Ostatnia piosenka
Nikt nie spodziewał się, że dzień taki jak ten kiedyś nadejdzie.
A jednak stało się...
Ponadto była to moja wina.
Gdybym bardziej uważał...
Nic takiego by się nie stało.
Nie dałem rady...
Nie potrafiłem nic zrobić...
Ale nawet gdybym bardzo chciał...
To nie potrafię cofnąć czasu.
Nikt nie potrafi...
Niestety.
♪
-Włochy przestań się wiercić! Jeśli nie przestaniesz, to śpisz w swoim namiocie! - krzyknął Niemcy na szatyna, który leżał tuż za jego plecami.
-Ale ja prawie w ogóle się nie ruszam. - odpowiedział mu cicho Włoch, który leżał do niego tyłem - czemu Niemcy jest taki zdenerwowany?
-Od dłuższego czasu nie mogę zasnąć... Eh, to kolejna taka noc. - westchnął cicho Ludwig nie odwracając się do przyjaciela.
-Wiem! - krzyknął Feliciano, a już po chwili blondyn poczuł chude ręce na swoim brzuchu i ciało przyjaciela, przylegające do jego pleców. Musiał przyznać, Włoch był dla niego na prawdę uroczy.
-Nie sądzę, żeby to pomogło. - Niemiec przewrócił oczami i delikatnie uniósł kąciki swoich ust.
-To może zaśpiewam Niemcom kołysankę? - zaproponował Włoch. Blondyn bardzo dobrze wiedział, że jego przyjaciel potrafi na prawdę pięknie śpiewać, więc tylko mruknął cicho na znak, że się zgadza.
-C'è gente che ha avuto mille cose, tutto il bene, tutto il male del mondo. Io ho avuto solo te e non ti perderò, non ti lascerò per cercare nuove avventure. C'è gente che ama mille cose e si perde per le strade del mondo. Io che amo solo te, io mi fermerò e ti regalerò quel che resta della mia gioventù. - Włochy śpiewał kołysankę w swoim ojczystym języku. Niemiec rozumiał tylko niektóre słowa. Mimo to, że nie wiedział o czym śpiewa przyjaciel, kochał jego głos kiedy to robił. Kiedy cicho śpiewał, tylko dla niego - Io ho avuto solo te... E non ti perderò, non ti lascerò per cercare nuove illusioni.
Włoch zorientował się, że Niemcy zasnął. Był z siebie zadowolony, że w końcu do czegoś się przydał. Mimo, że blondyn spał, nie przrwał śpiewu i powtórzył jeszcze raz.
(Co do kołysanki [o ile w ogóle można to nazwać kołysanką] na dole napisałam tłumaczenie, tak mi się mega spodobała *-* - Agent)
-Io ho avuto solo te... E non ti perderò, non ti lascerò per cercare nuove illusioni.- zamknął oczy i coraz bardziej ściszał głos, czując, że on też pragnie snu. Zasnął z cichą pieśnią na swych małych ustach.
Włoch obudził się sam w namiocie, miał bardzo złe przeczucia. Było bardzo wcześnie, a on przecież nigdy nie wstaje przed dziesiątą. Spojrzał na swój zegarek, który wskazywał godzinę piątą trzydzieści. Włochy nieśmiało wychylił głowę z namiotu i rozglądnął się. Niedaleko namiotu Niemiec leżały zwłoki Niemieckiego żołnierza, jego lewa ręka została brutalnie odcięta i leżała obok. Ciało leżało w kałuży jeszcze świeżej krwi. Szatyn dokładnie widział jak z rany sączy się szkarłatna ciecz. Nagle poczuł się okropnie, jego zawsze wesoła buźka straciła swój wyraz i kolor. Chłopak okropnie pobladł, a po chwili zwymiotował obok namiotu, natomiast w jego oczach pojawiły się łzy. Nie słyszał nikogo, wszędzie była jedna wielka cisza, przerywana czasem śpiewem ptaków. Nie chciał marnować czasu, napił się trochę wody, po czym wymazał obraz martwego mężczyzny ze swojej pamięci. Szybko ubrał swój niebieski mundur, bardzo dobrze wiedział co się dzieje. Alianci w końcu postanowili zaatakować. Starał się przypomnieć sobie wszystkie treningi, które zafundował mu Niemcy, jednak teraz żałował, że go nie słuchał. Do tylnej kieszeni spodni schował nóż, a w dłoń chwycił pistolet. Sprawdził, czy ma w sobie naboje i powoli wyszedł z namiotu. Oczywiście Włochy nie miał zamiaru nikogo zabijać, nawet mu taka myśl do głowy nie przyszła. Wziął broń tylko i wyłącznie do samoobrony, jeden strzał w nogę i wróg nie może chodzić, wydawało się proste.
-Bądź silny, tak jak kiedyś. Kiedyś byłeś silny, dasz sobie radę. Musisz tylko odnaleźć Niemcy. Musisz dać sobie radę. - mówił do siebie ledwo słyszalnie, chcąc się choć trochę zmotywować. Przeszedł obok zwłok starając się nie patrzeć na martwego żołnierza - bądź taki jak kiedyś, niech tamten Włochy wróci... Przestań się bać, przecież państwa nie da się tak zwyczajnie zabić. Nie da się nas zabić. Dlaczego sam siebie oszukuje?
