podstaw, ale się starała. Szkoda tylko, że to nie wystarczyło.

Nim zdążyła się spostrzec pięść uderzyła w jej dziecięcą twarz. Kolejne i kolejne uderzenia. Przestała liczyć. Była bardzo osłabiona, straciła w tak krótkim czasie mnóstwo krwi. Jej przeciwniczka nie mogła przestać. Nie, póki nie usłyszy rozkazu. Dziewczynka już leżała na ziemi pokonana, lecz nadal przytomna. Ziemia w okół niej coraz bardziej nasiąkała czerwoną cieczą. Resztkami sił spojrzała na swoją oprawczynię. Zdołała zauważyć w jej oczach coś na kształt... smutku? Wyrzutów sumienia? Nie wiedziała dokładnie, ale mimo całej tej sytuacji ucieszyła się. Jej serce wypełniła tak dawno zapomniana przez nią radość. W tej chwili wybaczyła Annie. Wybaczyła jej ojcu, swoim rodzicom za to, że ją porzucili. Zrozumiała jedną prawdę. To wszystko jej kiedyś zwróci życie, a jeśli nie, to pozwoli jej chociaż odejść z tego świata w spokoju.

***

Pan Leonhart był zadowolony z wyniku Sayuri. Miała bardzo dużą wytrzymałość i wiedział, że po odpowiednim wyszkoleniu będzie wspaniałą ochroną dla jego córki. Nie mógł jej tego jednak okazać. To uczyniłoby ją słabszą i dało nadzieje na lepsze życie, którego nigdy nie dostanie.

Złapał leżące na ziemi dziecko i podniósł je z łatwością. Była bardzo chuda, nie widział potrzeby dawania jej więcej jedzenia niż te które pozwoli jej utrzymać świadomość. Obrzucił tylko swoją córkę krótkim spojrzeniem. Jego córka była cała zaplamiona krwią swojej przeciwniczki. Zdołał zauważyć w niej smutek. Nie chciała tego robić, ale była mu całkowicie posłuszna. Wiedziała, że nie wolno jej przerwać. Odczuwał dumę na myśl, że to ona stanie się prawdziwym wojownikiem.

Jednak jedna myśl wprawiała go w zaniepokojenie. Nie udało mu się całkowicie wyrzucić z niej emocji. Wątpił, aby kiedykolwiek mu się to udało. Była już wyuczona ukrywania ich, ale było to zdecydowanie za mało. Nie chciał, aby kiedyś mocje, wpłynęły na jej wybory czy działania. Dlatego właśnie zdecydował się wyszkolić tą przybłędę. Jego zadaniem było usunąć z niej człowieczeństwo. Pozbawić dzieciństwa i normalnego życia.

W końcu nie byłaby idealną maszyną do zabijania mając ludzkie odruchy.

Zrzucił dziewczynkę ze schodów prowadzących do piwnicy i zostawił ją samą w ciemności. Przychodził co godzinę sprawdzić czy się wybudziła. Czas mijał, a on tracił cierpliwość.


***


Po kilku godzinach Sayuri odzyskała przytomność i zyskała nowe siły. Bolał ją każdy milimetr ciała i miała ochotę jedynie płakać z bezsilności i bólu. Zacisnęła mocno powieki oczekując swojego opiekuna. Podświadomie skądś wiedziała, że on przyjdzie i zada jej jeszcze większy wysiłek.

Nie podejrzewała, że okaże się to próbą złamania jej psychiki.

Leżała godzinami wpatrując się w pustkę. Czasem zauważała jakiegoś pająka w rogu pomieszczenia i przyglądała mu się z zafascynowaniem. W końcu dziecięcej ciekawości nikt nie mógł jej zabrać.

Wzdrygnęła się i przymrużyła oczy przez nagle oślepiające ją światło. Nie dokładnie widziała zarys sylwetki mężczyzny. Wydawało by się, że on sam w tej chwili jest jedynie cieniem.

- Odpoczęłaś? To świetnie! Musimy sobie troszkę porozmawiać, co?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top