Rozdział 3 Ostrzeżenie
Moi współpracownicy z Texasu przesłali mi e-mailowo zdjęcia pozyskanych przez nich akt na temat sprawy sprzed 15 lat. Nie było tego za wiele, parę artykułów wyciętych z gazet, ubogie zeznania świadków, jak i rodziców dziewczynki, które o dziwo potem wycofali, a następnie złożyli całkiem inne poświadczenie.
Według zeznań świadków trzynastolatka została uprowadzona w godzinach popołudniowych. Miało wydarzyć się to, podczas jej powrotu ze szkoły do domu. Rzekomo biały bus, miał zajechać dziecku drogę, po czym drzwi tylnej paki otworzyły się, ukazując sylwetki dwóch zamaskowanych mężczyzn, z czego jeden wyskoczył z pojazdu, łapiąc dziewczynę i wciągając do środka.
Natomiast rodzice w pierwszej oficjalnej wersji zeznali, że dziecko jak co rano wyszło do szkoły, a kilka godzin później urwał się z nią kontakt. Starali kontaktować się z przyjaciółmi dziewczynki, lecz według nich Allie nie dotarła do szkoły. Porywacze ponoć mieli kontaktować się nocną porą z rodzicami, w celu uzyskania okupu. Sprawę przejęli miejscowi funkcjonariusze, a kilka godzin później została zamknięta. Co dziwne, nie było żadnej akcji poszukiwawczej. Skoro była pewność, że dziecko zostało uprowadzone, powinno zostać wszczęte śledztwo, a tutaj proszę, jak szybko je wyciszono. Nie dziwne, że sprawa tak ucichła? Czyżby zamieszany był w to ktoś ważny, a może próbują ukryć coś jeszcze przed światem. Dodatkowo nie uzasadnili swojej decyzji o zbyt przedwczesnym zamknięciem sprawy. Jak wskazują akta - powód utajony. Prawdopodobnie owa sytuacja była prowodyrem zmiany zeznań rodziny. I wszystko wskazuje na udział osób trzecich, ale kogo? Policjantów? Ktoś kazał im wydać inne poświadczenie, które brzmiało dość niedorzecznie. Gdyż według niego Allie miała dobrowolnie, opuścić dom rodzinny nocą porą, kiedy pozostali lokatorzy budynku pogrążeni byli we śnie. O jej zniknięciu zorientować mieli się kilka godzin później, gdy ojciec trzynastolatki wszedł do pokoju w celu obudzenia jej do szkoły. Byłoby to wiarygodną wersją, gdyby nie zaczęli plątać się podczas zeznawania. Według matki, okno w pokoju dziewczyny miało być otwarte, a firanka naderwana. Co sugerowało, że ktoś wtargnął przez nie do jej pokoju, ale chwilę później przypomniała sobie nagle, że się pomyliła, bo to drzwi wejściowe były uchylone, nie okno. Ojciec twierdził znów, że wstając nad ranem do łazienki, widział, jak śpi w swoim łóżku, a zniknąć pierwotnie miała w godzinach między 02:00 - 03:00 w nocy. Zaś on do łazienki udał się między 03:30 - 04:00 nad ranem. Zatem sam obalił swoją teorię.
Nic w ich opowieściach nie kleiło się ze sobą. Dlatego warto przyjrzeć się raz jeszcze sprawie, szczególnie że istnieje prawdopodobieństwo, że jej rozwiązanie zbliży nas do dotarcia do detektywa Lee. Możliwe, że wpadł na trop, który okazał się nie wygodnym, gdyż prawda ujrzałaby światło dzienne, więc skoro niewiadoma osoba tak skrupulatnie zatarła wtedy ślady, to zatarła je i tym razem. Liczę na odnalezienie przyjaciela żywego. Nie chciałbym być zmuszonym do identyfikacji jego zwłok. Jednak czas działa tylko na naszą niekorzyść i obawiam się, że ten zły scenariusz jest coraz bardziej możliwy i powoli zaczyna się spełniać.
Przejrzałem dołączone do wiadomości również zdjęcia dziewczynki, potencjalnego miejsca zbrodni, a raczej miejsc oraz fotografie domu, w którym zamieszkiwała. Nie doszukałem się jednak zeznań świadka, który trzy miesiące temu, zgłosił się na komendę w Utah, informując o nowych dowodach w sprawie sprzed kilku lat. Celowo zostały zatajone? Czyżby świadek zniknął, jak wszyscy inni, którzy sprawą się interesowali? Nie pasuje mi coś w tym miejsce i jestem pewien, że nie jedno za uszami mają oraz nie jedna podobna sprawa została zamieciona przez nich pod dywan. Dlatego ktoś w końcu musi ukryć ten proceder.