Nie miał na myśli swojej śmierci, martwił się o Niemcy. Choć zdecydowanie nie powinien, wiedział, że Niemcy da sobie radę, jednak martwił się. To uczucie było silniejsze. Bał się, że straci kolejną bliską mu osobę. Do tego nie mógł dopuścić.
-Ugh... Nie teraz. - mruknął do siebie cały czerwony na twarzy, nie wiadomo czy ze złości, czy ze wstydu - Nie myśl o tym w ten sposób... To nie jest odpowiedni czas. Jak to się skończy będziesz miał mnóstwo czasu na przemyślenia.
Przestał do siebie mówić i ruszył wgłąb lasu, w którym się ukryli. Nie wiedział czego ma się spodziewać, jednak starał się poruszać najciszej jak potrafił. Wiedział, że w obozie zostali wszyscy pochodzenia Włoskiego. Tego nawet nie musiał sprawdzać. Obserwował podłoże, jednak osoby, które tędy szły nie były najmądrzejsze, albo myśleli, że Włosi jednak uciekną. Wszędzie widział odciski butów prowadzące w tą samą stronę. Szatyn zauważył drzewo, któro było w czerwonej cieczy, wyglądała na świeżą. Osoba, która krwawiła musiała nie wytrzymać i podeprzeć się o to drzewo, lub o nie zahaczyć. Nagle Włochy zauważył jak duże zarośla lekko się poruszają. Nie było wiatru, więc ktoś tam musiał być. Chłopak wciągnął powietrze do płuc i szybko je wypuścił. Zrobił jeden krok, na jego nieszczęście stanął na czymś co wydało z siebie ciche pęknięcie.
Krzaki przestały się ruszać, a osoba siedząca w nich zakryła sobie usta jedną dłonią i leżała już nieruchowo. Starała się nie oddychać za głośno, czuła, że to nie będzie miłe jeśli ją zauważą.
Włochy niepewnie wyciągnął przed siebie pistolet.
-W-wyjdź. - powiedział cicho szatyn, jednak wiedział, że osoba siedząca w krzakach go usłyszała - jeśli ty mi nic nie zrobisz ja tobie też nic nie zrobię.
-Włochy, to ty? - spytała cicho osoba zabierając dłoń z twarzy, po czym starała wyrównać swój oddech.
-Si. - odpowiedział Feliciano trzymając przed sobą pistolet, bał się, że to może być pułapka. Włoch starał się myśleć logicznie - kim jesteś?
-To ja. - odpowiedział i podniósł się do siadu, gdy zobaczył wycelowany w niego pistolet szybko dodał - nie strzelaj.
Włoch spojrzał na mężczyznę i opuścił pistolet. Jednak dalej podejrzewał, że może to być pułapka. Ciemne włosy mężczyzny związane były w kucyka, a jego cera była bardzo blada. Szatyn rozejrzał się i podszedł do osoby, której najmniej się tutaj spodziewał. Jednak zachował dystans i nie stanął za blisko Chińczyka.
-Skąd mogę wiedzieć, że to nie jest pułapka? - spytał Włochy, jednak wiedział jak brzmi odpowiedź. Yao by się nie przyznał. Po chwili zauważył, że mężczyzna trzyma się za rękę, a z jego dłoni spływa krew.
-Bo mnie zostawił... Postrzelił mnie i tu zostawił... - mówił, a jego oczy lekko się zaszkliły - jeśli chcesz iść do naszego... Ich obozu, proszę nie rób tego.
-Chiny po kolei, najpierw powiedz, kto cię postrzelił? - Chińczyk zaczął opowiadać.
-Ameryka. Powiedział, że zaatakujemy was dokładnie o piątej. Wszyscy mu ufali i byli pewni, że wie co robi. Wybiła piąta, okazało się, że jeden z żołnierzy nas zauważył. Ameryka bez wahania do niego strzelił. Żołnierz padł, dostał pocisk w głowę. Było już za późno, z namiotu wybiegł Niemcy, który usłyszał strzał. Po chwili wszyscy Niemieccy żołnierze byli na nogach, mają strasznie słaby sen, tego Ameryka nie wziął pod uwagę. Strzelił, bo chciał... Kazał Anglii, Rosji i Francji odwrócić ich uwagę, a mi kazał zostać. Gdy w obozie nie było żadnego Niemca, bo wszyscy pobiegli się bronić i zrobić kontratak... Nie wiem co w niego wstąpiło... Podszedł do zwłok zastrzelonego i nożem szybko odciął mu rękę, którą później odrzucił na bok i... - Wang chwilę się zawahał, nie chciał odtwarzać tych obrazów w swojej głowie, jednak chciał też opowiedzieć komuś co się właściwie wydarzyło - powiedział „Mógłbym to zabrać jako trofeum, jednak nie chce w domu zapachu gnijącego mięsa". Wrócił do mnie z szerokim uśmiechem i roześmianymi oczami. Powiedział, że zajdziemy Niemców od tyłu, a z Włochami poradzimy sobie później. Bo z wami bardzo łatwo sobie poradzimy. Podczas drogi do miejsca gdzie mieli być Niemcy zacząłem pytać co się z nim stało, że tak nagle podszedł do martwego... Wtedy z uśmiechem wyciągnął w moją stronę pistolet i strzelił mi w rękę mówiąc "refleks". Później wbił mi kolano z całej siły w brzuch i uderzyłem ranną ręką o drzewo... Zostawił mnie tu... Mówiąc "Nawet nie próbuj do nas wrócić" i odszedł.
-To niepodobne do Ameryki, ale ci wierzę. - odpowiedział Włoch, po czym spytał - wyjąłeś kulę z ręki?
-Nie... - stwierdził Chiny, a szatyn podszedł do niego bliżej - jesteś strasznie poważny, jakbyś to nie był ty.
-To jest wojna, nie ma tu miejsca na śmianie się, żartowanie i udawanie, że wszystko w porządku.- odpowiedział szorstko Feliciano i złapał delikatnie rękę Yao.
-Nigdy cię takiego nie widziałem... - wymamrotał puszczając swoją rękę, po czym wytarł ją w mundur, jednak dalej była czerwona z krwi.
-Jeśli to się skończy i nie będzie kolejnej wojny, to już nigdy mnie takiego nie zobaczysz. Po prostu staram się być choć raz przydatny. - Włoch wyciągnął z kieszeni pęsetę i uprzedził dawnego przyjaciela - teraz będzie strasznie boleć.
-Wiem. - odparł Chińczyk i poczuł jak Włoch wkłada pęsetę w ranę.
♪
-Już. - powiedział blady Włoch, trzymając w dłoni zakrwawiony pocisk. Rzucił mały przedmiot na ziemię, po czym odwrócił twarz od Chin i ponownie zwymiotował.
-Włochy nie idź tam... - powiedział cicho mężczyzna, do szatyna, który urwał rękaw jego munduru - widzę, że nie czujesz się najlepiej...
-Trzeba to zatamować. - stwierdził Feliciano i zawiązał rękaw na ręce Chińczyka w celu zatamowania sączącej się z rany krwi.
-Włochy... Nie udawaj, że mnie nie słyszysz, nie możesz tam iść sam. - Chiny za wszelką cenę chciał powstrzymać Włocha - jeśli tam pójdziesz... Ameryka... On ci zrobi coś złego, nie chcesz tego. Wiesz, że personifikacja może zginąć, jeśli mordercą jest inna personifikacja... Dlatego...
-Pójdę. - Włochy przerwał wypowiedź starszego i dodał nie patrząc na niego- nie zostawię mojego sojusznika i przyjaciela na pewną śmierć. Nawet jeśli nie trzeba mu pomagać muszę sprawdzić, czy wszystko z nim w porządku. Nie mam zamiaru siedzieć z założonymi rękami i czekać, aż zabiją mi przyjaciela.
Yao zamilkł, Włoch był bardziej zdeterminowany niż on. Chiny się poddał, ale po słowach Włocha zaczął się wahać. Czy to na pewno jego ostateczna decyzja? Poddanie się bez próby walki? Zostawić wszystkich na pewną śmierć? Kiedyś to szatyn był tchórzem, ale wtedy, podczas wojny... Zachowywał się jak mężczyzna. Chiny nigdy nie widział u niego takiej determinacji, Feliciano podniósł głowę i spojrzał w jego oczy. Yao zobaczył w nich ból i strach.
-Nie mam czasu, muszę iść, gdzie się udali? - spytał szatyn wstając z ziemi.
-Idę z tobą. - powiedział stanowczo Chińczyk i starał się pójść w ślady Włocha i się podnieść.
-Nie idziesz, twoja prawa ręka jest postrzelona. A najważniejsze jest to, że muszę pójść tam sam. Ty nie będziesz tam mile widziany, chociaż chciałbym mieć kogoś u swojego boku. - odrzekł brązowooki i sprawdził, czy w tylnej kieszeni dalej ma nóż.
-Idź na zachód tam mieliśmy się spotkać... - wymamrotał i położył się na trawie - za ruinami dawnego szpitala.
-Grazie. - Włoch odwrócił się plecami do leżącego i dodał - idź do mojego obozu, powiedz, że jesteś niewinną ofiarą, i że cię odesłałem do naszego lekarza. Na szczęście moi żołnierze nie wiedzą jak wygląda Chiny. Zrozumiano Yao Wang?
-Tak.
Włoch pobiegł przed siebie i udał, że nie słyszał co później powiedział do niego Chińczyk. "Powodzenia" to słowo krążyło mu cały czas w głowie, niczym adrenalina w jego żyłach. Zwolnił krok i znów zaczął poruszać się bardzo cicho, nie wiedział kiedy trafi na ustalone miejsce, wolał zachować ostrożność.
♪
-To nie możliwe... - powiedział Ivan - Chiny by nas nie zdradził.
-A jednak. - odparł Ameryka stojąc tyłem do sojuszników. Spojrzał na klęczącego na ziemi Niemca i uśmiechnął się - co do ciebie Niemcy, jaką wolisz śmierć? Tortury brzmią ciekawie, prawda?
-Ameryko nie przesadzaj nie możesz go zabić. - Anglia dał rękę na ramię sojusznika, a ten ją odtrącił.