Podjechałem na skrzyżowanie, z którego rzekomo porwana miała zostać Allie Anderson. Znamion przestępstwa tutaj nie znajdę, za dużo czasu minęło, aby jakieś ślady zostały zachowane. Jednak mniej więcej będę w stanie sobie zobrazować, skąd mogli podjechać, aby zajęło to jak najmniej czasu i nie przyciągnęło za dużo uwagi gapiów, a także dokąd potencjalnie mogli odjechać.
Zatrzymałem się przy krawężniku, zostawiłem Delgado w samochodzie dla jego bezpieczeństwa, natomiast sam wysiadłem rozejrzeć się po okolicy. Na pierwszy rzut oka zwyczajna, spokojna okolica, aż niewiarygodne, że dokonana została tutaj jakakolwiek zbrodnia. Jednakże jak to mówią cicha woda brzegi rwie. Z doświadczenia wiem, że Ci najcichsi przestępcy są najniebezpieczniejsi i nieobliczalni. I właśnie ich trzeba bać się najbardziej. Osób, które skrywają wszystko w sobie, dusząc emocje, niż tych, którzy na co dzień głośno krzyczą. Gdyż ich reakcji możemy się spodziewać, a Ci pierwsi są, jak tykająca bomba, nigdy nie wiesz kiedy wybuchną i nie możesz czuć się pewnie w ich towarzystwie.
-Detektywie? - zza mych pleców dobiegł męski głos. Automatycznie odwróciłem się, spoglądając podejrzliwie.
-Cholera, czy już każdy w tym pieprzonym miasteczku wie, kim jestem?! - przekląłem sam do siebie pod nosem na widok ciekawskiego staruszka. -Tak, o co chodzi? - spytałem po chwili niepewnie, opanowując z trudem złość.
-Wyjedź stąd póki czas - powiedział z przejęciem w głosie.
-Dlaczego? - dopytywałem, zaintrygowany słowami nieznajomego.
-Wyjedź, bo skończysz jak poprzedni - nerwowo rozglądał się dookoła siebie, jakby czegoś szukał, bądź kogoś.
-Poprzedni? - spytałem z nieukrywanym zdziwienie w głosie. -Wiesz co, się z nim stało? - podszedłem bliżej mężczyzny, szepcząc. W tym miasteczku ściany lubią mieć uszy.
-Obcy wtykający nos w nie swoje sprawy, nie są tutaj lubiani - jąkał widocznie zestresowany.
W oddali dostrzegłem zmierzający w naszym kierunku policyjny radiowóz. Zbieg okoliczności? Czy faktycznie jestem obserwowany i pilnowany? Oby nie, bo się zdenerwuję jeśli pokrzyżują moje plany. Jednak co ja się łudzę, całe Castel Valley śledzi z niezwykłym zainteresowaniem moje poczynania. Mogłem się spodziewać, że zaraz skąd wyjadą niespodziewanie lokalne służby. Zapewne za nim tak nerwowo oglądał się staruszek. Czyżby chciał mnie przed czymś ostrzec? Na to wygląda. I wygląda też na to, że jeśli nie znajdzie dobrej wymówki, o czym ze mną rozmawiał, zapłaci za próbę ostrzeżenia. Nikt w swoich szeregach nie lubi mieć kreta. Hm, wychodziłoby na to, że nieznajomy coś wie, ale obawiam się, że już nie będzie mi dane z nim więcej porozmawiać, jeśli natomiast jakimś cudem będzie to możliwe, nie podzieli się ze mną już żadnymi informacjami, nagle dostanie przymusowej amnezji.
-Cooper! -pojazd zatrzymał się koło nas, uchylając szybkę pasażera. -Znowu niepokoisz przyjezdnych? - wąsaty policjant z pałką w ręku, wysiadł z pojazdu i podszedł do nas.
-Nie, nie - jąkał się staruszek. -Ja tylko byłem ciekawy co się tutaj dzieje - starał się nieudolnie wytłumaczyć, gdy funkcjonariusz objął go ramieniem, stukając delikatnie pałką po brzuchu.
-A pan? Panie detektywie, co tutaj robi? - kierowca poszedł za przykładem swojego patrol partnera i również opuścił samochód, podchodząc bezpośrednio do mnie.
-Podziwiam okolicę - odrzekłem bez wahania, zerkając w stronę przyklejonego do szyby, niczym glonojad, Delgado.
-Piękny pojazd - spojrzał w tym samym kierunku co ja. -Szkoda by było, jakby ktoś go uszkodził, prawda? -przytaknąłem. -Zatem proszę o parkowanie w bezpieczniejszych miejscach - puścił mi oczko, uśmiechając się.