-Czemu nie? Chyba już ustaliliśmy, że teren Niemiec będzie należał do Francji i ciebie. - odparł Alfred nie odwracając się.
Niemcy klęczał na zimnej ziemi, miał związane ręce i nogi, a usta zaklejone taśmą. Jego mundur był brudny od krwi i ziemi. W niektórych miejscach był nawet porwany. Na twarzy Niemca widniało kilka siniaków i rozcięć, z których delikatnie i powoli spływała krew. Zaczął ruszać szczęką w celu pozbycia się taśmy i trochę ją odkleić, na tyle żeby coś powiedzieć i żeby dało się go zrozumieć.
-Ameryko rób sobie ze mną co chcesz, ale nie waż się dotknąć Włoch! -krzyknął zdenerwowany błękitnooki.
-Oh... O niego się nie martw, dołączy do ciebie tam na górze. - powiedział Ameryka i znów przykleił taśmę do ust klęczącego blondyna.
-Ameryko nie taki był plan, mieliśmy tylko trochę wystraszyć Włochy. Nie mieliśmy go zabijać. - wtrącił się Francja - Niemiec też nie mieliśmy zabijać.
Cała trójka aliantów nie rozumiała co się stało z ich sojusznikiem, zachowywał się dziwnie. Zamiast mówić o tym jaki jest bohaterski, cały czas miał na ustach podejrzany uśmiech. Zauważyli, że z Alfredem jest coś nie tak, zdecydowanie nie tak. Przecież Chiny nie mógł ich zdradzić. Rosja miał ochotę uderzyć Amerykę w tył głowy, tak żeby stracił przytomność, albo zrobić cokolwiek żeby się go na chwilę pozbyć. Jednak Francis go powstrzymywał, mówił mu, że znajdą Chiny i wszystko z nim wyjaśnią. Ivan, w końcu odpuścił.
-Jeden kraj mniej, co to za różnica? Jeśli zabijemy Włochy to tereny dostanie Francja. - Alfred kopnął Niemca w żebra, a ten wydał z siebie cichy jęk czując przeszywający go ból. Leżał pod stopami Amerykanina i zamknął oczy, a w środku modlił się, żeby nic nie zrobili Włochom. Myślał, że bardzo dobrze zna ten kraj i miał ogromną nadzieje, że jak zwykle uciekł. Jednak nie spodziewał się, że Włoch miał za niedługo przybyć, w celu uratowania go.
-Nie chce tych terenów, zostawmy Włochy w spokoju. - sprzeciwił się Francis, który zaczął bać się Ameryki, jednak wiedząc, że ma po swojej stronie Rosję trochę mu ulżyło. Natomiast Niemiec dostał kolejny cios, lecz tym razem w głowę.
-Porozmawiamy o tym później. - stwierdził Ameryka, kucnął przy Niemcu i zwrócił się do niego szeptem - czemu ci tak zależy na tym, żeby żył hm? Może macie jakąś ważną informacje? Coś ci zaproponuje. Najpierw zabije ciebie, a później Włochy, albo... Włochy zginie na twoich oczach, ale ty przeżyjesz, jeśli nie powiesz mi co ukrywacie.
Alfred uśmiechnął się psychopatycznie i szybkim ruchem ręki odkleił taśmę z ust Ludwiga.
-I mam patrzeć jak zabijasz mi przyjaciela? Zabij mnie i zostaw Włochy w spokoju, on ci nic nie zrobił, to że zawarł ze mną sojusz pewnie było czystym przypadkiem. Nie możesz karać go za moje błędy! - wymamrotał Niemcy patrząc z gniewem w oczach na Amerykanina.
-To nie jest koncert życzeń słońce. - Alfred prychnął pod nosem rozbawiony - i to nie tak, że chcę go zabić, za twoje błędy.
-I tak jeśli bym wybrał, żebyś go zabił, mnie też to spotka prędzej czy później, po prostu chcesz mojej śmierci, dobra rozumiem, ale Włoch w to nie mieszaj! - Niemcy jeszcze się nie poddał, starał się utrzymać przytomność na tyle, na ile było to konieczne, czuł, że z jego żebrami jest bardzo źle.
-Czyli zrobię tak jak ja chcę. - powiedział Ameryka sam do siebie. Wstał i odwrócił się do swoich sojuszników - przyprowadźcie mi Włochy, tylko żeby był żywy.
-Przecież nikt z nas nie chce go zabić... Oprócz ciebie. - mruknął Anglia ledwo słyszalnie i wraz z Francją i Rosją ruszyli w stronę obozu Włoch.
Nagle Niemcy poczuł jak coś zimnego i metalowego dotyka jego dłoni. Delikatnie dotykał przedmiotu chcąc sprawdzić co to jest. Po chwili zrozumiał, że ktoś podrzucił mu niewielki nóż, najprawdopodobniej jeden z jego żołnierzy, którzy ukryli się w lesie. Wziął przedmiot w dłoń i skorzystał z okazji, że Amerykanin był zajęty patrzeniem na jakieś plany. Zgiął nogi tak żeby łatwo rozciąć mocno związane liny na jego kostkach. Udało mu się. W duchu był na prawdę wdzięczny żołnierzowi, który podrzucił mu broń. Wtedy Alfred się do niego odwrócił i podszedł jak najbliżej, siadając na ziemi. Nie zauważył, że nogi Niemca, były wolne. Punkt dla Niemiec.
-Niemcy, Niemcy, Niemcy... Czemu tak bardzo się o niego martwisz? Dlatego, że to twój jedyny przyjaciel? - specjalnie zaakcentował słowo „jedyny", uśmiech nie znikał z jego twarzy - jeśli oboje umrzecie spotkacie się tam na górze. Mówiłem ci to już.
-Personifikacje nie mają nieba... - odpowiedział mu, nawet na niego nie patrząc.
-A no tak, przecież ledwo uratowałeś swojego brata przed ostateczną śmiercią, głupek ze mnie. - zaśmiał się Alfred - jeśli zdradzisz mi co ukrywasz wraz z Włochem oszczędzę go.
-Nic nie ukrywamy. - stwierdził szybko Ludwig.
-To dlaczego ci tak bardzo zależy żeby przeżył? Skoro nie jest ci do niczego potrzebny... - Ameryka chciał coś jeszcze dodać, ale Niemcy mu przerwał.
-Twierdzisz, że inni są ci do czegoś potrzebni? Jak jakieś rzeczy? Wiesz co to uczucia? Tak, Włochy jest moim jedynym przyjacielem, a przyjaciół się nie wykorzystuje. - odpowiedział mu Niemiec i spojrzał w oczy siedzącego obok chłopaka - wychodzi na to, że ja, ten który nigdy nie miał przyjaciół... Wiem więcej o przyjaźni, niż ty otoczony praktycznie wszystkimi... Zresztą, nie będę się teraz rozczulał nad moją przeszłością, a już na pewno nie przy tobie.
-Ludzie i personifikacje są po to, żeby ich wykorzystywać, nic nie wiesz o świecie, Niemcy... - Ameryka zatrzymał się na chwile, a na jego twarzy pojawił się chytry uśmiech - ... A może mam ci mówić Święte Imperium Rzymskie?
-... - Ludwiga zamurowało. Skąd Amerykanin mógł o tym wiedzieć, Niemcy i tak nie pamiętał praktycznie nic z tamtego czasu - nie jestem nim.
-Już nie jesteś. - poprawił go Ameryka, po czym dodał - myślałem, że wyjdzie...
-Co? - spytał Niemcy.
-Włochy widziałem cię. - serce Niemca zaczęło być szybciej, jak Włochy mógł być takim głupkiem żeby tu przyjść? To znaczyło, że to szatyn podał mu nóż, który cały czas trzymał w związanych dłoniach? Ameryka wstał i otrzepał mundur z kurzu - nie przywitasz się?
-Włochy uciekaj stąd! - krzyknął Niemcy, ale jego twarz przycisnął but Alfreda, tak że Niemiec nie był w stanie nic powiedzieć, jedynie mógł mamrotać coś niezrozumiałego.
-Z-zostaw Niemcy! - krzyknął Włoch, ale nie za głośno i powoli wyszedł ze swojej kryjówki. Niemiec za wszelką cenę starał się odwrócić głowę i zobaczyć szatyna, jednak but mu to bardzo utrudniał.
-Jaki odważny chłopczyk. - powiedział Alfred słodko, a po chwili jego ton głosu diametralnie się zmienił. Był wkurzony - jak długo tam siedziałeś?!
-Nie musisz wiedzieć. - Niemcy usłyszał, że z tonem głosu Feliciano nie było zbyt dobrze miał lekką chrypkę, a do tego mówił bardzo stanowczo (jak na niego).
-Jeśli zrobisz choć jeden krok zmiażdżę mu czaszkę! - krzyknął Amerykanin. Ludwig szybko wykorzystał to, że Włoch zajął Alfreda i przeciął nożem sznurek na jego nadgarstkach. Złapał Amerykę za nogę i mocno pociągnął, tak że stracił równowagę i upadł - fuck!
♪
Francja, Anglia i Rosja biegli w stronę obozu Włoch i Niemiec. Oczywiście nie mieli zamiaru przyprowadzić Feliciano. Chcieli mu przekazać, żeby uciekał, jak najdalej stąd. Nie wiadomo do czego mógł posunąć się Ameryka, jednak wiedzieli, że nie zabije Niemiec od razu. Ich plan polegał na ostrzeżeniu Włoch, znalezieniu Chin oraz uratowanie Niemiec. Chcieli odegrać się na Niemczech to fakt, jednak nie mogli dopuścić do tego, żeby jakakolwiek personifikacja zginęła. Dobiegli do miejsca, gdzie szatyn znalazł Chińczyka, zauważyli na drzewie, ślady krwi, ominęli to miejsce i biegli dalej przed siebie. W końcu dotarli do swojego celu, wtedy ktoś krzyknął.
-Anglik! - i wtedy zaczęła się panika.
-Spokojnie nic wam nie zrobimy! - krzyknął Francis, a w tym momencie z jednego z namiotów wyszedł Chiny.
-Spokojnie to moi przyjaciele! - krzyknął Chińczyk, a panika wśród Włochów ucichła. Yao podszedł bliżej.
-Co ty tu robisz? - spytał Anglik patrząc podejrzliwie, na Chiny - i dlaczego masz bandaż na ręce?