-Na nas czas - wsiedli do radiowozu. -Chodź Cooper, odwieziemy cię domu - zaśmiali się, a starzec spojrzał na mnie wymownie, jakby chciał coś przekazać, po czym niechętnie wsiadł na tyle kanapy. -Trzymaj się panie detektyw - odjechali przed siebie.
Jestem przewrażliwiony, czy to faktycznie zabrzmiało, jak pewnego rodzaju groźba. Dodatkowo ten mężczyzna. Wściekły jestem, że nie zdążył przekazać mi, co dzieje się z niewygodnymi przyjezdnymi. Bardzo chętnie zaczerpnąłbym tej wiedzy. Jedno jest pewne, chciał mnie przed czymś ostrzec, bądź przed kimś. W miasteczko mieszka morderca? Czy może mordercą jest policjant, dlatego cała jednostka go kryje? Im dłużej tutaj przebywam, coraz więcej mam pytań, a odpowiedzi brak. Liczba niewiadomych przybywa, poszlak zero, świadków również. Mieszkańcy na mój widok, uciekają w popłochu do domów. Wystarczy, że przejadę dodge'em przez ulicę, by natychmiast zaobserwować chowanie się za firankami, lub szybki odwrót do środka budynku, jeśli aktualnie przybywali na ogródku. Czego się boją, konfrontacji z moją osoba? Możliwe, że ktoś zakazał im ze mną rozmawiać? W takim razie kto byłby na tyle zuchwały, żeby wydać takowy rozkaz. Na chwilę obecną wszystko sprowadza mi się do lokalnych funkcjonariuszy. Oni ciągną za sznurki, a całe miasteczka gra pod nich. Jednakże dużo widziałem, w wielu oddziałach służyłem i wysoko w nich zachodziłem. Dlatego wiem, że nawet ktoś wysoko postawiony i tak ma nad sobą innego szefa, który go kontroluje, a ten tańczy, jak tamtem mu zagra. Zatem do puli swoich niewyjaśnionych pytań, mogę dołączyć następne, które brzemieć będzie - Kto jest szefem najważniejszm i kto tym statkiem steruje?
Castel Valley sprawia wrażenie makiety z kukiełkami, która bawi się ktoś inny. Mądrzejszy, sprytniejszy, bardziej przegiegły, wyrachowany, bezwzględy szaleniec. Mający swój posłuch wśród ludu. Pytanie tylko zdobyty z szacunku, czy wymuszony strachem?
Nie będzie łatwo tego obejść i zapewne każde moje kolejne działanie skrupulatnie będzie z góry torpedowane. Idealny przykład miałem teraz, jak pięknie wtrącili się do rozmowy, przerywając ją i bezczelnie zakończając, zarazem dając mi wyraźnie do zrozumienia, iż dalsze węszenie z mej strony różne może mieć skutki. Głównie jeden skutek - podzielenie losów swojego przyjaciela. Próbują mnie przestraszyć, pokazać kto posiada faktyczną władzę. Ze wszystkich sił, nie wiedzieć czemu starają się odciągnąć od sprawy zaginionej 13-letniej Allie. Jednak swoimi działaniami, utwierdzają mnie, że w dobrym kierunku działam, a wydarzenia sprzed lat mogą wiele rozjaśnić. Mało tego, obawiam się, że owi funkcjonariusze nie do końca widzą z kim zadarli. Jestem zaprawiony w boju, co sprawia że mam inne spojrzenie na niektóre sprawy. Dodatkowo, jeśli zechcą mnie skrzywdzić muszą mieć tego świadomość, że ściagną sobie na głowę prawie całą policję z Dallas w tym agentów federalnych, a Ci to dopiero potrafią być niewygodni. Sprawę Lee również moglibyśmy przeprowadzić w taki sposób, ale mój szef nie chcę od razu wywoływać zamieszania. Wpier chce mieć pewność, niestety system trochę nas ogranicza i bez odpowiednich dowodów nie jesteś w stanie udowodnić czyjejś winy, choćbyś widział ją na własne oczy. Oczywiście jest to niezwykle deprawujące, ale na działanie sądów w naszym kraju nic nie zaradzę.
Pewna jeste jedno i to obiecać mogę osobiście. Polecą głowy - nie wiadomo tylko jeszcze czyje oraz w jakiej ilości. Bez rozgłosu się nie obejdzie i święcie przekonany jestem, że rozwiązanie zagadki zburzy dotychczasowy spokój. Wstrząśnie nie tylko stanem Utah, ale okolicznymi również, żeby nie pokusić się o stwierdzenie, że całym światem.
"Za jedną z najbardziej intrygujący rzeczy w życiu uważam to, że bierzemy udział w czymś, czego zupełnie nie rozumiemy"
-Agatha Christie
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top