-Nie ważne, co ja tu robię, nie przyznawajcie się, że jesteście personifikacjami to Włosi wam nic nie zrobią. - mówił szybko Wang - nie ma czasu, co z Włochami?
-Przyszliśmy tu właśnie z nim pogadać, nie ma go tu? - spytał Francja obserwując rękę Chińczyka.
-Musieliście go minąć, musimy tam wrócić i mu pomóc. - Chiny był strasznie zdenerwowany, oddychał bardzo szybko i czuł pulsowanie w swojej głowie.
-Wszystko po kolei. - wtrącił Anglia.
-Eh... Nie ma na to czasu... - stwierdził i spojrzał na twarze sojuszników - w skrócie, jak wracałem z Ameryką, to mnie postrzelił. I zostawił. Niedługo potem znalazł mnie Włochy i powiedział, że idzie uratować Niemcy, mówiłem mu, że to zły pomysł. Ale... Przekonał mnie, chciałem iść, z nim, lecz mi nie pozwolił i odesłał tutaj. Pod warunkiem, że nie zdradzę, że jestem personifikacją. Teraz jasne?
-Włochy poszedł ratować Niemcy? - spytał Anglik ze zdziwioną miną. Nie za bardzo wierzył w historie Chin - Ameryka nam powiedział, że nas zdradziłeś.
-I pewnie w rękę strzeliłem sobie sam? Wiecie co nie ważne, sam tam pójdę. - oznajmił. Po czym odwrócił się i odszedł znikając w jakimś namiocie.
-Wierzycie mu? - spytał Artur zwracając się do sojuszników.
-Widziałeś, jak zachowywał się Ameryka, ja mu chyba wierzę co do tego, że go postrzelił i... - Francuz urwał na chwilę - ... Włochy jest do tego zdolny...
-Ta już ci wierzę idioto, pewnie jeszcze wziął trzy noże, pięć pistoletów i dwadzieścia granatów. - Anglik westchnął ciężko.
-Ja wierzę Chinom. - wtrącił Rosja, który wcześniej praktycznie się nie odzywał. Francja i Anglia popatrzyli na niego, skoro Rosja mu wierzy, to chyba nie było to wielkie kłamstwo. Po chwili Ivan dodał - każdy ma dwie twarze, nawet Włochy, chociaż najmniej byśmy się tego spodziewali.
Po chwili Chiny wybiegł z namiotu, w którym niedawno zniknął. Bez słowa przeszedł obok trójki aliantów i ruszył tam skąd przybyli. Stali w milczeniu. Rosja odwrócił się i ruszył za przyjacielem. Francuz i Anglik spojrzeli po sobie i po chwili oboje ruszyli za nimi.
♪
Ameryce udało się szybko wstać. Zrozumiał, że przez swoją nieuwagę oraz, że był zbyt pewny siebie, Niemcy się uwolnił. W końcu nikt nie spodziewał się, że przyjdzie pomoc w postaci Włocha. Wyciągnął swój pistolet i wycelował w Włochy, który natychmiast pościł broń i uniósł ręce w górę, mówiąc coś pod nosem.
-Poddacie się, albo was pozabijam! - krzyknął Alfred, a w jego głosie słychać było strach. Stał sam na przeciwko wielkiego Niemca i nieprzewidywalnego Włocha. Ręka mu drżała, w każdej chwili przez przypadek mógł dotknąć spustu, który jest bardzo delikatny. Ściślej mówiąc, Włochy w każdej chwili mógł zginąć.
-Opuść broń! - krzyknął do niego Ludwig, widząc jego lekko drżące dłonie.
-Niby dlaczego? - spytał Alfred, a na jego ustach znów pojawił się uśmiech i lekko się uspokoił. Miał przewagę.
-Nie masz powodu by go zabić! - krzyki nie ustawały nawet na chwilę, a Włoch dalej mówił coś niezrozumiałego dla innych.
-Skąd możesz to wiedzieć?! - Niemcy cofnął się o krok, lecz Ameryka nie zwrócił na to większej uwagi.
-Bo ci nic nie zrobił ! Tu cały czas chodzi o mnie! - Ludwig pragnął, aby Jones spuścił pistolet i przestał celować do niewinnego Włocha.
-Najważniejsze jest to, że mając go jako zakładnika wszystko mi wyśpiewasz! - na twarz Alfreda ponownie wkradł się nie normalny uśmiech, zrozumiał, że Niemcy nic mu nie zrobi dopóki będzie miał szatyna na celowniku. Mógł to szybko wykorzystać dla własnych korzyści. Jednak jego cel był inny, pragnął aby Niemcy cierpiał.
-Dobra, w takim razie powiem ci wszystko szczerze, jeśli tylko odłożysz broń. - Niemcy starał się choć trochę złagodzić sytuacje.
-Najpierw odpowiesz na moje pytania i nawet nie próbuj kłamać! - Ameryka nie słysząc sprzeciwu ze strony wroga zadał pytanie - dlaczego tak bardzo ci na nim zależy?
-Bo... Jest dla mnie ważny. - odpowiedział Ludwig nawet na chwile nie spuszczając wzroku z Ameryki.
-W jakim sensie ważny? - Alfred bardzo dobrze wiedział o co chodzi mężczyźnie. Jednak wolał to usłyszeć - przechowuje dla ciebie jakieś tajemnice? Dane? Akta?
-Nic dla mnie nie przechowuje... Ja... Ja po prostu... - Niemiec zaciął się na chwilę, spojrzał na Włocha, który momentalnie skrzyżował ich spojrzenia. Po czym Niemcy odwrócił głowę do Alfreda - Ja po prostu go kocham.
Tego właśnie spodziewał się Ameryka, twierdził, że miło tak wyznać sobie uczucia w ostatnich momentach życia. Na twarzy Włocha pojawiło się zdziwienie, jednego dnia dowiedział się, że jego najlepszy przyjaciel mógł być Świętkiem oraz, że go kocha. Włochy przestał mówić do siebie i powoli opadł na kolana i opuścił przy tym ręce. To było zdecydowanie dla niego za dużo. Natomiast Niemcy stał czując zażenowanie, po tylu latach Włochy dowiedział się o jego uczuciach, nie tak jak Niemcy to sobie zaplanował.
-Słodko. - podsumował Amerykanin, kierując cały czas pistolet w głowę Włoch.
-Co jeszcze chcesz wiedzieć? - spytał Niemcy lekko zarumieniony i wkurzony jednocześnie.
-Czy pożegnałeś się z miłością twojego życia? - Niemiec nie odpowiadając na pytanie szybko podbiegł do Włocha i schylił się po broń, która wcześniej wypadła przyjacielowi.
-Nie mam zamiaru. - gdy tylko podniósł pistolet usłyszał wystrzał, jego serce zaczęło bić szybciej. Spojrzał na Amerykę, ale to nie on wystrzelił. Szybko przekręcił głowę i spojrzał na Włocha.
Rzucił broń na ziemię i klęknął przy przyjacielu, który patrzył na krew sączącą się z rany na jego brzuchu.
-Nein! Nein! Nein! - krzyczał blondyn podtrzymując szatyna - Włochy nie zamykaj oczu, zabiorę cię do medyka! Proszę mów do mnie!
♪
-Ameryko potrzebuje lekarza! - krzyknął Niemcy, a po jego policzkach spływały łzy - a ty Włochy nie zamykaj oczu, zabraniam ci zasypiać!
-Nie mam tu żadnego lekarza, czy choćby medyka i przecież nie muszę ci pomagać, a poza tym i tak nigdzie nie pójdziesz. - Alfred strzelił w nogę blondyna, który padł z Włochem na ziemię.
-Włochy mów do mnie i nie zamykaj oczu, wyjdziesz z tego żołnierzu! - krzyknął Niemcy, a łzy nie przestawały spływać po jego policzkach. Nie zwracał uwagi na ból przeszywający jego nogę, wtedy liczył się tylko Włochy - możesz nawet śpiewać.
-Io ho avuto solo te... E non ti perderò... N-non ti lascerò
Per cercare nuove illusioni... - zaśpiewał Włoch po czym zaczął opowiadać - ... Tytuł tej piosenki brzmi „Io Che Amo Solo Te" c-co oznacza... „kocham tylko ciebie". Przez tekst chciałem ukazać moje uczucia... Do Niemiec.
Włoch mówił coraz ciszej i słabiej, Niemcy nie dopuszczał do siebie tego co się dzieje. Chciał wstać z szatynem na rękach i zanieść go do medyka. Nie mógł... Nie mógł wstać, nie ważne jak bardzo się starał. Żebra bolały go okropnie, a zraniona noga nie pozwalała mu wstać. Blondyn był cały w krwi szatyna, który o dziwo nie płakał. Przytulił go do siebie bez namysłu a ten lekko oddał gest.
-T-Ti Amo N-Niemcy i pamiętaj zawsze będę przy tobie... Niemcy - jego głos ucichł, a ręce bezwładnie spadły z pleców Niemca na ziemię.
Nein... Nein... N-nein... Italien... - wyszeptał cicho Niemiec i przestał przytulać nieruchome ciało szatyna. Nie ukrywał łez, teraz było mu wszystko jedno - powiedz mi, że to żart... Proszę... Nie rób mi tego... Italien...
Jednak Włoch przestał już oddychać.
-Dobra robota braciszku! - krzyknął Alfred oglądając się za siebie.
Podszedł do niego blondyn, bardzo podobny do Ameryki, jednak i tak było widać liczne różnice między braćmi.
-K-Kanada? - wyszeptał Ludwig. Najpierw Ameryka staje się dziwnym psychopatą, później Włochy staje się odważny. A na końcu Kanada zastrzelił Włocha. Coś było nie tak zdecydowanie, nie tak.
-Wiesz... Niemcy nie da rady popełnić samobójstwa, kraje nie mogą tego zrobić. Więc teraz będzie cierpiał, będzie cierpiał za to wszystko co nam zrobił. - mówił Alfred do swojego brata - zabicie najbliższej osoby boli najbardziej.
-T-Tak. - powiedział cicho Kanadyjczyk, to nie tak, że tego chciał. Brat go zmusił, nie miał innego wyboru.
-Kanada?! - krzyknął jakiś głos wydobywający się z lasu - skarbie co tu się stało?!
Z lasu szybko wybiegła czwórka aliantów. A na samym przedzie Francja. Chiny widząc płaczącego Niemca, który siedział na ziemi, trzymając na rękach szatyna. Podbiegł do nich,ale było już za późno. Ciało Włocha z minuty na minutę robiło się coraz bardziej zimne to był koniec.
♪
Położył czerwonego znicza na szarej płycie, która służyła za nagrobek. Otworzył wieczko i zapalił święcę znajdującą się w środku. Przychodził tu co miesiąc, zawsze piątego dnia miesiąca, od 2 lat. Na nagrobku widniał napis "Feliciano Vargas, Włochy", a pod spodem " ur. 17 Marca ?r. zm. 5 Października 1954r.". Niemcy usiadł na ławkę, która była na przeciwko nagrobka.
-Włochy dużo się ostatnio działo, jak wiesz przegraliśmy tamtą wojnę... Ameryka zdał sobie sprawę z tego co zrobił, jednak twierdził, że nie ma wyrzutów sumienia. Za to Kanada... Z nim jest trochę gorzej przez ostatni miesiąc mu się pogorszyło, coraz częściej nie przychodzi na konferencje. Ameryka twierdził, że źle się czuje, ale nie wiem czy mam mu ufać... Pewnie zastanawiasz się, dlaczego Romano cię nie odwiedza? Popadł w depresje, twoja śmierć wstrząsnęła nim tak bardzo jak mną. Jednak ja jeszcze jestem w stanie jakoś funkcjonować, on radzi sobie o wiele gorzej. - mówił Niemcy, jak to zwykle robił, gdy tutaj przychodził - zaczął mówić, że to wszystko przeze mnie. Ma racje, gdybym nie był taki samolubny... Dałbym radę cię uratować, ale... Nie potrafiłem. Przepraszam. Twój brat utrzymuje kontakt jedynie z Hiszpanią, cały czas u niego przesiaduje. To dobrze, że może na niego liczyć, Hiszpania jest dobrym chłopakiem, twój brat trafił do idealnych dla niego rąk. Wszyscy za tobą tęsknią, ale myślę, że ja najbardziej. W końcu postanowiłem wziąć się w garść i nie płakać. Pozwoliłem sobie na jedną chwilę słabości w ubiegłym miesiącu. To i tak ogromny postęp. Wyobrażałem sobie jakby to było gdybyśmy byli parą... Wiem głupie. Dlatego się rozpłakałem, bo wiedziałem, że nigdy tak nie będzie. Pewnie pamiętasz wszystko z czasów gdy byłeś dzieckiem. Ja niestety nie pamiętam nic, pewnego dnia Prusy oznajmił, że jestem jego bratem i mam na imię Niemcy, chociaż wcześniej nazywałem się Święte Cesarstwo Rzymskie Narodu Niemieckiego. Wiesz wpadłem na pomysł, że sokoro nie mamy nieba, musimy gdzieś trafić, prawda? Więc może tam się kiedyś spotkamy i razem będziemy szczęśliwi.
I tak Ludwigowi mijał cały dzień, przychodził z nowym zniczem, zapalał go i opowiadał nad grobem Włoch, co działo się przez ostatni miesiąc. Potrafił tak kilka godzin mimo, że na zewnątrz była zima. Bardzo tęsknił za małym szatynem, za jego dotykiem, za jego śmiechem. Za nim całym. Jednak żył z dnia na dzień. Czasem nie potrafił wytrzymać i w losowym momencie puszczały mu nerwy. Potrafił zacząć płakać bez powodu, tak myślały inne państwa. Jednak tak na prawdę cały czas myślał o małym Włoszku. W jeden dzień stracił kogoś kogo kochał, jego zdaniem stracił wszystko. Jedna głupia chwila, mógł obronić Włochy swoim ciałem. Jednak nie potrafił przewidzieć ruchów Amerykanina. Żałował, że to on nie dostał tej kulki, ciekawe czy wtedy zostawiliby Włochy w spokoju? Po jego policzku spłynęła pojedyncza łza. Ile jeszcze wytrzyma? Powoli miał dość. Chciał żeby Włoch był przy nim, tak bardzo tego pragnął, jednak nikt nie potrafił cofnąć czasu...
_____________________________
Koniec.
Jak się podobało?
Ten one shot był planowany od bardzo dawna, cieszę się, że w końcu ujrzał światło dzienne.
Tłumaczenie piosenki:
Są ludzie, którzy mieli tysiące rzeczy,
całe dobro, całe zło świata.
Ja miałem tylko ciebie
i nie stracę cię,
nie pozostawię cię
dla poszukiwania nowych przygód.
Są ludzie, którzy kochają tysiące rzeczy
i zatracają się na ścieżkach świata.
Ja, który kocham tylko ciebie,
ja zatrzymam się
i podaruję ci
to, co pozostało
z mojej młodości.
Ja miałem tylko ciebie..
i nie stracę cię,
nie pozostawię cię
dla poszukiwania nowych złudzeń.
Zwrotka, która się powtarzała:
Ja miałem tylko ciebie..
i nie stracę cię,
nie pozostawię cię
dla poszukiwania nowych złudzeń.
Piosenka autorstwa Sergio Endrigo, a nosi ona tytuł „Io Che Amo Solo Te".
Kiedyś tu wrócę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top